Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:30   #431
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Van den Allen napiła się.
Chłeptała krew Alice. Picie jej sprawiło jej dziwną przyjemność. Coraz mocniejszą i mocniejszą. Westchnęła i przeciągnęła się. Jej umysł zalała fala rozkoszy. Wzbierała się w niej i wzbierała… Puls przyspieszył, twarz zaczerwieniła się… Wnet Emilia jęknęła.
- N-nie… - syknęła, kiedy nadeszła pierwsza fala prawdziwej rozkoszy.
Alice obserwowała ją. Pamiętała, że jej bracia również zareagowali rozkoszą, kiedy podała im swoja krew. Usiadła więc obok Emilii i czekała. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce powinna zacząć zapadać w ten sen, po którym zbudzi się już odmieniona.
- Spokojnie… To normalne… Uczucie rozkoszy - powiedziała i obserwowała stan kobiety. Tymczasem wzięła jakąś czystą gazę i przyłożyła do rany na ręce. Wyrzuciła skalpel i czekała.
- Ach tak… - mruknęła Emilia. - Proszę… więcej… daj mi więcej krwi… - szepnęła. - Jak nie dasz… to będzie źle...
Była złakniona Alice. Wielu mężczyzn również, ale siostra dyrektor dla odmiany poczuła ogromny apetyt na nic innego, tylko jej krew…
Alice wiedziała, że Thomas też miał problem z zaprzestaniem picia. Podeszła do kobiety i dała jej jeszcze trochę. Miała nadzieję, że to jej pomoże i tylko przyspieszy naprawę i unormowanie energii w ciele Emilii. Nie zamierzała jednak pozwalać jej pić zbyt wiele. Wkrótce chciała znów zabrać dłoń, by zakryć ranę gazą.
- Ach… - jęknęła van den Allen. - Sergio… jednak żyjesz…? - zapytała.
Spojrzała w bok rozleniwionym, naćpanym wzrokiem. Przez chwilę ogniskował się na Alice, ale potem zbaczał lub przez nią przenikał.
- Czy znalazłeś? Czy wróciłeś…? - mruknęła. Uśmiechnęła się lekko. Bez wątpienia ów Sergio był jej przyjacielem. - Pocałuj mnie proszę. Jesteś jedyną osobą, która nie byłaby mi drzazgą… - szepnęła.
Alice zastanawiała się do kogo mówiła. Do niej, czy do Sergia? Nie poruszyła się. Czekała i obserwowała. Nie chciała zostawić kobiety, póki nie upewni się, że wszystko w porządku.
- Czy znalazłeś Diadem Życia, Sergio? - zapytała. - Myślę, że tylko on mnie uratuje.
Podniosła dłoń i złapała nią kurczowo rękę Alice. O dziwo nie była aż taka słaba, jak wydawało się, patrząc na nią. Może to krew Harper przywracała jej siły.
- Sergio, mój Sergio… - rozpłakała się. - Jednak nie umarłeś… Przeżyłeś i wróciłeś do mnie…
- Pamiętasz gdzie był skryty, ów diadem? - zapytała spokojnym tonem Alice. Diadem życia brzmiało jak coś, co chciałaby posiadać. Jeśli Emilia sądziła, że to ona była Sergiem… Pogłaskała jej dłoń swoją drugą.
- Daj mi jeszcze trochę krwi, proszę… - szepnęła. - Odchodzę od zmysłów. Widzę czerwień, twoją czerwień, Sergio. Szkarłat wylewający się z twoich żył. Pozwól umoczyć mi w nim usta. Pozwól mi dostąpić tego sakramentu… - jęknęła.
Odchyliła głowę do tyłu i zamruczała z przyjemności, która wirowała w jej ciele. Była coraz bardziej i bardziej intensywna. Temperatura jej ciała wzrosła, serce biło coraz szybciej, a tętno skakało, próbując ustosunkować się do euforii w jej umyśle.
