Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2019, 12:29   #49
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


Ardeshir poruszał się powoli, przysłuchując się rozmowie. Nie miał zamiaru się wtrącać; nie był jeszcze na dostatecznie mocnej pozycji by to robić, ale słowa Nadala wprawiły go w niepokój. Człowiek powinien się ograniczać. Powinny być granice których nie można przekroczyć. Jeśli ich nie było… oczekiwało go potępienie. Ta droga była niebezpieczna. Nie odezwał się jednak ani słowem. Wolnym krokiem, Naveed przy jego stopach, podszedł do Yasumrae, a leopard otarł się jej o nogi, jakby chciał jej przypomnieć że tutaj jest. Sam obserwował nie Yuan-Ti, ale jego sługi. Jeśli miałyby poczynić ruch, nie planował tylko patrzeć.

Tet patrzył przez chwilę poirytowanym wzrokiem na tabaxi, po czym odwrócił się do Nadala:
- Staram się po prostu dobrać odpowiednie... słownictwo, żebyśmy na pewno się dobrze zrozumieli. W archiwach biblioteki udało mi się przetłumaczyć zapiski architekta, który - wszystko na to wskazuje - był budowniczym owego grobowca.

Kapitan wciąż wpatrywał się to w badacza, to w jego ”sługi”, możliwe że ważąc jego słowa i oceniając prawdomówność.

- W tej chwili bardzo zależy nam na szybkim… wyruszeniu w podróż - powiedział najwyraźniej starając się naśladować sposób wypowiedzi yuan-ti, co jednak wyszło komicznie - Możesz do nas dołączyć, póki nie zatrzymamy się w miejscu odpowiedniejszym do rozmowy.

- Wolnego, kapitanie Nadal - Orryn zmarszczył groźnie brwi z palankinu swojego siodełka, a jego broda i wąsiska nastroszyły się niebezpiecznie, co wraz z przekrzywionym do przodu kapeluszem nadawało mu nieco komiczny, acz nieco wyjęty z kontekstu, a przez to nieco groźny wygląd - Kilka minut nas nie zbawi, a jeśli zbawi, domagam się, aby dla potrzeb bezpieczeństwa całej naszej wyprawy nieznajomi nie podróżowali razem z nami. Ostrożność, tak zaniedbana w mieście przywiodła nas tutaj, i raczej nie chciałbym powtarzać drugi raz tego błędu - Orryn zganił kapitana, mierząc go swoim przenikliwym spojrzeniem.

- Proponuję byśmy przynajmniej oddalili się trochę od miasta, nie jakoś bardzo daleko, ale nie stójmy przy bramach na widoku. Jeszcze kilka godzin temu oskarżano nas o próbę morderstwa. - skomentowała eladrinka. Orryn kiwnął jej głową, zgadzając się, jednak jego wzrok pozostał nieugięty i nieufny.

Nadal uśmiechnął się z wdzięcznością do eladrinki, która jako jedna z nielicznych wydała się rozumieć jego troski, po czym poprosił wszystkich by przygotowali się do wymarszu, sam zaś udał się rozliczyć z ludźmi Mustafy.

Grupa była skonfliktowana, co mogło zadziałać na plus teraz, gdy Tet próbował ich przekonać do wspólnej podróży, lecz mogło przynieść duże problemy później w obliczu czekających na nich niechybnie niebezpieczeństw. Yuan-ti wzruszył delikatnie ramionami:
- Gdyby nie było wam tak śpieszno, moglibyśmy skorzystać kapłańskiej magii wykrywającej kłamstwa. Nie dziwi mnie wasz... brak zaufania, dlatego nie miałbym nic przeciwko odpowiadaniu na pytania pod działaniem takiego zaklęcia. - wiedząc, że nie mogą wrócić do miasta, Tet mógł sobie pozwolić na takie deklaracje.

