Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:31   #432
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice w milczeniu podeszła do dwójki byłych detektywów.
- Cieszę się, że was widzę… - powiedziała, choć nie wyglądała tak radośnie jak Jen.
Tej jeszcze z nią nie było. Wdała się w krótką dyskusję z recepcjonistką po drodze do restauracji. Chciała koniecznie pochwalić kolor jej bransoletki. Wyszło nieco niezręcznie, bo na koniec zapytała, jak nazywa się ta barwa, choć chodziło o najzwyklejsze srebro.
- Cali i zdrowi - tymczasem Baird przywitał się z Alice, uśmiechając się do niej lekko.
- I co znaleźliście? - zapytała zaciekawiona. Obserwowała chwilę Jen, czy wszystko z nią w porządku, po czym ponownie skupiła się na dwójce detektywów. Miała nadzieję, że znaleźli jakieś przydatne rzeczy… Ona nie mogła powiedzieć tego o swoim wyjeździe, poza tym, że tylko bardziej ją zraniło.
- Zamówić ci coś? - zapytał Brandon.
Fanny zerknęła na niego. Sami pili tylko kawę.
- To zwykła ośnieżona góra - powiedziała. - Czy tam wulkan, lub krater. Spokojnie tam i cicho. A jednak… ujrzałam świeżo skopaną ziemię w jednym punkcie. To zabrzmi głupio, ale mam wrażenie, że ktoś kopał tam tunel wgłąb ziemi… - zawiesiła głos. - Tyle że jest już zasypany. A poza tym ujrzałam w śniegu ogromne kroki prowadzące na południowy wschód. W stronę Lofthellir. Jakby mamut znikąd pojawił się na Hverfjall i potem zdecydował się na wielką wędrówkę przez fałdy śniegu. Na sam koniec… odnalazłam nasz samochód. Ten, w którym uprowadzeni zostali twoi bracia… - zawiesiła głos. - I to znajdował się wewnątrz krateru. Kompletnie porzucony, ale na pewno normalny. Nie wyglądał jak coś, co mogłoby latać.
Alice drgnęła. Spojrzała na Brandona.
- A czy ty widziałeś kwiaty Brandonie? - zapytała. Nie miała chyba ochoty na nic do picia, ani jedzenia. Chciała się w pełni skupić na tym co mieli jej do przekazania.
- O dziwo widziałem - powiedział. - Nie spodziewałem się ich zobaczyć. Zrobiłem zdjęcie, ale nie ma ich na nim. Jednak… no nie wiem. To nie mogło być złudzenie. A jak było, to na pewno celowe i nadnaturalne. Wyszedłem i próbowałem zerwać kwiatka. Udało mi się, ale kilka minut później rozsypał się w mojej kieszeni. Następnie ruszył w stronę wejścia do lodowej jaskini. Miałem wrażenie, że byłem obserwowany, choć nie widziałem kamer… Nie znaczy to jednak, że ich nie było. Lub to też moja paranoja i teraz będę miał wrażenie, że Zola patrzy na mnie nawet w kiblu - mruknął. - Zerknąłem do środka, przez otwór prowadzący w dół. Znajdują się tam metalowe schody. Wewnątrz również rosły kwiaty. Zdecydowałem, że jak zejdę na dół i udam się na eksplorację, to zajmie mi to dużo czasu. I nie wrócę zgodnie z terminem - mruknął. - Uznałem, że to najlepsza decyzja.
Alice zastanawiała się.
- Czyli w jednym miejscu jest potencjalnie Zola i reszta… Chyba, że tam po prostu porzucono samochód… A w drugim… Mnóstwo kwiatów… My znalazłyśmy posesję… Trupy… I siostrę Alicii Van den Allen… Zmarła - powiedziała i westchnęła ciężko.
Brandon i Fanny zastygli w bezruchu i spojrzeli na Alice, jak gdyby ta nagle zaczęła porozumiewać się w obcym języku. To było może nawet trochę śmieszne, bo Brice miała filiżankę tuż przy ustach i nie opuszczała jej, chociaż też z niej nie piła. Zdawało się, że obydwoje czekali na puentę tego żartu, choć z drugiej strony nie spodziewali się, żeby taki żart mógł mieć jakąkolwiek puentę…
- Puenta żartu jest taka, że Emilia była pierwszą stworzoną przez Joakima Konsumentką… Nie wyszło mu to i cierpiała piętnaście lat na całą masę chorób i dolegliwości. Chciała umrzeć. Poprosiła mnie o to. Ja zaproponowałam, że spróbuję jej pomóc, jednak nawyraźniej jej ciało nie było w stanie już więcej znieść, po tak długim czasie przebywania w destabilizacji energetycznej… Ale nie cierpiała, przynajmniej w tym momencie… Bo z tego co zrozumiałam, ostatnie piętnaście lat to był jej koszmar. Dzisiejszy dzień… To nie jest mój dzień… Chciałabym butelkę whiskey… Ale nie mogę… - powiedziała cierpko.
Fanny odłożyła wreszcie filiżankę, ale nadal wpatrywała się w Alice. Podobnie Brandon. Obydwoje nie wiedzieli nawet od czego zacząć. Na pewno mieli masę pytań.
- Wiedziałaś o tym? Że znajduje się tutaj siostra dyrektor IBPI? - zapytała Fanny.
Bez wątpienia oni o tym nie wiedzieli. Milczeli, próbując sobie uzmysłowić, co to tak właściwie znaczyło.
- Nie miałam bladego pojęcia. Pewnie jakbym wiedziała, to w ogóle bym tam nie pojechała. Nie potrzebna mi była ta wiedza… To nowe doświadczenie… Co ze mnie za królowa ula, jeśli nie mogę ocalić swoich pszczół… - powiedziała i spuściła wzrok w dół.
- Zdaje mi się, że to będzie koniec i topory wojenne zostaną odkopane, po tej felernej Gwiazdce - powiedziała i westchnęła ciężko.
- Zabiłaś ją? - zapytała Fanny. - Zabiłaś siostrę Alicii van den Allen?
Brandon zerknął na nią, a potem na otoczenie.
- Ciszej - syknął.
Twarz Brice nie wyrażała żadnych emocji.
- Jak to możliwe że ona w ogóle była Konsumentką… stworzoną przez Joakima… Piętnaście lat temu…? - układała sobie to wszystko w głowie. - A co ona tu w ogóle robiła? Przy tym przeklętym jeziorze?
- Zabiła ją niestabilność energii. Wyczułam, że mogłabym spróbować pomóc jej ustabilizować ją, jako źródło mocy Konsumentów. Musiało jednak minąć zbyt wiele czasu i jej organizm nie dał już rady się uspokoić. Nie wzięłam młotka i nie zatłukłam jej z premedytacją, jeśli o to pytasz Fanny. Naprawdę, z całego serca, szczerze chciałam, by wyzdrowiała - powiedziała i głos jej zadrżał.
- To bardzo przykra historia między trojgiem członków rodziny. Między Joakimem, Alicią i Emilią. Sprzed powstania Kościoła. Nie wiem, czy powinnam wchodzić w szczegóły - powiedziała i skrzyżowała ręce.
- A co do jej pobytu tutaj, ujęła to tak, że posiadłość w której żyła, to złota klatka, stworzona przez jej siostrę. Czemu w tym miejscu, nie mam pojęcia… Emilia jednak zdradziła mi jeszcze coś… To ona odpowiadała w jakiś sposób za uwolnienie Zoli i tej olbrzymki - dodała. Otworzyła szerzej oczy. Czy te ślady, które widziała Fanny, mogły należeć do Gryli? To by miało sens… Chociaż, nie do końca.
- Dobrze, że nie ma internetu - powiedział Brandon. - Oni sieci. Alicia pewnie wysłałaby pluton egzekucyjny po pierwszym nieudanym połączeniu z siostrą. Skoro zbudowała dla niej złotą klatkę, to na pewno jej na niej zależy.
- Jakby nie mogło… - Fanny zawiesiła głos. - Biedna, biedna dziewczyna. Tak bardzo pokrzywdzona przez Kościół Konsumentów. Nie ona jedna - dodała po chwili, rozmyślając o własnych zabitych przyjaciołach.
Baird jednak zrozumiał to po swojemu.
- Zaira również został pokrzywdzony, tyle że przez IBPI. Zdaje się, że mamy festiwal pokrzywdzonych.
- Ze wszystkimi twoimi zaginionymi przyjaciółmi na czele… - mruknęła Fanny. - Choć w sumie na czele to jednak ta biedna zmarła siostra. Śmierć chyba przebija zaginięcie.
- To zależy, co się dzieje z zaginionymi w trakcie ich zaginięcia.
Brice skinęła głową.
- To prawda. Są losy dużo gorsze niż śmierć.
- Śmierć to wyzwolenie z męki. A jeśli ta kobieta była w męczarniach tyle lat… To nie mógł być aż tak zły los… Mam nadzieję… Przynajmniej, próbuję w to wierzyć… Nie jestem bezduszną morderczynią, to nie tak… Że po prostu przejdę obok tego obojętnie - powiedziała i potarła nerwowo kark dłonią. Alice nie była psychopatką, jej emocje był nawet bardziej wrażliwe na odczucia ludzi naokoło. Wiedziała, że kiedy stres nieco opadnie. Kiedy spróbuje się odprężyć… Właśnie wtedy nadejdzie i napadnie ją jej własny lęk i cały nagromadzony niepokój.
- Alicia na pewno nie będzie tego tak widziała - mruknął Brandon. - Na szczęście nie wie, że to ty. Inaczej byłby niezły konflikt między Konsumentami i IBPI - westchnął. - A to ostatnia rzecz, jaką w tej chwili potrzebujemy.
Alice uśmiechnęła się bardzo cierpko.
- Jest spora szansa, że wie… - powiedziała ciszej.
Przez chwilę milczeli. Każdy, może poza Jen, wiedział, jak bardzo sytuacja była nieciekawa. I każdy też wiedział, że inni o tym wiedzą. Żaden komentarz nie był konieczny.
- To jaki mamy plan na teraz? - zapytała Fanny. - Hverfjall to ślepy zaułek. Znalazłam tam nieco śladów, jednak o ile nie planujemy pobierać odcisków palców z samochodu… a raczej nie planujemy…
- I o ile nie zamierzamy kopać w tym miejscu zasypanego tunelu… - przerwał jej Brandon. - Tak właściwie mógłbym się tym zająć, gdyby dać mi dobrą łopatę.
Fanny już miała zaprotestować, lecz następnie zaczęła się zastanawiać.
- Myślę, że może byłbyś w stanie to odkopać, biorąc pod uwagę twoją siłę… Jednak czy tego właśnie chcemy? Ja bym wybrała się na wędrówkę po Lofthellir w pierwszej kolejności. Dużo bardziej dostępna lokacja. Poza tym…
Zaczęła i nagle przerwała.
Harper zerknęła na Fanny, zaciekawiona co spowodowało, że przestała mówić. Czy patrzyła w jakąś konkretną stronę? Jej dotychczasowe rozważania były sensowne i Alice skłaniała się do nich. Też sądziła, że kopanie miałoby sens, ale z drugiej strony, nie posiadali sprzętu, który pozwolilby im zrobić cokolwiek później z tą wydrążoną dziurą a Bóg jeden wiedział co czaiło się na dole. Wiedzieli natomiast, że mogło mieć związek z Zairą, a skoro tak, ten pewnie nie ucieknie, zwłaszcza, jeśli będą przebywać w pobliżu, bo zaledwie kilka kilometrów dalej. Trzy? Cztery? Nie była pewna.
Fanny jednak przestała mówić. Alice rozejrzała się, jakby szukając winnego.
Brice patrzyła raz na Alice, raz na Brandona.
- Nie wiem, czy powinnam wkładać wam do głów takie pomysły… Jednak… świeżo skopana ziemia nie musi oznaczać zasypanego tunelu. Przecież nie wiem, jak głęboko to sięgało… To może oznaczać również… pochowane ciała.
Jen błyskawicznie wstała. Tak szybko, że Fanny i Brandon przestraszyli się. Brice wydała cichy odgłos, natomiast Baird wstrzymał oddech. Krzesło za Jen przewróciło się.
- Nie! - krzyknęła w przerażeniu. - Nie…!
Ludzie w restauracji obejrzeli się na nią.
Rudowłosa cieszyła się, że to Jen krzyknęła, bo bardzo dobrze oddawała i manifestowała wewnętrzne pragnienie samej Alice. Chciałaby wstać, walnąć dłońmi o stół, krzyknąć ‘nie’ i że Fanny się myli. Przełknęła ślinę i przechyliła się by złapać Jen za dłoń.
- Spokojnie Jen… To tylko taka myśl wypowiedziana na głos, to wcale nie musi być prawda… Usiądź proszę - poprosiła blondynkę. Jej głos był sztywny i wyprany z emocji. Wolała, by to była spekulacja, by Fanny się myliła i by to był tunel, a nie prawda… Aby uzyskać odpowiedź, były dwie opcje. Albo udać się po śladach Gryli… Albo zacząć kopać. Najpierw jednak, uznała, że będzie chciała zamienić z olbrzymką dwa słowa, bo ona wiedziała co znajdowało się koło wulkanu, skoro tam kopała.
- Czyli jaka jest nasza hipoteza? - zapytał Brandon. - Zaira wywiózł twoich braci na Hverfjall, zabił ich tam, zakopał, jednak wpadł na Grylę i ona go pobiła i porwała? Bo dobrze rozumiem, że widziałaś jedynie ślady olbrzymki? A nie mężczyzny?
Fanny pokiwała głową.
- Może jednak przykrył je nowy śnieg, który potem spadł… Ale w każdym razie nie zdążył schować tych dużych, mamucich. Które najpewniej należały do Gryli. Rzeczywiście mogło być tak, że na przykład wzięła go pod pachę i zaczęła przedzierać się przez śnieg.
- Nie zwróciłem uwagi na to, ale może znalazłyby się wokół Lofthellir jakieś ślady. Jeśli to tam poszła - rzekł.
- Nie musimy spekulować. Możemy ruszyć na Hverfjall, trochę pokopać, a potem ruszyć śladami w śniegu.
- Jednak jeśli prowadzą naprawdę do Lofthellir, to czekałaby nas kilkukilometrowa wędrówka w takich warunkach… - zawiesił głos.
- Więc chciałbyś udać się od razu do Lofthellir? Czy rozdzielić się?
Baird wzruszył ramionami i spojrzał na Alice, ciekawy jej zdania.
- Sądzę, że moglibyśmy udać się na dwa auta w tamtą okolicę… Chociaż nie, to nie ma sensu, nie mamy jak się kontaktować, więc nawet jeśli ktoś obserwowałby ten wulkan, to i tak nie wiemy co by się działo. Pojedźmy wszyscy do Lofthellir. Przyjrzyjmy się temu miejscu, może zamienimy słowo z Grylą, o ile to jej siedziba… A potem pojedziemy do wulkanu i przekonamy się co tam tak właściwie jest - zarządziła Alice. Było ich mało, nie mieli dość ludzi by robić zmasowane ataki na cokolwiek, co więcej, najpewniej wkrótce na Islandię zwali sie nie dość że potencjalnie sporo członków Kościoła, to i IBPI. Z czego ci drudzy będą wiedzieli dokładnie w jaki rejon mają celować, bo Alice wspomniała o tajnej bazie w mailu. Wyglądało więc na to, że cokolwiek miało się stać, musiało się zakończyć przed wschodem słońca następnego poranka, a to oznaczało bardzo mało czasu, bo już wielkimi krokami nadciągał wieczór.
- Nie ma co dłużej zwlekać. Chodźmy - zarządziła.
- Czyim samochodem jedziemy? - zapytała Fanny.
- Chwila, zaraz wracam - rzuciła Jen, po czym wybiegła z restauracji. - Nie odjeżdżajcie beze mnie - krzyknęła przy wyjściu, zwracając ponownie uwagę ludzi.
Brandon i Fanny spojrzeli na nią, po czym ponownie na Alice.
- Będziemy musieli ubrać się ciepło - powiedział Baird. - Jesteśmy kompletnie nieprzygotowani na tego typu wyprawy. Nie mam nawet butów z dobrymi podeszwami. Choć najlepiej wziąłbym prowiant, liny, kilofy… Nie wiem, jak bardzo ta jaskinia jest przystosowana do ludzi, ale nie ma sensu jechać tam w naszym obecnym stanie - mruknął.
- We wiosce na pewno będzie supermarket… może znajdziemy takie rzeczy, choć nie sądzę - mruknęła Brice.
- W takim razie możemy poszukać jakiegoś sklepu ze sprzętem sportowym. Tam prędzej może znaleźlibyśmy kilofy, odpowiednie buty i liny… O ile w ogóle w tak niewielkiej miejscowości opłaca im się mieć taki obiekt - zaproponowała.
- Pojedźmy dowolnym samochodem.. Albo wiecie co? Pojedźmy trzema, tak naprawdę nie wiemy, czy któremuś akurat opona się nie przebije, czy coś takiego… A tak to zawsze we troje na trzy pojazdy będziemy mieć większą szansę, jeżeli jeden nagle stanie się czarny i odleci - zaproponowała Alice.
- To wy zacznijcie się ubierać, a ja zapytam o sklepy w okolicy. W recepcji powinni wiedzieć - powiedział Brandon i wyszedł.
Fanny wstała i zaczęła narzucać na siebie płaszcz. Myślała na różne tematy, jednak nic nie mówiła. Kelnerka tymczasem podeszła.
- Czy coś jeszcze? - zapytała z uśmiechem.
- Nie - powiedziała Brice. - Można to doliczyć do rachunku? - zapytała.
- Tak - odpowiedziała, po czym zgarnęła dwie puste filiżanki. Jeszcze zapytała o numer pokoju i odeszła.
Harper wstała i założyła swój płaszcz. Również nie miała zbyt rozmownego nastroju. Nie wiedziała też o czym miałaby mówić. Wizja tego, że jej rodzina mogła być potencjalnie zakopana tam w ziemi… Sprawiała, że jej serce drżało w niepokoju. Zerknęła w stronę wyjścia z restauracji, zastanawiało ją dokąd pobiegła Jen.
Zobaczyła ją, jak wybiegła z hotelu i kierowała się wzdłuż drogi na południe. Nie miała na sobie nawet ciepłych ubrań, ale to akurat nie było ich największym problemem.
- Okazało się, że jest organizator turystyczny dosłownie pięćdziesiąt metrów dalej - Brandon uśmiechnął się, wracając do restauracji. - Pani w recepcji nie wiedziała jak z ciepłymi kurtkami i butami, ale na pewno będziemy mogli wypożyczyć wszelki sprzęt do wspinaczki. Przynajmniej tyle - rzekł. - Iść to załatwić?
- Może pójdźcie razem z Fanny? Ja poczekam na Jen. Pobiegła gdzieś i jeszcze nie wróciła - zaproponowała Alice. Obie już się ubrały, więc nie było sensu, żeby się teraz znowu pozbywały swoich płaszczy. Alice po prostu liczyła na to, że dwójka detektywów załatwi sprawę sprzętu, a ona tymczasem poczeka na blondynkę przed hotelem.

Harper wyszła na zewnątrz. Robiło się już chłodniej. Padał delikatny śnieg. Zdawało się tak spokojnie i może nawet sennie. Wokół świeciło niewiele świateł. Bez wątpienia Jezioro Myvatn nie było położone w pobliżu wielkiego miasta. Okoliczny teren przypominał bardziej Trafford Park, gdzie panowała wieczna cisza i spokój. O ile w przypadku rodowej posiadłości Terrence’a tak było naprawdę… to ład i bezpieczeństwo na pobliskim terenie było więcej, niż tylko złudne. Alice czekała i czekała. Wnet ujrzała biegnącą w oddali Jen. Trzymała coś przy sobie. Oglądała się za siebie, po czym przyspieszyła. Biegła bardzo, bardzo szybko…
Alice uniosła brew. Miała nadzieję, że blondynka niczego nie ukradła… To byłoby… No cóż, nie mniej problematyczne co ptak, który postanowiłby za pięć minut narobić jej na głowę. Rudowłosa doszła do wniosku, że było tyle poważniejszych i bardziej problematycznych spraw, że coś takiego było dosłownie niczym… Czekała więc, aż Jen do niej dotrze i może wyjaśni swój dziwny pośpiech.
Jennifer wnet dobiegła do hotelu.
- Szybko, schowaj mnie! - krzyknęła.
Miała przed piersiami cztery duże słoiki nutelli oraz dwa bochenki skrojonego chleba.
- Ten pan już chyba mnie nie goni… - szepnęła, przymrużając oczy. Brak elektrycznych świateł bez wątpienia sprzyjał Jen. Co więcej, sklep nie mógł zadzwonić na policję…
Harper uniosła brwi…
- Jen… Czy to nutella? - zapytała, choć było to oczywiste. Wyraźnie widziała słoiki i bochenki chleba… Parsknęła śmiechem.
- Chodź. Schowamy cię z tym w samochodzie - zarządziła i poprowadziła ją do auta na parkingu, gdzie mogły razem skosztować zdobycznego czekoladowego musu i chleba, czekając na powrót Brandona i Fanny. W końcu i tak mieli jechać na trzy samochody, mogły po prostu siedzieć w tym, którym jeździły wcześniej.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline