Lothar, a za nim pozostali przekroczyli wrota budynku. Za drzwiami nikt się nie czaił. W ogóle olbrzymie, wysoko sklepione pomieszczenie było puste. Jego centralną część zajmował długi stół, na którym znajdowały się resztki obfitego obiadu. Wzdłuż ścian wisiały przydymione latarnie oświetlające portrety w bogato zdobionych ramach. Dokładnie na wprost od wejścia, na przeciwległej ścianie, po prawej i lewej stronie znajdowały się schody wiodące na podłużną galerię, z której można było przejść do dalszych pomieszczeń zamku. Na galerii stało czterech zakutych w ozdobne, płytowe zbroje rycerzy, ale pozostawali nieruchomi i w ogóle nie zwrócili uwagi na wchodzących gości. Nad nimi na ścianach zawieszono stare, wyblakłe wojskowe sztandary. Pod galerią znajdowały się trzecie, węższe schody wiodące w dół, prawdopodobnie do podziemi zamku.
Podłoga wykonana była z solidnych, dębowych desek i już dawno czasy jej świetności minęły. Kiedyś z pewnością wypolerowana na wysoki połysk, teraz była zakurzona, porysowana i pokryta tłustymi plamami. Większość z potraw na stole zdążyła już spleśnieć i zepsuć się, podobnie jak pozostawione na talerzach resztki. Niedopite wino w karafach i pucharach pokrywał kożuch pleśni. Wokół stołu w nieładzie stało kilkanaście krzeseł. Tylko na końcu stołu ktoś w miarę dbał o porządek. Odsunął nieświeże potrawy, a puste talerze i kielichy odstawił na schludny stosik.
W olbrzymim kominie po prawej stronie pomieszczenia niemrawo palił się ogień, jakby od dłuższego czasu nikt nie dorzucił drew z znajdującego się obok stosu. Na tej samej ścianie co palenisko znajdowały się też nieduże drzwi prowadzące pewnie do kuchni i pomieszczeń służby, w których wcześniej awanturnicy rozmawiali z Kunegundą, Laurenzem i Tadeuszem.