Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2019, 19:34   #51
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Podróż przez pustynię nie dłużyła się Ardeshirowi. Był przyzwyczajony do samotności, więc z pewną dozą rozbawienia obserwował ludzi dookoła niego, tak innych od tych których niegdyś znał. Ostatnio, kiedy podróżował z porównywalną grupą ludzi, były to Krwawe Księżyce starego Lwa. Ta grupa trochę mu ich przypominała… choć w przeciwieństwie do jego poprzedniego dowódcy, Nadal nie wydawał się przykładać dużej wagi do moralności swoich.
Następne spojrzenie, które rzucił nieumarłym pod władzą Teta było mniej rozbawione, a bardziej… zimne. Ardeshir nie był święty… byłby pierwszym który by to przyznał, ale mimo to, niektóre metody były poniżej jego standardów. Użyłby Teta… i sądził sprawiedliwie po czynach. Ale zombie… były pewne granice.
Roześmiał się krótko, kiedy Naveed spłoszył konia Andraste po raz drugi. Leopard też dawno nie miał okazji podróżować z innymi ludźmi, i widać wykorzystywał tę okazję by być złośliwym wobec nich. Wyglądało na to że wybrał sobie bardkę jako ulubioną ofiarę. Najemnik mógłby go powstrzymać… ale po jej zachowaniu, niespecjalnie miał na to ochotę.
Rzucił też, krótko, okiem na drugiego kota w swoim otoczeniu, kapłankę która aktualnie trzymała go w pasie. To nie było konieczne; Govad nie pozwoliłby jej spaść tak czy siak, ale nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
- Co miałaś na myśli, wcześniej? - Zapytał, nagle, po dłuższej chwili milczenia - Dlaczego rozsądek miałby kierować cię do opuszczenia tej… drużyny?

Adresatka jego pytania siedziała cicho, ale czuł jej niespokojny oddech jako że siedzieli bardzo blisko siebie. Tabaxi wciąż była pełna emocji po sytuacji która się wydarzyła za murami i kłótnią z dotychczasową przyjaciółką. Jako że jej rasa nie była zbytnio obeznana z jazdą konną, Kiya trzymała się kurczowo mężczyzny i pewnie gdyby nie zbroja to mógłby wyczuć wbite w siebie pazurki. Jak na kota przystało wydzielała też dużo ciepła, choć tym razem, w środku dnia nie było to nic przydatnego. Wyrwana ze swojego zamyślenia odezwała się już nie tak stanowczym jak wcześniej głosem, zamiast tego był on miękki i trochę oddalony, smutny lub rozmarzony.
- Źle mnie zrozumiałeś. Chodziło mi raczej o opuszczenie tej misji, nie zaś drużyny. Rozsądek trzymałby mnie mniej niebezpiecznej ścieżki, tym bardziej że ja w wypełnieniu tego zadania nie mam żadnej korzyści. A jednak wyruszyłam.. choć nie wiem już w zasadzie z kim i po co. Błądzę wciąż szukając swojego miejsca..
- To potrafię zrozumieć. Ja sam… hmm. Nie mogę powiedzieć żebym miał miejsce które mógłbym nazwać domem. - W głosie wojownika pobrzmiewały jakieś dziwne nuty. Coś pomiędzy smutkiem, a wściekłością. - Ale sądzę, że w takiej podróży też można odnaleźć swoje miejsce. Wędrować… i robić co można, by uczynić świat lepszym miejscem. Gromadzić doświadczenie, i umiejętności. Żyć po coś.
-Nie chcę ciąglę wędrować.. - Odpowiedziała marudnym głosem kotka zza jego pleców. -Ani robić wszystkiego dla innych, mi też coś się należy od życia.

Ardeshir roześmiał się głośno.
- Tylko człowiekowi szalonemu zależałoby na życiu męczennika. Każdemu z nas przysługuje odpoczynek. Spokój ducha. Sądzę że któregoś dnia, i ty, i ja, znajdziemy miejsca które nam go dadzą. - Jego twarz zdobił szeroki, pełen pewności siebie uśmiech, a głos nie zadrżał mu nawet na moment - A jeśli świat będzie mieć inne pomysły, należy splunąć mu w twarz, i postawić na swoim.
- Chciałabym by tabaxi żyły godnie, nie będąc na łasce ludzi i wrócić kiedyś do domu.. - Odpowiedziała tym swoim nieco miauczącym głosem cicho, a najemnik poczuł jak opiera głowę na jego plecach.
Ardeshir milczał, przez moment. To co mówiła Yasu rezonowała z jego własną misją, jego własnymi przekonaniami. A to jak była w niego wtulona… nie było nieprzyjemne.
- Sądzisz że twoje pragnienie może się spełnić? - zapytał cicho, dziwnie zamyślonym tonem - Yasumrae… wielu wyśmiałoby twojej marzenie. Jako zbyt duże, jako niemożliwe do spełnienia. Nazwali by cię głupią. - odwrócił lekko głowę, zwracając się bezpośrednio do niej - Cieszy mnie że są ciągle w tym świecie osoby podobne do mnie. Nie porzucaj tego pragnienia. Da ci ono siłę by kroczyć naprzód. - Następne słowa były wypowiedziane szeptem, tak że nawet dla czujnych uszu kapłanki było ledwo słyszalne - Mnie dało...

Kotka jak siedziała wcześniej, tak trwała, bo było jej wygodnie. Gdy rozmawiali wypuściła bokiem ogon i bujając nim w powietrzu prowokowała Naveeda.
- Powrót nie byłby trudny, gorzej z ludźmi. - Przerwała na moment, a jej gołe kocie stópki, zwisające po obu stronach Govada, dyndały w kłusie konia. -A jakie ty masz marzenie?
Tym razem, cisza trwała dłużej… na tyle długo że Yasu mogła zacząć się zastanawiać czy Ardeshir faktycznie odpowie. Mogła zobaczyć że Naveed bardzo, bardzo uważnie przypatruje się końcówce jej ogona… jak gdyby miał ochotę go pacnąć, ale coś go powstrzymywało. Kiedy Al-Asad w końcu się odezwał, jego głos był cichy, spokojny. Niemalże kojący.
- Obiecałem sobie stworzyć miejsce gdzie ludzie, obojętnie od rasy, pochodzenia, czy bogactwa, będą mogli żyć w pokoju, i dobrobycie. Nie musząc znosić prześladowań ze strony ludzi złych. Nie musząc patrzeć jak ich krzywdy są ignorowane przez skorumpowanych urzędników, czy władców których nie obchodzi los maluczkich. Dom… który byłby wszystkim czym mój dom nie był… i nie jest. - Zaśmiał się cicho - Jak to ujęłaś? Idealista który gada jak stary klecha?
- Brzmi pięknie, ale to wyzwanie może nas przerastać. Zasady i prawa ludzi są bardzo płynne.. chociaż próbowałam wpływać na nie słowem, może rzeczywiście potrzebna jest krucjata.. - Kapłanka nie odrywała wzroku od końca swego ogona, machając nim przed pyszczkiem Naveeda w końcu nawet połaskotała go nim po nosie, po czym cofnęła ogonek w górę do swojej ręki, owijając go sobie przez szyję i czyniąc poduszką.
- To moja przysięga. Ale sądzę że dalej brakuje mi siły by ją spełnić. - Naveed, kiedy Yasu go połaskotała, kichnął uroczo. Wydawał się być bardzo zadowolony z tego ile uwagi poświęca mu kapłanka. Moment później, mogła zobaczyć jak patrzy na konia Andraste, wyraźnie zastanawiając się czy jest w stanie spłoszyć go po raz trzeci. Z obserwacji leoparda wyrwały ją następne słowa Ardeshira.
- Poza tym… nas? Szybko zdecydowałaś się przyłączyć do mojej misji. To wina Naveeda, prawda? On cię przekonał. - choć nie widziała jego twarzy, jego zrelaksowany ton wyraźnie świadczył o lekkim uśmiechu który zdobił jego twarz.
Mężczyzna usłyszał ciche, rozbawione fuknięcie gdy tabaxi wypuściła powietrze przez nos.
- “Nas” jako dwie osobne nasze misje. Naveed jest uroczy, ale każde z nas ma swoją niezależną drogę którą sobie obrało. - skorygowała spokojnym tonem kapłanka.
- Prawda. Choć… jeśli kiedyś mi się uda, czuj się zaproszona. A jeśli twoja misja ciągle nie jest wtedy spełniona, pomogę ci jak będę w stanie. - Jego ton był nieco rozbawiony, ale kapłanka mogła jasno zauważyć że mówił w pełni poważnie - Mam słabość do kobiet z zasadami. - dodał, już bardziej żartobliwie.

- Litości Adreshir, nie dziel skóry na nie upolowanym niedźwiedziu, a poza tym to będzie nasza ostatnia wyprawa. Wszyscy zginiemy. - odparła markotnie.
- Och? Skąd taki pesymizm? - zapytał Ardeshir, z ciekawością w głosie - Nawet jeśli masz takie podejrzenia, nie sądzę by się spełniły. Nazwij to arogancją. Ja nazywam to pewnością siebie.
- Nie ważne.. - Urwała temat wyraźnie nie w nastroju i zamilkła.
- Zgadza się. Nie ważne. Takie ponure rozważania nie są dobre… i dla ciebie, i dla mnie. - Głos wojownika był nadal bardzo spokojny, i mogła być pewna że nie uraziła go swoją odpowiedzią - Nawet jeśli umrzemy, nie ma sensu przejmować się na zapas. Trzeba żyć pełnią życia, póki się da. Jestem pewny że twoja bogini zgodziłaby się ze mną.
- Ha ha, i jak zamierzasz żyć pełnią na środku tej pustyni? - kotka zaśmiała się z niego aż jej wąsiki podskoczyły.
- Hmm... - Ardeshir zamruczał, udając zamyślonego - Mam dużo doświadczenia z pustynią. Trzeba sobie zapewniać własne rozrywki. - Kotka nie mogła być pewna co słyszy w tonie Ardeshira, kiedy powiedział następne słowa. Rozbawienie, i coś jeszcze, co było trudniejsze do zidentyfikowania. - Co powiesz żebyśmy, jak na parę naiwnych idealistów przystało, spędzili wieczór nad butelką dobrego alkoholu? Piłaś kiedyś Arak, Yasu?
- Oh, “Yasu”? Od kiedy zdrabniasz moje imię? Ale trochę za szybko wydaje Ci się że mnie znasz, wcale nie muszę pasować do twojej wizji, tak mówię byś się nie zdziwił. - cmoknęła i po skromnej przerwie kontynuowała. -Nie.. nie piłam - Al-Asad poczuł jak oderwała głowę od jego pleców i zaczęła mówić wprost na jego ucho, łaskocząc go kocimi wąsami. - Może nawet skusiłabym się na Twoją niemoralną propozycję, ale nie wiem.. wczoraj już trochę zaszalałam sama i obudziła mnie pękająca czaszka.
- Wykwintna i oficjalna mowa, kapłanko, to coś czego się nauczyłem, bo takim najemnikom lepiej płacą. Po prostu, dawno nie miałem okazji gadać z kimś innym niż pracodawcami. - oboje usłyszeli głośne prychnięcie gdzieś z boku - I Naveedem.
Kiedy Yasumrae zaczęła szeptać mu na ucho, drgnął, podrażniony jej oddechem, i wąsikami. Spodobało mu się to. Aż kusiło go do dalszych eksperymentów…
- Poza tym… jak znam twoich podejrzliwych towarzyszy, nie dadzą nam się napić w spokoju aż nie zostanę… przesłuchany. - Mogła usłyszeć pewną gorzką nutę w tym ostatnim słowie, która jednak znikła bardzo szybko - A na ból głowy, zalecam masaż. Odpręża. Pomaga. Tylko trzeba mieć partnera do picia.

-Oczywiście że zostaniesz przesłuchany, ale o ile zaklęcie upewnia mnie że nie skłamiesz, drobny puchar Araku może rozwiąże Ci język. - Zaśmiała się mu na to ucho beztrosko, co wyczuł też na plecach po jej spokojniejszym oddechu i luźniejszym uścisku dłoni na zbroi.
Kotka westchnęła. - Mam nadzieję że nie zaskoczysz mnie niczym strasznym. Jesteś w ogóle gotów mówić prawdę i tylko prawdę w obliczu kapłanki Bast?
- Rzeczy które mógłbym chcieć ukryć są starymi ranami, i nie będą mieć wpływu na teraźniejszość. - mogła poczuć jak lekko wzruszył ramionami, jak gdyby dotknęła jakiegoś nerwu - Wszyscy mamy momenty do których wolimy nie wracać. Ale tak, jestem gotów mówić prawdę. Choć wolałbym byś uszanowała moją prywatność. - zrelaksował się, i rozluźnił, nawet uśmiechnął delikatnie - Do takich rozmówek, prywatnych, i luźniejszych, od magii faktycznie lepszy jest Arak. A twoich towarzyszy nie lubię tak bardzo by dzielić się z nimi alkoholem, czy opowieściami. - dodał, bez ogródek i dosadnie.
- A ze mną się podzielisz jakąś opowieścią? Chcesz powiedzieć że mnie lubisz?
-Hmm... - mruknął Ardeshir, udając że się zastanawia - Urocza, z zasadami, nie próbowała mnie wyklnąć od razu, i pozbawiona tej… otoczki, którą aż ociekają twoi “szlachetnie” urodzeni towarzysze. Oh, do tego przyjemna dla oka. - Wyliczył, po kolei, lekkim tonem, po czym dodał, grobowo poważnym - Ja cię lubię? Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy.
Koci ogon uniósł się tańcząc na boki za głową kapłanki, a jej chwyt wyraźnie zelżał. Słowa mężczyzny były miłe, ale trochę niespodziewane, wprawiając ją w zakłopotanie. Nie wiedziała czemu niektórzy ludzie uważają ją za przyjemną dla oka, ale postanowiła się dowiedzieć.
- Urocza? Przyjemna dla oka? - Parsknęła zakłopotana próbując nabrać nieco dystansu do mężczyzny, siedząc zaraz za nim konno, a jej głos był cały czas w tym samym przyjacielskim tonie. - Czemu i co masz na myśli?
- Urocza, z racji twojego zachowania… jak na przykład to zakłopotanie które powtarza kiedy prawię ci komplementy. I kto mógłby zapomnieć twoją scenkę z kotką przerażoną wężem. Nawet jeśli była tylko popisem aktorskim, mającym odwrócić naszą uwagę od konfliktu. - Uśmiechnął się pod nosem, i dodał bardzo lekkim tonem - A to że jesteś przyjemna dla oka nie wymaga wyjaśnień. Chyba że polujesz na więcej komplementów? - to ostatnie pytanie zabrzmiało trochę prześmiewczo, jakby podobało mu się jak wyprowadzona z równowagi jest jego słowami.

- Ależ ja chętnie wysłucham, czemu to jestem przyjemna dla oka. Szczególnie gdy takie stwierdzenie pada z ust człowieka. Naveed też jest przyjemny dla oka? - Zerknęła na leoparda przelotnie i po czym wróciła do obserwacji każdego najdrobniejszego ruchu Ardeshira. - A może myślisz że dzięki komplementom będę mniej kłopotliwa na przesłuchaniu?
- Takie sztuczki nie są w moim stylu. - odparł Al-Asad. Obserwując go uważniej, kapłanka mogła zauważyć że był bardzo rozluźniony. Cała jego postura wydawała się emanować spokojną pewnością siebie, i nie widać w nim było tej stali, która pojawiła się przy konfrontacji z Yuan-Ti - A co moje bycie człowiekiem ma tu do rzeczy? Figurą przewyższasz większość ludzkich kobiet które widziałem. Twoje kocie cechy dodają ci pewnej… egzotyki, a kolory twojego futra świetnie ze sobą współgrają, podkreślając twoją urodę. Jaki artysta mógłby nie docenić piękna kiedy je widzi? - zapytał retorycznie, i też przelotnie zerknął na leoparda - A Naveed jest najpiękniejszym stworzeniem na ziemi, i wcale nie mówię tak dlatego że jest zazdrosny o uwagę którą ci poświęcam. - to kłamstwo, z kolei, też było oczywiste… tak samo jak ukradkowy uśmiech który mu towarzyszył.
- Uhh.. Nikt nie mówił tak o moim futrze od lat.. - Ogon kotki poruszył się samym koniuszkiem, a turkusowe oczy Yasu wychyliły z całą kocim pyszczkiem gdy spróbowała zerknąć na twarz najemnika. Objęła go ponownie, łapiąc się jeźdźca, ale przylgnęła do jego pleców mocniej niż poprzednio. Oparła bródkę na jego ramieniu i z postawionymi uszami zwróciła się do Al-Asada. - Nie gustuję w ludziach, dlatego zapomnij. - Spławiła go miękkim, dość ciepłym głosem, szepcząc mu wprost na ucho. Samo słowo “Zapomnij” zabrzmiało dość szorstko i stanowczo. Zaraz po tym kotka odsunęła się odrywając od jego pleców i trzymając tak jak na początku ich jazdy.
Jeśli szorstka i stanowcza postawa kotki przejęła Ardeshira, nie dał tego po sobie poznać. Jego uśmiech się poszerzył, jak gdyby powiedziała coś co mu się spodobało.
- Zapomnij? O czym? Ja chcę tylko to piękno uwiecznić w moich szkicach. - Jego głos z kolei był ucieleśnieniem niewinności, kiedy celowo się z nią drażnił.
- Jeśli udowodnisz że rzeczywiście masz talent.. - zachichotała. - To może się zgodzę.
- Przy takiej inspiracji, talent nie jest potrzebny. - rzucił do niej żartem, i dodał - Juki. Pierwsze z brzegu po prawej. Za twoimi plecami.

- Nie jest? Nie dam Ci się oszpecić. - Odparła spokojnie i wsunęła smukłą dłoń w juki które wskazał, grzebiąc tam łapką, bardzo szybko znajdując jego szkicownik, który leżał na wierzchu. Był on wypełniony najróżniejszymi obrazami. Tabaxi oblizała palec, wertując suche kartki. Najpierw było kilkanaście pustych stron, a potem, pierwszy portret który rzucił jej się w oczy przedstawiał Naveeda. Wyglądał jak żywy. Obrazków kota było więcej, tak samo jak i Govada. Dużo natury; bezkres pustyni, spokojna oaza, czy rzeka zatrzymana w ruchu. Było też trochę portretów osób. Ludzie, kupcy, dużo wojowników różnych ras i płci. W oczy rzucił jej się jeden, przedstawiający starszego mężczyznę.


Można było poznać że był wykonany z dużą dozą staranności, ale wyglądał też jakby był wielokrotnie poprawiany.
- Oh.. - Dało się usłyszeć z tyłu gdy kotka z coraz większym zaciekawieniem przekładała kartki. Uśmiechnęła się delikatnie, bo szczerze mówiąc sądziła że to tylko takie męskie gadanie, okazało się jednak że najemnik rzeczywiście ma talent, albo ukradł komuś ten szkicownik. Porównała Naveeda z tym zerkającym z dołu, a jej duże oczy błysnęły uznaniem. - To piękne prace, naprawdę masz talent.
Kocica ponownie naparła na niego od tyłu, tym razem dlatego że wyciągnęła rękę z otwartym szkicownikiem przed Ardeshira, a drugą dłonią zza jego pleców wskazała na portret mężczyzny.
- A to kto? Poprawiałeś go parę razy. - Zabrzmiała miękkim, wesołym głosem jakby uleciały z niej na chwilę troski.
Ardeshir uśmiechnął się, widząc jej zainteresowanie. Nie miał też nic przeciwko temu jak do niego przylgnęła, chcąc zapytać o jedną z jego prac. Rzucił okiem na szkicownik, a jego uśmiech się poszerzył.
- To Złoty Lew. Mój mentor. - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć nuty głębokiego szacunku… i rozbawienia - To on zachęcił mnie żebym rysował. Uważał że wojownicy powinni też być artystami, choć sam wolał zajmować się poezją. Tyle tylko że jest strasznie skryty. Upolowanie go bez jego pełnej zbroi, z hełmem, oczywiście, było wyzwaniem. I nie potrafił ustać w miejscu. Już Naveed jest mniej ruchliwy. - Ardeshir zaśmiał się do wspomnień, bardzo szczerze, bardzo przyjemnie dla ucha. - Sześć podejść zanim udało mi się narysować go w całości.
Smukła dłoń dziewczyny przerzuciła jeszcze kilka kart, które choć dla niego dobrze znane, dla niej były ciekawą nowością. Cofnęła się i schowała szkicownik bezpiecznie w juki, zaraz rozglądając dookoła by sprawdzić czy przypadkiem okropne zombie których nie udało jej się zgładzić nie zagrażają komukolwiek.
- Mój ogon też jest dość ruchliwy, będziesz musiał zrobić wiele podejść zanim ukończysz rysunek - Zaśmiała się wpierw głośniej, potem kończąc westchnieniem.
- Zaczniemy od twarzy, tak będzie prościej. - mężczyzna również się roześmiał, i odetchnął głęboko - Długo podróżowałem sam. Miło będzie znów narysować jakąś osobę.
On również rzucił okiem na zombie, a potem przeniósł wzrok na Yuan-Ti.
- Choć nie spodziewałem się podróżować w takim towarzystwie... - dodał cicho, zamyślonym tonem.
- Do usług! - odparła z entuzjazmem, ignorując jego marudzenie na temat drużyny.

Jej entuzjazm był zaraźliwy, i Ardeshir nie mógł powstrzymać uśmiechu, mimo złych przeczuć które go męczyły.
- Ale najpierw musisz mnie przesłuchać… możliwie bez tortur. - Znów ten ton. Ten który brzmiał tak poważnie że stawał się zabawnym - A potem mamy do wypicia butelkę alkoholu którą z takim poświęceniem upolowałem w mieście, kiedy Nadal kazał mi się szwędać bez celu. Bo nie może być tak, by Kapłanka Bast odwiedzała nasze krainy, i nie miała okazji spróbować jednego z najlepszych trunków tych ziem.
- Oj nie martw się przesłucham... ale ból dobrze motywuje, a nie może być tak, że do pytań zabraknie rozgrzanych narzędzi. - Odwzajemniła się takim samym poważnym tonem jak on.
- Będę pamiętać by z tobą nie zadzierać. - odparł spokojnie, i uśmiechnął się - Planujesz zapraszać jeszcze kogoś, czy chcesz sama przesłuchać groźnego, niebezpiecznego przybłędę?
- Dowiesz się gdy przesłuchanie się zacznie. - Odpowiedziała krótko, najwyraźniej nie planując zdradzać mu szczegółów mimo że ich pogawędka była całkiem przyjemna.
Ardeshir, z kolei, wyraźnie nie przejmował się perspektywą bycia przesłuchanym przez kogokolwiek.
- Planujesz w to wciągnąć bardkę, prawda? Już planowała przypalać mnie żywcem, a ta podróż pewnie nie poprawia jej nastroju. - dodał, patrząc na Naveeda, który starał się wyglądać nadzwyczaj niewinnie.
- Chyba powinnam najpierw poddać torturom twój język, bo aż się rwie. - Parsknęła, trzymając się zasady że nic mu nie zdradzi.
- Możliwe. - zaśmiał się głośno - Zachowaj swoje sekrety, kapłanko. Nie ma co się przejmować na zapas.
Jechali przez moment w milczeniu, zanim Ardeshir dodał
- Ale, jeśli mogę, miałbym jedną prośbą. Zadbaj, proszę, by nikt przypadkiem nie próbował pętać Naveeda, czy mieć w stosunku do niego innych ciekawych pomysłów. Jest cierpliwym kotem, ale to też ma swoje granice.
- Postaram się, choć jak zauważyłeś w tej drużynie nie mam aż tyle do powiedzenia.
- To i tak więcej niż zrobiłaby większość na twoim miejscu. Dziękuję. - ostatnie słowo zabrzmiało bardzo szczerze, jak gdyby uczyniła coś więcej niż tylko zadeklarowała swoją, jak sama stwierdziła, dość niepewną pomoc.
Tabaxi jeszcze spojrzała na Naveeda i odrywając od pyszczka dłoń posłała mu całusa. Polubiła nawet Al-Asada, ale postanowiła nie oceniać go zbyt wcześnie. Cała niedawna sytuacja skołowała jej nieco myśli w głowie. Ktoś rozmawiał w tle, a wkrótce w ciszy, podróż kotce obrzydła monotonią. Objęła najemnika, opierając twarz w jego plecy i przysypiała, budząc się czasem przez brak wygody.
Ardeshir dał jej spać. Ten dzień był męczący dla nich wszystkich, i emocjonalnie, i mentalnie, a kapłanka wtulona w jego plecy była jedyną osobą w okolicy której udało się dziś zyskać jego szacunek, i sympatię.. On sam pozwolił swoim myślom krążyć bez celu, obserwując powoli okolice, i myśląc o tym co przyniesie przyszłość.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline