Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2019, 09:11   #48
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Mężczyzna wraz z Tabaxi kilkadziesiąt metrów od bramy miasta, przy jednej ze studni dla podróżnych odnaleźli ludzi handlarza, przeładowujących towary i udających zainteresowanie dobrami “przypadkowo” spotkanych innych podróżników. Wydawałoby się, że para była pierwszymi z drużyny, którzy dotarli na miejsce, gdyby nie fakt, że w niedalekiej odległości stała już, dobrze znana Ardeshirowi lektyka, z siedzącym na niej dumnie, niedawno poznanym przez najemnika yuan-ti.
Paladyn już miał zareagować, lecz za swoimi plecami usłyszał nagle pohukiwanie sowy.
-Ech… Yasu, czy ty nigdy nie umiesz wyjść "drzwiami"? - bardka zwróciła się do tabaxi chichocząc, gdy nagle jej uwagę zwróciła lektyka z siedzącym na niej, pokrytym gdzie nie gdzie łuską, młodym mężczyzną.
- A ten to kto? Kolejny, któremu wyrocznia przepowiedziała, że ma się dołączyć do wyprawy z której może nie wrócić? - spytała pół żartem, pół serio. Musiała przyznać, że widok lektyki wraz z jej właścicielem robił na eladrince niemałe wrażenie. "Muszę sobie kiedyś taką sprawić" pomyślała. Zastanawiała się także kim jest owy jegomość i po co pojawił się na miejscu ich spotkania.
Orryn wychylił się z palankinu na swoim osiołku, który czując dziwny zapach bijący od lektyki, zarżał donośnie i zatupał kopytami po piasku. Czarodziej, pochylony w palankinie nad otwartą księgą wykonał różdzką w powietrzu skomplikowany wzór, i przez chwilę bladoniebieska runa smoczego alfabetu zawisła nad kartami książki, która szeleszcząc, zatrzasnęła się donośnie. Bystre oczy taksowały lektykę i niewolników które ją niosły.
Tymczasem kotka wmieszała się w grupę unosząc ramiona w odpowiedzi na retoryczne pytanie Andraste i skwitowała wszystko niewinnym uśmiechem. Wnet skupiła wzrok tam gdzie większość, na jakimś gadopodobnym jegomościu który nie lubił chodzić o własnych siłach.
- Zostaliśmy właśnie zdradzeni przez jednego z naszych “towarzyszy”, nie powinniśmy chyba pozwalać by ktoś nowy do nas dołączał bez bardzo dobrego wyjaśnienia, prawda? - Rashad syknął, przerzucając groźnym spojrzeniem pomiędzy Al-Asadem a obcym w lektyce.
Andraste położyła dłoń na ramieniu wojownika.
Nie rzucaj się od razu jak ryba bez wody. Jeśli wymagasz wyjaśnienia, to daj mu je najpierw przedstawić. Może akurat takowe ma. – warknęła zirytowana porywczością swojego kochanka.
- Proszę….daj mówić nowoprzybyłemu. Uważam, podobnie jak Rashad, że daleko posunięta ostrożność, nawet taka ocierająca się o brak manier jest uzasadniona - spokojnie odparł czarodziej ze swojego palankinu.
- Ja nie znam zarówno tajemniczego wojownika z jego kotem, jak i temu yuan-ti - wskazał na palankin - Czy oświecicie mnie, nieznajomi, z jakich powodów chcecie się przyłączyć, albo inaczej, jaki macie w tym interes? - wzrok gnoma taksował najpierw wojownika i jego zwierzę potem z powrotem spoczął na yuan-ti
Ardeshir był zaskoczony obecnością Yuan-Ti. Wyglądało na to że śledził jego… bądź jednego z ludzi Mustafy. Tylko jak? To pytanie mogło zaczekać… A ta podejrzliwość zaczynała być męcząca. Co nie przeszkadza, że widząc bojowo nastawionego Rashada parsknął śmiechem, i spojrzał na niego z pogardą.
