Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2019, 10:47   #14
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Iwan… Gdzie Draco? Gdzie mój synek? - Żenia zbierała się powoli. Najpierw na czworaka, kolejno na klęczki i ciężko zbierając siły oparłszy się na kolanie wpatrywała z napięciem w atamana.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze - Tak po prawdzie to nie wiedziałem, że spodziewasz się potomka.
W tym czasie Zmora wygrzebywała się spod piasku. Jej ubranie było poszarpane, ale samo zaczęło się składać i oplatać ją. Siniaki na jej ciele też znikały.
- Co za skubaniec. Ja pier… - zasłoniła twarz dłońmi, jakby obudziła się na kacu.
-Bkhto! - Żenia podeszła do Zmory i wyciągnęła dłoń - Co to było. Jesteśmy starsze. Drako… Nie wiem gdzie on jest… coś się stało, coś, wszechświat się zmienił. Drako… - żenia zagryzła wargę czując łzy pod powiekami.
- Nie wiem… mam przeświadczenie… tak to się chyba nazywa… że młodemu nic nie jest. I tyle. Nie wiem co to było. Nie wiem jak… próbowałam walczyć, ale mnie połamał… nie mogłam złagodzić twojego bólu. - Brunetka była przejęta gdy powoli wstawała otrzepując piach. Ivan podbiegł pomagając obu kobietom.
-Ale kto? Nie chodzi o przeświadczenie. Nawet nie miałam okazji go zobaczyć… - Żenia była zupełnie ogłupiała - Nie wiem gdzie jest…
Zaczęła ale głos się jej urwał. Co powie Maksimowi. Miała chronić fasolę.
-Iwan… Wiesz co się dzieje? Co to było?
- Wejdźcie, nie będziemy rozmawiać w progu.

Po chwili znalazły się przy suto zastawionym stole. Iwan zajął miejsce u szczytu. Dziewczyny naprzeciw siebie w połowie długości. Stół miał dwanaście miejsc z każdej strony. Iwan nalał sobie duży kielich miodu.

Przy dziewczynach stał widmowy podczaszy, który napełniał również ich naczynia.
- Mam wrażenie, że nawiedził was Piasek Czasu - powiedział w końcu Iwan kręcąc wąsem.

-Co? - Wrona spojrzała to na przodka to na Zmorę. - Że jak?
- Wiesz… znaczy wiecie… ja nigdy nie byłem szamanem. To nie moje zabawki. Ale mówi się, że dawno temu, czas odmierzano klepsydrami. A w klepsydrach był piasek. Ludzie tak bardzo wierzyli w związek piasku z czasem, że nagle po tej stronie zasłony stał się duchem. Duchem przemiany. Podobno zainteresował się nim Dzikun. Niektórzy mówią, że Dzikun i Piasek Czasu to jedno. - Napił się solidnego łyku miodu.
- Twój staruszek … wasz staruszek wiedziałby więcej. Miał łeb do tych rzeczy. - Zakończył Iwan.

Żenia zamarła.
- Mój staruszek nie żyje. - wychrypiała w końcu. - Dzikun przeniósł nas w czasie? Jakie powiązanie ma dzikun z Kronosem? Miałyśmy iść do niego po wizycie u ciebie. Piętnaście lat tu. To ile na ziemi? - nagle jedzenie stanęło Wronie w gardle.

- Hmm - zawahał się chwilę Iwan - wedle moich obliczeń jest dziś drugi stycznia dwa tysiące dwudziestego pierwszego.

- Hę?!

Żenia nic już kompletnie nie rozumiała.
Jakim cudem minęło piętnaście lat sądząc po ich wyglądzie, ona urodziła dziecko i nie minął nawet dzień?

Wpatrywała się tępo w Zmorę próbując ogarnąć wydarzenia ostatnich godzin.

- No ten piasek… on zdaje się miał was w jakiejś bańce czasowej - próbował tłumaczyć Iwan. Choć od razu widać był, że nie bardzo sam ma pojęcie o tym co się dzieje.
- Ja na przykład usłyszałem wasze przybycie, wyszedłem i na zewnątrz była burza piaskowa.

Żenia ukryła twarz w dłoniach.
Oddychała głęboko próbując się uspokoić.
-Czyli… Nie tylko nie wiem gdzie jest mój syn ale też kiedy… - poczuła gniew i walnęła pięścią w stół. Głos wadery był wyraźniejszy - a na dodatek nadal jesteśmy w dupie.

- Cóż, nie wiem jak znaleźć małego Draco. Ale wiem jedno napewno: Piasek w klepsydrze nie sypie się do góry. Więc raczej nie zmieniło się „kiedy” - Iwan zaczął poczuwać się do występowania w charakterze specjalisty od duchów.

- Pieprzenie - podsumowała Zmora z drugiej strony stołu.
- Jak to nie? - Żenia zamachała dłonią między sobą a Zmora - skoro mam 15 lat albo więcej na karku ?
Iwan machnął ręką sięgając po duży nóż. Na jego talerzu leżał ogromny kawał mięsa, który hetman zaczął rozcinać pomagając sobie widelcem.

- Powiedziałbym, że nie więcej niż pięć. Na urodzie waćpanna nie straciłaś. Rzekłbym, żeś zyskała podwójnie - mrugnął okiem w stronę Zmory, która w odpowiedzi zgięła rękę i pokazała mi zaciśniętą pięść. Mina Iwana zrzedła nieco i zerknął w talerz żując czerwoną pieczeń.

-Iwan… Ty Nie gadaj o urodzie - Żenia skołowana nadal nie zdołała dojść do siebie. Kolejna utrata sprawiła, że wszystko ją przeczulało, przewrażliwiało. - Tylko zbieraj dupę w troki i armię i pomóż w wojnie. W końcu jesteś hetmanem. Czerwonych butów od parady nie nosisz ani buławy.
W środku Żenia czuła wywijanie żołądka.

Grał na czas. Żuł powoli. W końcu powiedział:
- Jakiej pomocy oczekujesz? Mam zorganizować innych przodków? A może duchów, które nie zostały tak wywyższone? - powiedział, po czym sięgnął po miód obserwując reakcję obu kobiet.
-Wszystkich. - wrona siedziała sztywno bojąc się, że puści pawia na zastawiony stół - to nie jest czas na przebieranie. Maszyna buduje ściany tak grube, że żadna ze stron nie będzie w stanie się przebić w żadną stronę. Tkaczka przejmie kontrolę, wszystko ulegnie zmianie. To czas wojny.
- Wiem - powiedział z pełnymi ustami.
- Yurij zostawił w czasie pokoju tutaj coś, co może ci się przydać. Zwłaszcza w czasie wojny. - Zakończył uśmiechając się.
Żenia spojrzała na Iwana z ukosa:
- Co to?
Czy Ironia sytuacji zaskoczyłaby jej ojca?
- Jego rękawice. Proponowałem ci je ostatnio. Ale z jakiegoś powodu myślałaś, że to jakaś zbroja płytowa, czy inny wielki pancerz. - Uśmiechał się jakby udał mu się dowcip.

Teraz nie tylko będzie nosić skórę ojca ale i jego rękawiczki.
Przez ułamek sekundy pomyślała o Marku.
Ani ona ani on nie byli dość dobrzy dla ojca.
Wrona przechyliła głowę w bok, zapatrzywszy się w Iwana.
Czy Konietzko zastanawiał się kiedyś czy był dość dobrym dla nich?
Czy ona byłaby dość dobra dla Draco?

Otarła niechcianą łzę.
Zacisnęła usta jakby utrata syna odebrała resztkę poczucia humoru.

Skinęła głową:
-Ile czasu ci potrzeba na zebranie armii? Trafisz do caernu Słońca?
- Kilka dni. Może tygodni, zobaczymy. Tak czy inaczej kogoś z drugiej strony potrzebuję do otwarcia drogi - znów zawinął wąs.
-Dlatego mówię o caernie Słońca. Będzie tam Czarny, który planuje atak za dwa dni jeśli dobrze liczę. Malfeas raczej nie ruszy. Mało tam altruistów. Totemy może, jeśli Markowi uda się przejąć dowodzenie Spiral. Dobrze by było aby Twoje wojska dołączyły do Czarnego. Im więcej chaosu tym trudniej dla Maszyny.
- Totemy… wiesz, my tak o nie zmaterializujemy się w Caernie. Musimy mieć jakiegoś silnego patrona po tej stronie, który przymknie oko na armię umarłych. No i jakiś Totem by tu pasował. A z drugiej strony pewnie jeden Szaman nie wystarczy. Pojadły? - spojrzał na stół uginający się pod ciężarem smakołyków.

- Niekoniecznie musicie przechodzić. Po tej stronie Maszyna ma pająki wzorca, które nadbudowują Zasłonę by uniemożliwiać przechodzenie garou do Umbry. Możecie w pierwszej fali być od odwracania uwagi . Nie wiem co się obecnie dzieje i nie znam szczegółowo planów Czarnego ale Totem postaram się załatwić. Szamana też. Daj mi 24 godziny. Tygodni nie mamy chyba ze znowu gadasz o bańkach czasu.
Wrona nawet nie tknęła góry smakołyków, a talerz wciąż wypełniała nałożona porcja. Skinęła jednak głową.

- No to za mna! - wstał i ruszył po schodach gdzieś na górę zamczyska, a Wrona sunęła tuż za nim.
Za tą dwójką poruszała się Zmora niczym cień. Na piętrze szli długim korytarzem wśród portretów, które zerkały na dziewczyny i śledziły ich marsz ruchami nie tylko gałek ocznych, ale i głów.
Na końcu korytarza znajdowało się wejście do zbrojowni. W pomieszczeniu wisiały miecze, szable, halabardy i co tylko można było sobie wymyślić. Tarcze z herbami wisiały nad pojedynczymi zbrojami stojącymi na manekinach. Na samym końcu pomieszczenia znajdowała się gablota w której znajdowały się rękawice. W zasadzie były to osłony przedramion, które Iwan wziął w dłonie i podał dziewczynie.
- Czemu je tu zostawił?
Wrona wpatrywała się w obydwa naramienniki przez chwilę nim w końcu zdecydowanym ruchem przejęła jeden i nasunęła na lewe ramię. Odwróciła się do Bkhto by ta pomogła go zasznurować.
Sznurowadła same zacisnęły się, a rękawice dopasowały się idealnie. Zmora uniosła brwi ku górze.

Żenia poruszyła ramieniem, zaciskając i otwierając pięść. Sięgnęła po drugą rękawicę z pytającym spojrzeniem na Iwanie.

- Zostawił je tutaj, bo ich nie potrzebował. To coś na czas wojny. Nie na czasy gdy został wodzem. Zresztą, noszenie broni na widoku w czasie pokoju to swoiste wyzwanie. Nie lubił prowokować.
Iwan stał z założonymi ramionami.

Żeńka łypnęła na Bkhto. Noszenie jej przy boku było jedną wielką prowokacją.

- Czego mi nie mówisz, Iwan? - Wrona spojrzała hetmanowi w oczy. - Bo z tego co kojarzę, gdy przejmował władzę to czasy nie były rodem z romansu.
- Gdy przejmował władzę, to może i nie. Ale zostawił je tutaj na dwa miesiące przed tym, jak go…. - zagryzł zęby i zawahał się. - Przed jego śmiercią.
- Chował je przed Markiem tak? - Żenia kalkulowała na szybko.
- Nie - twarz Iwana spochmurniała nieco. - Długo wierzył, że przekaże je waszemu młodszemu bratu. Ale w końcu stracił nadzieję. Dał je mnie na przechowanie. Do czasu, aż przybędzie jakiś godny potomek. Liczył na zachowanie linii krwi naszego rodu, choć nie widział nadziei w pokoleniu swoich dzieci.

Biedny, nieszczęśliwy ojciec.
- Cóż. Dobrze zatem, że nie widzi tej chwili bo przeżyłby kolejne wielkie rozczarowanie swego życia.
Usta i brwi Żenii ściągnęły się w jedną kreskę.
-Co one robią? - rzeczowy ton kobiety przekreślał jakiekolwiek emocje związane z Yurijem Konietzko.
- Myślisz? Ja wierzę w to, że jesteś godna by je nosić. Jeżeli one też uznają, że jesteś godna, to uczynią z ciebie lepszą wojowniczkę. - Po tych słowach zsunął dłonie i wcisnął kciuki za szeroki, zdobiony pas.

- Lepszą wojowniczkę. Aha. Dziękuję, Iwan.

Nie chciało jej się wchodzić w dyskusje o ojcu. Niezależnie co by nie zrobiła albo co osiągnęła, nie byłoby dość dla niego. Jej ojcem był Wojtek. Albo wredny i uparty Antek. Ona za to zgubiła fasolę. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

- No teraz to już chyba tylko zostało ci wrócić na front. Jaki plan? - dopytał Iwan, podczas gdy Zmora machała jakąś szablą zdjętą ze ściany.

- Wrócić do Poznania, pogadać z Czarnym, przekonać Dziadka Grzmota by ogarnął pomoc dla Was po tej stronie Zasłony, znaleźć dobrego szamana i ruszyć do Kronosa.

- Czyli walka z czasem - pokiwał głową z uznaniem. - Zrobię to, czego ode mnie oczekujesz.

- Wiem. W końcu po kimś odziedziczyłam kozacki upór. - Żenia poklepała ramię hetmana. - Bkhto! Gotowa?

- Jeszcze chwilka - wywinęla młyńca szablą, po czym wbiła ją w głowę jednego z manekinów. Iwan spojrzał w sufit kręcąc głową. Bkhto uśmiechnęła się po czym przybliżyła do Żenii. Z jej pleców wyrosły cieniste macki, które wirowały niczym skrzydła targane ledwie delikatnym wiatrem. Owineła się nimi wokół talii brunetki.
- Możemy skakać.

- Do zobaczenia, pradziadku.
Żenia machnęła Iwanowi na pożegnanie i skruszyła smoczą perłę z poważną miną.
 
corax jest offline