Wiedźma szybkim krokiem podążała przez wieś. Wychodzący do porannych zajęć wieśniacy natychmiast znikali w domach, nie chcąc stanąć na drodze jej gniewu. Kowal był spokojny.
Mila z impetem kopnęła w drzwi jednej z lepianek. W ubogim wnętrzu na barłogu leżał spity mężczyzna. Wiedźma wzięła polano i fachowo ugodziła go w splot słoneczny, a kiedy zwijał się, wymiotując, zaczęła rytmicznie wybijać na nim polanem, pokrzykując:
-Nie! Będziesz! Bił! Żony! Bo! Rzucę! Urok! I! Ci! Kuśka! Zwiędnie!
Wykonawszy, co swoje, powiedziała do kowala i Topfera:
-Myślałam, że będzie jeszcze w stanie się bronić, sama nie dałabym mu rady. Jestem tylko kobietą – zakończyła z krzywym uśmiechem, po czym zwróciła się do Długonogiego:
-Chodź, teraz mogę ci pomóc. Ale najpierw wrócimy do mnie.
- Muszę iść pracować nad zamówieniami panów. – powiedział kowal.
-Dobrze, Thorstein, nie chcę cię narażać –odparła Mila.
Kiedy już byli koło chatki wiedźmy, zwróciła się do Topfera:
-O co chodzi, Długonogi?