Słysząc słowa Yuan-Ti, Ardeshir uśmiechnął się, nie przestając obserwować zombie czystokrwistego.
- Mnie także nie dziwi ten brak zaufania. A tak się dobrze składa… - uśmiechnął się do Yasumrae, - Że drużyna posiada kapłankę. O mocnych zasadach moralnych, jak można zauważyć. Nie masz nic przeciwko by zbadała ona moje i twoje intencje, prawda? Tak właśnie myślałem.
Ardeshir gwizdnął, po czym podjechał do niego majestatyczny, czarny koń bojowy, którego pogładził po grzywie.
-Do tego czasu, twoje sługi będą pod obserwacją, moja broń w rękach… Akrama, na przykład, a podejrzliwy Rashad ze starożytnego rodu któremu ufa sam Sułtan,- Jego słowa aż ociekały drwiną kiedy mówił o Rashadzie - będzie stał nad naszymi głowami, gotów je odciąć w przypadku podejrzanych ruchów. Jestem pewny że to usatysfakcjonuje wszystkie podejrzenia, prawda?

- Nie dziwi cię nasz brak zaufania… - powiedziała bardka podchodząc bliżej yuan-ti, kompletnie ignorując słowa Ardeshira - Mnie za to odrobinę dziwi, że ty panie nie wiedząc kompletnie z kim masz do czynienia chcesz wybrać się z nami. - dodała obchodząc mężczyznę dookoła i przyglądając się mu niczym rzadkiemu eksponatowi.

Orryn, patrząc na Yuan-ti, podrapał się przez chwilę po swojej zmierzwionej brodzie
- Być może, on mógłby pozostać chwilowo pod moją opieką… - Orryn myślał długo nad odpowiedzią - o ile wciąż ma te zapiski architekta na które mógłbym jako specjalista, rzucić okiem . Oczywiście, mógłby też zdeponować różdżkę, laskę czy czego tam używa w swoim obrządku jako mistrz, o ile nie urąga to jego godności, lub jakimś wewnętrznym tabu - gnom uśmiechnął się pod nosem, patrząc chytrze na yuan-ti.

- Po co badać intencje nekromanty? To jak badanie intencji gwałciciela. - Prawie krzyknęła tabaxi i patrzyła zaniepokojona na przybysza, to na resztę osób którym to najwyraźniej mało przeszkadzało. - Andraste nie podchodź do niego, postradałaś rozum?!

- Z moim rozumem wszystko w porządku. Kim by nie był to ma prawo przedstawić swoje racje. To ty zachowujesz się w tym momencie bezczelnie nie dając mu dojść do słowa. - rzuciła bardka nawet nie odwracając wzroku od Yuan-Ti w stronę kapłanki.

- “Bezczelnie”? Czy ty jesteś poważna? To jest czarodziej morderca, który używa plugawej magii by powoływać do świata abominacje sprzeczne z prawami natury i bogów! Istot które naznaczył swoją oślizgłą magią nie można już odratować, pozostaną nieumarłymi poczwarami, albo zostaną unicestwione. Tak dumna, a tak mało wiesz o naturze życia! Nie bez powodu ciała zmarłych otacza się ochroną i talizmanami które mają chronić ich tak w tamtym świecie jak i tym tutaj. Powinniśmy zabić go nim wykorzysta swoje wstrętne umiejętności przeciwko komuś kto nie będzie w stanie się obronić!
Tabaxi zrzuciła z ramienia dłoń Akrama, stanęła w bojowej pozie i zainkantowała zaklęcie ochronne.

Andraste ujęła w dłonie swój magiczny instrument i przyłożyła smyczek do strun.
- Jesteś moją przyjaciółką, ale nie pozwolę atakować ci kogoś, kto nie wykazał wobec nas ani krzty agresji.

- Być może źle dobieram przyjaźnie, jeśli uważałam za przyjaciółkę kogoś, kto akceptuje masowe mordy i niewolnictwo, bo z tym się łączy bycie nekromantą. - fuknęła w odpowiedzi, teraz już ze zjeżonym naprawdę futrem.

- Kochanków na pewno. - stwierdziła wypominając jej Farshida. - Co do przyjaźni, to boli mnie to co tu się dzieje, ale jak ty mam swoje zasady. On mi nic nie zawinił, więc nie mnie go oceniać. Tak samo Ardeshira, mimo, że mnie zaczął irytować. Niech czas pokaże czego są warci.

Najemnik raz jeszcze starał się spróbować przemówić kapłance do rozsądku.
- To nie jest czas ani miejsce na takie zachowanie Yasumrae. Wciąż jesteśmy jeszcze blisko murów.

Rashad potrząsnąl głową po czym stanął pomiędzy kapłanką Tabaxi a czarnoksiężnikiem. Yuan-ti, wznoszać do góry płonące ostrze.
- Uspokójmy się wszyscy, ta misja jest zbyt wielkiej wagi by się pochopnie zabijać! Niech czarownik odda się w ręce Mistrza Orryna i przekaże mu swoje mistyczne przedmioty, a jak będzie dogodny moment przesłuchamy go z użyciem magii Yasumrae. - zawołał, przenosząc spojrzenie pomiędzy Yasumrae a czarnoksiężnikiem.

- Kot, a szczeka głośniej od psa - prychnął Tet, a następnie uniósł delikatnie laskę i trzymał poziomo, gotową do podania Orrynowi, pokazując jednocześnie, że nie traktował groźby Tabaxi na poważnie. Ignorując zarówno Rashada jak i Andraste, zwrócił się do gnoma - Mistrz Orryn, tak? Z przyjemnością oddam się w waszą opiekę. Zapiski w dalszym ciągu mam przy sobie i jestem kontent, by przedyskutować ich treść z innym uczonym.

Orryn wyciągnął rękę i laska pofrunęła z ręki nekromanty wprost do gnomiego czarodzieja, młócąc głośno powietrze.
- No, w tej chwili nie jest już tak groźny kapłanko, byś musiała być tak niegrzeczna. Czy możemy iść dalej i oddalić się od miasta, a ja zajmę się wypytywaniem? Jako konstruktor, pewne tematy związane z budownictwem nie są mi obce, i jestem w stanie zweryfikować informację od niego znacznie lepiej niż wy wszyscy, a zrozumienie ich przekracza obecnie wasze możliwości - Orryn popatrzył w szczególności na Al-Asada i kapłankę - Jeśli Bastet poczeka ze zgładzeniem nekromanty, którego motywów jeszcze nie znamy, a który mógłby okazać się użyteczny w miejscu, do którego zmierzamy, byłbym niezmiernie zobowiązany. Los i prestiż bogini najpewniej na tym nie ucierpi. Czymże są dla bóstwa godziny, lub dni nawet, jeśli nie ziarnkami piasku na pustyni czasu? - Orryn zagadnął kapłankę, lekko się uśmiechając pod nosem.

Tabaxi skinęła do Orryna, którego słowa wydały się względnie przekonujące, mimo że może nie darzyła go wielką sympatią, to to co mówił brzmiało rozsądnie. Zafalowała ogonem zastanawiając się nad tym co powiedzieli do tej pory.

Ardeshir rzucił okiem na całą drużynę. Tę bandę ludzi szalonych… i wyraźnie pozbawionych zasad. Wystąpił krokiem spokojnym, bez pośpiechu, stając obok Yasu, i mówiąc spokojnie, tak by tylko ona mogła usłyszeć.
- Odpuść… na razie. Trzeba wiedzieć kiedy grać na czas, jeśli chcesz zachować wierność swoim zasadom w tym świecie.
Potem zaś, zrobił krok do przodu, stając przed nią, i zwracając się do samej drużyny, choć głównie do Yuan-Ti.
- Nie znam waszej historii, i specjalnie mi na niej nie zależy. Ale zawsze mocno wierzyłem w zasady. - zdjął z pleców glewię, i wskazał nią na nieumarłych sługów Teta - Być może, ci ludzie uczynili coś by zasłużyć na brak godnego pochówku, i takie traktowanie. Być może są oni niewinnymi ofiarami, których jedynym grzechem było życie. Być może, celem czystokrwistego jest pomoc, w zamian za nieszkodliwą wiedzę tajemną. A być może planuje zabić nas wszystkich, i zamienić cały kraj w swoje królestwo trupów. Za lekko traktujecie profanację życia która kroczy przed wami… za lekko, i nieostrożnie.
Jego głos zrobił się twardy, choć dalej pozostawał bardzo spokojny.
- Magia bogini Bastet da nam jutro odpowiedź. A jeśli ta odpowiedź nie będzie odpowiednia, Yuan-Ti i jego sługi spotka śmierć z mej ręki. Tak samo każdego kto postanowi mnie zatrzymać. Cel nie uświęca wszystkich środków… i są granice których nie należy przekraczać.

- Czekaj, czekaj… grozisz nam? Świetny sposób na budowę zaufania. - spytała bardka unosząc brew, wciąż trzymając skrzypce w rękach.

Al-Asad spojrzał na nią, opanowany i spokojny… choć wydawało się że gdzieś głęboko w jego oczach czaiła się głęboka pogarda.
- Jeśli jesteś osobą która dla ślicznej twarzy, i niepewnych informacji jest w stanie zignorować morderstwo niewinnych… tak. Grożę. I nie jestem zainteresowany ani twoim zaufaniem, ani współpracą z ludźmi dla których moralność znaczy tak niewiele.

-To co tu w ogóle robisz? - zmrużyła oczy i wskazała smyczkiem w jego stronę. - Chcesz do nas dołączyć, a nie jesteś zainteresowany współpracą i naszym zaufaniem. Nie dbam o to czy Nadal pozwoli aby którykolwiek z was do nas dołączy. Jeśli pozwoli będę starała się współpracować i tolerować, ale podnieś na kogokolwiek z drużyny rękę, a obiecuję, że ugotujesz się żywcem w tym pancerzu.

- A w takiej sytuacji ja go jeszcze podsmażę moim rapierem- dodał ze złowieszczym uśmiechem Rashad, stając u boku Andraste. Zastanawiał się, czy ten cały Ardashir miałby jakiekolwiek szanse mierząc się z nim w sztuce szermierczej, bardzo niewielu miało.
-Współpraca z nekromantą nie jest łatwą decyzją, ale mamy ważniejsze problemy, niż rozważanie kim byli ci ludzie, na pewno teraz już nie można im pomóc, możemy później to wyjaśnić...moze byli to niegodziwcy, łotry które poniosły zasłużoną karę?

Akram wyszedł w tym momencie naprzeciw, stając obok drugiego mężczyzny.
- Dość już tych gróźb - odpowiedział z uśmiechem - My prawdziwi wojownicy potrafimy współpracować nawet bez zbytniego zaufania. Instynkt i trening pozwala nam dobrze zrozumieć sojuszników, nawet gdy nie czujemy do nich sympatii. Wierzę mu i wiem, że nie jest dla nas zagrożeniem, o ile będziemy postępować w sposób prawy. A tak właśnie będziemy robić, prawda? - zapytał puszczając oko do eladrinki, ta jednak zauważyła, że najemnik mimowolnie spojrzał z pewną dozą wątpliwości w kierunku rozmawiającego z ludźmi Mustafy kapitana.

Gdy Al-asad szepnął jej na kocie ucho, to uniosło się nastroszone, ale kapłanka wciąż bardziej obserwowała Teta i inne potencjalne zagrożenia. Mimo że czuła się zaszczuta, nie ustępowała. Paradoksalnie to nowo poznany obcy któremu nie ufała, podzielał jej lęki co do gada którego moc była skazą świata żywych.
- Nie bez powodu w moim świecie karą za nekromancję jest śmierć. Gdy wyruszaliśmy na tą wyprawę, mieliśmy ratować życie, nie zaś ratując jedno, skrzywdzić tysiąc innych. Nigdy nie byłam osobą która bardzo zważała na prawa nadane przez władców, ale to jest coś innego. Każda żywa istota rozumie czym jest dar życia i że należy go chronić, szanować, przynajmniej tak wydawało mi się do tej pory. - Zrobiła przerwę by złapać zachłanny dech. - Zgodzę się by wąż udał się z nami, pod warunkiem że zostanie związany, zakneblowany, a jego nieumarłe sługi unicestwione. Przynajmniej do czasu gdy przesłuchanie rozstrzygnie jak bardzo plugawą ma naturę.

Akram wzniósł oczy ku niebiosom, po czym potrząsnął głową.
- Większość z was patrzy na to właśnie w ten sposób. Najęci by uratować życie sułtana. Chyba tylko jedna osoba myśli o uratowaniu Skarbu Makarydii. Cóż Yasumrae, może nie jesteś jedyną osobą tutaj, której chodzi o większe dobro.

- Yasumrae, nie jesteśmy w twoim świecie, tak jak ja jestem daleko od swojego. W moim nikt nie płacze nad pierzastą istotą, która jednym pociągnięciem pazurów niszczy kwartał latającego miasta, porywając w szpony całe rodziny. Być może nekromanta jest zły, i gdzieś daleko stąd grozi mu za jego magię kara. Nie tutaj, i choć dziedzina magii jest przeciwna naturze, magia jest mocą, która kształtuje świat. Jeśli powołuje do życia takie istoty, boskich praw tej krainy nie łamie - Orryn wyjaśnił spokojnie kapłance swój punkt widzenia.
-Ty zaś wojowniku, zbyt szybko wyrywasz się do bycia katem, zupełnie o to nie proszony. W czasie, kiedy ja będę konwersował z nekromantą, ty dokładnie wyjaśnisz w drodze powody, dla których chcesz do nas przystać, i w naszej misji nam pomóc. Nadal, Akram, prowadźcie naprzód. Dosyć tej zwłoki. W marszu też można rozmawiać - Orryn obrócił osiołka w stronę szlaku, kończąc najwyraźniej temat.

- Dokładnie, mistrz Orryn jest pośród nas największym autorytetem w dziedzinie mistycznych sztuk i zrobimy jak powiedział, jak rozumiem ten któremu Sułtan powierzył dowodzenie, popieram tę decyzję, więc sprawa zamknięta- stwierdził dobitnie Rashad.

- Apropo boskich praw Ty mnie nie pouczaj, ale po części się zgadzam. Niech pozwoli się związać i zakneblować do czasu gdy nie dowiemy się jak dużym jest zagrożeniem, tylko takie środki bezpieczeństwa są jakąkolwiek gwarancją i tylko to mnie usatysfakcjonuje, na razie. Jeśli rzeczywiście ma dobre intencje i nie jest zły, to chwilę wytrzyma z wężowym językiem za zębami. - Kapłanka sięgnęła do piersi i wyciągnęła złoty symbol Bastet skupiając moc swojej pani by światło łaski zniszczyło żywe trupy. - Nieumarli tutaj zakończą swoją wędrówkę!
Talizman zajaśniał boską mocą, skupiając w sobie całą wiarę Yasumrae w potęgę swej bogini. Na oczach śmiałków dwa z czterech żywych trupów zajęły się niezwykle jasnymi płomieniami, które jednak nie wydawały się wydawać ciepła. Po chwili z nieumarłych tych pozostał jedynie popiół, a lektyka wywróciła się na ziemi, wytrącona z równowagi. W tym samym też momencie na murach miasta dało się zauważyć jakieś poruszenie.

- Nie ma czasu na wiązanie. Na murach zaczynają się nami interesować. Ruszamy się stąd łaskawie. - rzuciła poirytowana eladrinka szybko podchodząc i wskakując na swoją białą klacz.

- Co na bogów ZNÓW uczyniłaś kapłanko?! - usłyszeć można było jęk Nadala - Ruszamy! Migiem!

Ardeshir nawet nie gwizdnął, ani nie uczynił żadnego ruchu. W mgnieniu oka, Govad pojawił się tuż przy nim, a Al-Asad błyskawicznie go dosiadł. Wierzchowiec zatoczył krótkie koło, leopard podążył za nim, a kopyta zaryły w piasku gdy zatrzymał się, przy Yasu, oferując jej dłoń, i uśmiechając się.
- Ludzie rozsądni powinni trzymać się razem, nie sądzisz? - Gdzieś z boku dało się słyszeć głośne miauknięcie. - I koty też, Naveed, masz rację.

Skupiony wzrok tabaxi powiódł w stronę murów tylko na moment, nim odwróciła się i przyjęła oferowaną przez mężczyznę dłoń, wsiadając zwinnie na grzbiet jego konia. Musiała przyznać że było to piękne i silne zwierzę. Najwyraźniej Ardeshir dobrze dbał o swoich zwierzęcych przyjaciół. Uszy kocicy wciąż były opuszczone w tył, a surowy wyraz oczu szukał zabłąkanych nieumarłych którzy przetrwali oczyszczający ogień.
- Jakbym była rozsądna, to by mnie tu nie było. - Odpowiedziała dość szorstko, obejmując mężczyznę w talii, chwytając się go, a po krótkiej przerwie dodała już miękko. - Dziękuję.


 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 11-11-2019 o 14:37.
Kata jest offline