Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2019, 11:23   #141
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

- Towarzyszu pułkowniku - nagle, niz z tego, ni z owego, ni to z gruszki, ni z pietruszki, wyskoczyła ze swoją kwestią Angie, postępując przy tym kroków kilka do przodu. - Towarzysz wzywany do gabinetu dyrektora - oświadczyła najbardziej stanowczym i profesjonalnym głosem na jaki ją było stać. Wszystko to, co do tej pory widziała nosiło w sobie zarówno fragmenty kiepskiej komedii jak i trillera. W sumie to chyba jakby się uprzeć to można by znaleźć przykłady pasujące do każdego rodzaju filmowego, poza pornosem, tych jeszcze nie widziała. No ale cóż, wszystko chyba jeszcze przed nią, w końcu dopiero co się obudziła…

Bury postanowił skorzystać z tego, że Żelazny Sowieta zarzucił taktykę dzikich szarż. Powolniejsze ruchy Kwasi-Stalina pozwoliły na wycofanie się o kilka kroków, by przymierzyć w kolejne spojenia pancerza - tym razem znajdujące się na pajęczopodobnych odnóżach. Musiał oszczędzać naboje - miał ze sobą tylko ten magazynek, który już był załadowany w pistolecie.
- Uważaj. Jak wspomniałem o deserze to wyrzucił mnie przez okno - ostrzegł mulatkę, która starała się sprytnie załagodzić sytuację. Bury za dobrze jednak pamiętał moment, kiedy sam próbował być spryciarzem. Dlatego właśnie nie przestawał mierzyć w nogi monstrum. Czekał na rozwój sytuacji. Być może słowa Angie przyniosą jakiś pozytywny skutek? Jeśli nie, gotów był wystrzelić cały magazynek w nogi metalowego potwora.

Ten zatrzymał się nagle. Wolno odwrócił cały fragment tułowia, by spojrzeć na Angelę. Oczy gorały mocniejszym żarem. Spojrzał ponownie na Burego i jego broń.
- Którego i w jakiej sprawie? - zapytał chrapliwie jakby właśnie odzyskiwał mowę po długim czasie zastoju.

- Dyrektor Lenin - poinformowała, starając się sprawiać wrażenie poirytowanej, że się jej niepotrzebne pytania zadaje. - Nie znam szczegółów. Coś związanego z zarządzaniem placówką - wyjaśniła, zerkając wymownie na nadgarstek. - Chciałby towarzysza widzieć jeszcze przed obiadem -dorzuciła, westchnęła przesadnie głośno i zrobiła krok w bok, jakby miejsce robiąc pajęczakowi co by miał łatwiejszy dostęp do drzwi. Było jej doprawdy ciężko powstrzymać się przed śmiechem, chociaż równie ciężko przed wzięciem nóg za pas.

- Pies bolszewicki! - warknął wściekle i ostrożnie postawił kilka kroków w kierunku wejścia. W miarę oddalania się od Witolda przyspieszał coraz bardziej aż w końcu wpadł do budynku. Od wewnątrz słychać było rumor przewracanych rzeczy. Wkrótce jednak ucichł.

W miarę jak oddalał się Żelazny Pająk Sowieta, Bury powoli opuszczał broń. Oddychał głęboko, ale równo, wciąż solidnie zmęczony po wysiłku włożonym nie tyle w wygranie, co po prostu przeżycie tego starcia.
- Dzięki za pomoc - mruknął do Angie, rzucając ostatnie niespokojne spojrzenie w stronę blaszaka i chowając pistolet do kabury. - Wiesz co tu się dzieje?

- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedziała radośnie, zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami. - Dopiero co się obudziłam - dodała, jakby takie akcje były dla niej chlebem powszednim.
- Długo się znacie z… cóż, z tym czymś? - zapytała, kciukiem wskazując nieco za siebie, w stronę drzwi za którymi zniknął metalowy pajęczak.

