Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2019, 10:40   #120
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Wyglądasz bajecznie, a przy tym zupełnie inaczej niż Twój... przyjaciel. Co znaczy, że pewnie jesteście z innych frakcji, odłamów. Klanów? Hm! Kto by pomyślał. - Mimo swojej małomiejskiej otoczki, dziewczyna o złotych włosach nie była w ciemię bita. Szybko łączyła ze sobą fakty, a jej obserwacje były (aż nazbyt) celne. Jeśli zaś chodziło o anioła kuźni, to redekoracja pomieszczenia w wykonaniu Shateiela zdołała przywrócić mu rozum oraz pozory samoopanowania. Stał teraz przygarbiony, w swojej śmiertelnej formie, sapiąc, jak pies wyścigowy i wyglądając na diablo zażenowanego.
- Dzięki, ja... trochę pobłądziłem. Tu, na górze... - bąknął pod nosem, pukając się w skroń. - Dobrze to rozegrałaś. - dorzucił, tym razem trochę pewniej.
- Istotnie, bardzo dobrze! Z korzyścią dla nas wszystkich! - zgodziła się blondynka, nie odrywając nawet na chwilę oczu od anielskiej formy Nany.

Shateiel klęczał jeszcze przez chwilę, starając się sobie poradzić ze wspomnieniami, które go zaatakowały. Otulił się własnymi skrzydłami i, czując mdłości, skrzyżował ręce na piersi. Wtedy jednak, ku jego zaskoczeniu, poczuł Nanę. Uspokajała go mówiła, że wszystko będzie dobrze. Zarzucała swymi wspomnieniami z lat dziecięcych. Tak bardzo nie rozumiał tej dziewczyny i tej pokrętnej relacji, która się między nimi wytworzyła.
Po dłuższej chwili wyprostował się, ukrył skrzydła i spojrzał na gospodynię.
- Wobec tego… może przejdziemy do interesów? - spytał, zerkając na Vala i upewniając się czy wszystko z nim dobrze. Nieletnia pani domu na wpół posmutniała, na wpół spoważniała. Uwolniła ciężkie westchnienie i, z dostrzegalną niechęcią, przytaknęła.
- No dobrze, chyba faktycznie wystarczy nam rozrywek jak na jeden dzień - powiedziała, nie mając szans, by przekonać nawet samą siebie, co do szczerości tych słów. Kucnęła na ziemi - choć w pozie bardziej “odważnej” niż Shateiel chwilę temu - i dotknęła smukłymi palcami podłogi. Te, wbrew prawom fizyki, zagłębiły się w powierzchni do połowy, jakby ta była po prostu nader gęstą cieczą. Z pomiędzy zwęglonych pozostałości pokazu Nany wzniosły się - bardziej trafnym określeniem byłoby “wystrzeliły” - nowe meble. Mniej estetycznie prowokatywne i... zdecydowanie mniej żwawe. Nie licząc koloru (kościanej bieli) wyglądały zupełnie jak tysiące innych, bardziej tradycyjnych odpowiedników krzeseł, sof oraz stolików okupujących salony meblowe.
- Usiądźmy i przejdźmy do “interesów” - zarządziła, mrugnąwszy do Nany.

Ta westchnęła ciężko i zajęła miejsce na nietypowym siedzisku. Niepokoiły ją bardzo zdolności tej dziewczynki, ale skoro Eshat chciał by się tu pojawili… może był w tym wszystkim jakiś sens. Val postąpił w ślady swojego kolegi po fachu, choć on podszedł do sprawy bardziej ostrożnie - przed usadowieniem się dokładnie zlustrował miejsce siedzące, jakby zakładał, że to tylko czekało, aby ujawnić zęby i ugryźć go w cztery litery. Szczęśliwie, krzesło okazało się nie mieć apetytu. Obserwując te podchody, złotowłosa robiła, co tylko mogła, aby zdusić parsknięcie, które próbowało wydostać się z jej krtani. W opamiętaniu pomógł jej nieco wzgardliwy, “biznesowy” wzrok anioła śmierci.
- Hmph. - Nastolatka przekonująco zamaskowała dobry humor szczyptą własnej wzgardy. - Chciałabym zobaczyć, z czym do nas zawitaliście. Pokażcie mi proszę czaszkę. - Wyciągnęła swoją zwiewną dłoń w kierunku dwójki aniołów.

Nana wydobyła z plecaka zawiniętą w koszulę kościaną bryłę i podała ją siedzącej naprzeciwko dziewczynie. Ta ujęła ją bez wahania i obróciła pomiędzy palcami, uważnie badając. Jej fascynacja przedmiotem nie była tak żarliwa, jak ta wywołana przez anielskie manifestacje, jednak charakteryzowała się rodzajem erudycyjności, jakiej nie posiadała ta poprzednia.
- Hm, hm! A to ci dopiero smakowity kąsek. Cienka warstwa materialności, a pod nią obraz czyjejś rytualnej śmierci. A do tego... - musnęła żuchwę opuszkami palców. - A do tego taka osobistość! Ponad cztery tysiące lat bogatej historii, hm. - w jej oczach błysnęła zagwozdka, którą zdecydowała się od razu rozwiązać.
- Czy znaliście tego pechowego pana zanim pożegnał się na stałe ze światem? To, że nie uczestniczyliście w jego... wymazaniu z tkaniny rzeczywistości wiem. A nawet, gdybyście maczali w tym wasze anielskie paluszki... i tak nie miałabym wam tego za złe.

- Zalezy kto to...ja chyba oberwałam jego resztkami. - Shateiel uśmiechnął się krzywo, wpatrując się w siedzącą naprzeciwko dziewczynę.
- Och, to celebryta, prawdziwy VIP wśród nieboszczyków, którzy niezadowoleni są ze swojego stanu bycia. Jego “przyjaciele po fachu” znani są z tego, że... śmierć jest dla nich zwykłą niedogodnością. Wyprawienie ich w zaświaty sprawia niemiłosierne kłopoty, a ich brzydka tendencja do wracania... po kilku dniach, miesiącach czy latach czyni takie wycieczki jedynie rozwiązaniami tymczasowymi. - W jej słowa wkradła się nuta zmęczenia, która sugerowała słuchaczom, że złotowłosa miała w robieniu tego typu “porządków” doświadczenie natury praktycznej.

Zakonnica apoczuła nieprzyjemny dreszcz. Wracał? Istota, która była tam i tu wiele razy? Sama wizja wydawała się być nie dość, że niepokojąca to nieprzyjemna.
- Ale szczęśliwie ten przykry stan rzeczy już za nami. Ten tutaj był... ostatnim przedstawicielem swojego... że tak powiem “gatunku”. Podobni mu “nieśmiertelni” - skrzywiła się w gorzkim obrzydzeniu - zostali zniszczeni przez ten sam mistyczny bałaganik, który otworzył wam drogę na wolność - objaśniła, błyskając w kierunku Nany kumoterskim uśmiechem. Val obruszył się niespokojnie na swoim siedzisku.
- Czyli te całe eteryczne wiatry, które naruszyły kłódkę naszego kołchozu... - zaczął.
- Rozrywały w tym samym czasie esencję życiową “nieśmiertelnych” na strzępy, porywając ją na cztery strony świata. Wspaniale, prawda? Cóż za korzystna mała podmiana! - Złotowłosa potrząsnęła żwawo głową. Ta prawie zagrzechotała. - Ten tutaj ostał się tylko dlatego, że zdradził tych, którzy go stworzyli i... uciekł pod spódnicę tych “złych i niedobrych”, zaprzedając się im. Ha, ha! Jest w tym wszystkim jakieś uczucie... nieuchronności, prawda? Nie ja jedna to widzę? - zapytała swoich gości, szukając w nich potwierdzenia własnych obserwacji.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 04-12-2019 o 17:00.
Highlander jest offline