Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2019, 03:24   #78
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację


Modlił się już od przeszło godziny ale nadal nie potrafił opanować drżenia dłoni. Modlitwa miała mu pomóc! Zawsze pomagała! Kapłan wypowiadał słowa liturgii coraz głośniej, praktycznie je wykrzykując. Musiał się opanować. Czuł się oszukany. Wiedział, że ktoś go oszukał. On miał tam być. Nieść łaskę tym zagubionym duszom, splugawionym grzechem chciwości. Co z tego, że próbowali uciekać. On by ich przekonał. Miał ku temu narzędzia. Nauczono go siły perswazji. Dłoń duchownego bezwiednie spoczęła na rękojeści miecza, gdy druga w tym samym czasie delikatnie gładziła ostre zęby jego ostrza. Oddech mężczyzny powoli się uspokajał. Zimna stal była punktem skupienia. Dotykiem badał nierówności metalu, wybrzuszenia i załamania broni. Oddech stał się całkiem opanowany a słowa modlitwy prawie niesłyszalne. Ahalion Cane podniósł się klęczek. Musiał się przygotować, niedługo miała odbyć się msza dziekczyna. Misjonarz starał się być jak najciszej, nie chciał ponownie obudzić Marcusa.

Świątobliwy Ahallion nie spodziewał się wizyty. Nikt go przecież nigdy nie odwiedzał w zakamarkach świątyni, wiedziony tylko chęcią odbycia zwyczajnej rozmowy. Wszyscy zjawiali się zawsze, gdy czegoś potrzebowali. Czy to do ostatniego namaszczenia czy po spowiedź bądź błogosławieństwo. Ale nigdy na prywatną rozmowę, przynajmniej nie od czasu, kiedy odszedł poprzedni kapitan okrętu, lord rodu, Gunnar Corax. Dlatego właśnie odgłos delikatnego pukania w futrynę drzwi zaskoczył kapłana, a widok neofity w białej szacie tylko pogłębił zmarszczki na jego czole. Stojący w progu z przepraszającym wyrazem twarzy i z wzrokiem spuszczonym pokornie ku posadzce, młody fanatyk zdołał wydukać kilka nieskładnych słów.
- Czcigodny seneszal czeka na posłuchanie, wasza eminencjo. – Chłopak ośmielił się tylko zerknąć z ukosa na najwyższego rangą duchownego Błysku – Czy eminencja zechce go zaszczycić audiencją?
Kapłan nieznacznie skinął głową. Sam fakt, że seneszal osobiście pofatygował się do miejsca uwielbienia Cesarza Ludzkości zamiast wzywać misjonarza do swoich komnat zasługiwał na szansę rozmowy. Christo Barca wszedł do skromnie urządzonej zakrystii. Nakreślił w powietrzu lewą dłonią znak Orła, potem zaś złożył na ręce Ahalliona zapakowane w elegancki śliski papier niewielkie pudełko.
- Mały upominek dla eminencji – oznajmił noszący się na czarno doradca świętej pamięci Gunnara Coraxa – Mam nadzieję, że przypadnie do gustu.
Kapłan podziękował mężczyźnie skinieniem głowy, po czym zaprosił seneszala do zajęcia miejsca na zwykłym drewnianym stołku.
- Dawno mnie nie odwiedziłeś, seneszalu. Czyżbyś o mnie zapomniał? - misjonarz odłożył podarunek na stół. Mała paczka spoczęła na stosie nieuporządkowanych przedmiotów, w większości utensyliów służących kapłanowi w trakcie mszy. Ahalion spojrzeniem odegnał wpatrzonego w siebie neofitę, przeniósł wzrok na swojego gościa.
- Nadmiar obowiązków nie sprzyja podtrzymywaniu towarzyskich relacji. - odparł przepraszającym tonem Barca - Zwłaszcza w tak trudnym okresie przejściowym jak obecny. Nie chciałbym zająć eminencji zbyt wiele czasu, dlatego postaram się ograniczyć spotkanie do absolutnego minimum. Poprosiłem o spotkanie w obliczu rychłego skoku w Immaterium. Okoliczne Morze Dusz słynie ze swej nieprzewidywalnej natury, znacznie gwałtowniejszej niż to, do czego przywykliśmy w bardziej uczęszczanych regionach Imperium. Aby zminimalizować ryzyko niepożądanych efektów ubocznych podróży, chciałbym skonsultować z eminencją pewne zaostrzone procedury bezpieczeństwa.
Ahallion pokiwał z aprobatą głową, założył nogę na nogę słuchając uważnie słów gościa. Będąc duchownym wysokiej rangi, zdawał sobie doskonale sprawę z natury niebezpieczeństw czyhających na nieostrożnych podróżnych w otchłani Osnowy. Słabe umysły, grzeszne lub zwyczajnie głupie, mogły ściągnąć potępienie nie tylko na siebie, ale i współtowarzyszy tranzytu, w najgorszym zaś przypadku stać się bramą, przez którą do świata żywych mogło przejść coś, co nie powinno nigdy przyoblec materialnej postaci.
- Chciałbym wyemitować na przynajmniej połowie radiowęzłów całodobowe audycje religijne, przede wszystkim muzykę sakralną przeplataną kazaniami o odpowiedniej treści. Byłbym w tym przypadku niezmiernie wdzięczny za dobór odpowiednich utworów. Chciałem też prosić o oddelegowanie do posługi jak największej liczby kapłanów. Uważam, że załoga powinna przez cały czas widzieć wśród siebie synów Kościoła, również w porze nocnej. Jeśli to możliwe, scaliłbym aktywność spowiedników z grafikami patroli ochrony okrętu.
- Mam ci ułożyć śpiewnik i wysłać z nim chórek? - z tonu duchownego trudno było wywnioskować, czy kapłan zwyczajnie sobie z gościa zadrwił czy jedynie niefortunnie dobrał słowa. Jednakże seneszal nie zdołał ukryć wyrazu zdumionego niedowierzania, który na ułamek chwili zastygł na jego obliczu.
- Naprawdę fatygowałeś się do mnie tylko po taką głupotę? - Ahalion spojrzał Christo prosto w oczy. Obydwaj mężczyźni przeżyli pod sztandarem Kapitana Corax nie jedną wspólną podróż. Nie pierwszy już raz przeznaczenie wystawiało na próbę załogę okrętu w trakcie podróży przez Osnowę. Christo Barca słynął wśród załogi okrętu ze swej paranoicznej wręcz ostrożności i wyjątkowo podejrzliwej natury, ale nigdy dotąd nie posunął się aż tak daleko w praktyce asekuracji. Chyba, że grał. Wyraźnie skonfundowany gość odchrząknął znacząco, zanim podjął swój wywód.
- Chciałbym poddać prewencyjnym szczepieniom wszystkich załogantów przejawiających choćby przelotne symptomy chorób zakaźnych. Przypadki ekstremalne, również tyczące się krytycznie rannych w efekcie ostatniej potyczki, poddałbym dodatkowym badaniom, które przesądziłyby, czy ich stan nie wymaga przykrej, ale nieuniknionej lobotomizacji. Wszak tylko śmierć uwalnia nas ostatecznie od obowiązku ofiarnej służby Bogu, prawda? Kto mógłby swą chorobą zogniskować niepożądane manifestacje Osnowy, wciąż nadaje się do zaszczytnej pod wieloma względami funkcji serwitora.
Kapłan słuchał. Czekał cierpliwie na pytanie. Musiało w końcu paść. W całym tym potoku słów tylko ono się liczyło. Tylko ono miało znaczenie. Tylko ono dawało rozwiązanie zagadki. Palce misjonarza zaczęły niecierpliwie bębnić o jego kolano. Ahallion wciąż czekał, tylko od czasu do czasu powracając wzrokiem do miejsca, w którym na ścianie wisiał jego miecz. Seneszal mówił dalej.
- Przygotowałem już zwyczajowe zakazy. Żadnych sportów walki nacechowanych przesadną agresją. Nie wolno będzie uprawiać gier hazardowych ani rozprowadzać wśród załogi pornografii, również książkowej. Wszystkie burdele zostaną zamknięte, ale zastanawiam się, czy nie powinniśmy pójść krok dalej. Rozważam pomysł wprowadzenia kategorycznego zakazu współżycia w trakcie najbliższego tranzytu, ale wątpię, by wszyscy załoganci byli zdolni do zachowania tak restrykcyjnej wstrzemięźliwości seksualnej. Opcją byłaby tutaj możliwość współżycia wyłącznie w obecności i pod nadzorem któregoś z niższych rangą kapłanów. Jaka jest opinia waszej eminencji w tej kwestii?
Ciężkie westchnięcie przedstawiciela Eklezjarchi zdawało się być wystarczającą odpowiedzią.
- Czy ty chcesz wywołać bunt, Christo? Nie, towarzyszu. Pewnie nawet nie wspomniałeś o tym córce Coraxa. - misjonarz zdawał się za nic mieć konwenanse, do których tak nawykł jego rozmówca.
Seneszal zamrugał ponownie, a potem przełknął ledwie zauważalnie ślinę. Przez jego oczy przemknął jakiś cień, który zaraz zniknął pod maską wystudiowanej obojętności.
- Bez względu na własne zdanie eminencji w kwestii poruszonych tematów, jestem niezmiernie wdzięczny za znalezienie dla mnie chwili cennego czasu – seneszal podniósł się prędko z niewygodnego stolca, sięgnął do szerokiej kieszeni przełożonego przez kolana płaszcza, wyjął z niego niewielki elektronotes – Szczegóły naniosłem do plików poświęconych poszczególnym zagadnieniom. Byłbym zobowiązany, gdyby eminencja zechciał przejrzeć te materiały i odesłać mi ewentualne uzgodnienia.
Ahallion w milczeniu przyjął urządzenie. Spojrzał tylko przelotnie na zamieszczone tam informacje, by dużo ostrożniej odłożyć tablet na zastawiony przedmiotami stół.
- On odszedł i nie wróci. Zabrał swoje imię i swoje sekrety ze sobą, seneszalu. Ofiarował je Jedynemu Imperatorowi. A ty, potrzebujesz spowiedzi. - słowom misjonarza odpowiedziała tylko cisza.
- Obawiam się, że od ostatniej spowiedzi minęło zbyt mało czasu, bym nagrzeszył w stopniu uzasadniającym zaprzątanie uwagi eminencji.- powiedział pośpiesznie Christo, tonem nieco odstającym od dotychczasowej życzliwości. Gość ukłonił się ponownie, po czym przewieszając swój czarny płaszcz przez przedramię dodał – Dziękuję za spotkanie. Imperator strzeże.
- Imperator strzeże – odpowiedział Ahalion kończąc tymi słowami wizytę.
Duchowny zaczekał, aż wezwany ponownie neofita nie odprowadzi gościa do drzwi apartamentów, dopiero potem spojrzał na zawalony rzeczami stół. Podniósł pozostawiony tam prezent i przyglądał mu się przez chwilę, by po kilku sekundach rozerwać ozdobny papier i zajrzeć do środka. Pod jego kredową powierzchnią kryło się wykonane z polerowanego ciemnego drewna pudełeczko, w nim zaś zestaw drogich kadzideł opatrzonych oficjalnym certyfikatem Ministorum, poświadczającym o ich najwyższej jakości i pełnej zgodności z surowymi normami Eklezjarchii. Ahalion uśmiechnął się. Seneszal wiedział jak sprawić, by kapłan przypomniał sobie o wszystkim, co pozostawił daleko za sobą. O czym zdążył już powoli zapomnieć. Jego dłonie zacisnęły się powolnym ruchem w pięści.

Ahalion był zwyczajnie zmęczony. A dzień zdawał się nie mieć końca. Nie pamiętał kiedy ostatnio jego osoba wzbudzała takie zainteresowanie. Obowiązki, o których dawno zapomniał, a które teraz spłynęły na niego niczym lawina zdawały się piętrzyć z każdą godziną. Mógł jak zawsze, oddelegować do tego jednego ze swoich akolitów, ale tym razem chciał osobiście wszystkiego dopilnować. Przeklęty Seneszal. I jeszcze zaproszenie od Lady Corax. Czy mógł odmówić? Nie chciał. Pragnął ją poznać. Jego córkę. Ahalion Cane Iss również tęsknił.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline