Bjorn był nie tylko wojownikiem, ale i myśliwym, ale musiał przyznać, że gdyby nie Una, to on sam nigdy nie trafiłby na to obozowisko. Nie umiał tropić w powietrzu, a zdawać się mogło, że właśnie w powietrzu szła Kari.
- Świetna robota - powiedział pod adresem wilczycy, po czym zaczął się rozglądać po obozowisku.
Jasną rzeczą było, iż obozowało tu kilka osób. Pięć najwyżej. I że zniknęli, pozostawiwszy po sobie broń, nieco piór, trochę krwi. Ale broń była czysta, najwyraźniej nie została użyta, a przynajmniej nie skutecznie.
Tylko gdzie się podziali właściciele tejże broni? Zamienili się w kruki i odlecieli, wraz z Kari, której śladu nie potrafiła wywąchać nawet Una?
We wszystko wmieszał się Odyn, czy może Loki?
Pospieszne przeszukanie okolicy przyniosło kolejne znalezisko - pięć koni. I jednego trupa, który nie zginął od miecza czy innej ludzkiej broni i którego twarzy nie dało się rozpoznać, jako że dobrały się do niego dzikie zwierzęta.
Przyjechali konno, poczekali, aż przyjdzie Kari, a potem zniknęli, zostawiając rzeczy, które przeszkadzałyby w lataniu?
Opowieść godna pieśni bardów. Tylko kto w nią uwierzy? Prędzej padną słowa, iż kiepscy tropiciele nie potrafili znaleźć śladu dość licznej grupy osób.
- Zabierzmy to wszystko - powiedział. - Może ktoś rozpozna tego nieboszczyka po ubraniu? A może Sindri zdoła coś powiedzieć na temat mieczy. Wszak każdy kowal ma swój styl wykuwania broni. |