Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2019, 14:58   #389
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gerge na moment zniknął by natychmiast wrócić z opatrunkami. Anna potrzebowała go na miejscu. Bogumysł chciał go zabrać ze sobą w poszukiwaniu Francisci. Sprawa była prosta, szarża Bogumysła była niższa. Z pomocą czerwonemu kapłanowi przyszedł Walter Weismuth, który przygotował już swój młot i zarzucił na siebie płaszcz podbity futrem.

Wyszli na ciemne ulice niosąc ze sobą pochodnie. Ubrany na czarno Bogumysł, bez widocznej broni, ubrany w szary płaszcz przypominający habit Hugin z włócznią w lewej dłoni i pochodnią w prawej oraz paladyn z wielkim młotem i kolejną pochodnią.

- Dokąd bracie? - zapytał Biedny Rycerz Męki Pańskiej z Akki.
Ulice wydały się kompletnie puste. Zimno nocy rozcinał tylko wiecznie siąpiący deszcz.

***

Anna bez problemu opatrzyła Klarę. Dziewczyna była nieprzytomna i miała gorączkę. Gorączkę, której nie dało się zbić posiadanymi ziołami. Ktoś wpadł na pomysł zaangażowania Olchy, której podejście do medycyny było zupełnie inne niż wykształconej Anny. Również to nie pomogło.

Witold klęczał przy jej łóżku i odmawiał modlitwy. Tylko po skracających się świecach dało się odczuć biegnący czas.

Truchło wyniesiono na drogę przed siedzibą inkwizycji. W siąpiącym deszczu trudno było rozpalić ogień. Dopiero Trypl wpadł na pomysł rozlania oleju pod bestią. Gdy już stos zapłonął, to zaczął palić się intensywnie. Właśnie niszczyli jedyny dowód potwornej magii.

Tymczasem z lochu dobiegały krzyki. Fyodor Reznov prowadził kolejne przesłuchanie w towarzystwie ich mistrza małodobrego. Gdy wyszedł z piwnicy zacięcie na jego twarzy sugerowało, że nie zdobył informacji jakich oczekiwał.

***

Francisca Rembertini narzekała na szeroką suknie. Musiała przyznać, że o tyle o ile w jej stroju była praktycznie nierozpoznawalna w tłumie, to teraz, w nocy, gdy ulice były puste sprawiał problem.

Co jakiś czas ściskała swój szczęśliwy medalik i przywierała do ściany za każdym razem, gdy jakieś przeczucie podpowiadało jej, że śledzony człowiek zaraz się odwróci.

W końcu śledzony mężczyzna stanął w towarzystwie piątki innych. W mroku nocy ledwie dostrzegała ich sylwetki. Wszyscy wyglądali na biednych pielgrzymów. Luźne habity przewiązane sznurem. Kaptury na głowach. Tylko jeden miał odsunięty kaptur. Na jego twarz padał deszcz. Zdawał się nie mieć kompletnie żadnego włoska.

- I co? - Niemal warknęła kobieta, której rude włosy wystawały spod kaptura.
- Inkwizycja przyszła, zabrała truchło i poszła. Kompletnie nic nie wiedzą. Musimy poradzić sobie sami - powiedział człowiek, którego śledziła.
- Hmmm… trudno. Chodźmy rozejrzeć się przy katedrze - powiedziała kobieta.

Rembertini wiedziała, że jeżeli teraz się wycofa, to zdąży do katedry przed nimi. Prawdopodobnie byli w Płocku pierwszy raz.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline