Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2019, 21:41   #5
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Północ nadeszła szybko, te kilka godzin poświęcili na być może ostatni spokojny odpoczynek podczas tej misji. Nikt ich nie niepokoił, ilość świateł z każdą godziną zmniejszała się, aż praktycznie pozostały tylko nieliczne latarnie, oświetlające głównie skrzyżowania małych, osiedlowych uliczek tego podmiejskiego osiedla. Gdzieś szczekał pies, z głównej drogi od czasu do czasu dobiegał dźwięk silnika jednego lub kilku licznych w okolicy motorów. Pozostawiane tu rzeczy Scrap zamknęli w piwnicy i zabezpieczyli na tyle, ile się dało. Pozostałe należało spakować do motorów. I mogli ruszać poza bezpieczną strefę.
Kane nigdy nie był maniakiem motocykli, lubił jednak na nich od czasu do czasu jeździć. Dawały poczucie swobody i szybkości, niektórzy gadali, że i władzy nad światem. Wtedy nie miał obciążenia, zwykle nie miał wiszącego nad głową zadania do wykonania. Obecnie przyszło do pakowania sprzętu i motory przestawały być cool. Zwykłe rzeczy upakował do sakiew, broń krótką trzymał w kaburze pod kurtką, dół pancerza na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się od grubych spodni - założył go na siebie. Już z shotgunem był pewien problem, O'Hara uparł się go nie rozkładać. Owinął kocem i przywiązał wzdłuż maszyny. Górna część pancerza nie nadawała się do zupełnego ukrycia. Hełm częściowo się składał, a nowoczesna kurtka i kamizelka pozwalały się znacząco wyginać, co nie zmieniało istotnego faktu: było to duże. Irlandczyk zastosował więc mieszaną metodę. Torbę podróżną zostawił w wynajętym domu, zabrał za to plecak, pakując tam wszystko co nie zmieściło się do sakiew.
- Nomadzi dobytek wożą na plecach, aye? - zapytał pozostałych, z dobrą miną do złej gry, bo na profesjonalnego gangstera nie wyglądał. Z ciekawością przyglądał się jak poradzi sobie Fox z całym swoim arsenałem.

Karabin snajperski Ravera był zdecydowanie najdłuższą z broni posiadanych przez najemników, a Fox szedł o zakład, że również najdroższą. Noszony tradycyjnie, na plecach, był praktycznie nie do ukrycia. I właśnie dlatego był składany. Anglik, pewnymi ruchami, wskazującymi na to, że robił to już wcześniej wiele razy, odkręcił tłumik, odczepił lunetę, po czym rozłożył swoją broń na kilka części, i po kolei wkładał je do walizki wraz z amunicją. Walizeczka była dostosowana stricte do broni Felixa - jak ktoś się jej przyglądał, to widział, że wszystko miało tam swoje miejsce. Rozmieszczenie elementów nie było przypadkowe, każdy centymetr był skrzętnie wykorzystany. Snajper zamknął walizkę i wsadził ją pionowo do kufra przy motorze.
Następna na ruszt poszła szturmówka. Niewielkich rozmiarów, lekka i poręczna, wylądowała w wodoodpornym (jak zresztą wszystkie, które Raver wykorzystywał) pokrowcu, o opływowym kształcie, przypominającym nieco mały śpiwór. Klasycznie także ta broń była noszona na plecach, tym razem jednak Fox przymocował ją do motoru, po prawej stronie. Karabin był zabezpieczony, lecz załadowany. Dodatkowe trzy magazynki Brytyjczyk schował w swojej kurtce, a pozostałe przerzucił do plecaka. Ostatnia z broni posiadanych przez snajpera - pistolet z tłumikiem - była najłatwiejszą do ukrycia, gdyż bez problemu można było ją schować w kurtce. Fox nie przepadał za pistoletami z zasady, ale w ostatnich latach używał ich znacznie częściej niż by chciał. Los sprawił, że po akcji w Norylsku przez jakieś dwa lata zajmował się głównie sprzątaniem. Konkretniej - sprzątaniem gangsterów w Liverpoolu. I owszem, gdy szło gładko, Felix był jak duch - eliminował cel, po czym się zmywał i tyle go widzieli. Starcia gangów rządzą się jednak własnymi prawami - zasadzki w wąskich uliczkach, napady w pubach, wykorzystywanie lokalnych meneli i patoli jako konfidentów, odcinanie dróg ucieczki. Snajperowi nierzadko przychodziło mierzyć się z sytuacjami, w których miał szeroko rozumianych wrogów bliżej siebie niż dalej, i musiał się do takich warunków jakoś zaadaptować. W efekcie Raver zdążył już przywyknąć, że pistolet jest przedłużeniem jego ręki, a dron - to dodatkowa para oczu, czy może kamer, i to z alarmem.
Pancerz Foxa należał do lekkich, elastycznych i wygodnych, przez co snajper po prostu się w niego ubrał, a następnie narzucił na siebie długą, skórzaną kurtkę, z symbolem feniksa na prawym ramieniu. Kurtka miała imponującą liczbę kieszeni zewnętrznych i wewnętrznych oraz regulowany pas, który Raver dostosował tak, by go nie uciskał za mocno, gdy siedział na motorze. To natomiast, czego Fox nie miał na sobie, to egzoszkielet. Mimo iż ten sprzęt nie miał nic wspólnego z ciężkimi pancerzami wspomaganymi i w ogóle nie krępował ruchów, to owijał Felixa niczym gąsienica od stóp po szyję i trudno go było ukryć tak by nadal uchodzić za nomada. Zwinięty, powędrował zatem do plecaka. Małe przedmioty, takie jak holoskaner, Fox mógł mieć blisko przy sobie. Większe, których już wiele więcej nie miał, wylądowały w kufrach, w tym zwłaszcza bojowy hełm, który w pokrowcu w zasadzie mało różnił się od kasku.
Anglik wsiadł na Harleya, założył nowo nabyte ciemne okulary. Po chwili rozległ się głośny warkot silnika, gdy testował sprzęt.
- No mówiłem - odpowiedział w reakcji na słowa O'Hary. - Jak żółwie.

Shade nie miała ze sobą wiele rzeczy, więc wszystko udało jej się upakować do obszernych sakw zamontowanych po bokach motoru, które zakupiła razem ze sprzętem. Swój specjalny kombinezon, który tak bardzo chciała zobaczyć druga najemniczka, założyła na siebie, a na wierzch zarzuciła kurtkę. Na biodrach zapięła pas z wsuniętymi w specjalne, ukryte przegródki nożami. Czarne, skórzane spodnie skafandra idealnie pasowały do stroju motocyklisty. Do tego wciągnęła na nogi, również czarne, wygodne skórzane buty, idealnie dopasowane do nogi, a na szyji zawiązała czarna chustkę, którą można było założyć na twarz, by chronić się przed pyłem drogi i wyziewami spalin innych pojazdów. Popatrzyła na siedzącego na sąsiednim pojeździe Anglika i wyszczerzyła się do niego pogodnie:
- No, widzę że zabezpieczyłeś się na nocne słońce.
- No pewnie - odpowiedział Fox z uśmiechem, po czym kliknął na przycisk na boku okularów i oba szkła się schowały, tak by Shade również mogła spojrzeć najemnikowi w oczy. - Ale nie martw się, są też takie bajery. Wersja dla niewidzących nocą - mrugnął do zwiadowczyni.
Bez zaskoczenia, Scrap skończyła się pakować jako ostatnia. Wcale nie dlatego, że miała najwięcej wyposażenia, wystarczyło przecież spojrzeć na Foxa. Problem stanowił głównie Bob, którego dopóki nie mogłą wypuścić swobodnie, to nie mieścił się w swojej formie nawet w dużym kufrze trzykółki. Odkręcała więc płaty pancerza i ramiona, wyczyniając swoistego tetrisa, zanim nie zmieścił się wraz z resztą i kocem na górze. Wtedy okazało się, że coś się poluzowało i stukało przy każdym ruchu, przez co wyjmowała połowę rzeczy i układała je ponownie, bardzo delikatnie i dokładnie. Wreszcie uśmiechnęła się zadowolona. Poza tym najmniejszy dron pozostał z nią. Ubrana i wyposażona była najlżej ze wszystkich - ubiór stanowiły terenowe buty, szerokie spodnie z kieszeniami, top i gruba kurtka, pod którą wszyta została lekka kamizelka kuloodporna i kolejne kieszenie. Zmieścił się w nich Frugo, pistolet, trochę amunicji, kilka urządzeń wiadomego i niewiadomego przeznaczenia, noktowizor i jedna albo dwie kanapki. I butelka wody.
- Wypuszczę nasze podniebne oczy, kiedy wyjedziemy ze strefy kontrolowanej. Nie wiem czy skanują niebo, wolę nie ryzykować.
Kane wyświetlił mapę, tak żeby wszyscy widzieli i zaczął wodzić po niej palcem.
- Proponuję trzymając się lokalnych i osiedlowych dróg wyjechać z Lynnwood na wschód i kierować się na północny-wschód. Zrobić zwiad mostów przy Snohomish i jak nie będzie wyglądało to źle, tam przekroczyć rzekę. Co Wy na to? Wszystko na wyciszonych wydechach.