Alice pochyliła się i poklepała ją po ramieniu.
- Nie mogę dać ci więcej, może ci zaszkodzić - powiedziała i spróbowała ostrożnie wysunąć dłoń.
- Opowiedz mi co pamiętasz o diademie, moja droga… - powiedziała uprzejmym tonem.
- Usycham - szepnęła Emilia, przymykając oczy. - Z tęsknoty. I z pragnienia. Pozwól mi je ugasić… inaczej spłonę niczym stóg wyschniętej trawy… - mruknęła. - Zamęt kłębi się w moim umyśle. Moje serce bije szaleńczo, a w ustach czuję słodki posmak słodyczy z dzieciństwa. Jeruzalem… och, zabrało mi mojego Sergia i nie chce mi go oddać… - szepnęła. - Pozwól napić mi się swojej krwi, chcę zobaczyć go raz jeszcze… Błagam cię, jeśli to błagania chcesz słuchać…
Alice poddała się i dała jej napić się jeszcze. Harper nie miała serca dawać jej się męczyć. Z tego co pamiętała, Thomas i Arthur szybciej zapadli w sen. Czy to była wina tego, że ona już była Konsumentką? Miała nadzieję, że jednak w pewnym momencie kobietę ogarnie ten stan co pozostałych i wszystko pójdzie tak, jak powinno. Alice zerknęła na jej energię.
Płonęła.
- Och, serce Jeruzalem… - szepnęła Emilia. - Dzwony Jeruzalem… Ognie Jeruzalem… Oddajcie mi mojego Sergia…
Napiła się. Następnie zamknęła oczy. Na jej twarzy zaczęła rysować się znowu błogość. Uśmiechnęła się. Potem drgnęła. Rozwarła powieki, przechyliła się w bok… i spojrzała w bok.
- Sergio… przyszedłeś po mnie - szepnęła.
Zaczerpnęła powietrze po raz ostatni. Jej serce biło szaleńczym, niemożliwym rytmem. Nie mogło go znieść już dłużej. Odpuściło. Pracowało jeszcze przez chwilę… po czym przestało na zawsze.
Alice obserowała ją jeszcze kilka chwil w milczeniu. Zrozumiała co nastąpiło… Podniosła dłoń i dotknęła szyi Emilii w poszukiwaniu pulsu. Nie znalazła go.
Zrozumiała, że umarła i to dlatego, że podała jej swoją krew. Jej organizm nie dał rady. Alice wzdrygnęła się. Zabiła pierwszą konsumentkę… Siostrę Alicii Van den Allen. Przełknęła ślinę. Założyła rękawiczki na dłonie. Ułożyła Emilię w godnej pozycji. Następnie opuściła pomieszczenie. Musiała pójść po Jen, a potem do tamtego domku. Musiała pozbyć się laptopa odpowiedzialnego za monitoring…
Wychodząc, ujrzała laptop znajdujący się tuż pod jedynym oknem strychu. Był zamknięty i najpewniej zabezpieczony hasłem. Czy jednak chciała spróbować go uruchomić? Nawet jeśli zajęłoby to nieco cennego czasu…
Alice podeszła i spróbowała wpisać hasło ‘Sergio’, a jeśli nie zadziałało ‘Jeruzalem’... Była ciekawa, czy zadziałają.
Jeruzalem o dziwo okazało się poprawną odpowiedzią.
Komputer był prawie czysty. Znajdowało się na nim niewiele plików i folderów. Żadnych zdjęć, tylko kilka dokumentów. Dużo ciekawsze były nazwy aplikacji zainstalowanych na pulpicie. “Panel IRWD - 1”, “Panel IRWD - 2” oraz trzeci, “Panel IRWD-3”. Najwyraźniej Emilia posiadała jakąkolwiek kontrolę nad tajną bazą IBPI. Wspominała coś o tym na samym początku, że to ona była odpowiedzialna za uwolnienie Gryli i Zoli Zairy. Alice nie pociągnęła tego tematu i już nigdy nie miała dowiedzieć się, co dokładnie zrobiła Emilia… jednak możliwe, że uczyniła to, nie opuszczając strychu…
Alice kliknęła Panel IRWD-1, chcąc zobaczyć co było zawarte w środku. Była zaciekawiona co skrywał komputer. Musiała szybko odciągnąć swój umysł od martwej kobiety. Jeśli jej siostra się dowie… To będzie problem. Ogromny. Oczywiście, zależy jak bardzo Alicia była przywiązana do Emilii… Zwłaszcza po tym, jak uprawiała seks z jej wtedy teraźniejszym mężem… To były skomplikowane powiązania rodzinne. Pokręciła głową.
Wyskoczyła prośba o wpisanie hasła. Mimo wszystko IBPI posiadało nieco lepsze zabezpieczenia. Zwykłe “Jeruzalem” nie dawało Alice władzy nad całym IRWD. Zapewne kody do tych trzech paneli były długie i składały się z nieskończonej ilości małych i dużych liter oraz cyfr.
Co ciekawe… nagle pojawiło się powiadomienie. “Masz nowego maila!” Okienko zabłyszczało w prawym dolnym rogu ekranu.
Alice otworzyła szerzej oczy i odpaliła wiadomość. Był tu dostęp do internetu… Czy to dlatego, że Emilia miała związek z IRWD? Blokada jej nie obejmowała? To by było świetne, bo mogłaby tu skorzystać z sieci i porozumieć się ze światem zewnętrznym.

Cytat:
Napisał Alicia van den Allen
Nie wiem kim jesteś, ale cię zabiję.
To była prosta wiadomość. Jednak nie musiała być dłuższa, żeby jej sens w pełni trafił do Harper. Najwyraźniej dyrektor wiedziała już o śmierci siostry… a także że ta włączyła swój komputer… po swojej śmierci? Wniosek mógł być tylko jeden. Emilia nie zmarła śmiercią naturalną. Ktoś zabił ją, po czym zaczął przeszukiwać komputer. Bez wątpienia ani opieka medyczna, ani ochrona nie zainteresowałaby się w takich okolicznościach laptopem jej młodszej siostry. Z drugiej strony… Alicia nie wiedziała, kto zabił Emilię… więc nie miała zapisu z kamer. Jeżeli posesja miała dostęp do internetu, to bez wątpieni van den Allen mogła przejrzeć wysłane zapisy z monitoringu. Po to tam był. Żeby wiedziała, co się dzieje u siostry i miała pewność, że wszystko było w porządku… W takim razie… co takiego widziała na zapisie kamer? Czy właśnie teraz uporczywie wydzwaniała do wszystkich nieżywych ochroniarzy?

Alice zastanawiała się. Po czym zacisnęła pięść. Zaczęła odpisywać.

Cytat:
To był jej wybór, ale trzeba było lepiej pilnować obiektów badań. Pół Islandii nie ma zasięgu, ani internetu. Twoje IRWD nie istnieje, a jezioro nie nadąża z przetwarzaniem kosmicznego gówna. Dodam również, że Zola Zaira jest na wolności i był tu przede mną. Pozdrawiam serdecznie.
Alice spostrzegła zieloną diodę która zapaliła się powyżej ekranu. Kamerka internetowa została zdalnie aktywowana…
Harper była zmęczona i było to po niej widać. Podniosła wzrok na kamerę. Zaczęła pisać kolejnego maila.

Cytat:
Twoja siostra z jakiegoś powodu wypuściła Zairę i olbrzymkę, ten wymordował twoich detektywów, a teraz robi problemy mi. Nie wiem, czy na tak wysoką górę dotarła informacja o zaginionych detektywach, którzy opuścili Lagunę, ale dwoje twoich detektywów nie mogąc liczyć na ciebie, zwróciło się wręcz o pomoc do mnie. Tylko że nie miałam pojęcia, że IBPI ma zamiar stworzyć armię pojebanych, psychotycznych żołnierzy. Świetny pomysł. Ciekawe, czy Bibliotheka zezwoliła na takie mutowanie ich energii kosmicznej. Nie zdziwiłabym się, gdyby to był powód nadchodzącej apokalipsy.
Posprzątaj swoje gówno, Alicio.
Bo umierają ludzie.
Spojrzała na swój telefon, czy nadal nie miała sieci i ile jeszcze miała czasu. Następnie zerknęła w kamerę zmęczona i znużona.

Alicia bez wątpienia musiała być coraz bardziej wściekła. Alice weszła do domu jej siostry, zabiła ją, po czym beształa przez internet, co najmniej jak gdyby były równe sobie, a Harper nie była pełzającym, rudym karaluszkiem. Nie odpisała nic, jednak kamera wyłączyła się. Van den Allen kompletnie nie była w nastroju na wdawanie się w mailowe pyskówki z kimś takim, jak Alice. Przekazała jej prosty komunikat już w pierwszym mailu. “Nie wiem kim jesteś, ale cię zabiję.” Teraz już Alicia wiedziała.
Harper westchnęła ciężko. Domyślała się, co Alicia czuła. W końcu w Helsinkach straciła Natalie. Nie myślała wtedy w pierwszej chwili o tym co powinna zrobić, a o tym jak chciałaby i mogła skrzywdzić osobę, która była temu winna. Alice zamknęła laptop, ale spróbowała się swoim telefonem podpiąć do sieci wifi posiadłości. Czy mogła chociaż wysłać maila? Z drugiej strony… Chyba wolała tego nie próbować. Zrezygnowała. Podpięcie się tu mogłoby dać Van den Allen dostęp do niej, a teraz przecież ewidentnie odkopano topory wojenne. Westchnęła ciężko. Sytuacja tylko się pogarszała. Ruszyła na dół.
- Jen, znalazłaś książkę? Jedziemy - oznajmiła i rozglądała się, gdzie była blondynka.
- Patrz, widzisz? - Jen zapytała, wyglądając przez okno. Stała w wytwornej kuchni, która mogłaby zachęcić do samodzielnego gotowania nawet Królową Elżbietę. - Znalazłam książkę, bardzo mi się podobała - powiedziała. - To o fabryce czekolady, napisał to pan Roald Dahl. Skojarzyło mi się z Nutellą. Może dowiem się z tej lektury, jak otworzyć taką fabrykę, wtedy miałabym dużo czekolady dla wszystkich moich przyjaciół.
Wciąż stała i wpatrywała się przez okno.
Rudowłosa uniosła brwi.
- Dahl? Pokaż mi tę książkę - poprosiła i podeszła bliżej, żeby obejrzeć. Czy to był zbieg okoliczności? Wyciągnęła rękę po książkę.
“Charlie i fabryka czekolady”. Autor Roald Dahl. To był popularny autor książek dla dzieci. Napisał na pewno też “Matyldę”, jakąś książkę o wiedźmach i najpewniej miał w swoim dorobku jeszcze inne tytuły. Jen podała książkę, ale niedbale, bo wyglądała przez okno. W rezultacie tom wypadł z jej dłoni. Uderzył o podłogę, otwierając się na przypadkowej stronie.

Cytat:
Wszystko jest tutaj jadalne, łącznie ze mną. Ale to nazywa się kanibalizmem, drogie dzieci, i spotyka się z dezaprobatą w większości społeczeństw.
Alice przeczytała jeden z akapitów, schylając się po książkę.
- Przepraszam - mruknęła Jen.
Alice podniosła książkę, po czym wyprostowała się i spojrzała przez okno, chcąc dowiedzieć się na co tak bardzo patrzyła Jen.
- Co to takiego? Czy to jakieś działo? Na przykład działo pozytronowe?
To była antena satelitarna zamontowana na tyłach stróżówki. Sekret dostępu posiadłości do internetu został rozwikłany.
- To jest antena satelitarna. Dzięki niej ta posiadłość ma internet - wyjaśniła Alice.
- Chodźmy. Możesz zabrać sobie książkę o fabryce czekolady - zgodziła się i pokierowała Jen, by stąd wyszły. Powinny już wracać do hotelu, żeby spotkać się z Fanny i Brandonem i taki plan miała Alice.
- Wszystko w porządku? - zapytała Jen. - Znalazłaś coś ciekawego na górze?
Zaczęła skakać i okręcać się wokół własnej osi, zmierzając do samochodu. Najpewniej jeszcze dodatkowo śpiewałaby, gdyby nie to, że oczekiwała na odpowiedź Alice.
Harper pokręciła głową.
- Jedynie ślady błędów przeszłości. Nic miłego. Chodźmy. Mam nadzieję, że Brandon i Fanny mieli lepsze szczeście, niż sterta trupów i więcej problemów. Ale chociaż książkę masz fajną - stwierdziła, gdy wsiadały do samochodu. Alice czuła się taka zmęczona…
Jen spojrzała na okładkę, a potem na pierwszą stronę. Poruszała wargami. Alice zrozumiała, że dosłownie składała litery. Najwyraźniej nie miała wielkiego doświadczenia w czytaniu. Po pierwszym zdaniu skrzywiła się.
- To jednak nie jest taka zabawa, czytać książki - powiedziała.
Alice zapaliła silnik i odjechały z tej przeklętej posiadłości…
- To ja ci poczytam, jak będzie okazja - zaproponowała Harper. Odjechały. Skierowała je w stronę hotelu, gdzie miały ponownie spotkać się z dwójką detektywów. Miała nadzieję, że nic im się nie przytrafiło. Alice czuła się przygnębiona. Całe spotkanie z Emilią rozdrażniło ją i zraniło. Sprawiło, że stała się smutna, jako człowiek i jako opiekunka Konsumentów. Dodatkowo krótka wymiana uprzejmości z Alicią nie dodała jej otuchy. Miała nadzieję, że kobieta mimo wszystko nie zareaguje dość szybko, by od razu dorwać ją na Islandii. Alice nie chciała skończyć w takim więzieniu jak Zola…
Wnet Alice trafiła do Reykjahlid. To była wieś licząca trzystu mieszkańców. Widok dużego samochodu policyjnego na jej terenie zdziwił ją. Spojrzała na rejestrację. Skojarzyła, że widziała podobne numery w Akureyri. Najpewniej miasto wysłało do Myvatn patrol, chcąc upewnić się, że wszystko w porządku. Przecież nikt nie odbierał tutaj telefonów już od jakiegoś czasu… No cóż, policjanci mieli wiele obiektów do odwiedzenia. Na razie jednak snuli się niepewnie po okolicy.
- To policja! - powiedziała Jen. - Może nam pomoże! Idziemy do nich? - zapytała.
- Nie dadzą rady nam pomóc… Nasz wróg jest za silny dla zwykłej policji - powiedziała wzdychając. Pokierowała auto do hotelu. Miała nadzieję, że wszystko było w porządku…
Zaparkowała samochód na parkingu przed obiektem. Ujrzała przez okno Fanny i Brandona. Znajdowali się w restauracji. Wstali, kiedy tylko ujrzeli zbliżający się, znajomy, wynajęty pojazd Alice. Brice pomachała jej delikatnie. Kiedy upewniła się, że ją zobaczyła, usiadła z powrotem do stolika. Baird natomiast cały czas stał przy oknie i spoglądał na samochód.
- Przyjaciele! - Jen ucieszyła się, wyrzucając ręce w powietrze.
 
Ombrose jest offline