Srogie porywy lodowatego wiatru przybierały na sile. Wschodnie podmuchy coraz bardziej dawały się bohaterom we znaki. Czuć w nich było trupią zgniliznę i grobowy, przenikliwy chłód. Dzierżona w dłoniach stal stawała się nieprzyjemna i obca w dotyku. Broń jeszcze nie przywierała do dłoni, ale kto wie co będzie za chwilę. A przecież to właśnie owa stal, miała stać się głównym narzędziem obrony przed żądną krwi tłuszczą.
Brody Mocy i dzikuska imieniem Sathara postanowili jednak czekać w bezpiecznej twierdzy, jaką o zgrozo, stał się dla nich cmentarz z prastarym grobowcem pośrodku...
Czy tylko narrator tej opowieści dostrzega iście diabelską ironiczność sytuacji?
- Smert! Smert! Smert! Mara w pioch! Smert! Smert! - skandował rozwścieczony tłum.
Stojący najbliżej Malcolm i Halvar widzieli roziskrzone ślepia łaknące juchy i trupów.
Wrzaski ucichły niespodziewanie, a tłuszcza cofnęła się w wyraźnej trwodze. Świetlisty pocisk przeszył powietrze, rozświetlając ciemność ponad ich glowami. Przerażeni ludzie przyklękli, a co bardziej bojaźliwi lub też bogobojni, zaczęli pluć przed siebie i czynić jakieś dziwne znaki rękami.
- Skończyliśmy rozmowę! Albo idźcie do domu, albo wejdźcie na cmentarz. - rzekł niezachwianym głosem Malcolm.
- I proklety wos, ti se vragovi utjelovlju! - wrzasnął przywódca tluszczy. Jako jedyny stanął chwacko naprzeciw drużyny Bród mocy - Smert na tebi i guba wszelakja, se djeca wisze rađaju u myncarniach i umiru u boli, a po smerti nek demoni rastrgaju duse waszo i poleku je żić.
Po tych słowach uderzył trzy razy kosturem w ziemię i splunął. Tłum zawył niczym rozszalałe stado wilków, po czym jak jeden mąż zagrzmiał:
- Smert na wos i na djeca wosze. Smert! Proklinjati wi!
Ku zdziwieniu wszystkich, kipiący ze złości tłum zaczął się rozchodzić w różne strony. Po kilku chwilach na przeciwko bramy cmentarza, stał już tylko przywódca tłuszczy w drewnianej wilczej masce naciągniętej na twarz.
- Mara wos mami i smysly do nestesti dovodi. Razaranje na wos i na wsze zeme nosze.
Mężczyzna jeszcze raz splunął, po czym z pochyloną głową ruszył w mrok.
Wyglądało na to, że groźba bitwy z wściekłymi tubylcami została oddalona. Czy jednak można było to uznać za dobra wiadomość, czas pokaże.
Cmentarz pogrążył się w ciszy, jakie należne jest takiemu miejscu. Jedynie zawodzenie wiatru burzyło spokój, jaki nastał.
A co do głównej bohaterki całej awantury, to żadne z wysiłków jakie podejmowali członkowie drużyny, czy Sathara, nie przyniosły spodizewanego efektu. Blond niewiasta nadal pogrążona była w nienaturalnym śnie, a jej ciałem raz po raz wstrząsały dziwne drgawki.
Nim jednak ktokolwiek zdążył podjąć jakieś decyzje, terkot kół i rżenie koni, stały się niezwykle głośne i wyraźne. Z gęstej mgły, która pojawiła się nie wiadomo skąd, wyłoniła się czarna karoca zaprzężona w cztery kare konie o niepokojąco błyszczących ślepiach.
Karoca prezentowała się okazała i była niewątpliwym świadectwem bogactwa i statusu jej właściciela.
Na koźle siedział garbaty woźnica odziany w czarną liberię ze złotym ornamentem na klapach i ramionach. Energicznym ruchem ściągnął wodze i zatrzymał karocę tuż przy cmentarnej bramie.
Drzwi karocy otworzyły się z trzaskiem. Zdobił je herb wymalowany karmazynową oraz złotą farbą. Przedstawiał on dwie uskrzydlone czaszki spływające krwią oraz złoty symbol na czarnej tarczy. Na wstędze umieszczono obco brzmiący napis “Mahapralaja”
Z powozu wysiadł wysoki, chudy mężczyzna. A lico jego alabastrowe, zdawało się wręcz świecić własnym blaskiem pośród mroku. Oczy jego czarne niczym dwa węgle, takoż samo jak jego długie zaczesane do tyłu włosy.
Mężczyzna wysiadł dostojnie z karocy, a mlecznoblada mgła spowiła jego nogi. Stanął na przeciwko cmentarnej bramy i powiódł wzrokiem po okolicy, zaciągając się jednocześnie lodowatym powietrzem. Wschodni wiatr co i rusz rozwiewał jego czarną pelerynę podbitą krwistym aksamitem.
Mężczyzna uniósł dłoń w powitalnym geście i rzekł:
- Witajcie w Kirchlagern - a głos jego dudniący i zimny niczym głaz, wprawił w drżenie serca wszystkich obecnych. - Pogoda doprawdy paskudna i na deszcz się rychło zanosi. Zapraszam do powozu, miejsca starczy dla wszystkich.