Franko spostrzegł jak muzyk zbladł. Nie należał do tych szczególnie opalonych ale gdy krew w taki sposób odpływa z twarzy oznacza to tylko jedno... Franko zbyt wiele razy widział w swoim życiu taki strach... Zbyt wiele razy sam go wywoływał. Ruszył więc do przodu przebijając się przez zebranych ludzi i rozpychając ich bezceremonialnie na boki. Był niczym lodołamacz dla Maxa i Tomiego. Którzy przepraszali rozsierdzonych i wygrażających im klubowiczów.
Gdy Franko dotarł przed muzyka stał on sam ze wzrokiem wbitym w kopertę. Cały drżał ze skrywanego przerażenia. Położył mu swoją wielką łapę na ramieniu i powiedział.
- Chyba potrzebujesz naszej pomocy... |