- Jak dla mnie plan jest ok. - Odpowiedziała zwiadowczyni.
- Ok, spróbujmy - potwierdził Fox.
Dawn skinęła energicznie głową i zwinnie wskoczyła na siodło swojej maszyny.

Cztery motory i van wyjechały z garażu, pozostawiając za sobą pusty dom, gdzie kryło się jedynie kilka ukrytych fantów. Ciche, ciemne ulice przemierzali powoli, posiłkując się gpsami i mapą, starając się unikać wszelkich potencjalnych nieprzyjemności i niepotrzebnego zwracania uwagi. Przez dłuższy czas nawet im to wychodziło, a minięty w pewnej odległości patrol policyjny nie zwrócił na nich większej uwagi. Lub w pojedynkę nie uśmiechało się im zaczepiać takiej grupy, która nocą robiła jeszcze silniejsze wrażenie niż w dzień. To jednakże nie trwało długo, bowiem Lynnwood nie było duże. Z niego przejechali do podobnego w wyglądzie Alderwood Manor, miejscowości przeciętej międzystanówką, drogą 405, w dużej mierze puszczoną powyżej sennego miasteczka. Na trasę szybkiego ruchu nie było tu wjazdu, ale były za to tu i ówdzie przejazdy pod nią. Jeden z nich wybrał Kane właśnie tu, a kiedy się do niego zbliżyli, dowiedzieli się dlaczego właśnie tu rząd ustalił strefę - była łatwa w kontroli. Droga z tej strony stanowiła naturalną barierę, a na przejazdach stała policja, barykada i wojskowy wóz terenowy. Jak tylko zobaczyli zbliżające się światła, jeden z nich wyszedł przed barykadę i gestem dłoni z lizakiem kazał zjechać na bok. Posterunek nie był oświetlony, ale reflektory ujawniły obecność co najmniej czterech innych osób z bronią długą.
Spodziewali się czegoś podobnego, Kane nie był tym zaskoczony. Unikanie głównych dróg nie miało na celu ominięcie glin, tylko nie rzucanie się w oczy. Posłusznie zjechał więc na skraj drogi, podjeżdżając pod machającego policjanta i zatrzymując się. Nie zgasił maszyny. Dawn poszła za jego przykładem, stając kilka metrów za motorem Irlandczyka. Sięgnęła niepozornym gestem do kieszeni i wypuściła Bzzt’a. Dron pofrunął w górę i szybko zniknął w ciemności. Uruchomiła tryb nocny swojego zmodyfikowanego holofonu i wyświetliła obraz z robocika na motorze tak, żeby tylko ona go widziała. Na dłoń wsunęła trzymaną w jednej z kieszeni rękawice konsoli sterowania i drobnym gestem kciuka skierowała go nad barykadę. Wszystko trwało może cztery sekundy, wskazując na wprawę w Scrap w podobnych działaniach.
Shade zatrzymała się zaraz obok Kane'a. Podobnie jak on nie zgasiła motoru. Rozsiadła się nonszalancko na siedzeniu, jedną długą nogę opierając na ziemi. Ze spokojem przyglądała się policjantowi, który ich zatrzymał. Zasadniczo nie miał powodu, by ich nie wypuszczać z kontrolowanej przez rząd strefy, ale na świecie pełno było ludzi, którzy zupełnie bez powodu szukali kłopotów. Dlatego, wbrew swojej postawie, była przygotowana by w każdej chwili zejść z pojazdu i wmieszać się do akcji. Fox stanął niedaleko Scrap, nie schodząc z Harleya. Odsłonił szybki okularów i całej sytuacji przyglądał się dość obojętnie, nie zamierzając nikogo prowokować. Nie ukrywał rąk ani nie wykonywał żadnych gwałtownych gestów, by żaden ewentualny narwaniec nie miał głupich pomysłów. Póki co wyglądało to na rutynowe zatrzymanie, może zatem obędzie się bez awantur.
Gliniarz zbliżył się, trzymając dłoń na kaburze z pistoletem. Dwóch innych z bronią długą wyłoniło się zza barykady, osłaniając swojego kolegę. Bzzt w tym czasie już zdążył wychwycić jeszcze pięciu. Biorąc pod uwagę ilość dróg, rząd musiał poświęcać naprawdę duże środki na utrzymanie porządku i prawa w środku tej strefy.
- Proszę udostępnić swoje ID. Późna pora na jazdę - odezwał się ten pierwszy, patrząc na O'Harę, ale mówiąc do wszystkich. Kiedy podszedł na wyciągnięcie ręki do Irlandczyka, ten już dobrze widział jak czujne i ruchliwe było jego spojrzenie. - Jaki był cel waszego pobytu w Seattle?
- Jesteśmy nowi w tej okolicy, panie władzo. W Seattle przejazdem, po zapasy - odpowiedział najprościej jak się dało Kane, wyświetlając swoje najemnicze ID. - Nie szukamy tu kłopotów.
- To wybraliście zły kierunek - gliniarz zeskanował e-dokument i ruszył od razu do stojącej najbliżej Shade. - Poza tą strefą panuje anarchia. O ile nie jesteście jej częścią, sugeruję się nie zatrzymywać w miastach.
Scrap wyświetliła swoje ID, nie odzywając się. Ustawiła Bzzta w jednej pozycji, gotowa do reakcji, gdyby zauważyła coś podejrzanego.
Podobnie Shade wyciągnęła rękę z wyświetlonym ID na nazwisko Valerie Rusht. Kane radził sobie z rozmową, więc nie było potrzeby się wtrącać. Kiedy jednak mężczyzna skanował dokument uśmiechnęła się uprzejmie i skinęła mu głową:
- Dziękujemy za ostrzeżenie.
Zeskanował ID Valerie, przechodząc tuż obok jej motoru i osoby. Czujna zwiadowczyni miała oko do takich rzeczy, wychwyciła jak ręka gliniarza ociera się niby to przypadkiem o jej motor. Poszedł dalej, skanować dokumenty Dawn i Foxa.
- Szukacie miejsca do życia czy pracy? Jednego i drugiego mamy tu sporo bez konieczności ryzyka - trudno było orzec do czego dąży. - Mało kto podąża tą drogą, jeśli nie ma określonego celu. Po ciała czasem nikt nie jeździ, obrabowane zalegają przy drogach.
Felix również wyświetlił ID, spokojnie odpowiadając policjantowi:
- Raczej nie będziemy tu za długo. Może dopisze nam więc szczęście.
Shade patrzyła uważnie jak mężczyzna podchodzi do innych pojazdów. Postanowiła sprawdzić dokładnie maszyny towarzyszy, gdy tylko oddalą się na bezpieczną odległość od strażników.
- Jesteśmy nomadami, panie władzo - ton O'Hary był swobodny, beztroski prawie. Musiał przy tym zatuszować błąd Foxa. - Droga to nasze życie. Może pojedziemy do Kanady, może na wschód, kto wie. Praca w jednym miejscu to nie dla nas, podobnie jak osiedlenie się w mieście.
- Międzynarodowe towarzystwo - skomentował jeszcze funkcjonariusz, kiedy już zeskanował wszystkie ID. Odsunął się. - Jedno ostrzeżenie. Gdybyście skumali się z kimś po tamtej stronie, nie będziecie już mieli wjazdu do Seattle. Ani do wielu innych miejsc - jego ton nie sugerował nienawiści, był stwierdzeniem faktu powtarzanym nie po raz pierwszy. - Co na pewno utrudni wam tułaczkę. Powodzenia, przyda się wam - zasalutował niedbale i wskazał na drogę, gdzie jego koledzy odjeżdżali właśnie na bok blokującym przejazd radiowozem.
Gdy odjechali na odległość uniemożliwiającą usłyszenie ich od strony posterunku zwiadowczyni zrównała się z Kane'em i wskazała mu dłonią pobocze jednocześnie kładąc palec na ustach, w odwiecznym znaku nakazującym milczenie. Gdy zatrzymała pojazd najpierw sprawdziła miejsce, gdzie strażnik położył swoją dłoń, w geście sugerującym, że mógł tam coś przykleić. Gdyby nie doświadczenie i dobra pamięć wzrokowa, nie znalazłaby tego. Palec ledwo wyczuwał coś przyklejonego do karoserii, niczym malutki kawałek przeźroczystej taśmy klejącej. Kobieta zapaliła latarkę i dokładnie przyjrzała się temu co było tam przyczepione. Nic nie zobaczyła. Podeszła do siedzącej na swoim motorze Scrap i zapytała przysuwając usta do jej ucha:
- Masz może pęsetę i coś wygłuszającego ewentualny podsłuch? Może miałabyś ochotę w lepszych warunkach zbadać to co nam przykleili? Jeśli nie, po prostu to zniszczę. Warto by jednak może sprawdzić co to jest i jak działa oraz jak to wykryć, by mieć pewność, że nikomu innemu nic takiego nie podłożyli.
Dawn zsiadła z motoru i podeszła do kufra, grzebiąc w nim dłuższą chwilę i wyciągając małe, czarne pudełeczko. Uruchomiła i odezwała się.
- A więc to stąd ta dziwna rozmowa. Mogę zeskanować nasze motory - uniosła rękę, na której rzucał się w oczy duży, zmodyfikowany holofon. - Zbadanie niewiele mi da, tego typu urządzenia należałoby hakować, na tym się nie znam.
Fox zatrzymał się razem z resztą i zszedł z Harleya. Widząc poruszenie wśród najemniczek, podszedł do nich bardzo blisko, a gdy zrozumiał, o czym rozmawiają, wskazał palcem miejsce z boku, dalej od motorów. Mimo to, mówił do nich bardzo cicho:
- Nasz gospodarz miał wygłuszacz w hotelu. Może ma takich więcej albo chociaż się na tym zna?
- Przecież to jest wygłuszacz - zdziwiona Scrap pokazała mu pudełko.
- Świetnie - odpowiedział Raver. - Zabezpieczyłaś się, jak widzę. Myślisz, że te urządzenia mogą zareagować na próbę skanowania? Jak nowoczesny mogą mieć tu sprzęt? Jeśli takie posterunki to tutaj norma, to chyba ich stać na porządny.
Bailey zamrugała, potrząsnęła głową i zwróciła do Valerie.
- Pokaż mi co znalazłaś, a powiem wam co wygraliśmy. Nieważne co założyli, pozbywamy się tego i jedziemy dalej, takie moje zdanie.
Zwiadowczyni zaprowadziła druga kobietę do swojego motoru i wskazała ręką miejsce gdzie było urządzenie:
- Musisz dotknąć palcami, bo jest przeźroczyste i nie widać go bez wykrywacza. Dlatego dobrze byłoby przeskanować inne pojazdy czy też podobnych nie przykleił. Przede wszystkim vana, który jest spory i ma dużo możliwych miejsc do umieszczenia.
- Nie moje oczy patrzą - druga z kobiet włączyła skaner w holofonie i zbliżyła przedramię do motoru, zerkając na odczyt. Ten po krótkiej chwili pokazał kilka mikroskopijnych obwodów, podając ich typ. Nie było mowy, żeby to był mikrofon, odczyt byłby zbyt słaby. Ale do śledzenia? Wystarczający.
- Możemy spokojnie rozmawiać, to nie podsłuch - powiedziała głośno i wyłączyła zagłuszacz, oszczędzając baterię. - Z jakiegoś powodu gliny chciały nas śledzić. Sprawdzenie każdego pojazdu trochę mi zajmie. Zgaduję, że wykorzystują to do porównywania twarzy wraz z trasą, gdy ktoś chce wrócić do Seattle.
- To może, niezależnie ile ich znajdziemy, przeklejmy to na Vana, który będzie grzecznie siedział w Everett? - Zaproponowała Shade. - Skoro to tylko GPS, możemy się tym zająć jak dojedziemy do tymczasowej siedziby. Co o tym myślisz Kane?
Alker widząc przedłużający się postój, wysiadł z samochodu chwilę wcześniej i dołączył do nich, obserwując poczynania Scrap. Słysząc propozycję, wzruszył ramionami.
- O ile wam nie przeszkadza, że poznają lokalizację tej rudery, do której zmierzamy. Tego vana mogę zmienić, ale nie od razu.
- Ostrożności nie za wielę, ja to bym to wrzucił do jakiegoś pudła i zostawił gdzieś w innym miejscu niż kryjówka - wtrącił się Fox. - Jeżeli będziemy musieli wrócić i rzeczywiście porównują ID z trasą, to zawsze możemy zabrać te urządzenia z powrotem. Wystarczy, że sami zapiszemy współrzędne lub zapamiętamy miejsce, gdzie je zostawimy. Tak czy siak, teraz może niech jeszcze zostaną. Jak tak szybko urwie się ślad, na bezdrożach, to na pewno będzie podejrzane.
- Zgodnie z prawem, które ich obowiązuje, nie mogą nikogo śledzić tak po prostu, bez nakazu związanego z podejrzeniem przestępstwa - Timothy nie wydawał się wierzyć w swoje słowa. - Mogą to równie dobrze wykorzystywać do śledzenia aktywności gangów lub szykują jakąś akcję. Jeśli to zagłuszaliście, to już mieli nietypowe przerwanie. Równie dobrze można się tego pozbyć.
Milczący do tej pory Kane odniósł się najpierw do słów Shade.
- Nie wiadomo czego chcą, proponuję porzucić to przy rzece. Nie przeszkadzajmy im sądzić, że staliśmy się tymi ciałami przy drodze. Prawo mam gdzieś tak samo jak oni, za to kurewsko nie lubię być śledzony. Przy dobrych wiatrach do Seattle wracamy dopiero po zakończeniu misji.
- Dobrze - Skinęła głową Valerie. - W takim razie kolejny postój przy rzece. Znajdziemy jakieś spokojne miejsce. Tam możemy dokładnie przeskanować pojazdy.
- Lepiej teraz - zasugerowała Scrap, będąca już w trakcie skanu. - Nie wiemy co zastaniemy przy rzece.
- Jeśli tak wolisz. - Shade wzruszyła ramionami i postanowiła się przespacerować trochę po okolicy. Skoro mieli nieco czasu mogła rozprostować kości. Jej organizm nie był jeszcze przyzwyczajony do jazdy na motorze.

Dawn poświęciła niecałe pół godziny na bardzo dokładne przeskanowanie motorów i vana, biorąc pod uwagę wszystko co inni powiedzieli jej o pozycji gliniarza, ale nie znalazła żadnych innych nadajników. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówiono. Szybko ruszyli dalej, przez następne kilkanaście kilometrów przemierzając okolicę podobną i inną jednocześnie. Jednorodzinne domy rozsiane przy osiedlowych dróżkach, jeden obok drugiego. To nie różniło się od Lynnwood. Ale w żadnym nie paliło się światło, nie działały również latarnie. Urojone miasteczka, pozostałość dawnej cywilizacji. Obecnie puste łupiny, które zająć mógłby każdy - tyle, że nikt nie chciał. Większość budynków zapewne była zrujnowana podobnie jak ten, do którego zmierzali.
Nagle skończyły się, a droga wypadała na otwartą przestrzeń, na pola uprawne, obecnie zapewne stojące odłogiem. Na jesieni, w środku nocy, żadne z nich nie było w stanie tego sprawdzić. Znajdowali się obecnie trzy kilometry od najbliższego mostu przy Snohomish. Już z tej odległości dostrzegali delikatną łunę świateł miasta, które najwyraźniej nie było tak wymarłe jak okolica, którą właśnie minęli.
- Dobre miejsce na zwiad - powiedziała Scrap do wszystkich, zatrzymując swój motor i gasząc światła. Zeszła i wyjęła Frugo, włączając go i kalibrując konsolę pod niego. Dron zaczął szumieć, magnetyczny silnik uniósł go w górę. - To do roboty - pogładziła go czule i poruszyła rękawicą, zmuszając go do gwałtownego i szybkiego nabierania wysokości. Prawie od razu zniknął im z oczu. - Puszczę go najpierw wzdłuż rzeki, po wszystkich mostach. I nad światłami w mieście, poszukam aktywności.
Frugo poruszał się nie tak żwawo jak drony odrzutowe, ale za to bardzo stabilnie, wzlatując na bardzo dużą wysokość, jak na tak niewielką maszynę. Po kilku minutach na wyświetlaczu pojawił się dokładny obraz pierwszego - licząc od zachodu - mostu, a zaraz potem następnych. Dwa pierwsze przeznaczone były dla samochodów i wyglądały na zachowane w stopniu wystarczającym do swobodnego przekroczenia ich. Trzeci - pierwszy z dwóch kolejowych - zawalił się i nikt najwyraźniej nie czynił żadnych ruchów w stronę odbudowania go. Czwarty, skierowany na wschód i również kolejowy, wydawał się przejezdny. Może van miałby problemy, ale motory na pewno nie.
I tylko bezpośrednio przy tym czwartym nie było śladów życia.
W zabudowaniach przed pierwszym z mostów dron wychwycił zaparkowaną furgonetkę i trzy motory, a przynajmniej w dwóch oknach ciągle paliły się światła. Drugi prowadził do centrum miasteczka, wyglądającego na żywe - tu i ówdzie parkowały motory i samochody, część knajp musiała jeszcze ciągle być czynna. Kręciło się kilku ludzi. Nawet pobliskie lotnisko dla awionetek oświetlono, prawdopodobnie aktywnie z niego korzystając. W ogóle jak na pozbawione rządowego wsparcia miejsce, było w nim dużo światła. Większość latarni ulicznych działała. Ruchu nie było, ale w końcu był to środek nocy - za to Frugo po zawróceniu i wykonaniu kółka nad Snohomish - zarejestrował jakąś sporą imprezę przy lokalnym stadionie i częściowo na nim. Parkowało tam kilkadziesiąt motorów, kręciło się sporo ubranych w skóry osobników. Mogła to być nawet główna siedziba jednego z lokalnych gangów.
Kane porównywał obraz z kamer z satelitarną mapą, milcząc do momentu, w którym dron zataczał już koło nad miastem.
- W grę wchodzi tylko ten pierwszy most lub kolejowy. Przy pierwszym ryzykujemy, że jak nie przejdziemy odpowiednio szybko i cicho, to spróbują nas zatrzymać. Ten drugi wymusza mocne nadłożenie drogi i nie wiadomo co trafimy tam dalej. Moim zdaniem im krótsza trasa tym lepsza. Możemy spróbować przemknąć cicho i na zgaszonych światłach.
- Tak, czasami najprostsze rozwiązanie bywa najlepsze. - Zgodziła się z Irlandczykiem zwiadowczyni.
- Zostawię Frugo na górze, będzie mnie ostrzegał o każdym ruchu w dużym promieniu ode mnie - Scrap już ponownie wsiadała na motor.
- Ruszajmy - Fox też nie zwlekał. Zgodnie z ustaleniami, do mostu mieli podjechać na zgaszonych światłach. Droga krótsza była warta wypróbowania, choć najemnik miał spore wątpliwości do możliwości “cichego” przemknięcia bez zatrzymania wraz z vanem. Może przynajmniej dron Scrap w razie czego w porę ich ostrzeże.
Światła zostały wygaszone, otoczyła ich czerń pochmurnej nocy. Z chmur ciągle nieprzyjemnie mżyło, temperatura spadła do kilku stopni, wcale nie uprzyjemniając tej podróży. Scrap było zwyczajnie zimno, skórzana kurtka nie dawała wystarczającej ilości ciepła temu szczupłemu ciału. Nie pierwszy raz przełamywała swoje bariery, jak oni wszyscy zresztą. Noktowizory powędrowały na oczy, niezbędne w takich warunkach. Nawet z nimi podróż stała się wolniejsza, ale na szerszą drogę wjechali już po dwóch kilometrach i tam przycisnęli. Światła latarni przed i za mostem nieco rozmazywały zieleń noktowizji. Cztery wyciszone motory i van z elektrycznym silnikiem sunęły coraz szybciej. Tutejsi nie obawiali się widocznie ataku w tym miejscu, mosty nie zostały zabarykadowane - co przecież wychwyciłby dron. Może wbrew tym żołnierzom życie tutaj nie było aż tak barbarzyńskie?
Przejechali z wysoką prędkością obok zabudowań, przy których widzieli motory i furgonetkę, wjechali na most i już byli przy jego końcu, kiedy Dawn usłyszała ostrzegawczy brzęczyk, a na holowyświetlaczu pojawiło się czerwone kółeczko, a zbliżenie pokazało trzech ludzi wskakujących na motory i odpalających je.
- Mamy ogon - poinformowała od razu pozostałych najemników Scrap. - Trzy motory, na pewno powiadomią innych.
- Spadajmy stąd - bez wahania zasugerował Fox, nie zwalniając. Jadąca na przedzie Shade, po informacji otrzymanej od Scrap prawie podświadomie zarejestrowała drogę z lewej strony:
- W lewo! - Krzyknęła wcinając się w monolog snajpera i odbijając gwałtownie motorem, nie przejmując się zupełnie faktem, że wjechała pod prąd. Przy takim zagęszczeniu ruchu, nie miało to większego znaczenia.
Felix siłą rozpędu niemalże wyrecytował do komunikatorów, mówiąc szybko: - Na zachód, bez włączania świateł, trzymajmy się jak najbliżej rzeki, a jak tylko ich zgubimy, to odbijamy na północ i najkrótszą drogą do mostu przy dopływie Snohomish. Dalej będziemy kombinować, teraz po prostu omińmy miasto i ten stadion szerokim łukiem.
Kane zwolnił i wszedł w ostry zakręt zaraz za Rusht. Wziął łuk i jak wyjeżdżali na prostą, przepuścił dwa pozostałe motory, chcąc jechać jako zamykający tę małą kolumnę. Jak już mógł, spróbował wywołać mapę głosowym poleceniem do holo i zorientować się gdzie dokładnie się pchają.
- Scrap, jesteś naszymi oczami! Kieruj Shade.
- Robi się - odpowiedziała od razu.
Tego typu pościg mógł okazać się wyjątkowo długi i nieprzyjemny, jeśli całe motocyklowe miasto zacznie ich gonić. GPS wreszcie go umiejscowił, O'Hara odezwał się znowu.
- Przed nami luźna zabudowa i ciasne uliczki. Dawaj w prawo, potem znowu w lewo. Próbujemy ich zgubić.
Matematyki używał prostej: obciążone motory i van nie dadzą rady uciec po prostej. Jak się nie uda, pozostawało im Everett i nadzieja, że nie wszyscy są ze sobą skumani i chętni do pomocy.
Nawet pomimo wyciszenia, silniki harleyów warczały w nocnej ciszy, gdy najemnicy wyciskali z nich siódme poty. Frugo zarejestował jak trzy motory na zapalonych światłach wjeżdżają na most, od razu trzymając się lewej strony i skręcając tak samo jak uciekinierzy. Scrap wiedziała, że jeśli wykona polecenie Irlandczyka, nie będzie miała wglądu na to, co działo się dalej w mieście. Pościg miał przewagę znajomości terenu i wielu kumpli w pobliżu, jeśli chcieli uciec, musieli to zniwelować. Póki co droga była prosta, tuż przy rzece i ciemnych, w większości dawno porzuconych domach mijanych z dużą prędkością. Van szybko zaczął odstawać.
- Rozdzielamy się? - dotarło do nich pytanie Alkera.
Jadąca dalej na przedzie zwiadowczyni skręciła w prawo w pierwsza boczna ulice jaka pojawiła się w słabym widoku noktowizorów. Słysząc pytanie detektywa zaczęła zwalniać. Droga przed nimi była teraz dosyć mocno zalesiona:
- Spróbujmy się ukryć wszyscy razem. - Powiedziała wypatrując dogodnego zjazdu. Droga przed skupiskiem drzew wydawała się zbyt widoczna. Zwłaszcza Van rzucałby się w oczy komuś jadącemu na długich światłach. Przejechała jeszcze trzysta metrów i skręciła w lewo, a następnie w prawo, wjeżdżając na zarośnięty podjazd jakiegoś walącego się ku upadkowi domostwa. Każdy ze skrętów zasygnalizowała w komunikatorze. Wjechała głębiej pomiędzy drzewa i zsiadła z motoru wsuwając go w gęstsze krzaki.
Bailey w pełni skupiła się na prowadzeniu Valerie. Nie było tego wiele przez te dwie czy trzy minuty, kiedy to wskazywała, która droga wydaje się prowadzić dalej, a która to ledwie dojazd do działek. Nawet tak skupiona swój motor prowadziła pewnie, nie tracąc dystansu. Po usłyszeniu słów przewodniczki od razu zawróciła Frugo.
- Sprawdzam ilu dołączyło do pościgu - zadeklarowała w komunikatorze, swoją maszynę kierując zaraz za Shade.
Fox ufał, że jeżeli ktoś jest w stanie znaleźć dobre miejsce na ukrycie się przed pościgiem, to jest to Valerie, i zdawał się na nią. Obawiał się natomiast zupełnie czegoś innego - ciszy, która nastanie, gdy nagle wszystkie ich pojazdy zakończą jazdę. Ciszy, która może stanowić zachętę dla pościgu do zatrzymania się i przeczesania okolicy.
- Scrap, jeżeli któryś z twoich dronów potrafi imitować dźwięki silników, to mógłby pomóc zmylić pościg - zasugerował snajper przez komunikator jeszcze podczas jazdy. Dawn znał najkrócej, a o konkretnych możliwościach jej sprzętu wiedział mało, ale jak na taką ilość drogich zabawek, których używała, jakaś chyba będzie miała opcję, którą od biedy można dostać nawet w holofonie.
- Przecież oni gówno słyszą na tych swoich motorach - Kane wpakował maszynę w krzaki i zeskoczył z niej, sprawnym ruchem rozpakowując z koca swojego jackhammera. - Prędzej zauważą. Alker, parkuj tego vana jak najbliżej budynku i zostań w środku. Jak nie przejadą, eliminujemy po cichu! - zarządził. Nie wybierali na tę misję dowódcy, nie oficjalnie. O’Hara sam pakował się w tę rolę naturalnym tokiem rzeczy. Podbiegł trochę do przodu i padł na ziemię między dwoma rozłożystymi krzakami, gotów do zerwania się i załatwienia sprawy w bezpośredni sposób.
Raver również ukrył swój motor w krzakach, a sam położył się na ziemi plackiem kilka metrów obok, układając się tak, by jego sylwetkę przykrywały zarośla, lecz nie utracił jednocześnie pola widzenia. Na składanie snajperki nie było czasu ani sposobności. Wyciągnął zatem z kurtki pistolet z tłumikiem, a zdjętą z motoru szturmówkę trzymał w pogotowiu na leżącym pokrowcu.
 
__________________
Flying Jackalope
Cybvep jest offline