Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2019, 19:04   #106
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Wreszcie mogła żyć.
Wreszcie nie była sama.

...
W pewnym sensie...

Od wyjścia Klausa Mervi ustawiała wszystko na nowym laptopie, instalowała, sprawdzała po raz kolejny statystyki... Dobrze się bawiła dostosowując go do swoich potrzeb. Potrzebowała go, żeby odpowiednio skontaktować się z Firesonem, wysłać mu szyfrowane połączenie. Nie chciała spotykać się z nim w Pajęczynie; stamtąd łatwo byłoby mu nawiać. Nie, to nie mogło tak łatwo dla niego się skończyć.
Nie tym razem.
Przy pomocy mocy obliczeniowej komputera ulepszonego przez Klausa, Mervi przesłała zakodowaną informację do Firesona.

'We need2talk. Now. Itz not a joke.
Callme nownownow. PLZ.'

'So… let’s talk. I nie używaj technokratycznej nowomowy.'

'FUK U.
Mówisz, że jestem technokratyczna to masz, cwaniaczku.' Komputer przetworzył teraz szyfr, po wymianie pary kluczy kodujących, znacznie szybciej. Kursor mrugał na czarnym tle terminala. Fireson nie odpisywał.
'Jak rozumiem jesteś bardzo przeciwny spotkaniu?'

'Spotkania się niebezpieczne.'
'Bardziej niebezpieczne jest unikanie tej Kabały, gdy burzowa dziwka włazi ci do sypialni. Adam..' - przerwała na chwilę - 'Ona dziś to zrobiła Patrickowi.'
'Nasz macho poderwał Ksenomorfa?'
'Nie, Ksenomorf wlazł mu do jego pokoju jak ten spał i czekał przy łóżku, aż się obudzi.'
'Cute.'
'Więc i jego będę chciała chipować, jak prawdziwa technokratka... dla jego bezpieczeństwa, bo jeżeli znowu sam będzie w takiej sytuacji, to może być mniej koloroowo. Klausa już zachipowałam... Nie, ciebie nie spróbuję.'
'Nie używaj słów-kluczy. To za niski poziom zabezpieczeń.'
'Jedna sprawa więc jest... Chciałabym, abyś był gdzieś w zasięgu Fundacji. Serio, ty sobie sam na sam nie poradzisz z dziwką, a i tam jest więcej niż tylko ona.'
'Jeśli nie będę w centrum walk, nie będę musiał walczyć.'
'Przestań pierdolić, bo musisz rozumieć, że to tak nie zadziała z mackomancją. Można uciekać i ukrywać się długo, jasne, ale jak ktoś tu chce zagłady to nie ma znaczenia.'
'Ja nie uciekam. Atakuje z ukrycia. Pomogłem ci, mogłem to zrobić tylko z tego powodu, że się mnie nie spodziewali. Czego potrzebujecie?'
'Ciebie.'
'Jestem.'
'Ludzie z naszej grupki nie są tego tacy pewni.' - kolejna pauza - 'Zamierzają udać się do "naszego" Węzła, o którym powiedziałam Jonathanowi. Zabezpieczyć go, bo być może takie są burzowej potrzebne. Nie znam się na Węzłach, ale ty tak. Pomóż im z tym zadaniem. Ja i J. mamy z odległości patrzeć.'
'Nie znam się tak dobrze jak ludzie myślą. Długa historia. W takim razie ja zajmę się kolejnym węzłem.'
'Dla fundacji?'
'VA'
'To by na pewno wpłynęło dobrze na PR, gdybyś zrobił cokolwiek dla samej fundacji. Staram się utrzymywać twoją osobę w dobrym spojrzeniu reszty, a przynajmniej na tyle, na ile można, ale oni są mocno poirytowani. Wygląda za to tak, jakby właśnie Węzły miały dać przewagę przy Ksenomorfach.'
'Dadzą, na naszych warunkach. Jutro wyśle ci dane.'
'Oby tylko reszta ferajny nie chciała ofiarować pomocy w razie czego również na swoich własnych warunkach…'
'Zawsze tak jest.'
'Postaram się coś pokombinować z tym PRem...' - dłuższa pauza - 'I tak cię potrzebuję. Mam już kompa... trochę go wzmocniono... ale chcę podkręcić przyśpieszenie. Niestety, sama nie zrobię tego.'
'Nie moja działka. Mogę zrobić ci fajne okulary. Legiony FTW.'
'Nie byłbyś w stanie zrobić tego na sposób hokus-pokus? Lame.'
'Hokus-pokus. Znikam.'

'Ha. Ha.'
Na łączu panował brak ruchu.
'Przynajmniej pan w szpiczastym kapeluszu pomoże lepiej, najwyraźniej.'

Mervi opadła na oparcie krzesła, mając wrażenie, że pęka jej głowa. Dłuższy czas patrzyła w migający kursor, aż westchnęła z irytacją i wziąwszy laptop w torbę, opuściła pokój, aby pójść do Jonathana.

***


Mervi wyglądała na poważnie zirytowaną, ale jednocześnie nie była skora do tłumaczenia tego stanu siedzącemu naprzeciwko Jonathanowi. Miast tego zapytała:
- Poczęstujesz wódką?
-Nie lepiej zacząć od wina? - Hermetyk przekręcił głowę na bok.
- A masz tak mocne wino, jak wódka? - westchnęła.
- Nie trzeba nam pić przed jutrem, a jak ja nie piję to staram się gościom nie polewać - spoważniał.
Technomantka pomasowała skronie.
- Jasne. - wyciągnęła laptopa, którego położyła na stoliku - Klaus mi pomógł z tym maleństwem, jednak nie umiał jednej rzeczy zrobić. Podkręcić przyśpieszenia. - zabębniła palcami o blat stołu - Ja bym mogła... tylko nie byłoby to trwałe. Mógłbyś pomóc?
Hermetyk zmarszczył brwi przyglądając się maszynie. Dotknął sprzęt palcem, lekko pogładził. Wyglądał na zamyślonego.
- Musiałbym go napić odwarem z ropuch…
- Chyba wiem czemu uważają, że masz niewyparzony język.
- Plotki podłych ludzi - machnął ręką z uśmiechem - nie znam się zbytnio na technologii.
- Nie chcę przecież byś rozkręcał biedaka i przestawiał w nim kabelki... Potrzebuję tylko, by ktoś wspomógł moje zmiany, uczynił je mocniejszymi. Ja dokonam podkręcania.
- Problem jest taki, iż i tak musiałbym poznać kable - hermetyk wyjaśnił ze smutkiem - jeśli zaklęcie miałoby być czymś sensowniejszym od prymitywnego zastoju całego urządzenia. To jest dla mnie poważny problem.
- Spróbuję więc jeszcze z Iwankiem... - mruknęła - Jak masz zamiar jutro ich nadzorować?
- To nie jest problem, bardziej głowę mi zaprząta jak zrobimy to razem - hermetyk zaśmiał się na wzmiankę o pomocy Iwana - myślę, że musimy utrzymywać dwa, niezależne kanały.
- Jak twoje działanie będzie wyglądać? - zapytała troszkę niepewnie.
- Pentagram, dziwne płyny, trochę medytacji. Będę dalej komunikatywny. Sądzę, że rozsądziemy się tutaj.
Mervi pokręciła głową.
- Mistycy są dziwni…
- Masz rację - pokiwał głową.
- Wy w ogóle trenujecie w szkołach rysowanie swoich kółek i innych obrazów geometrycznych?
- W przerwach od ars amandi.
- Szczęściarze. Na architekturze nie było tego ars.
- Trudno nie zauważyć - mrugnął.

***


Mervi wyszła z niczym od Jonathana. Nawet bez wódki...
Skierowała się od razu do miejsca, które teraz miał zajmować Iwan. Żeby tylko ten nie miał takich wymogów... Kabelki poznać... Pfeh!

Nagle zatrzymała się.
Może...

Zmieniła drogę i skierowała się do pokoju Hannah. Hermetyczka wyglądała na zajętą… czymkolwiek. Jedzeniem, pisaniem, jakimiś obliczeniami, serialem na laptopie, bałaganiarsko rzuconymi hantlami, astmatycznym dyszeniem i poceniem się. I w takiej to aurze wydzielającej się z wnętrza pokoju hermetyczki, Mervi została powitana przez mistyczkę.
- Tak?
- Masz choć minimalne pojęcie o tym, co siedzi w kompie? - zapytała od razu Mervi - Lub nie jest ci to potrzebne, aby podtrzymać na dłużej moje własne machinacje z przyspieszeniem sprzętu?

Hermetyczka skrzywiła się. Wyglądało, że coś się w niej kłóci, walczy ze sobą. Skrzywiła się.
- Oczywiście, że znam się… - parsknęła zmieszana - ...ale zaklinanie to nie moja działka.
Chwila przerwy, Hannah spogląda w podłogę. Chyba coś ją boli.
- Ja nie jestem nawet adeptką - powiedziała to z dumą, ale chyba kosztowało ją to wiele - nie oczekuj, że będę na waszym poziomie.
- Miałam nadzieję, że pobijesz w tym Jonathana... ale przynajmniej zrobiłaś to w znajomości "kabelków". - mruknęła zbolała.
- Mistrz Jonathan jest potężnym hermetykiem - Hannah powiedziała dziwnie szczerze - nie należy wymagać aby mistrz sztuk wyższych dopasowywał się do plebej… zwykłych ram sztuki.
- Mnie też można urazić, wiesz o tym? - Mervi spojrzała niepocieszona.
- Nie rozumiem - zamrugała - lubisz logikę. Sztuka hermetyczna stoi wyżej od innych form, to po prostu fakt. Nie wartościuję ciebie jako gorszej osoby, nie oceniam czemu tak wybrałaś - uśmiechnęła się polubownie - przepraszam - skrzywiła się - jeśli źle to odbierasz.
- Czasem wybory po prostu się zdarzają... i de facto nie są wyborami, a zwykłymi zrządzeniami losu. - spojrzała w sufit - Wiesz czy Iwan jest u siebie?
- Nie, nie prowadzę listy gości - mrugnęła aby rozluźnić atmosferę. Wyszło to pokracznie.
- Przekonamy się więc... - Mervi chciała chyba odwrócić się do wyjścia, ale zatrzymała się w pół kroku i spojrzała znowu na hermetyczkę - Czym według ciebie są Avatary, Hannah?
- Mogę ci polecić kilka książek - powiedziała spokojnie - są w wersji cyfrowej.
- I ty posiadasz takie spojrzenie jak jedna z nich przekazuje?
- Za wiedzę się płaci latami - powiedziała bez dumy - idź lepiej pomęczyć mistrza Iwana. Chociaż wątpię aby był w stanie pomóc ci z komputerem.
- Nie pojmuję was. Nigdy nie piraciłaś książek czy czego tam? - Mervi wyraźnie nie rozumiała tego całego hermetycznego myślenia - Co za los... - mruknęła kierując się do wyjścia z pokoju.

***

Mervi podeszła do pokoju zajmowanego przez Iwana i od razu zapukała niecierpliwie. Trwało to kilka chwil nim duchowny otworzył jej drzwi.
- Tak, dziecko?
- Hermetycy okazali się gównianą pomocą, więc może ty dasz radę. - stwierdziła wprost - Mogę wejść?
- Oczywiście.
Iwan powoli ustąpił jej wejścia do pokoju, nie rozgościł się za bardzo.
- Pozwolisz, że usiądę i dam odpocząć starym nogom.
Nie czekając na odpowiedź przysunął sobie krzesło, bokiem do stolika.
Mervi bez oczekiwania wyjęła laptop, który położyła na stoliku, sama zaś sobie przysunęła krzesło, na którym usiadła.
- Klaus mi pomógł ulepszyć parametry tego biednego tworu dla normies, ale do szczęścia brakuje mi zwiększenia możliwości w zakresie szybkości przetwarzania danych. Mogłabym to sama zrobić, ale... byłby to efekt bardzo niestały i do ciągłego powtarzania. Potrzebuję pomocy we wzmocnieniu jego trwałości. - spojrzała uważnie na Iwana - Powiedz, że nie potrzebujesz doktoratu z elektroniki, aby do tego się zabrać.

Duchowny przyglądał się maszynie, po chwili spojrzał na Mervi.
- Cieszy mnie, że odzyskałaś siłę ducha - powiedział z widoczną ulgą - doktoratu może nie, ale jeszcze w czasach poprzedniego ustroju pracowałem jako elektryk - uśmiechnął się jakby wspominając dawne dzieje - nie znam się za dużo na czasie, a rozumiem, że tego chcesz użyć. Czy też już użyłaś?
- Użyć... - stwierdziła - Z tym nie będzie problemu dla mnie, ale z nadaniem większej "formy"... Już tak. Moja wiedza o wykorzystaniu tego jest bardzo... bardzo nijaka.
- Mogę uczynić trwalszą każdą magye - zaczął ostrożnie - jednak bardzo nie chcę używać tego zbyt pochopnie. Jeśli jest to tylko tymczasowy sprzęt, Mervi, poczekajmy z pracą na urządzenie finalne, a do tego czasu używaj swoich metod. Przy komputerze następnym, jak będziemy mieli chwilę, przysiądziemy razem na dłużej. Sądzę, że to rozsądne wyjście.
Technomantka westchnęła.
- Jasne... Nie wiem tylko kiedy ten następny będzie. - pogładziła obudowę laptopa.
- Klausa jutro będę miała na oku tak przy okazji... ale myślę o waszej węzłowej gromadce. Łatwiej byłoby was obserwować, gdybym mogła wyciągnąć kod osób obserwowanych, jak i z Klausem zrobię. - spojrzała uważnie na Iwana - Czy zaoferowałbyś coś, aby ułatwić robotę i zwiększyć bezpieczeństwo akcji?
- Rozmawiałem o tym z naszym nieocenionym Jonathanem - trudno było wyczuć czy rosjanin kpi - dałem mu przedmiot. Sądzę, że jeśli będziesz mieć oko na Patricku, kwestie wsparcia będą przebiegać efektywniej. Zgodność sztuki, wymagana mniejsza podzielność uwagi. Ostatecznie i tak będziemy przy sobie, więc wykonać potem połączenie na dwójkę w razie problem będzie rutyną - uśmiechnął się.
- Zastanawiałabym się czy z Patrickiem mam tą zgodność sztuki... - mruknęła i przetarła oczy - To może chociaż ty masz jakąś wódkę na stanie?
- Na szczęście nie, nie pijam - powiedział poważniej - i tobie to Mervi odradzam. Łatwo po twoich przeżyciach wpaść w kolejny nałóg. Jeśli nie masz zamiaru zajmować się niczym konkretnym, to lepiej niż zapijać smutki… Zostań tutaj. Czeka nas dużo walki, można się poznać. Wiem, że nie darzysz mnie sympatią. Zrobić kawę, herbatę?
- Herbatę... - wyjęła telefon - Wyślę tylko wiadomość Patrickowi, aby tu przyjechał. On zawsze ma tonę swoich śmieci przy sobie.
- Nie ma potrzeby go fatygować - duchowny wstał w kierunku małego aneksu kuchennego - równie dobrze możemy to załatwić jutro rano. Masz szczęście, mam herbatę własną - powiedział wstawiając wodę do zagotowania - w przypadku kawy bylibyśmy skazani na hotelowe jednorazówki.

Mervi schowała komórkę do kieszeni i zagapiła się na ścianę przed sobą.
- Czym dla ciebie jest Avatar? - zapytała nagle.
- Światłem - Iwan powiedział bardzo naturalnie sypiąc cukru do kubków - blaskiem. Znasz biblię? Zresztą, nie będę cię zanudzał.
- A to możliwe, że jakiś duch udawał tylko Avatara mojego Avatara i namieszał mi w głowie?
- Wszystko jest możliwe, ale szczerze, wątpię. Nie wiem na ile siebie oceniasz, ale w moich oczach jesteś zbyt doświadczonym magiem aby nabrać się na tanie sztuczki.
- Czyli jedna teoria Patricka poszła sobie. - westchnęła - Może przestanie mi mówić, że mnie jakiś duch robi w konia... Coś wiadomo o tym wampirze?
Duchowny postawił przed Mervi herbatę.
- Nie, będę starał się zorganizować kolejne spotkanie z lokalnymi przeklętymi, wtedy dowiemy się więcej. Możesz mi Mervi wyjaśnić ze szczegółami czemu pytasz o oszustwo? Interesują mnie w szczególności twe przemyślenia.
- Kiedy gwałcił mnie Ksenomorf, mój Glitch spanikował i najwyraźniej zawołał większego... którego częścią jest. Lokiego. On mi powiedział o Einherjar. Pytam, bo Patrick gdy usłyszał o tym, stwierdził, że to mógł być i duch podszywający się, że Glitch to niby ja i najwyżej mi się zdaje tylko to wszystko z Lokim. - odparła z irytacją - Glitch nie może być mną! On jest popierdolonym Avatarem z jakimiś psychopatycznymi zapędami! Przez niego zaczęłam ćpać!
- Lokiego, czyli tutejszą wersję szatana - Iwan spoważniał - i co ten Loki czynił?
- Mówisz prawie tak, jak Jonathan, wiesz? - Mervi przewróciła oczami - Wy to chyba absolutnie nie rozumiecie postępowania Lokiego, co za masakra... Wracając do pytania... Uspokoił Glitcha, żeby ten nie szukał chaosu ponad wszystko. Pokazał mi swoją przeszłość, powiedział jak wyrolował Odyna, jak uwolnił Einherjarl. Odyn to cholerny wampir był, na pewno! Mówił, że muszę ich znaleźć, aby pomogli z mackomancją... i dał mi wybór. Albo Glitch mnie zmaruderuje, aby uciec od losu jaki mi przygotował Einar z mackową, albo zaufam, że Fireson mi pomoże. Wiesz co wybrałam.
- A ty go rozumiesz, Mervi? - Iwan zapytał popijając herbatę, małym łykiem - Możesz mi wytłumaczyć czego pragnął, dlaczego był kłamcą, zdrajcą i tym który przyniesie koniec świata?

- Obwiniali go za wszystko, nigdy nie widzieli niczego co zrobił dla innych. Koniec świata? A czy przypadkiem historii nie piszą zwycięzcy? Zrobili z niego zło całkowite i przekonali innych do tego. Jak technokracja do swojej wizji rzeczywistości.
- Sądzę, że mistrz Jonathan ma bardzo upośledzone spojrzenie na diabła. Ja znam go lepiej, i temu się lękam. Nie chodzi tylko o zło, jakieś namacalne, metafizyczne zło bez źródła, czysta czerń. Wyobraź sobie uroczego jegomościa. Miły, uczynny, kochający swego Ojca. Kochał go ponad wszystko. I w pewnym momencie doszło do nieporozumienia. W teologii mówi się o braku niedoskonałości, ale my rozmawiamy o tym po ludzku. Po prostu się nie rozumieli, swych planów, racji. I ten miły facet obraził się. Cierpi nie z powodu jakiegoś wygnania lecz tego, że w jego mniemaniu zdradził go ten kogo kocha. Jeszcze próbuje przekonać swego ojca, najpierw łagodnie, pokazując marność tych których wywyższył, potem coraz śmielej. To jegomość bardzo ideowy, zdeterminowany, cierpiący. Ktoś kto byłby bohaterem bardzo dobrej książki lub filmu, Mervi. Lubi się antybohaterów. Nie jest to ostatni ładak, a ktoś, kto się staza, ktoś kto potrafi kochać, nie potrafi pojąć.To jest szatan, a różne jego wersje dzielą pewne elementy. Temu trzeba się go bać. Jakbyś się chwilę zastanowiła, to diabeł stanowi idealną antytezę Jezusa. Jezus wybrał człowieka ponad siebie. Szatan wybrał Boga ponad ludzi.
Iwan spojrzał na nią.
- Herbata ci stygnie.
- Więc czemu od razu mi nie powiecie, żebym odeszła, bo to moja obecność sprowadzi koniec świata? - parsknęła przysuwając herbatę, ale nie pijąc.
- Bo tak nie uważam - Iwan wtrącił się ostro - Ty jesteś Mervi, członkini mojej fundacji, a nie Loki. Decydujesz sama o sobie, a gdyby coś dobierało się do twej woli, będę pierwszym który was będzie chronił. Oceniasz zbyt pochopnie. Szatan też ma swoją rolę, może właśnie w jego poświęceniu tkwi zbawienie? Jeśli nie jego samego, to nas wszystkich. Loki przyniesie zmierzch bogów po którym powstanie raj. Apokalipsa mówi o ostatecznym pokonaniu szatana. Nie mówię, że chcemy końca świata - powiedział twardo - ale mówię, iż to antybohater. Jest w nim raczej więcej ciemności niż światła, ale dalej może mu służyć, nawet pokrętnymi drogami. Jak wtedy, z Hiobem.
- W takim razie ty też sądzisz, że to mi się wydaje? Oszukuje mnie ktoś? Mój własny Avatar? A może masz nadzieję, że to tylko siedzi w mojej głowie i jest ułudą umysłu? Wypartym elementem?
- Nie wiem, ale jak mówiłem, szczerze wątpię - Iwan przyznał spokojnie - wierzę tylko, iż to są twe czyny i decyzje, a nie Lokiego. Bo wierzę w ciebie, Mervi.
- Jeżeli tak sądzisz... - mruknęła bez przekonania i zaczęła pić herbatę- Może i twój Avatar to światło. Mój to chaos. - dodała porzucając poprzedni temat.

- Nie ma co się boczyć, Mervi - duchowny złagodniał - nie przypisuję sobie prawa do znania wszystkich wyroków Pana, ani nawet ich większej części. Chciałaś znać moją opinię, mam nadzieję, że będzie pomocna. Jestem jednak trochę bardziej doświadczony, moim zadaniem jest służyć wam po pierwsze słowem, dopiero w drugiej kolejności mocą. Jak widać, nie zawsze się to drugie udaje - skrzywił się z poczuciem winy.
- Jedno mam ci za złe. - odezwała się pomiędzy łykami - Wam wszystkim za złe. - spojrzała w herbatę - Że zabroniliście mi zobaczyć jak Einar umiera.
- Sądzę, iż Tomas też byłby przeciwny - Iwan nie czuł w tym aspekcie skruchy - eutanatosi traktują śmierć jako coś intymnego. Ja sam - zamyślił się - nie wiem czy bym pozwolił. Zapewne nie.
- Dlaczego? - zapytała wprost.
- A czy poza satysfakcją, twoja obecność przy tym przyniosłaby cokolwiek dobrego? I tak dość się wszyscy brudzimy w wojnie, nie trzeba jeszcze celowo nurzać się w mroku.
- Teraz się nie przekonamy. - mruknęła - Sądzę jednak, że przyniosłoby poczucie sprawiedliwości.
- Sprawiedliwość się dokonała - Iwan powiedział spokojnie - chociaż częściowo.
- Czemu w takim razie jej nie czuję?
- Bo jesteś dobrym człowiekiem - Iwan powiedział łagodnym głosem - czy uważasz, że byłoby dobre cieszyć się ze śmierci innego człowieka oraz tego, że zaprzedał się złu? Jest dobrze, dziecko.
Duchowny zamyślił się.
- Nie mo co się dziś dołować. Jak oceniasz to miasto? Pomijając ostatnie wypadki.
- Pomijając też wszystko, co się zdarzyło wcześniej, czy to jest ok?
- Ogólnie - Iwan zamyślił się - też tutaj pomieszkuję. Duże problemy z bezdomnymi, dzielnica muzułmańska do której policja nie chodzi, ostatnie zamieszki. Mało przemysłu, tartaki, turystka. Tereny sportowe. Tak jakby piękne miasto przez to, że robi się za duże, przekwitało.
- Prawdę mówiąc, ostatnio inne rzeczy zawracały mi głowę. - uśmiechnęła się trochę krzywo, nie chcąc powiedzieć, iż ma na myśli nałóg.
- Męczące?
- Czasami wręcz do bólu. - odparła.
- Może warto czasem zająć się czymś innym - Iwan powiedział ostrożnie - chociaż jest to wbrew temu co uważam za słuszne, ucieczka od problemu czasem przynosi dobre skutki.
- Są takie chwile, gdy za problem uważam właśnie twierdzenie, że to problem... Czasami chciałabym spróbować choć raz znowu.
- Trzeba siły - Iwan spoglądał na ścianę - wybacz osobiste pytanie, Mervi. Wierzysz w coś? Nie mam na myśli tylko Boga. Jakiś cel, idee Tradycji czy cokolwiek ponad nami.
- Czy wierzę w coś... - Mervi zamyśliła się - A jeżeli odpowiem, że nigdy nad tym nie rozmyślałam, a raczej... Wydaje mi się, że nigdy nie rozmyślałam…

- Czasem warto. To dodaje sił, świadomość, iż jest coś ponad nami. Człowiek który uważa, iż ma tylko siebie i własne przekonania potrzebuje tytanicznej siły aby sprostać światu. Ja sam nie miałbym odwagi powiedzieć, iż byłbym w stanie tak żyć, wobec wszystkiego co się dzieje.
- Jednak widzisz - zaczęła powoli - Dotknąłeś meritum. Tacy jak ja mają tylko siebie i co najwyżej niektórych sobie podobnych. - spojrzała Iwanowi w oczy - Taka kicia w Pajęczynie mi wymiauczała coś podobnego.
Duchowny milczał chwilę. Trawił słowa, dopił herbatę. Pomarszczone, żylaste, chłodne dłonie starca zacisnęły się wokół naczynia, jakby je ogrzewał. Sroga mina chórzysty wyrażała ponurą determinację którą tylko zaostrzały zmarszczki i bruzdy.
- Zapewne nie uwierzysz mi Mervi, ale masz też mnie. Jesteście moją fundacją, a ja jestem za wami. Proszę, pamiętaj o tym. Możesz do mnie odezwać się w każdej sprawie.
- Czy Fireson też ma ciebie? - zapytała jak przebrzmiały słowa Iwana.
- Ja się do nikogo nie odwracam, co najwyżej niektórzy szybko uciekają - zaśmiał się zanosząc kaszlem.
- Zapamiętam, że także dla mnie jesteś. - odparła technomantka - Wybacz, że ostrożnie podejdę do tych słów. Za dużo osób to mi mówiło.
- Zdaję sobie sprawę. Jednak wobec tego co się dzieje, musimy być jednością, inaczej polegniemy.
- Nie oczekuj, że każdego tak szybko i łatwo przekonasz do zaufania. Nie oczekuj, że przekonasz na pewno wszystkich do działania w konkretny sposób wyjmując na wierzch boogiemana.
- Trzeba próbować.
- Przynajmniej się nie poddajesz. - stwierdziła dopijając herbatę.
- Wierzysz w te wszystkie słowa o końcu świata? Bo ja, szczerze, nie - Iwan powiedział powoli - ale mimo tego uważam, iż zagrożenie jest wystarczające.
- Wierzę, że ktoś na pewno ma zamiar próbować do niego doprowadzić. - mruknęła.
- Siły na zamiary.
- Cokolwiek się nie stanie - na pewno walka z tym będzie ekscytująca. - postarała się nie uśmiechnąć za bardzo.
- Udziela ci się nastrój Patricka - Iwan uśmiechnął się pod nosem.
- Nie obrażaj mnie. - mruknęła od razu tracąc nastrój.
Duchowny nic nie odpowiedział, obracał kubek w dłoniach.
- Ale nie daj go zabić. Może i uważa się za macho, ale w gruncie rzeczy to niepewny siebie dzieciak.
- Jak my wszyscy, jak my wszyscy.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline