Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2019, 08:20   #119
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Val… uspokój się! - Shateiel podniósł głos, czując jednak że Nana nie była do tego nawykła. - Zaczekaj na mnie na zewnątrz… Eshatowi nie zależało byś tu wszystkich pomordował. - Rzucenie przez Nanę imieniem koordynatora enklawy odniosło... jakiś skutek. Chociaż Valerius świdrował teraz nienawistnym spojrzeniem to swojego kompana, to właścicielkę białego domu, wciąż nie rzucił się na żadną z dziewcząt w bezmyślnym, przepełnionym zaprzeczeniem szale. To była dobra strona medalu. Ta zła zawierała w sobie całkowitą zmianę aparycji anioła kuźni. Przez jego spodnie i kurtkę przebijały się w losowych miejscach niewielkie, zakrzywione kolce przywodzące na myśl haki. Skóra nabrała koloru sadzy, a każdemu wydechowi towarzyszyły kłęby osmolonego dymu. Ukoronowaniem tego wizerunku była para zwęglonych, skrzydlatych kikutów wyrastającym Annunakowi z pleców. Shateiel ze zdumieniem uświadomił sobie, że obraz ten w niczym nie pokrywał się z pełną majestatu, siły oraz świetlistej godności aparycją, jaką Val odsłonił przed nim podczas walki z Ojcem Lemoine. Z niemalże panicznego zafrasowania tym faktem anioła śmierci wyrwało... klaśnięcie. Trzykrotne, pełne energii i podniecenia. Zwróciwszy wzrok w jego stronę zobaczył nieletnią gospodynię - jej palce zwieńczone w nastoletniej ekscytacji, oczy stanowiące egzaltowaną parodię potępionych patrzałek Valeriusa. Wyglądała jak postać wyjęta żywcem ze świętego obrazka, doznająca boskiej łaski na widok powykręcanej karykatury o pulsujących mięśniach, w jaką przeistoczył się płomiennowłosy anioł.
- Jest, ach (!)... cudowny. Jest dokładnie taki, jak mi obiecano! Ta nieposkromiona żądza krwi, to spopielające wszystko wokół zaprzeczenie, ta dziecięca buta (!)...- dziewczę o złocistych rzekach spływających jej z barków zatrzęsło się w (erotycznym niemal) spazmie. Przygryzło paznokcie kciuków w nieskrępowanym geście ślepej fascynacji okraszonej zauroczeniem - jak nastolatka, której po koncercie jest dane... intymnie poznać swojego rockowego idola.

- Co ci obiecano? - El obejrzała się zszokowana na blondynkę, stojąc pomiędzy nią a rozwścieczonym Valem. Kobieta o złotych włosach przybrała na chwilę - nieco przesadną - ekspresję zażenowania przypadkowym salonowym faux pas.
- Zapomniałam, że chyba nie powinnam była o tym wspominać. Trudno, stało się. - natychmiast porzuciła swoją (i tak już chwiejną) maskę przejęcia.
- A obiecano mi, moja droga, że będę miała okazję zobaczyć upadłego anioła w całym jego cierpientniczym splendorze. Odzianego w trawiącą go aurę bólu i niemocy. No i muszę powiedzieć, że ani trochę się nie rozczarowałam. - znowu westchnęła i skierowała swe gwieździste spojrzenie na anioła kuźni, choć ten... zdawał się nie słyszeć konwersacji między dwójką młodych kobiet. Zgodnie z opisem, jaki przedstawiła gospodyni, zdawał się całkowicie pochłonięty agonią doznaną w zamierzchłych czasach. Dodatkowo, zanosiło się na to, że zamierzał podzielić się nią ze wszystkimi wokół - wątpliwy zaszczyt, którego zakosztował już odźwierny tego przybytku.
- I już ci wystarczy? Bo osobiście nie mam nic przeciwko puszczeniu go w twoim kierunku, ale nie chciałabym ani by mu, ani tobie jeśli masz nam pomóc, stała się krzywda. - Nana zerknęła niepewnie na swego towarzysza, zastanawiając się jak go uspokoić.
- Chciałabym również zobaczyć w pełnej krasie Ciebie, koleżanko, ale... ach, chyba są to płonne nadzieje... - wyznała, ewidentnie rozmarzona, po czym dopowiedziała:
- Pozwolę sobie zdradzić, że... nie miałam świadomości, iż twój towarzysz tak zareaguje na nasz wystrój. To był “przypadek”, jeśli wierzysz w takie rzeczy. Nie zrobiłam niczego świadomie - zwierzyła się, najpewniej szczerze. Jednak chwila szczerości uległa ukróceniu, bo dłonie blondynki ponownie zacisnęły się w ekscytacji, a patrzałki błysnęły dziecięcą fascynacją. - Ale czy to nie niesamowite?! Nie cudowne?! Jedna migawka. Jedno spojrzenie w stronę tego, co my traktujemy jako element codzienności... a Twój przyjaciel rozsypał się jak karciana wieża, osunął w bunt zaprzeczenia. Kto mógł pomyśleć, że anielskie umysły są tak... kruche. - W jej słowotoku nie było buty czy szyderstwa. Złotowłosa po prostu wylała z siebie strumień świadomości zabarwiony samorodnym zauroczeniem. Tak, bezsprzecznie ubóstwiała babrać się w wybroczynach rozumnej świadomości. Co więcej, pewnie miała do tego smykałkę.

Val postąpił krok do przodu, wyciągając masywne dłonie w kierunku (prawie) gołej nastolatki. Wyglądał teraz jak coś, co wyczołgało się z ekranu podczas nocnego maratonu twórczości George’a Romero. Dziewczę postąpiło w tył i dłonią zachęciło Nanę, by ta odstąpiła na bok.
- Proszę, odsuń się. Nic mu się nie stanie, obiecuję - zaintonowała ze swoją wcześniejszą, wisielczą pociesznością.
Nana przyglądała się temu całemu obrazkowi z pomieszaniem obrzydzenia i ciekawości. Jak Pan mógł akceptować coś takiego. Shateiel nie chciał mówić, co sądzi na temat obecności Pana i jego opinii na jakikolwiek temat.
[i]- Prosiłbym byś powiedziała co chcesz zrobić, albo bardzo szybko tu posprzątam i problem się rozwiąże.[i] - Starał się by w jego głosie nie pozostał nawet ślad wskazujacy na to, że może sobie żartować. Dziewczyna w stroju Ewy, choć wstępnie miała zgoła inny plan, opuściła swoją gardę. Jej delikatną twarz przeciął momentalnie wyraz głębokiej zadumy i... chyba zdecydowała się przeprowadzić skromną rewizję swoich wcześniejszych ustaleń.
- Dobrze! - Błysnęła radośnie ząbkami. - Zwykle na myśl by mi nie przyszło, by kazać gościom sprzątać, ale skoro tak się do tego pieklisz, proszę. Masz wolną rękę.
Jej zwiewna dłoń opasała gestem cały pokój gościnny, sugerując Nanie, że jest to scena. Scena, na której anioł śmierci miał dać swój aktorski popis ku uciesze gospodyni.
- Miła Pani… czy byłaś w piekle by mówić, że się pieklę? - Shateiel westchnął ciężko i rozprostował swoje kruczoczarne skrzydła.

[MEDIA]https://pariolives.files.wordpress.com/2016/01/maleficent_wings_adult.jpg[/MEDIA]

Podchodząc do sprawy względnie ostrożnie, zmniejszył odległość między sobą a umeblowaniem, jednocześnie zwiększając te, które dzieliły go istot żywych (tudzież pseudo żywych). Przeciągnął się czując ulgę po ujawnieniu swojej formy i przyklęknął na jedno kolan, kładąc dłoń na dziwnej posadzce. Uczucie było obrzydliwe.... jak cała ta sytuacja. Jak cało to miejsce. Jak ta kobieta w ciele dziecka. Szepcząc, zapoczątkował rozkład wszystkiego co wypełniało pomieszczenie. Buchnął z niego wirujący kwiat purpury, który natychmiast począł trawić odrażający wystrój wnętrza. Proces oczyszczenia, choć konieczny i słuszny, nie był jednak natychmiastowy. Meble zdawały się stawiać aktywny opór fioletowym falom destrukcji. Niektóre z nich drżały oraz dygotały. Inne naprzemian zawodziły i piszczały, jak zarzynane świnie. Shateiel mimowolnie przygryzł zęby. Ta ostatnia seria dźwięków odsłoniła w umyśle upadłego anioła rąbek jego niegdysiejszej wojskowej kariery. Mniej szczytny i chwalebny niż demon byłby skłonny przyznać. Zawierał on migawki tortur, jakim wraz ze swymi braćmi poddawał niejednego lojalistę. Krzyki bólu i cierpienia, jakie wydawali pojmani, ciskając w stronę Halaku przekleństwa. Ze wspomnień wydobył się dopiero, gdy ostatni z mebli rozsypał się w proch, a w pomieszczeniu zaległa cisza. Ta jednak okazała się gościem nieproszonym - złotowłosa odegnała ją pomrukiem zadowolenia. Najpewniej przecisnął się przez jej usta mimowolnie, kiedy podziwiała zapierające dech w piersiach upierzenie Shateiela. Oglądała skrzydła anioła śmierci z każdej strony, pod każdym kątem, a wrażenia wizualne praktycznie rezonowały wokół niej niczym świetlista aureola.
 
Aiko jest offline