- A dlaczego? Już zostaliście zdradzeni. Przez jednego z was. Dlaczego ktokolwiek miałby być ponad podejrzeniem? Dlaczego ty miałbyś być ponad podejrzeniem? Myśl zanim otworzysz usta. - Oczy Al-Asada były bardzo chłodne, i bardzo gniewne. Ton również się zmienił, kompletnie inny niż wcześniej, kiedy rozmawiał z nimi w gospodzie, czy kiedy gadał z Yasu. Twardy, ze stalowymi nutami. Można było łatwo dostrzec jak był w stanie przetrwać samotnie na pustyni, trudniąc się pracą najemniczą. - I trzymaj nerwy na wodzy.
- [i] Ja nie jestem zdenerwowany, po prostu nie mam powodu ci ufać. Jestem z rodu starszego niż jesteś w stanie sobie wyobrazić i sam Wielki Wezyr zaufal mi w tej misji o niezwykłej wadze podczas której przelewałem już krew…. a ty co o tym wszystkim wiesz i czemu chcesz się do nas przyłączyć? [/] - Ton Rashada był nie mniej twardy niż Al-Asada.

- Tobie radziłabym to samo, Al-Asad. - wtrąciła eladrinka. - Rashad faktycznie reaguje zbyt gwałtownie, ale ty również zbyt śmiało jak dla mnie sobie pogrywasz. Zachowujesz się tak, jakbyś miał za pewne, że postanowimy ci zaufać i przyjmiemy do siebie. Jeśli faktycznie ma tak być, to bardzo cię proszę zejdź z tonu, bo jeszcze nie jesteś jednym z nas. - powiedziała grzecznym, lecz dosadnym i stanowczym tonem.
Słysząc tą ogarniającą wszystkich spinę tabaxi ziewnęła głośno, wyciągając ręce i podchodząc bliżej. Zmierzyła Rashada, Andraste i Ardeshira zdziwionym wzrokiem, zastanawiając się co w nich wstąpiło, a zaledwie chwile potem ślepia kocicy uważniej spoczęły na mężczyźnie w lektyce. W jednym momencie uszy stanęły jej dęba, a uniesiony ogon który chwile temu wywijał sobie leniwie smagając powietrze, teraz zamarł przypominając jeża.
- Wąż! - kotka wskazała palcem wprost na Teta z miną jakby zobaczyła ducha.
Spojrzała po reszcie, ale nie widząc natychmiastowej reakcji, spojrzała na Nadala.
- Wąż!- Krzyknęła jeszcze raz, bardziej dramatycznie, po czym spojrzała na Ardeshira.
- Wąż!!! - Dźgnęła powietrze wystawionym palcem kilka razy, jakby to miało pomóc wszystkim dostrzec zagrożenie.
- Wąż, wąż, wąż! - skakała od jednej do kolejnej osoby, by w końcu zwrócić się do bardki. - Andraste graj na flecie! Tylko tak można zakląć węża! - tabaxi podrapała się z tyłu głowy w zamyśleniu, zasłaniając jedną łapką usta jakby wystraszona. - A może to było o szczurze? Na węża na pewno też zadziała! Graj zanim nas ukąsi!
Andraste widząc zachowanie kotki, odruchowo uniosła dłonie do głowy i zaczęła rozmasowywać swoje skronie. “Otaczają mnie debile” pomyślała, po czym spojrzała w kierunku wężowatego mężczyzny siedzącego w lektyce wzrokiem mówiącym: “jeśli naprawdę planujesz do nas dołączyć, to się dziesięć razy zastanów”.
Orryn popatrzył na kapłankę i znacząco popukał się w czoło, sugerując jej pewną dolegliwość, dotykającą czasem eremitów którzy zbyt długo oddalili się od cywilizacji.
Ardeshir patrzył się na kapłankę przez moment. Naveed usiadł mu przy nodze, również się na nią gapiąc. Chwilę później dało się słyszeć podwójne parsknięcie, niemalże idealnie zgrane w czasie.
- Jest to, w rzeczy samej, wąż. - Al-Asad uśmiechnął się pod nosem, bardzo szczerze, a jego spojrzenie złagodniało kiedy widział dramatyzm w ruchach kapłanki. Podejrzewał że chciała rozładować napięcie… i była w tym strasznie urocza. Jego głos wrócił do bardziej spokojnego, stonowanego tonu, jak gdyby ten moment był tylko przelotną burzą. Skłonił się lekko Andraste i Rashadowi.
- To był stresujący, i długi dzień… dla nas wszystkich. W ramach przeprosin, i dowodu dobrej woli, wasze zapasy. - wskazał za siebie, na ludzi w służbie Mustafy. - A jeśli idzie o moje powody… to długa dyskusja. Proponuję ją odbyć kiedy stracimy miasto z oczu… z wiadomych przyczyn.
Gnom wzniósł oczy do nieba, czując kolejny podstęp sprawnego w gadce człowieka, który zgrabnie unikał tematu. Czarodziej zanotował sobie jednak w pamięci, aby dokładnie wypytać nieznajomego wojownika, jakież to altruistyczne pobudki pchają jego, i jego zwierzaka do pomocy w misji, która powinna być tajną, a która tajną nie była, powinna być chroniona przez agentów władcy, a taką nie była. Wszystko zdawało się sprzysiegać przeciwko nim, i kolejny agent, władający językiem niczym makarydyjski szermierz jedynie wzmagał podejrzliwość w czarodzieju. Posłał na koniec spojrzenie Al-Asadowi, jakby chciał powiedzieć “jeszcze do tego wrócimy, młodzieńcze” po czym skupił się na siedzącemu w lektyce, odzianemu niczym mędrzec indywiduum.
Nadal przeszedł między mężczyznami kierując się w stronę nieznajomego. Po drodze zwrócił oblicze w stronę najemnika, przytakując z wdzięcznością za ostrzeżenie, które ten przesłał.
- Witaj nieznajomy. Jestem Nadal i obecnie pełnię funkcję przewodnika tej grupy. Czy zechcesz nam może zdradzić swe imię? - zapytał, lecz najwidoczniej bardziej zainteresowany był czterema niezmordowanymi sługami yuan-ti.
Tet westchnął bezgłośnie zdając sobie sprawę, że jego pech nie skończył się na niefortunnie bezowocnych rozmowach z Ardeshirem. Zamiast tego los postanowił obdarować go jeszcze większą grupą niekompetentnych prymitywów, w których łaski musiał się wkupić. Byli co prawda jeszcze milczący mieszaniec, elfka, być może nawet eladrinka, która w razie czego nie ulegnie tak łatwo jego magii, choć przy pociąganiu za odpowiednie sznurki powinno obyć się bez sztuk tajemnych oraz gnom, który choć niepozorny, mógł okazać się z nich najbardziej niebezpieczny. Podobnie jak elfy, ta rasa była częściowo odporna na magię, ale z doświadczenia Yuan-ti gnomy były dużo bardziej… nieobliczalne.

Był także mężczyzna podający się za przewodnika. “Może on wykaże się nieco większą kompetencją?”.
- Moje imię brzmi Tet-pthah-af-ankh - odpowiedział na powitanie Nadala i powtarzając manewr z rozmowy z Ardeshirem, zszedł po swoich sługach na ziemię. Tym razem postanowił nie czekając na lawinę pytań, wyjaśnić wszystko co uważał za niezbędne - Jestem badaczem, zajmuję się historią i sztukami tajemnymi i tak się składa, że obiekt moich ostatnich studiów jest miejscem, do którego i wy się wybieracie. Wyrocznia ukazała mi cel waszej wyprawy, choć powody jakie wami kierują nie są mi znane i nie specjalnie mnie obchodzą tak długo, jak będę mógł przestudiować wiedzę i tajemnice kryjące się na miejscu. Nie przychodzę jednak do was z pustymi rękoma. Posiadam kilka... informacji na temat budowy tamtego miejsca, bez których możecie nie poradzić sobie z dostaniem się do środka.
Kapitan nie zlustrował obcego od stóp do głowy, przyglądał się jednak przez dłuższą chwilę jego twarzy. Wreszcie odpowiedział.
- Nie obraź się proszę, że jesteśmy podejrzliwi. Sporo już przeszliśmy, a ostatnie okoliczności sprawiły, że ostrożnie musimy podchodzić do planowania dalszej podróży. Na ile jesteś pewien zaręczyć za to, że informacje te będą prawdziwe i przydatne dla nas? Pytam dlatego, że potrzebowałeś chwili, by nazwać to czym chcesz nas do siebie przekonać “informacjami”.
Kocica która przed chwilą dramatyzowała, teraz stała spokojnie wpatrując się w Yuan-ti. Nie była pewna czy jej wygłup rozluźnił trochę atmosferę między nimi, ale z pewnością tak jak niektórzy spojrzeli na nią, tak ona patrzyła na nich gdy zarzucali się nawzajem podejrzeniami. Mimo posiadania bardki w drużynie, wszyscy byli jacyś niesamowicie spięci i jak tak dalej pójdzie to wszyscy pozabijają się nawzajem. Yasu uznała że opowieści o bardach są nieco przekoloryzowane, zapewne przez nich samych. Ona też miała wiele uwag co do całej tej wyprawy, ale po co sobie jeszcze bardziej życie utrudniać? Z pewnością Bastet by tego nie pochwaliła. Tymczasem Yas była kapłanką i to nie jakąś początkującą. Aurę śmierci od sług Teta wyczuła już wcześniej i nie napawała ona optymizmem jak i sam ich właściciel. W zasadzie to Kiya powinna być tu na nieznajomego najbardziej cięta, jednak skrzętnie zagrzebała swoje emocje czekając na rozwój sytuacji. Gardziła nekromantami, a używanie ciał, wskrzeszanie zmarłych do służby jako nieumarli uznawała za pewien rodzaj niewolnictwa, nawet gorszy niż zwykłe. Oferta gada wydawała jej się dość marna, bo to on był samotny i prędzej ich potrzebował, a ich zespół może mógłby skorzystać z jego wątpliwej pomocy, albo tylko na tym stracić. Dał tylko wątpliwe słowo desperata, który coś chciał ugrać, ale oczywistym było że chce ich wykorzystać. Do czego może wykorzystać ich ktoś kto już teraz para się czarną magią i obraża życie, przywołując na świat te okropne karykatury wolnych niegdyś ludzi? Kocica położyła uszy po sobie, spojrzała na Nadala, a potem dość nieprzychylnym wzrokiem na wężoluda.
- Równie dobrze moglibyśmy podpisać pakt z diabłem, lub liczyć w szczerość demona. Śmierdzi od niego śmiercią na kilometr i nawet jeśli jakimś trafem nie wystąpi w kluczowym momencie przeciw naszym interesom, to jestem pewna że w interesie wszystkich żywych ludzi jest to by ten czarodziej nie zdobył tego czego tak bardzo pożąda. Chyba nawet tego nie rozważasz? - Zwróciła się do Nadala, patrząc w pionowe źrenice gada i swoimi jakże podobnymi oczami.
- Jestem gotowy sprzedać swą duszę diabłom, byle tylko udało nam się osiągnąć cel - odparł beznamiętnie mężczyzna.
- Tu nie chodzi tylko o Ciebie! - wtrąciła się tabaxi. - Myśl wielowarstwowo, a co jeśli dzięki tobie zdobędzie broń czy wiedzę której użyje by powtórzyć to co stało się w Morroc?! Odpowiadasz za więcej niż własny nos kapitanie gwardii!
Gdy tylko zakończyła wypowiadać ostatnie zdanie, poczuła na ramieniu silną dłoń Akrama. Wojownik jedynie spojrzał jej w łagodnie w oczy i pokręcił głową.
- Wybacz, że nasza towarzyszka traktuje cię jakbyś nie istniał panie. Wracając do mojego pytania... - kontynuował Nadal.

 
BloodyMarry jest offline