Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:34   #435
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
***

Ismo rozglądał się dookoła. To, co widział, nie miało prawa istnieć.
- Całe życie człowiek ma szansę zdziwić się czymś nowym - powiedział uprzejmie.
Założył ciepłe, szare kalesony, a na nie czarne spodnie od dresu. Poza tym ubrał koszulkę ze swoją ulubioną kreskówką, Laboratorium Dextera. Gruby, czerwony polar oraz kurteczka tego samego koloru, choć miał nieco ciemniejszy odcień. Oprócz tego skórzane, brązowe trzewiczki, czarna czapka i czarne rękawiczki.
- Jest mi ciepło, ale nie jest zbyt ciepło - powiedział, idąc naprzód. - Chyba dobrze ubrałem się na te okoliczności… - jego głos na sam koniec zadrżał niepewnie.
Pod jego stopami krystalizowały się fale zielonej, czerwonej, niebieskiej i żółtej plazmy. Stąpał po niej, ale nie zapadał się, co go dziwiło, ale też cieszyło. Podłoże było ruchome, cały czas płynęło i zlewało się z sobą. Przypominało mu nieco cukierki Alpenliebe. Tyle że tamte w palecie posiadały jedynie biel i róż.
- A co to za kolor? - wskazał ścianę, idąc dalej korytarzem wyrzeźbionym w nieistniejącym, niestabilnym wymiarze. - Nie widziałem go wcześniej. Och, tego też nie… - zawiesił głos, spoglądając w inne miejsce. Ściany wokół i sufit przypominały podłogę. Tak właściwie stanowiły z nią całość. Ismo przechodził przez bardzo specyficzną rurkę. Po jednej stronie, u jej źródła, znajdował się jego pokój w Reykjaviku. Zassało go porządnie. Miał nadzieję, że nie trafi do paszczy olbrzyma znajdującego się po drugiej stronie.
Jego towarzysz jeszcze przez chwilę smakował szpik, po czym splunął w bok odłamkami kości.
- Możesz go nazwać, jak chcesz - powiedział. - W waszym ziemskim wymiarze znajduje się bardzo standardowa paleta kolorów. Wręcz nudna. Zaklasyfikowałbym ją do kategorii podstawowych. Macie chyba tylko dwa z pakietu premium.
- Och… a jakie to są? - zapytał Ismo.
- Chamois oraz bahama yellow - odpowiedział męski głos. - To barwy z wyższej półki.
- Ach… - Pajari mruknął. Nie miał pojęcia, co to za kolory.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Może chcesz jeszcze jedną kość? - zapytał. - Mam ich kilka. Nigdy nie wiedziałem, że tak bardzo je lubisz.
- Bardzo. Dobra, koniec gadania. Mamy robotę do wykonania.

Ismo nie wiedział jaką, ale nie sprzeczał się.
- Dopuszczono się przestępstwa administracyjnego wysokiej klasy - usłyszał jeszcze. - I mam najwyższy obowiązek ukarać niecnoty, nie przestrzegające najwyższego kodeksu.
- A co to za kodeks? - zapytał Pajari.
- Ćśśś… Daj kość.
- No dobra - mruknął Ismo i rzucił kolejną.
Westchnął. Nie miał pojęcia, w którym dokładnie momencie przestał wszystko rozumieć… i stracił nad wszystkim kontrolę.

***

Alice zeszła na dół.
Co więcej Brandon również to uczynił.
Co miłe, Fanny również udało się.
Jen o dziwo… choć w sumie może to było oczywiste… sfrunęła na dół najzgrabniej ze wszystkich.
Czyli wszyscy byli na dole. Można było przegrupować się i ruszyć w dalszą…
- JESZCZE JA! - rozległ się głośny wrzask.
Z góry skoczyła ogromna postać. Wylądowała przy nich z wielką gracją, co było godne szacunku, biorąc pod uwagę niezwykłe gabaryty tego skalnego golema. Ten był jednak dużo bardziej rozbudzony i lepiej ukształtowany. Alice dostrzegła wyraźne, nie do końca kuszące kobiece kształty. To musiała być samica… bo jednak ciężko było nazwać posągową damę “kobietą”. Miała przy sobie dużą maczugę, również wyrzeźbioną z tysiącletniego kamienia. Uniosła ją tuż nad Alice. Ta akurat była najbliżej.
- Zadam ci jedno, tylko jedno pytanie! - krzyknęła. - Masz tylko jedną szansę na odpowiedź! Odpowiedz właściwie i ujdziesz z życiem. Rzuć mi w twarz fałszem, a ja ci rzucę w twoją maczugą! - wrzasnęła jeszcze głośniej.
Dodatkowej osoby na dole Alice nie przewidywała. Widok maczugi nad swoją głową nie napawał jej dobrym nastrojem. Rozejrzała się, czy było wokół niej coś, co mogłoby uratować jej życie. Cios taką bronią… Zabiłby ją. Była z mięsa i kości… Nie kamienia.
- Jakie pytanie? - zapytała, zaciskając pięści. Miała nadzieję, że pozostali nie podejdą, bo nie chciała, by im też coś groziło.
- Pierwsze Regionalne Wojny Ogrów - zahuczało. - Jak miała na imię pani generał sił Hulvensteinów?!
Alice wzięła spokojny, głęboki wdech… Uśmiechnęła się. Rozejrzała po otoczeniu. Za moment uderzy w nią maczuga, bo nigdy w życiu nie słyszała o żadnych wojnach ogrów… A co dopiero o generał Hulvensteinów.
- Odpowiem ci szczerze, co myślę, ale oszczędzisz pozostałych? - zapytała.
Skalna golemica, choć zważywszy na okoliczności… raczej ogrzyca… fuknęła, ale niczym więcej nie odpowiedziała.
- Pierwsze Regionalne Wojny Ogrów, generał Hulvenstein… Widzisz… Nie jestem Ogrem, ani golemem. Nie uczymy się o waszych powstaniach. Ale ty mi powiedz, kto poprowadził Wojska Francuskie pod Moskwę… i był generałem oraz cesarzem w roku 1810… - miała nadzieje że tym zdoła doprowadzić do zawieszenia broni. Bo skoro ona nie znała jakiejś ich generał, a Ogrzyca mogła nie znać ludzkiego generała, obie były w niewiedzy… Miała nadzieję, że to starczyło.
To zakładało równość i byłoby sprawiedliwe. Tyle że Alice była miękkim, malutkim człowiekiem, a jej rozmówczyni ogromną, wyrzeźbioną ze skały potworzycą. Jej ogromna maczuga podniosła się wyżej. Nie z nią gierki. Historię należy szanować. A pierwsza pani generał powinna być wielbiona zarówno przez orły na niebie, jak i mrówki w mrowiskach.
- Aaa…! - zaczęła zbierać siłę do decydującego ciosu, który miał położyć kres życia Alice… oraz jej nienarodzonego dziecka.

***

- Nie, nie, nie - powtórzył goblin. - Jeszcze raz.
Ogórek był najniższym i o ile to możliwe, najbrzydszym ze wszystkich Młodzieńców Julu. Choć pozostali również nie grzeszyli urodą. Emma wiedziała, że w tej jaskini nie spotka swojego ukochanego królewicza.
- Jeszcze raz. Wszystkie runy od początku. Tak jak cię uczyłem. No dalej, to prosty alfabet - powiedział, spoglądając na kamienną tabliczkę, na której zawarto czterysta pięćdziesiąt osiem znaków. - Już ci mówiłem, jak to wszystko zapamiętać. Pierwszy, osiemnasty, sto osiemdziesiąty i trzysta szesnasty rymują się. Tak samo trzeci, czterdziesty, dwusetny ósmy, dwusetny czterdziesty dziewiąty…
Emma w ten sposób spędziła kilka ostatnich godzin. Czyżby została wtrącona już do piekła? Przecież nie zrobiła nikomu krzywdy…
- Jak powiesz pierwszych pięćdziesiąt, to dostaniesz to pyszne ciasteczko…! - zachęcił ją Ógórek.
Wyciągnął z kieszeni dziwny wypiek. Chyba posiadał w sobie nieco pszenicy, ale najwięcej uwagi przykuwało przypieczone ludzkie ucho na samym jego wierzchu.
Emma była już zmęczona. Ten ich język miał strasznie dużo liter w alfabecie. Każda miała jakieś specjalne znaczenie i już czuła się znudzona, zmęczona i zirytowana tym, że nie była w stanie zapamiętać więcej. Oczywiście, że zdołała do tej pory zapamiętać pierwsze pięćdziesiąt, ale nie chciała ciastka, bo musiałaby je zjeść, a tam było ucho, więc… Z uporem maniaka robiła błędy od dobrych dwudziestu minut. I ponownie, zamierzała błąd wykonać teraz, po raz kolejny powtarzając pierwszą pięćdziesiątkę. Wróżka zwlekała. Emma była smutna. Czy jednak nie trafiła imienia? Miała nadzieję, że jeśli nie wróżka, to uratuje ją jednak jakiś książę, bo czuła się strasznie źle.
Ogórek pokręcił głową.
- Biedna, choć obdarzona urodą Baryłko… - westchnął i spojrzał na nią. - Być może bardziej przypominasz moich braci, niż mnie i Grylę - skrzywił się smutno. - Zawsze nabijali się ze mnie - opuścił głowę. - Zawsze byłem tym najbrzydszym, najsłabszym okularnikiem. Nawet nie wiedzieli, co to są te okulary, a ja sam je zrobiłem… zaprojektowałem i wymyśliłem od podstaw! A wcześniej odkryłem, jak otrzymać szkło! I czy ktoś mnie podziwia? Nie. Czy ktoś mnie się kiedykolwiek zapytał, jak to działa? Nie. Ogórek, szalony Czworooki… - zaczął przedrzeźniać braci. - Tak zawsze na mnie wołano. Ale w głębi serca - dotknął piersi - wierzyłem. Wierzyłem, że pewnego dnia znajdę przyjaciółkę, która będzie potrafiła przynajmniej czytać… I która nie byłaby moją mamą…
Rozpłakał się. Z jego oczu zaczął lecieć potok łez.
- Ale to nie dzisiaj! - krzyknął i zerwał się do ucieczki, nie mogąc pohamować emocji.
Emma wstała i zaczęła błyskawicznie recytować pierwsze pięćdziesiąt run… Plus dziesięć następnych.
- Tylko nie dawaj mi ciastka, ale mogę się z tobą kolegować - powiedziała i usiadła. Nie chciała, żeby płakał, była dobrą dziewczynką i księżniczką. Księżniczki nie doprowadzały innych do łez, tylko były miłe i opiekuńcze.
Ogórek zastygł z dłonią na klamce. Odwrócił się i spojrzał na nią powoli. W tej pozycji spędził kilka minut. Recytacja sześćdziesięciu run musiała chwilę potrwać. Zaczął klaskać.
- Baryłko, moja droga Baryłko! - krzyknął i doskoczył do niej, żeby ją przytulić. Zdawał się niezwykle kościsty i miał zimne, spocone dłonie. - Nie na marne nasze wysiłki. Widzę w tobie talent!
Usiadł z powrotem na krześle.
- Jeśli nie chcesz ciasteczka… to chciałabyś może jakąś inną nagrodę? - zapytał.
- Chciałabym zobaczyć ludzi… Moich przyjaciół. Siedzimy tu już dużo godzin, chcę się upewnić, że wszystko z nimi w porządku - powiedziała. Chciała zrobić sobie przerwę od tego alfabetu i przy okazji sprawdzić co u pana Jenkinsa. Czy panna Bee już się zbudziła? Gdzie byli? Czy już robili ubranka? Emma chciała znać odpowiedzi na te wszystkie pytania.
Ogórek zastanawiał się.
- Nie wiem, czy mama by na to pozwoliła. Ale jak ma się prawdziwą przyjaciółkę, to można czasami dla niej zapomnieć o rodzicielskich przykazaniach, co nie? - goblin zapytał, szczerząc się szeroko. Miał zgryz, brzydkie, żółte zęby i rozwiniętą próchnicę. Jednak przynajmniej uśmiech był szczery.
- Zwłaszcza, że Gryla teraz odpoczywa… Nie ma sensu zawracać jej głowy, a to będzie krótki spacer. Po prostu chcę ich odwiedzić - powiedziała Emma.
- A potem zapamiętam kolejne sześćdziesiąt run… Obiecuję - powiedziała i pokiwała głową, co wprawiło jej złote loki w delikatne falowanie.
- No dobra…!
Ogórek otworzył drzwi i wyszedł na korytarz.
- Chodź! - zaprosił Emmę na zewnątrz.
Kiedy już do niego dołączyła, ruszyli w stronę szwalni. Było tutaj zimno, znacznie zimniej, niż w jej komnacie. Okazało się, że mogła poprosić o kilka wygód. Na przykład Ogórek rozpalił ogień, dzięki któremu zrobiło się przyjemnie. Dał jej nieco wody z najczystszego lodowca, kiedy chciało jej się pić. O dziwo smakowała naprawdę dobrze, choć zdawała się nieco zbyt zimna i mogło ją po tym rozboleć gardło. Poza tym otrzymała również wiaderko, dzięki któremu nie musiała załatwiać się na podłodze.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? - zapytał Ogórek. - Mój to bahama yellow.
- Kolor nieba - odpowiedziała Emma.
Ogórek błyskawicznie zadarł głowę do góry.
- Bo moje oczy mają taki kolor - dodała i uśmiechnęła się. Nie była pewna jakim odcieniem żółtego było bahama yellow, ale zgadywała, że było żółtym…
Ogórek w ogóle nie zwrócił na to uwagi, jednak pod ich stopami znajdowało się całkiem dużo czerwonych kwiatów. Porastały lód, jak gdyby był najbardziej żyznym podłożem na świecie. Czy goblin tego nie widział? Miał co prawda okulary o grubych szkłach, jednak skoro dostrzegł jej piękno, to pewnie powinien również spostrzec kwiaty. A jednak był na nie ślepy.
- A jaka gra jest twoja ulubiona? - zapytał Ogórek. - Jak byłem dzieckiem, dużo już lat temu, uwielbiałem grać w Lina Na Goblina. A ty?
Emma obserwowała kwiaty. Były śliczne. Czyżby to magia Wróżkowej księżniczki? Jednak się przebudziła? To czemu jeszcze ich nie uwolniła?
- Hmmm, ja lubię się bawić lalkami, albo grać w klasy… - odpowiedziała Emma i przyglądała się Ogórkowi.
- Lubię też czytać książki, ale w ludzkim alfabecie - dodała.
- Poznałem go, jednak nie można kupić na corocznym targu zbyt wielu ludzkich pozycji - Ogórek zasmucił się. - Tak bardzo chciałbym przeczytać coś z waszych klasyków. Jakie książki są twoje ulubione? Moja ulubiona to Ogrze Limeryki Pisane Od Tyłu. To cudowna proza o ogrze i ogrzycy. Oraz ich miłości. Jest też kilka scen erotycznych, jak wskazuje na to tytuł zresztą...
Emma zastanawiała się.
- Ja lubię Alicję w Krainie Czarów i jeszcze… Zmierzch! - powiedziała i uśmiechnęła się. Pan Jenkins oponował przed czytaniem tego przez nią, ale nie mógł kontrolować e-booków, które przeglądała na telefonie.
- To o ludzkiej dziewczynie która zakochała się w wampirze i ich przygodach - wyjaśniła.
Ogórek pokiwał głową.
- Nawet ludzie wiedzą, że seks jest jedynym tematem, na który warto pisać - powiedział. - Dobra, już jesteśmy na miejscu - rzekł, stając przed drzwiami. Zapukał.
Chwilę czekali.
- Hoppi hop. Hoppi hop! - z oddali dobiegały coraz głośniejsze okrzyki.
Wnet drzwi otworzyły się. Emma ujrzała jednego z goblinów. Wszyscy byli dość podobni, ale ten chyba nazywał się Guziczek.
- Ogórek Czterooki! Haha - spojrzał na Ogórka. - Kogóż tu przyprowadziłeś? - wydął usta, zerkając na Emmę.
- Witaj ponownie szlachetny panie Guziczku, toż to ja! Em… Baryłka! - przedstawiła się tak, jak miała być nazywana, choć aż dostała wypieków od mówienia o sobie w taki nieładny sposób.
- Och, jak miło - Guziczek uśmiechnął się do niej.
- Przyszliśmy odwiedzić szwaczki - powiedział Ogórek.
- Nic ciekawego… - westchnął Guziczek. - Wymiotują już od godziny. I nic tylko chcą pić wodę z lodowca.
Lekko uchylił drzwi. Emma ujrzała w środku znajomych detektywów. Niektórzy drzemali, inni leżeli i wyglądali na chorych. Jedynie Konsumentka, Kwiatowa Wróżka, była zupełnie zdrowa. Choć jej mina była nietęga. Siedziała na stołku. Miała na kolanach sukieneczkę. Trzymała igłę i nitkę. Próbowała wyszyć na niej gwiazdkę. Szło jej przeciętnie, choć oceniła, że po kilku dekadach pracy bez wątpienia nabędzie wprawy… Dwa razy jednak zakłuła się w palec, choć rany już zabliźniły się, przynajmniej powierzchownie.
- Emma, to ty? - zapytała, wstając.
Dziewczynka ledwo co ją widziała przez szczelinę.
- Czy wpuścisz mnie panie Guziczku? Mój dobry nauczyciel Ogórek pochwalił mnie, bo nauczyłam się sześćdziesięciu run z waszego alfabetu i poprosiłam, żeby pozwolił mi odwiedzić przyjaciół… Prrrrrroszęęęę - poprosiła i obdarowała Guziczka najbardziej słodką, najbardziej proszącą miną na jaką było stać jej delikatną buzię, duże niebieskie oczy i pofalowane blond loczki. Co prawda, była już odziana w nową kreację, którą przysłała dla niej Gryla, ale to nic. Emma wierzyła, że ładnemu we wszystkim było ładnie.
- Ale jesteś cała blada - powiedział Guziczek. - Boję się, że zemdlejesz na widok tych cudaków. I te zapachy, słodki Dziadku Trollu - westchnął.
- Powinnaś coś zjeść - Ogórek tak właściwie zgodził się. - Długo nic nie jadłaś i zaraz stracisz siły. Nie chciałaś jednak mojego ciasteczka.
- Mam trochę mięsnego placka - powiedział Guziczek. - Wpuszczę cię tylko wtedy, jak trochę zjesz. Bo jak zemdlejesz, to mama mnie wystawi Buziaczkowi na pożarcie, że jej kochana Beczułka zginęła przeze mnie.
- Nie jestem głodna. Po prostu mam taką ładną, bladą skórę - przyrzekła Emma, choć tak naprawdę oczywiście, że była głodna. Ostatnie co jadła, to posiłek, który Zola Zaira dał jej gdy była w celi, jeszcze przed zapadnięciem pana Jenkinsa w sen.
- Nie szkodzi, że źle pachnie, wpuść mnie, proszę - poprosiła bardziej intensywnie. Nie zaczynała się niecierpliwić, po prostu chciała zobaczyć detektywów, a w szczególności pana Jenkinsa.
- Poza tym to Baryłka, nie Beczułka - Ogórek się oburzył. - Jakie to niekulturalne, tak przekręcać imiona z bożej łaski - mruknął pod nosem.
- Ogórek Czworooki - zaśmiał się Guziczek.
Ogórek pokrył się gniewnym rumieńcem i tupnął ze złości.
Tymczasem drugi goblin zniknął na chwilę i wrócił z kamiennym talerzem, na którym był kwadrat pieczonego mięsnego placka. Tak właściwie pachniał i wyglądał całkiem apetycznie. Emmie zaburczało w brzuchu.
- Ne - powiedział Guziczek. - Masz - wystawił talerz.
Bez wątpienia nie przyjął do wiadomości jej wcześniejszych słów.
 
Ombrose jest offline