Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2019, 21:14   #269
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
To była… dobra noc. Wtulona w kochanka Chaaya mogła wreszcie wypocząć po obfitym w wydarzenia wieczorze, który bardzo się przeciągnął. Noc, która przeciągnęła się w bardzo późny poranek, bo nikt ich nie próbował budzić.
Gdy jednak tancerka się już ocknęła, zwróciła uwagę na jeden niepokojący aspekt otoczenia. Było cicho. Co prawda słyszała odgłosy przyrody, ale niezbyt wiele odgłosów ludzi. Jakby obóz się wyludnił. Kiedy już wyjrzała z namiotu, przekonała się, że tak właśnie było.
Spora część pracowników Axamandera znikła. Nie było też samego rogacza i druida. Nie było też szlachcica wraz jego ochroniarzami.
Ze znanych, przez bardkę, z imienia osób, pozostała jedynie siedząca przy wygasłym ognisku Sharima, pijąca jakiś trunek z manierki, podczas notowania czegoś w niedużym notatniku w skórzanej okładce. Dholianka ponownie schowała się w legowisku, by w pośpiechu się ubrać, uzbroić i… zabrać cenną torbę. Zacmokała na smoczka, by dać mu znać, że ma iść razem z nią, po czym wyczołgała się na łono natury.
- Dzieeeń… dobry? - spytała niepewnie, przyglądając się pozostałym namiotom.
- Przynajmniej dla niektórych, zapewne. - Zaśmiała się nieco ironicznie złodziejka i podsunęła manierkę tawaif w ramach propozycji napicia się. - Długo spałaś.
- Dziękuję - odparła Kamala, kręcąc charakterystycznie głową, ni to potakując, ni przecząc. Nie wyciągnęła jednak ręki po napitek, więc chyba oznaczało, że się nie napije. - Siedziałam do późna w książkach, chciałam nadrobić wczorajszy poranek i południe… Czy… - Tu rozejrzała się niepewnie, po czym ziewnęła cicho, zakrywając dłonią usta. - Mam się czymś martwić, czy mogę iść dalej czytać?
- Trudno powiedzieć. Elfy… cóż… Axamander i druid poszli z nimi negocjować. Elfy nie chcą nas tu, ale nie wiem czemu. Choć… domyślam się. Tam jest… - Wskazała na wrota biblioteki. - …przejście planarne. Znalazłam portal, ale ciii… - Przyłożyła palec do ust. - ...wiesz o tym ty, Fealsenor i Axamander.
Sundari powiodła spojrzeniem w kierunku wejścia, zamyśliła się nieco po czym owe myśli skwitowała westchnieniem. - Wolałabym o tym nie wiedzieć - stwierdziła dość obojętnie na taką rewelację. - W razie co będę w środku czytać, jeśli Axamander będzie potrzebował dyplomaty z prawdziwego zdarzenia… to tam są drzwi. - Kiwnęła głową w kierunku biblioteki, po czym lekko się ukłoniła z zamiarem odejścia.
- Dam mu znać - odparła przyjaźnie Sharima, wracając do pisania czegoś w notatniku.

Złotoskóra pognała do “swojej” czytelni, by nacieszyć się słońcem. Następnie poukładała i posegregowała księgi, które nie nadawały się na sprzedaż, zostawiając na biurku tylko te cenne. Następnie wyruszyła na poszukiwania tomów, które porzuciła na ziemi wczorajszego dnia, przy okazji sprawdzając miejsce w którym przywołany był… kim on właściwie był… demonem? Trochę wyglądał jak taki…
W tym wszystkim przeszkadzały jej hałasy z innych komnat. Jak się okazało, Gamveel zebrał tylu pomocników ile mógł, by przetrząsnąć jak najwięcej sal w jak najszybszym czasie. Sądząc po wrzaskach i przekleństwach, bogacz nie był w dobrym humorze. Pewnie “zgubienie” magicznych gogli, miało w tym swój udział, a może bogacz już przewidywał, że nie dostaną pozwolenia na dłuższy tu pobyt?
- CO TY WYPRAWIASZ?! - Krzyknęła Ada na cały budynek, szalejąc jak burza od jednego do drugiego pomieszczenia, aż w końcu nie znalazła sprawcy, który może zaraz zostać ofiarą.
- Czyś ty się z dupą na rozum zamienił? JESTEŚ W BIBLIOTECE! Nawet krowa ma więcej taktu od ciebie ty… ty… czym ty właściwie jesteś? Uczniem ulicznego kuglarza?!
- Zważ na swoje słowa najemna dziewko. Nie płacimy ci za mielenie jęzorem, tylko za wyszukiwanie ksiąg, więc zajmij się swoją robotą - odparł mag nie mający obecnie ni trochę cierpliwości. Dwaj jego pomagierzy tylko czekali na polecenie, by pyskatą tancerkę obezwładnić.
- O nieee kochaniutki - wysyczała wściekle dziewczyna, świdrując go spojrzeniem, które teraz nie miało w sobie ni cienia łagodnej łani. - Może i się w burdelu wychowałeś, ale życia to ciebie nie nauczyło. Natychmiast masz mi tu posprzątać! TY! Zrozumiałeś? Nędzny szlachciuchu, nie będziesz cudzymi rękoma niszczyć dobytku kulturowego!
- Pies trącał tę “kulturę” - burknął szlachcic unosząc się dumą. - Łaskawie zabieramy to co warte uwagi. A reszta.. równie dobrze może pójść na podpałkę.
W kurtyzanie zawrzał gniew, dzika bestia napędzana wściekłością Ady, odwagą i lekkomyślością Deewani, oraz bliżej nie określoną złośliwością.
- Pies to ciebie zaraz może wyruchać bezwartościowy czarusiu bez pogłosu u podwładnych… Zobaczymy czy jesteś taki mocny, kiedy będziesz musiał zawalczyć.

“Dawaj go! Dawaj! ADAAAA TOOO ZAGŁADAAAA” Piszczała podniecona chłopczyca, nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy pojawiając się obok czerwonołuskiego gada. “Patrz Staruszku, paaaatrz!!! Jesteśmy jak smoook! A nasze leże jest usypane z książek!” Paplała śmiejąc się jak szalona, tuląc się do Antycznego jak do przytulanki.

- Nie jesteś nawet warta mej uwagi - prychnął arystokrata cofając się przed dziewczyną, co można było uznać za dowód jego tchórzostwa. Niemniej…
atak nastąpił znienacka, choć oczywiście tancerka się go spodziewała. Jedno uderzenie w kolano za pomocą pałki i drugie w kark za pomocą mieszka wypełnionego kamyczkami… na moment tawaif pociemniało w oczach, choć oba ciosy bardziej bolały niż krzywdziły. Chaaya zaśmiała się opętańczo i zaczęła śpiewać, rzucając się do przodu by zrobić przewrót na rękach i uciec z zasięgu ochrony. Cudem udało się jej uniknąć kolejnych ciosów mających ją ogłuszyć.
Doskoczyła do szlachcica, który cofnął się od niej wrzeszcząc - za co ja wam, bagienne wrzody, płacę?!
Tymczasem reszta obecnych tu ludzi przyglądała się temu w zaskoczeniu. Najemnicy ruszyli ku Chaai, by znów ją oflankować i ułatwić sobie zadanie. Nadal uzbrojeni jedynie w mieszek i pałkę, co by nie zrobić bardce większej krzywdy niż pozbawienie przytomności. Dholianka jednak planowała iść na całego i nie bawić się w półśrodki. Dzięki pieśni rozpostarła w pomieszczeniu potworną mgłę.

To był atak paniki na olbrzymią skalę… jęczące duchy ukryte w oparze rozprzestrzeniającym się od centrum, którym była kobieta, sprawiły, że przeszukujący półki tragarze od razu dali dyla. Mgła pochłonęła trójkę przeciwników Kamali, a wtedy rozległ się babski wrzask, acz to nie Sundari krzyczała (a wśród najętych pracowników były tylko trzy kobiety, kucharka, tawaif oczywiście i Sharima), z których tylko tancerka była tu obecna, więc kto krzyczał?

“IIIIIIII STARUSZKUUUU!!! Czy ty to słyszysz? Czy ty to widzisz? BOJĄ SIĘ! MNIE! MNIE SIĘ BOJĄ!” Deewani wydzierała się jak w ukropie, ciągając się za warkocze. “MNIEEE!! POTĘŻNEJ SMOCZYCY! AHAHAHAAAA…” Pławiła się w swojej glorii i chwale kraśniejąc na buzi jakby od kilku godzin mocno popijała.
“Jakie mnie?!” obruszyła się Ada, która była prowodyrką całego zdarzenia. TO ONA STANĘŁA W OBRONIE WIEDZY i… to ona powinna zbierać laury, choć nie chciała się do tego przyznać! Łobuzica łaskawie się zreflektowała.
“Staaaarczęęę… czy jesteś z NAS dumny? Z twojej wspaniałej, czerwonej, niepokonanej smoczycy?”
~ Tak. Tak. Pokazałaś im smoczy strach, co oczywiście jest dowodem twojej smoczej natury. ~ To kadzenie wcale nie było dowodem na to, iż Ferragus miał słabość do swojej gospodyni i jej mentalnych odbić. Nic z tych rzeczy, to był taktyczny wybieg… a przynajmniej sam smok tak sobie to tłumaczył.
“Tylko kto to tak strasznie krzyczy?” zapytała bojaźliwie Nimfetka, co tylko poirytowało chłopczycę, która zaczęła syczeć i strzykać jadem.
“No jak to kto?! TY! I ten czarurś laluś co nie ma… eeee… no jajuś.”

Po chwili wrzeszcząc jak panienka na widok “smoczego atrybutu” u kochanka, Gamveel uciekł w panice z komnaty, aż się za nim kurzyło.
- Co teraz robimy? - odezwał się jeden męski głos do drugiego, gdy obie cieniste sylwetki próbowały we mgle zajść złotoskórą z obu stron.
- Kazał obić do nieprzytomności, więc obić trzeba.
- No, ale sam zwiał, a takie obicie już i tak niepotrzebne.
- No niby nie, ale rozkaz to ro…
- Ale co to da w tej chwili? Szefu uciekł, a nawet jak ją spierzemy to tylko narazimy się na gniew jej, jej chłopaka i tego rogacza co wodził za nią cielęcymi oczami wczoraj i przedwczoraj.
- Nooo… - Bardka nie wiedziała, czy dobrym pomysłem było się teraz odzywać. Niemniej nie chciała znowu oberwać, bo i nie ochrona była jej celem, co ten zaprzany czarokleta bez talentu i mocy.
- Mooożecie powiedzieć, że to zrobiliście... a ja przytaknę. Nikogo tu nie ma… a ja i tak muszę tu posprzątać, więc długo nie będę wychodzić… - zaproponowała z niepewnością, starając się oddalić od zagrożenia i pod ścianą przemknąć do wyjścia.
- Dobra… zresztą i tak musimy go odnaleźć - stwierdził jeden z nich. - Jeszcze w panice pobiegnie na bagna i będziemy musieli go szukać.
- A jak zginie to już będzie… kiepsko, bo odbije się na naszej reputacji - zadecydował i drugi. Oba męskie cienie się odprężyły, gdy jeden rzekł. - Rozejm, przynajmniej na jakiś czas.
- Hai, hai… - przytaknęła Kamala, która nie chciała się już kłócić, po czym chowając się za regałem przeczekała mgłę.

“Wcale nie kazał nas zaatakować, no chyba, że telepatycznie a wątpię by to potrafił” fuknęła Ada, wciąż gniewna. “I tyle gadał i gadał a ostatecznie uciekł z piskiem… biali mężczyźni nie mają w ogóle za grosz honoru!”
“Może dlatego, że nikt normalny nie narażałby się dla książek” mruknęła Jodha, cicho się śmiejąc. “Ada to zagłada? W życiu nie słyszałam głupszego okrzyku bojowego.”
Deewani zaśmiała się w głos, trzymając Ferragusa za pysk i zwisając mu pod brodą jak fikuśna bródka. “Nie umiem rymować… a zresztą Ada to takie głupie imię!”
“Pfi!” oburzyła się okularnica, postanawiając ignorować niedouczony plebs o humorze bez polotu.
~ Ada to ładne imię… ~ wtrącił przymilnie Starzec, a wszystkie one wyczuły zbliżającego się czarownika, martwiącego o narzeczoną.
“Nie prawda!” obruszyła się chłopczyca odbijając się stópkami od gardła smoka, tak, że cały łeb mu się bujał. “To takie głupie dziewczęce imię! Nie wartę smoka!”
“A Szalona to już jest warte smoka?” zapytała Umrao, jak gdyby tak nigdy nic… ale fajnie by było rozpętać jakąś krwawą wojnę.
~ Smoki mają wiele imion. A zwłaszcza jak się jest pompatycznym Złotym Smokiem to ma się ich całą litanię! ~ uprzejmie wyjaśnił Ferragus i łaskawie dodał. ~ Ja miałem na przykład…. Czerwona Zaraza Złotych Piasku Ulutharu, Plugawy Rzeźnik, czy też Ognistod...eem… jak to było. A tak Ognistodający.
“Plugawy Rzeźniiiik…” Deewani bardzo spodobało się to imię. Niestety Ada jak umilkła tak milczała, najwyraźniej gardząc w tej chwili każdym kto zadawał się z łobuzicą.
“A czy czerwona zaraza to nie była przypadkiem taka choroba?” spytała Kismis, która jak wilk wyniuchała intrygę Pasji, która zamruczała w śmiechu.
“A i owszem… to ta krwawa sraczka na którą umierają biali…”
~ To po mnie… zainspirowałem pewnego czarownika eksperymentującego z Planem Zielonego Piekła - to jest tam, gdzie negatywna energia przenika plan roślin czy jakoś taak… aaarch… niech wam wasz amant tłumaczy. W każdym razie, sprowadził tą chorobę, by rzucić ją na mnie… ale okazałem się odporny i tylko ją rozniosłem… nim na mnie wygasła ~ rzekł z lubością antyczny smok wspominając stare triumfy. ~ Lub coś w tym stylu. Mało zwracam uwagi na robactwo próbujące mnie kąsać.
“Eee… fuj” Chłopczyca odkleiła się od swojego pupila, ale zaraz zaklaskała w dłonie i wykrzyczała “jakie to fajne!”
Nie wszystkie maski podzielały jej zdanie, choć coraz więcej było chętnych do pogawędki. Jodha zaśmiała się jak psotliwy chochliczek i zaczęła dywagować.
“A wiecie? Jak tak Staruszek się przedstawiał to przy tym ostatnim imieniu myślałam, że powie Ognistodupiec hihi, śmiesznie no nie?”
~ Tak tak. Bardzo śmieszne ~ zgodził się z nią skrzydlaty, aż bez entuzjazmu. ~ Aczkolwiek to oczywiste, że takim mianem nikt by nie śmiał mnie określić.
Panny zachichotały wyraźnie rozbawione, albo nieco zawstydzone.
“A jeśli ktoś cię nie lubił?” ciągnęła emanacja, której sedna istnienia, Ferragus nie do końca potrafił pojąć.
~ To trzymał język za zębami, lub kończył jako poczerniała czaszka ~ odparł butnie, ale i wymijająco jaszczur.

Tymczasem do komnaty wkroczył Jarvis z pistoletem w dłoni i rozglądał się po niej.
- Kamalo… wszystko w porządku? Nie zrobili ci nic? - zapytał cicho zmartwionym głosem. Jodha natychmiast skorzystała z okazji, wyprzedzając wszystkie siostry. Sundari wyjrzała zza regału i pociągnęła nosem.
- Uderzyli mnie… dwa razy - poskarżyła się z dziecięcą miną upartego osiołka.

“Ihihihi!” Deewani z podniecenia pociągnęła się za włosy. Cała sytuacja bardzo jej się podobała, najwyraźniej lubując się w zagmatwaniu, kłopotach i niedopowiedzeniach prowadzących do czczych awantur.

- Ale ja im oddałam z nawiązką - dodała uśmiechając się jak wredny chochlik - i wszyyyscy ci o tym potwierdząąą.
- W to akurat nie wątpię… ten kupiec wybiegł z biblioteki jakby go ścigała cała armia nieumarłych. - potwierdził Jarvis tuląc czule owego chochlika do siebie. - Może w nocy…. jak będą spać przywołam małą armię robactwa by ich pokąsały. Nie powinniśmy otwarcie wchodzić w konflikt z pracodawcą… a i… pewnie już wiesz o elfach?
Kobieta napuszyła się jak zadowolona z siebie pawiczka, przez co nie była tak czuła jak zazwyczaj. Chwilę dała się potrzymać w ramionach, ale zaraz zaczęła się wiercić i odpychać.
- Potrafiłbyś przywołać jakieś pluskwy? Albo pijawki? Albo o… komary!

“TAAAK! Komary, komary, komary!” entuzjazmowała się łobuzica, podskakując jak pajacyk.
“Tak nie wolnooo! To niesprawiedliweee!” Nimfetka zakrzyknęła w grozie, nie potrafiąc przyjąć tak bezdusznej okutności jak przywołanie chmary robaków na śpiących mężczyzn. “Baaabciuuu! Powiedz im, że to niesprawiedliweee!” Zaczęła szlochać, jakby świat co najmniej zaraz miał się skończyć. Wspomnienie babki jedynie przewróciło oczami, zacmokało w zdegustowaniu i burknęło “a dajcie wy mi święty spokój!”. Tyle wystarczyło by krucha dziewuszka wybuchła łzawym tsunami, nikt się jednak nie bardzo tym przejął.
Poza smokiem, który znów pod kocią postacią próbował przeciągnąć Nimfetką na czerwoną stronę mocy, przybierając kocią postać.
~ No już już… nie masz co rozpaczać. Przytul kotka. A tamtymi się nie przejmuj. To twarde chłopy. Parę komarów ich nie zabije. Ot będą mieli jedną ciekawą noc.
Maska przerwała swój potop i w milczeniu… oceniała kocie walory kotka. Najwyraźniej musiał on spełniać najwyższe standardy kotkowatości, czyli być malutki, puchaty, delikatny, nieporadny i słodki. Bez skrzydeł, bez strasznych oczu, bez kłów, pazurów, rogów i innych strasznych dodatków po których mogą się śnić tylko koszmary!
Co było trudne do spełnienia dla smoka, mimo że dzięki więzi z nią, znał jej wymagania.
Ferragus przełknął wiele swej dumy, stając się ogniście rudym kotem i mrucząc. ~ To moja granica, bardziej już nie mogę.
Poświęcenie jakiego musiał dokonać w końcu się opłaciło. Nimfiątko wyklarowało się z odmętów umysłu i pochwyciło puchate stworzenie, wtulając weń buźkę.
“Kotek!” zawołała radośnie, po czym… wróciła do swojego płaczu, choć tym razem, ów płacz tłumiony był przez jedwabiście miękkie futro rudzielca.
~ No już, już… nie ma powodu do płaczu… jestem mięciutki i stworzony do pieszczenia i kochania i do tego wszystkiego co paskudy doprowadza do szewskiej pasji, gdy się rzucą na nie małe samiczki ludzi ~ odparł przymilnie “Kotek” zakładając łapkę na łapkę i stoicko przygotowując się na “tortury”.
“Cifo pfujesz mi wizje!” burknęła dziewczynka, która jednak potrzebowała niejakiego skupienia, by utrzymywać swój mistrzowski niekończący się płacz, który teraz… cholera nie chciał już płynąć.
~ Ha ha ha… taki mój plan był od początku. Podziwiaj Czar… Czerwonego Manipulatora, arcymistrza knowań ~ odmiauknął Starzec i pomruczał już w kocim języku. Nimfetka pacła go łeb… a raczej strzeliła z piąstki z zadziwiającą siłą w rączce. Od płaczu i złości zrobiła się czerwoniutka jak wiśnia.
“Baaabciuuuu, zaczeeeekaj naaaa mnieeeee!!!”
Maska z płaczem pobiegła do klącej pod nosem opiekunki. Tyle było z planu smoka.

- Sharima powiedziała, że elfy nas tu nie chcą i podejrzewa, że nie chcą nas tu bo… jest tu jakiś portal do innego wymiaru. Ja myślę jednak, że bardzo dobrze wiedzą, czego tu szukamy i kim jest ten arystokrata… - Tancerka odparła już całkiem poważnie, a nawet… wyglądała jakby na taką… nieco zadumaną? Może natchnioną jakimiś myślami?
- Tego nie wiem. Aczkolwiek jeśli chcesz, możesz sama się przekonać. Axamander sprowadził ich wysłannika wraz Faelsenorem. Elf zgodził się pod jednym warunkiem… że nikt nie będzie w jego obecności używał plugawej magii… czymkolwiek ona jest. Najlepiej w ogóle nie czarować - wyjaśnił mężczyzna głaszcząc kochankę po włosach.
- Ha! Miałam rację, ech to zaczyna być nudne - stwierdziła Dholianka pod nosem sama do siebie, po czym nagle ją olśniło. - Elf? Tuuu? - Ocho… czy ten błysk w oczach ma oznaczać nową porcję kłopotów? - A przystojnyyy?Muszę go zobaczyć… ale… ale… muszę też czytać. Och co robić co robić?
- Księgi i tak zabierzemy ze sobą - westchnął Jarvis i spytał z nutką zazdrości w głosie. - A czemu pytałaś o to czy przystojny?
- Hę hę hę. - Tawaif zakryła uśmieszek za dłonią. - No przecież brzydkiego szkoda oglądać… ale jeśli jest z niego sssmakowity kąsssek, to czemu by nie? Muszę sobie jakoś zrewanżować tego łupnia w głowę.
- Ach tak… - Zaborcze dłonie czarownika chwyciły za pośladki tancerki, spragnione i stęsknione usta przycisnęły się do jej warg. Ileż to czasu minęło gdy całował ją tak… zachłannie i namiętnie? - ...to ja zaraz ci go zrewanżuję.
Chaaya jednak była niespokojna. Zaczęła się wiercić i wyrywać, uciekając wzrokiem na półki.
- Jarrrvisie… - szepnęła speszona. - Muszę iść czytać książki…
- Tęskniłem… bardzo… - Teraz to usta przywoływacza wodzić poczęły po szyi. Delikatnie w porównaniu z palcami chcącymi jakby rozerwać materiał na pośladkach kochanki.
- Przecież jestem tu cały czas… no… może z przerwami. - Kurtyzana wiła się jak kobra, chcąc wyślizgnąć się z pułapki. - Nie tu… to… to nie profesjonalne…
- A czemu miałbym się przejmować profesjonalizmem skoro misja może się przedwcześnie skończyć? - zamruczał lubieżnie mężczyzna tym razem całując ucho wybranki. Trzymał ją mocno i szeptał. - Wiesz dobrze jak bardzo cię pragnę.
Oj wiedziała, bardzo dobrze to wiedziała, no ale przecież… nie mogła. Nie dziś i nie jutro… mooooże pojutrze. Bogowie… nie znosiła odmawiać narzeczonemu i czuła się potwornie kłamiąc, więc co teraz… powiedzieć mu? NIE! NIE MOŻE! To zabronione! To straszne! To okropne! A więc… co teraz? Uderzyć go i uciec? Odepchnąć i powiedzieć, że go nie chce? Przecież go chce?! Powie mu! Musi!
Nieee o booogooowie… zapadnie się pod ziemię, spali ze wstydu, a Jarvis już nigdy nie spojrzy na nią z namiętnością! Świat się zawali! Ona umrze! On odejdzie! Albo… albo… ognista kula uderzy w las i spali ich wszystkich w potwornym pożarze, a ich dusze, niezłączone shadi nie będą wstanie móc się odnaleźć w kolejnym wcieleniu!!!
Złotoskóra zajęczała jak przyduszona myszka, starając się powstrzymać wielkie łzy, które napłynęły jej do oczu.
Śmierć. Pożoga. Bezsens. Wojna… to teraz widziała oczami wyobraźni.
- Hej ! Gdzie jesteście! - Sharima… niczym anielska posłanka Złotoskrzydłej Sarasvati przybyła tawaif z pomocą. Jarvis oderwał się od kochanki z wyraźną niechęcią i westchnął. - Chyba przyszła po nas, bo nikogo innego tu nie ma. Pewnie z powodu elfów. Zdaje sie, że wspomniałaś jej, że mogłabyś pomóc przy negocjacjach.
Kamala otarła szybko twarz i poprawiła swoje odzienie, wygładzając zmarszczki na spódnicy.
- Tak… - wychrypiała cicho z równą cichością prubójąc odchrząknąć. - No wiesz… mam trochę w tym praktyki, a to miejsce jest takie wspaniałe… szkoda by było je opuścić…
- Jeśli zamierzasz…. zamierzacie pomóc - poprawiła się złodziejka wchodząc do komnaty i widząc oboje. - To jest okazja. Axamander kazał mi was odszukać.
Sundari przybrała na twarzy neutralną maskę. Poprawiła pasek torby i schowała ręce za sobą.
- No to prowadź… proszę. Zobaczymy co mi się uda ugrać.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline