Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2019, 23:06   #141
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Świątynia

W trakcie przepychanki (zarówno słownej, jak i fizycznej) pomiędzy Jeremim, a Heńkiem, przez tłum przetoczyła się wrzawa. Jednakże szybko ucichła. Zgromadzeni w Świątyni kmiecie nie kwapili się do popierania któregokolwiek z nich. Z jednej strony mieli Henryka - dzieciobójcę, nawróconego pijaka, utracjusza. Człowieka, który nie potrafił upilnować żony, a w dodatku ostatnim czasem bardzo gorliwego wyznawcę jedynej słusznej wiary... Z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że zarzuty Heńka nie są bezpodstawne. Jedynie ślepiec nie miałby podejrzeń co do Jeremiego i jego guseł. Nikt nie miał jednak dość odwagi, aby publicznie oskarżyć wiedźmiarza o konszachty z diabłem. Ci ludzie mieli rodziny, trzodę, bydło... Nikt nie chciał sprawdzać na własnej skórze czy klątwy Jeremiego mają moc sprawczą.

Marysia wypowiedziała słowa w złym momencie. Wstrzeliła się akurat w moment, kiedy Otton uniósł rękę, przywołując wszystkich do porządku. Z tego względu jej zdanie było doskonale słyszalne - tym bardziej, że świątynia mogła poszczycić się znakomitą akustyką.
Dziedzic spojrzał w stronę wieśniaczki. Srogie spojrzenie rycerza niemalże przewiercało Marysię na wylot, kiedy poczynił kilka niespiesznych kroków w jej stronę.
- Czyny znaczą więcej niż słowa, młoda panno - oznajmił szorsko. - Jedną okazję do tłumaczeń już zmarnował.
Ciemne jak studnia oczy Ottona jeszcze przez chwilę wpatrywały się w Marysię, po czym rycerz obrócił się, ruszając w stronę swego siedziska.

Dziedzic usiadł, przez chwilę wlepiając wzrok w posadzkę i namyślając się. Nie spieszył się przy tym. Wydawało się, że jest przyzwyczajony, iż może kazać innym na siebie czekać. Przeczesał gęstą brodę, po czym wreszcie oznajmił z mocą:
- Ojciec Wielebny ma rację. Ta sprawa może być związana z nieczystymi siłami.
Otton odszukał wzrokiem Bognę, by tym razem ją zaszczycić swym nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Dziewko. Masz niezwłocznie porozmawiać z Wielebnym i wyznać wszystkie grzechy. Niech on osądza czy miałaś kontakt z diabłem i czy ciebie też nie opętało. Jeśli tego nie uczynisz, zostaniesz wygnana ze wsi jako zepsuty owoc.
Ostatnie zdanie wywołało pomruk zadowolenia wśród starych bab - zwłaszcza Grzelakowa uśmiechnęła się szeroko. Niejedna z nich najchętniej skazałaby Bognę co najmniej na ukamienowanie. Żadna nie ważyła się jednak na głośne słowa aprobaty, aby nie ściągnąć na siebie uwagi srogiego pana. Tymczasem wzrok rycerza powędrował do Horsta.
- Dam twojemu synowi ostatnią szansę, gospodarzu, przez wzgląd na twe godne i szczere zachowanie. Gdy go wytropimy, zostanie poddany torturom. Ojciec Wielebny będzie obecny przy kaźni, aby nadzorować czy nie mamy do czynienia z siłami nieczystymi. Jest pewna szansa, że podczas tortur uznamy go za niewinnego. Wtedy syn powróci do ciebie. Radzę jednak przygotować się na najgorsze.
Otton odczekał chwilę, aby dać czas wszystkim na oswojenie się z wyrokiem. Zaraz potem uwaga dziedzica skoncentrowała się na Jeremim oraz Henryku. Rycerz zmrużył oczy, podejrzliwie przyglądając się zarówno jednemu, jak i drugiemu.
- W tym świętym przybytku padły słowa i oskarżenia, które nie sposób zignorować. I które ciężko zweryfikować. Zdam się więc... Na osąd Stwórcy. Jutro po mszy świętej. Obydwaj staniecie do pojedynku sądowego. Jesteście podłego stanu, ale to nie odbiera wam prawa do sądu bożego. Oczywiście nie dostaniecie mieczy do ręki. Jako chłopi będziecie się pojedynkować na kije. Przegrany zostanie przykładnie ukarany. Rzekłem.

Otton podniósł się z miejsca, dając znak iż posiedzenie jest zakończone.




Luther

Pokryty smołą młodzieniec szarpnął się, po czym zastygł w bezruchu, niczym zaalarmowany zwierz. W stronę Luthera wyciągnął zaostrzony kozik, jakby starał się nim odstraszyć przybysza.
- Odejdź! Nikt nie ma prawa tu być! Odejdź! - pokrzykiwał ostrzegawczo leśny człowiek. W miarę jak młody Grolsch się zbliżał, miał coraz mniejsze wątpliwości. To musiał być Światożar. Twarz, oczy, usta, nos - wszystko to należało do jego druha. Tyle, że ten druh najwyraźniej postanowił skąpać się w smole. I nie wiadomo kiedy ostatnio jadł.
- A kysz! Ani kroku!
 
Bardiel jest teraz online