Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2019, 12:52   #145
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Od samego początku Witold uważnie analizował swego przeciwnika. Wyciągnął na jego temat kilka innych wniosków, niż tylko “cholernie silny i metalowy”. Po pierwsze - łatwo dawał się sprowokować wszystkim, co kapitalistyczne. Po drugie - jego szarże były dewastujące, ale mało zwrotne. Żelazny Sowieta był piekielnie szybki, ale słabo wyrabiał na zakrętach. Właśnie tę wadę zamierzał teraz wykorzystać Bury. Pojęcia nie miał co wybuchło, ale niespecjalnie miał czas się zastanawiać. Miał tylko nadzieję, że Angie oraz Adam jakoś przeżyją...
- Kapitalizm na wieki wieków Amen! - krzyknął po raz kolejny, po czym sprintem ruszył w górę schodów. Liczył, że zdąży zakręcić za każdym razem, nim dopadnie go Żelazny Sowieta. W razie potrzeby zamierzał pomagać sobie latarką i oślepiać adwersarza? Cel: dotarcie na sam dach budynku!
- Zbuduję na górze wielkiego McDonalda! Pierdolić robotników wszystkich krajów!

Witold pędem dopadł do schodów znajdujących się znacznie bliżej mieszkania niż poprzednio, gdy nagle stwierdził, że metalowy Stalin go nie ściga. Przez otwarte drzwi wydostawały się tylko kłęby gęstego dymu.

Witold zmrużył oczy, zaniepokojony tym, że taktyka z którą wiązał duże nadzieje, nie działa. Nie mógł dłużej zwlekać. W dymiącym mieszkaniu pozostawił przecież dwójkę poturbowanych cywili, wraz z mechanicznym pajęczakiem…
Bury rozerwał kawałek koszulki, by przyłożyć do nosa. Siłą rzeczy musiał odrzucić batona - w przeciwieństwie do Żelaznego Sowiety ilość jego kończyn była dość mocno ograniczona, a przed wejściem w dym, musiał zapewnić sobie chociaż prowizoryczny filtr.
- Angie, słyszysz mnie?! - zawołał ochroniarz wchodząc do środka. Lewą ręką przykładał do nosa materiał, zaś w prawej dzierżył latarkę. Gotów był w każdej chwili oślepić nią przeciwnika lub po prostu mocno zdzielić przez łeb.

- Tutaj - odkrzyknęła, z wnętrza mieszkania. Bury usłyszał jej głośny kaszel.

- Zasłoń nos koszulą! Idę! - zawołał Witold, kierując się w stronę, z której dochodził głośny kaszel dziewczyny. Zamierzał czym prędzej wyprowadzić Angie z mieszkania. Cały czas liczył się przy tym z możliwością konfrontacji. Chyba, że… Żelazny Sowieta eksplodował i rozpłynął się?
- Te, wózkowy! Jesteś tam gdzieś?! - nie znał imienia Adama, a nie wiedział jak inaczej go zawołać. Bury nie grzeszył w tej chwili taktem, ale przynajmniej próbował ratować mu życie.

- Wyleciał… za… okno… - usłyszał w odpowiedzi, chociaż słowa ledwo wydobywały się z gardła Angie. Nie miała pojęcia czym był ten dym ale zdecydowanie trzeba było posłuchac rady, którą otrzymała. Najlepiej zaś wydostać się z mieszkania. Najpierw jednak chciała dotrzeć do łazienki. Chociażby po to by zdobyć ręcznik, który by mogła nasączyć wodą i który z pewnością działałby lepiej niż sama koszula.

Witek zakląłby siarczyście, gdyby nie wiązało się to z pochłonięciem dodatkowej ilości dymu przez otwartą gębę. Przezornie zamilkł, szukając po omacku Angie. Przyspieszył kroku w stronę, skąd słyszał jej ostatnie słowa. Bez jakichkolwiek ceregieli zamierzał chwycić ją za ramię i pociągnąć w stronę wyjścia z mieszkania.

Ledwie udało mu się ponownie wejść. W okolicach drzwi słychać było uderzenia czegoś o metal. Nie potrafił stwierdzić kto walczy z Sowietą. Wyraźnie słyszał furkot dobiegający z różnych kierunków. Dym jednak zaczął się przerzedzać. Był w stanie dostrzec najbliższe obiekty nie potykając się o nie. Po kilkunastu cennych sekundach dotarł do łazienki, gdzie znajdowała się Angela z mokrym ręcznikiem przytkniętym do twarzy. Nie było czasu. Złapał ją i pociągnął do wyjścia z mieszkania, gdzie...


Batman umykał właśnie pod lewym sierpowym. Pięść trafiła w ścianę wyrywając w niej potężnej wielkości dziurę.
- Oknem - rzucił krótko i chrapliwie nietoperz, gdy zbliżali się do niego.

