Zamysł krasnoluda się powiódł - jeden z patrolujących żołnierzy dał nogę (a właściwie kopyto) i o ile coś go nie zeżre po drodze w dół, to zaniesie wieści o ataku na patrol i zajętym posterunku - przez zbójców, najemną bandę, imperialnych dywersantów... - pewnie będą się zastanawiać o co tak naprawdę chodzi.
O to ostatnie natomiast chodziło brodaczowi - im dłużej graniczni będą zwlekać nie znając zamiarów ani siły wroga blokującego przełęcz, tym większe ciśnienie będzie wywierane na dowództwo w obozie na dole i tym większa szansa na popełnianie błędów. Oby pomysł pchnięcia Brocka z zadaniem odblokowania przełęczy przyszedł im do łbów jak najszybciej.
Detlef nie wiedział, jak długo tamtym zejdzie na obmyślenie sposobu rozwiązania problemu z zakorkowaną przełęczą, jednak nie zamierzał biernie czekać na rozwój sytuacji. Tym bardziej, że musieli przygotować się na patrol od przeciwnej strony wysłany z zadaniem dowiedzenia się, dlaczego transporty z zagrabionymi dobrami przestały napływać. Wydawało mu się, że mimo poniesionych dotąd strat powinni przejąć dolny posterunek, rozebrać jego umocnienia i z pomocą zdobycznych koni przetransportować tutaj, by dobrze umocnić punkt na szczycie przełęczy. Nie mieli dość sił, by opierać się przeważającym siłom wroga na obu posterunkach jednocześnie - a materiału na barykady chroniące obrońców z obu kierunków brakowało.
Teraz jednak należało zająć się rannymi - najpierw najemnicy Brocka, następnie graniczni. W końcu nie każdy z pojmanych wrogów musiał być na wskroś zły i mieć wiele niewinnych cywilnych ofiar na sumieniu. Sporo z nich to gołowąsy, którzy pewnie nie wiedzieli nawet po co ta cała wojna jest, a podobało im się tak długo, jak to oni byli stroną wygrywającą.
Bert zasugerował, że raczej nie powinni się spodziewać granicznych dzisiaj, a może i nawet przez kilka dni. Dlatego przejęcie drugiego posterunku Detlef zaplanował na wieczór - podobnie, jak miało to miejsce przy akcji na przełęczy. Wcześniej obserwowali, że tamtejsza obsada jest mocno rozluźniona, dlatego zaskoczeni nie powinni sprawiać problemów. Zdjęcie wartowników, o ile jacyś będą, później ostrzelanie tych pod bronią i stawiających opór oraz pojmanie poddających się.
Z rana mogli zająć się rozbiórką umocnień i transportem - do pozostałości dolnego posterunku zamierzał przetransportować ciała poległych - ich pochowanie w górach było praktycznie niemożliwe, ale jeśli patrol z obozu od strony Księstw odkryje ciała to jest szansa, że zostaną przetransportowane niżej i zaznają spokoju w mogiłach, a w drugą stronę materiały do budowy barykad na szczycie przełęczy.
Problemem stawali się więźniowie - mogli ich puścić wolno, ale wtedy przekażą dokładne informacje o liczebności oddziału dywersyjnego i ten akt łaski szybko się na nich zemści. Pozostawało ich więzić, jednak do ich pilnowania potrzebni byli ludzie - tutaj najemnicy Brocka, najlepiej ci lekko ranni, którzy mogli pilnować więźniów z kuszami lub byli na tyle sprawni, by dogonić tego, który szedł na stronę za potrzebą. W celu uniknięcia masowej ucieczki więźniów kazał powiązać ze sobą uniemożliwiając ucieczkę pojedynczych osób w różnych kierunkach, natomiast pilnowaniem tych oddalających się za potrzebą (tylko jedna osoba na raz) zajmowało się dwóch ludzi Brocka - jeden z załadowaną kuszą, a drugi pod mieczem.
Odebrano im oraz ich poległym towarzyszom wszystkie przedmioty, w tym zapasy żywności. Trzeba było to wszystko policzyć i rozdzielać tak, aby wystarczyło przynajmniej na kilka dni, możliwe, że na cały tydzień. Dodatkowe zapasy powinni znaleźć na dolnym posterunku.