Mimo obrażeń i zmęczenia, pytanie Angie wydało mu się na tyle kuriozalne, że aż uśmiechnął się kącikiem ust.
- Jakieś dziesięć minut - odparł zerkając na zegarek. - Myślisz, że umówi się ze mną na drugą randkę? Liczę na coś więcej.
Witold rozejrzał się po okolicy, skanując teren w poszukiwaniu nowych zagrożeń.
- W innych częściach miasta też jest Armageddon? Z której dzielnicy jesteś?

- Jak go ładnie poprosisz i zaoferujesz herbatkę “po” pewnie tak - wyraziła swoją ostrożną opinię. O ile jej było wiadomo rosjanie lubili herbatę ale kto wie, może to chodziło o anglików.
- Nie sądzę byśmy się znajdowali w naszym mieście, a raczej… Bo ja wiem, nie wydaje mi się byśmy się gdziekolwiek znajdowali. Ostatnie co pamiętam to walącymi się na głowę sufit, a tu nic - wskazała na swoje ręce, na których zdecydowanie żadnych śladów takich atrakcji nie było, podobnie jak i na reszcie ciała. [i]- Jak dla mnie to… Sen? Zbiorowy być może… Jakaś halucynacja… Nie wiem szczerze mówiąc, mam raczej niewiele informacji biorąc pod uwagę niedługi czas jaki minął od otwarcia oczu.
- Z Francuskiej - dodała, odpowiadając na jego ostatnie pytanie. - Ciebie też tu “wyrzuciło” czy to bardziej znajomy dla ciebie teren? No i co z tamtymi - machnęła dłonią w górę, nie wskazując żadnego konkretnego miejsca. - Spotkałeś kogoś jeszcze czy tylko ich i tego pajęczaka? - dopytywała, próbując zdobyć jak najwięcej informacji.

- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć to spotkałem babcię latającą na Biblii Jehowców i sprzedającą garnki - odparł ze śmiertelną powagą Bury, po czym wziął ostatni głębszy wdech. Oddech mężczyzny powoli się wyrównywał.
- Obudziłem się tutaj, w swoim łóżku. Wydaje mi się jakby to była moja dzielnica, ale wiele rzeczy się nie zgadza. Na przykład sąsiedzi… - Bury kiwnął głową w stronę okna, z którego streamował Adam, po czym ruszył w stronę wejścia do bloku. - Wracam do środka, zanim wujek Stalin wyrzuci tym razem inwalidę. Zwłaszcza, że wygląda mi na pyskatego.

- O, czyli tak jakby tu mieszkasz. Dobrze, bo mam ochotę się czegoś napić - stwierdziła pogodnie, ruszając za mężczyzną. - Staruszka też mi mignęła, dosłownie wręcz. I z tego co mówisz wygląda na to, że to jednak będzie jakaś forma zbiorowego snu. Biorąc pod uwagę to co się ostatnio działo, wcale bym się nie zdziwiła gdyby któryś z tych odmienionych miał taką moc i z niej skorzystał. Brzmi w miarę logicznie - wyraziła swoją opinię. - Zgaduję, że ciebie także to dotknęło? Ta cała… Mutacja? Wirus? Cholera wie jak to nazwać… A w ogóle to Angie jestem - przedstawiła się w końcu chociaż dłoni na powitanie nie wyciągnęła. Trochę byłoby to bez sensu wyciąganie dłoni do czyiś pleców.

Mężczyzna obrócił się na chwilę, by skinąć dziewczynie głową.
- Bury jestem. Znaczy Witek - oznajmił nieco sztywno, po czym jego spojrzenie ponownie spoczęło na drzwiach, z których w każdej chwili mogło nadejść zagrożenie. - Udało mi się uniknąć tej… “Mutacji”. W sumie nazwa dobra jak każda inna. Ale wydaje się, że też prześladuje mnie to całe gówno. Może przez to, że też byłem na Placu Zwycięstwa…
Gestem ramienia były żołnierz dał znać Angie, aby była ostrożna i trzymała się za nim. On sam podszedł do drzwi i zaczął je ostrożnie uchylać.
- Wygląda na to, że dobrze ci idzie rozmowa ze Stalinem - odezwał się już ciszej. - Być może uda ci się wyciągnąć z niego jakieś informacje co się dzieje? Ja w tym czasie zgarnę amunicję z mojego mieszkania… Tylko nie podchodź do tego czegoś.
Witold spojrzał dziewczęciu prosto w oczy, jakby starał się wysondować na ile się boi i na ile jest gotowa angażować się w tę akcję.

- Jeżeli ci się wydaje że gdzieś pójdziesz beze mnie to powodzenia - od razu powstrzymała jego zapędy. - Nie mam też zamiaru iść szukać tej pajęczej puszki. Jak powiedziałam, mam ochotę się napić. W spokoju najlepiej. Jak tamten znowu się napatoczy to będzie go można wypytać ale na siłę… - pokręciła przecząco głową. - Nie ma mowy, nie bez przygotowania. To była tylko głupia improwizacja, bardziej dla jaj i z braku lepszego pomysłu niż cokolwiek innego. Sorry jeżeli myślałeś że to coś bardziej przemyślanego. Ja po prostu jeszcze do końca nie zdecydowałam co tu jest na poważnie, a co… - wykonała dość powszechnie znany gest dłonią przy czole. - W tej chwili jak nic jestem w zwyczajnym szoku, stąd takie a nie inne zachowanie więc… No sorry, idziemy razem - poinformowała, wzruszając ramionami. Co prawda facet sprawiał wrażenie jakby byle machnięciem ręki mógł ją obezwładnić i powstrzymać przed deptaniem mu po piętach ale… To co się wokół niej obecnie działo było na tyle szalone, że postanowiła sama zwariować i nie robić sobie z tego powodu zbyt wiele.

Buremu najwyraźniej wystarczyło już zapasów na jeden dzień, gdyż nie w głowie było mu obezwładnianie dziewczęcia. Przez chwilę przyglądał się badawczo Angie, po czym kiwnął głową na zgodę. Swoją wcześniejszą interwencją wywarła na nim na tyle duże wrażenie, iż zapomniał że ma do czynienia z młodym cywilem.
- Dobra. Plan jest taki. Trzymasz się za mną, ja ubezpieczam. Dostrzeżesz coś dziwnego, daj znać. Kierujemy się do mojego mieszkania najkrótszą drogą. Jeśli ktoś otworzy do nas ogień, padnij na ziemię. Jak dotrzemy do celu, muszę wziąć amunicję. Ty w tym czasie zaparz herbaty. Aha, i najważniejsze… - Witold wyciągnął pistolet z kabury. - Nie słodzę.

Angie przez chwilkę miała ochotę zacząć skakać i machać rękami… Coś dziwnego, tak? Gdzie ma zacząć? Może coś dziwniejszego od dziwnego byłoby bardziej akuratne. Powstrzymała się jednak, chociaż z prawdziwym trudem.
- Jeżeli mi powiesz, że nie masz w mieszkaniu czegoś mocniejszego od herbaty to sama zacznę strzelać - poinformowała z miłym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, a następnie machnęła dłonią dając znać że tak, tak rozumie i czy Bury mógłby się już ruszyć.
Adama zirytowała ta cała szopka wyłączył nagrywanie i złożył ręce przy ustach po czym wydarł się na gadających - Słuchajcie! Sądzę że robimy błąd że w ogóle wchodzimy w kontakt z tymi bytami! Jak planowałem powiedzieć dzieciakowi że się nie bawię i zrobić nudny wykład to mnie zignorował i rzucił się na ciebie! Olewajcie te dziwności i powtarzajcie że ta zabawa jest głupia i nudna to może nas wypuści?! Nie nakręcajmy więcej tej zabawy! - Krzyknął proponując nowe podejście do problemu.
Wewnątrz budynku znajdował się korytarz. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że znacząco różnił się od tego, który Angela pokonała w drodze na dół. Schody wiodące ku górze oraz wejście do windy znajdowały się przy przeciwległej ścianie budynku. W podłodze widoczne były liczne otwory otoczone rozległą siatką pęknięć. Wyglądały, jakby z dużą siłą w podłoże zostało wbite coś cienkiego i tępego. Niewykluczone, że tak wyglądała trasa pokonana przez Żelaznego Sowietę. Wspięli się po schodach na pierwsze, a następnie drugie piętro, gdzie również Bury dostrzegł zmiany w układzie budynku. Znajdował się tam zakręt, którego wcześniej definitywnie nie było. Ważniejszy był jednak fakt, iż po imitacji Stalina nie było nawet śladu. Podłoga również nie nosiła śladów podobnych do tych widzianych na parterze.

Krocząc po schodach Witold cały czas trawił w głowie słowa wykrzyczane przez Adama. Intensywnie zastanawiał się czy ta taktyka rzeczywiście może przynieść skutek. Cóż, niełatwo było “nie bawić się”, kiedy atakował cię blaszany potwór i zachowywał tak, jakby chciał cię zgnieść na miazgę. Były żołnierz nie czuł się komfortowo z tym, by po prostu odwrócić się plecami do zagrożenia i oznajmić, że jest znudzony.
- Nasz znajomy chyba teleportował się do Lenina… - mruknął do Angie, spoglądając na urwany ślad. - Tego zakrętu tutaj nie było… Cholera, amunicja też mogła się rozpłynąć.
Spojrzał niespokojnie w stronę nieznanego zakrętu, starając się wysondować jakieś zagrożenie. Jeśli teren był czysty, zamierzał ostrożnie wejść do mieszkania.

- Jak dla mnie to może tam zostać nawet do końca świata i jeden dzień dłużej - odparła, wzruszając ramionami. Nie spieszyło jej się do kolejnego spotkania z blaszanym pająkiem. - Wygląda to trochę inaczej niż chwilę temu, co nie? - Miała nadzieję, że nie zrobi jej wykładu z powodu nie sygnalizowania tego wcześniej ale cóż, idiotą nie był więc nie było też sensu go tak traktować. - To tylko potwierdza moją teorię. Problem tylko w sposobie na wybudzenie. Może zanudzenie blaszaka do tego stopnia by sam usnął nie jest takim złym pomysłem - zaproponowała dla żartu, podążając nieco za tropem tego faceta z okna.

Bury bardzo ostrożnie uchylił drzwi, po czym wkroczył do środka z pistoletem wymierzonym przed siebie. Kiedy uznał, iż nie czai się na nich żadne zagrożenie, schował broń do kabury i kiwnął głową.
- Wszystko znowu jest na opak, ale wygląda bezpiecznie. Nie ręczę za to co znajdziesz w kuchni. Nawet nie jestem pewny czy to moja chawira już teraz…
Witold mieszkał w kawalerce, toteż przestrzeń po której przyszło im się poruszać nie była imponująca. Mężczyzna szybko znalazł się przy jedynej szafie, znajdującej się w jedynym pokoju, by wyciągnąć z niej pancerną skrzynkę na broń.

Angie natomiast radośnie ruszyła w stronę kuchni z twardym postanowieniem znalezienia czegoś mocniejszego od herbaty. I znalazła, browara…


Twarz jej się na owe znalezisko wykrzywiła bo jakoś nie przepadała za smakiem ale na bezrybiu…
- Pajęczaka raczej tym nie upijemy ale można by w niego porzucać kapitalistycznym piwem - zasugerowała, wracając na chwilę do Burego i unosząc radośnie swoją zdobycz tak by mógł się dobrze przyjrzeć żółtym puszkom Mocnego Fulla. - Myślę, że dałoby się go w razie czego namówić na herbatkę i serniczek ale nie udało się znaleźć nic do tej herbatki. Więcej skojarzeń, póki co, mi się niestety nie nasuwa… Nadal wolisz herbatę? - zapytała, co by się upewnić.

Witold tymczasem klęczał na jednym kolanie i zachowywał się jak nerd, któremu zabawa w Air-Soft Gun weszła za mocno… Zakładał kamizelkę taktyczną, wsuwał do kieszeni magazynki, przyczepiał pałkę teleskopową, latarkę…
- Nie piję alkoholu w czasie operacji - rzucił sucho, po czym przelotnie spojrzał na dzierżonego przez Angie Mocnego Fulla. - Ta… Kuchnia zdecydowanie nie jest z mojego świata.
Mężczyzna wyprostował się, sprawdzając ostatni raz czy wszystko jest na swoim miejscu.
- Błagam nie oferuj mu sernika. Uzna cię za kapitalistyczną świnię, a potem wylądujesz w ogródku. Idę sprawdzić co jest w tym dziwnym korytarzu…

- Też nie piję - stwierdziła, otwierając puszkę i pociągając solidny łyk. - I jasne, idziemy - zgodziła się ochoczo. - Wiesz, dziś już tyle się wydarzyło, że więcej dziwności… No wiesz, w sumie to więcej dziwności nawet już dziwne nie będzie. Może spotkamy Lenina… - puściła do niego oczko, przemilczając ostrzeżenia o serniku.
- Ci twoi znajomi też gdzieś tu powinni być, co nie? - zainteresowała się pewnymi brakami w ludności.

Bury skręcił w prawo. Lewa część została mniej więcej zbadana podczas wędrówki do tego, co miało być mieszkaniem ochroniarza. Korytarz wyglądał całkiem naturalnie. Drzwi po jednej i drugiej stronie, ale coś było nie w porządku. Witoldowi nie zgadzała się jego długość. O ile potrafił ocenić odległość, a potrafił, to powinni już znaleźć się poza obrębem bloku. Tymczasem koniec nastąpił, o ile się nie mylił, kilka metrów dalej niż powinien.
Nim dotarli do końca drzwi po lewej stronie otworzyły się.


Wypadła z nich urwana głowa Włodzimierza Iljicza Lenina z bionicznym okiem o czerwonej źrenicy w kształcie sierpa i młota. Cała czaszka była sinaoniebieska, zaś z miejsca, gdzie powinna łączyć się z szyją wyciekała czarna krew.

Witold ostrożnie stawiał każdy krok, jakby obawiał się że w każdej chwili może stracić grunt pod nogami. Skoro według jego obliczeń blok nie powinien sięgać aż tak daleko, być może korytarz okaże się iluzją a on sam ponownie spadnie z drugiego piętra… A tego wolał uniknąć.
- Nie znam ich, ale wydaje mi się że też mogli być na Placu Zwycięstwa - odparł cicho Bury. Zaraz potem przed jego nogami wylądowało nic innego jak… Głowa Lenina. Ciśnienie w żyłach ochroniarza skoczyło momentalnie a on sam zacisnął mocniej dłoń na rękojeści broni.
- Wykrakałaś… - burknął Witold, z trudem zachowując zimną krew na ten makabryczny widok. Tylko dzięki trenowanemu przez lata opanowaniu, postanowił wypróbować metodę chłopaka na wózku.
- Aleś wymyślił! To jest nudne jak flaki z olejem. Żenujące. Pora na naukę matematyki, szczeniaku. Suma podstawy równa się kwadratowi obu ramion. Czy jakoś tak…

W przeciwieństwie do Burego, Angie spacerowała sobie korytarzem całkiem rozluźniona, popijając powoli obrzydliwy płyn z puszki. Gdy głowa Lenina wyskoczyła by do nich dołączyć, dziewczyna oparła się plecami o ścianę koryarza i wymruczała cicho pod nosem -A nie mówiłam... - po czym dodała głośniej, w odpowiedzi na słowa Witolda. - Z ust mi to wyjąłeś… - popijając je kolejnym łykiem. Zdawać się mogło, że absolutnie nic jej nie rusza i tak poniekąd było.
- Wiesz, w ten sposób to go bardziej wkurzysz niż znudzisz. Spróbuj go wyzwać na pojedynek w piciu wódki albo zaprosić na śledzika, może przynajmniej będzie zabawnie - zaproponowała, nie odrywając pleców od ściany. - I wyluzuj się trochę, źle do sprawy podchodzisz. Jak tak dalej pójdzie to zejdziesz na zawał zanim się obudzisz i tyle.

Adam zabrał tableta i wychylił nosa zza drzwi mieszkania Patrycji - Hej dotarliście bezpiecznie ?! Dzieciaku dość tych głupich zabaw wypuść nas! - Krzyknął rozglądając się za sąsiadami - To nie musi być sen może też być lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni czy czegoś więc uważajcie! - Ostrzegł.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline