Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2019, 08:42   #230
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe przykucną na krawędzi rury. Niepewnie rozglądał się dookoła. Co u licha to było? Jakiś pociąg? Metro? Nie miał pojęcia. I jak to cholerstwo wisiało w powietrzu? Nie widział nic, co by podtrzymywało ogromny walec. Nie słyszał też buczenia, ani nie czuł pola magnetycznego. Hmm, czy można czuć pole magnetyczne? Joe nie był pewien,instynktownie zakładał, że pole magnetyczne o takiej sile, by utrzymać to ustrojstwo w powietrzu, powinno być wyczuwalne. Wzruszył ramionami. Nie miał o takich rzeczach bladego pojęcia.

Splunął gęstą flegmą w dół. Wzrokiem śledził śpieszącą ku podłodze plwocinę. Te wyładowania tam na dole... to wyglądało bynajmniej groźnie.

Co robić?

Wyciągnął z kieszeni monetę. Nie przyda się już na nic... Wziął rozmach i cisnął metalowym krążkiem w wiszący w powietrzu pociąg - czy cokolwiek to było.

Stuknęło. Było puste w środku? chyba tak.

No nic. szkoda czasu na jałowe rozważania. Nic mu po mędrkowaniu. Tu trzeba działać. Ale ten podest był tak daleko... Joe rozważał swoje szanse. Da radę! Lecz natychmiast spojrzał w dół. A co, jeśli nie?
Raz kozie śmierć!
Joe przygotował się do skoku i... skoczył.

Przez moment szybował w powietrzu, zbliżając się ku krawędzi podestu. Wylądował z głośnym stukotem butów. I... natychmiast stracił równowagę, noga się wyślizgnęła na gładkiej powierzchni a Joe runął w dół.

Spadając wyszarpnął przed siebie ręce. Jego palce zahaczyły o krawędź. Prawa dłoń uderzyła kantem, nie miał szansy uchwycić się. Za to środkowy i serdeczny palec lewej ręki znalazły oparcie.
Joe sapnął, gdy cały ciężar jego ciała zawisł na chwilę na jedynie dwóch palcach. Zastygł w bezruchu, wysilając się, by zatrzymać wszelkie huśtanie. Jego chwyt był bardziej niż wątpliwy.
Pot wystąpił na czoło. Powoli, z ogromnym wysiłkiem, Joe dźwignął się nieco, wyciągając prawą rękę na powrót w górę, szukając krawędzi.
Jest! Najpierw opuszki palców zagięły się na krawędzi, dając dodatkowe oparcie i chwilowe wytchnienie dla lewej ręki. Potem Joe wzmocnił chwyt, opierając całą dłoń prawej ręki. A potem to samo uczynił z lewą.
Lepiej! Znacznie lepiej. Wisiał teraz nad krawędzią, lecz trzymał się teraz pewnie obiema rękoma.

Czuł szybko narastający ból w mięśniach. Lewa, ta bardziej przeciążona zaczęła już drżeć. Długo tak nie wytrzyma.

Bardziej siłą woli niż mięśni, zmusił się do wysiłku. Dźwignął się, zagryzając zęby w górę. A potem zarzucił nogę i wturlał się na podest.

Pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. Leżał na plecach i dyszał ciężko. Niewiele brakowało. Oj niewiele.
Lecz czy to miało jakieś znaczenie? Czuł, że śni. Ugrzązł w koszmarze, z którego nie potrafi się wybudzić.

Mimo to wstał. Rozejrzał się dookoła. Musiał iść dalej. Nie wiedział gdzie, ani czemu, ale musiał iść.

Miejsce rzeczywiście trochę przypominało jakąś futurystyczną stację metra. Platforma na której teraz stał służyła zapewne jako peron. Dalej widział jakieś dwa czy trzy przejścia.

Światło było takie jak w tunelu. Blada poświata bez widocznego źródła.

Ten lewitujący walec musiał być zapewne jakimś pociągiem, lub wagonem. Zdecydowanie wykraczał poza technologię, jaką Joe znał z swoich czasów. Tylko jak się można było do niego dostać? Nie widać było ani okien ani drzwi.
Rozejrzał się jeszcze dookoła, może jakiś przycisk "otwórz drzwi"?
A może działał na zbliżenie? Joe przemaszerował wzdłuż długości pociągu. Zatrzymując się czasem, zupełnie, jakby chciał wejść. Położył nawet rękę na korpusie wagonu - w kilku miejscach. Ach, jak miło było by gdzieś odjechać.

Rozejrzał się też dokładniej dookoła. Wisiało coś na ścianach? Zwykle takie miejsca są pełne ogłoszeń, tablic informacyjnych, prowadnic na podłodze dla niewidomych, szyldów z numerami peronów, drogami ewakuacyjnymi i tym podobnymi, no i oczywiście, obklejone gęsto reklamami i grafiti.

Wreszcie skupił swoją uwagę na jednym z wyjść. Już wcześniej zauważył, że te dziwne piski dochodziły właśnie z tamtej strony. Hmm, czy mu się tylko wydawało, czy od chwili jego niefortunnego lądowania nieco przycichły?
Czy coś żywego mogło je wydawać?

Na wszelki wypadek wyciągnął broń.
Cokolwiek to było, nie zamierzał jednak tamtędy leźć. Był już w strefie wystarczająco długo, wiedział, że to nie popłaca.
Postanowił tylko zerknąć do każdego z wejść. Ostrożnie, skrycie, i wtedy zdecydować, którym podążyć dalej. Idealnie tym, w którym nic go nie pożre.
 
Ehran jest offline