Nie rozumiał co się działo, ale zgodnie z wcześniejszym założeniem, nie zamierzał tego roztrząsać. Jeden nierealny byt związał walką inny nierealny byt, więc Bury zamierzał korzystać. Choć nawet tak szorstki w obyciu człowiek jak Witold, musiał przyznać że zrobiło mu się cieplej na sercu, gdy zobaczył Batmana. Cóż, każdy ma jakichś bohaterów w dzieciństwie… Witold miał Batmana.
Z idolami się nie dyskutuje. Skoro Batman kazał oknem, to oknem. Bury miał co prawda pewne obawy, ale liczył że droga ucieczki jest przygotowana. Pociągnął Angie w stronę okna, by najpierw zbadać możliwość opuszczenia budynku. Jeśli była możliwość zejścia po czymś, zamierzał pomóc dziewczynie wyjść w pierwszej kolejności.

Już chwilę później stali przy oknie. Do parapetu podczepione były długie, białe sznury sięgające drzewa, przy którym stał Spider-Man. Wystrzeliwał sieci jak szalony. Obecnie dziesiątki pajęczych nici znajdujących się koło siebie tworzyły zjeżdżalnię na parter.
- Już, już! Kończę! Momencik! Jeden! Może dwa! No góra trzy!
Za nimi przewaga Batmana właśnie ulegała zmniejszeniu. Widoczność stawała się bardzo dobra i Bruce Wayne musiał oddawać coraz więcej pola swojemu przeciwnikowi. Tymczasem Spider-Man wystrzelił w kierunku budynku i jedną ręką zaczął pokrywać most jakimś sprayem. Ponownie skoczył w kierunku drzewa unosząc się tuż nad linami z pajęczyn. Wylądował pewnie, chwycił się pod boki i krzyknął zadowolony:
- Gotowe!

- Odpada… - oznajmiła Angie, sprawdzając wzrokiem…. Cóż, cokolwiek by to nie było. Batman? Spider-man? Co to do diabła miało być, kreskówka Marvela z elementami DC czy na odwrót? Szaleństwa szaleństwami ale nie miała zamiaru skakać z drugiego piętra na wiarę w to, że spider nici wytrzymają jej ciężar.

Bury rzucił niespokojne spojrzenie w stronę walczących, dostrzegając iż Batman wyraźnie traci swoją początkową przewagę.
- Widzimy się na dole - oznajmił lakonicznie Witold, po czym bezpardonowo wziął Angelę na ręce i rzucił na utworzoną z pajęczych sieci zjeżdżalnię. Zaraz potem wskoczył tyłkiem na parapet, by jescze raz spojrzeć na pole walki. Po raz ostatni odpalił latarkę prosto w metalowy pysk Żelaznego Sowiety i przechylił się w tył.

Ten ryknął kolejny raz, gdy snop światła go oślepił. Batman zszedł z drogi ciosu i trzasnął Sowietę w twarz. Nim Bury wskoczył na utworzoną z pajęczyny drogę na dół dostrzegł, że cios pozostawił coś na wąsatej twarzy Stalina. Coś okrągłego i migającego czerwoną diodą na czole. W trakcie zjazdu usłyszeli wybuch.
Błyskawicznie dotarli na dół wpadając na drzewo.
- Ups… Przepraszam… - odezwał się Spider-Man i ponownie rzucił się rozpylać coś nad siecią.
- Moment, moment! Zaraz będzie gotowe! Już prawie! Chwila… No… Już! - odskoczył od budynku, zaś sekundę później przez okno wypadł czarny kształt. Z ogromną prędkością pomknął po linie na przeciwległy budynek. Żelazny Sowieta był tuż za nim. Bury i Angela widzieli jak chwyta linę. Ta jednak został odcięta i metalowy Stalin runął na pajęczynę.
- Dasz radę, dasz radę - powtarzał Parker odczepiając pajęczynę od drzewa. Wyskoczył kolejny raz w kierunku okna, ale tym razem opadł na ziemię. Podczas następnego skoku przykleił pajęczą nić do Stalina przemykając pod końcami wciąż podczepionymi do parapetu. Sieci kleiły się do ofiary. To samo powtórzył z drugą, wciąż przytwierdzoną do budynku częścią sieci. Sowieta szarpał się, lecz najwyraźniej pomimo wielkiej siły i szybkości nie potrafił się wyswobodzić. Spider-Man zaczął strzelać siecią rozpryskującą się na celu i wiążącą przeciwnika jeszcze mocniej. Jakiś pocisk wystrzelony z sąsiedniego dachu z impetem trafił zamkniętego w kokonie wroga, który miotał się jeszcze przez kilka długich chwil, a następnie zwiotczał. Parker ponownie zaczął strzelać jeszcze bardziej uszczelniając kokon.
- Dobra… Dobra… Dobrze jest. Musimy spadać i to szybko.
Batman już szybował na dół na tle rdzawoczerwonego nieba.
 
Bardiel jest offline