Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2019, 16:19   #270
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Elf…
Przyciągał on uwagę wszystkich, bowiem prawda była taka, że mało kto miał okazję zobaczyć prawdziwego elfa na własne oczy. Pomimo, że żyło ich całkiem sporo w okolicy, to większość mieszkańców La Rasquelle znało elfy z wizji, które pojawiały się, od czasu, do czasu w różnych miejscach. Co innego na żywo, jednakże...
Można to było uznać za rozczarowujące doświadczenie, gdyż żywy elf nie był, ani tak bogato ubrany, ani tak idealnie piękny, ani tak dostojny jak te z wizji przeszłości. Choć nadal nadnaturalnie gibki i dość szczupły… elf wydawał się być bardziej umięśniony i mało subtelny w urodzie - przyziemny. Niemniej nadal był to członek starożytnej rasy, która władała kiedyś wielkim imperium. Było to widać w jego sylwetce i spojrzeniu, a choć jego strój był zgrzebny w porównaniu z kreacjami przodków to ciężko go było uznać za dzikusa.
Stał przy nim tylko Fealsenor… Axamandera nigdzie nie było widać, jak i samego szlachcica, plus jego dwóch osiłków.

W kobiecie z pustyni, która o szpiczastouchych istotach mogła jedynie czytać w starych traktatach… w kobiecie z pustyni, która do niedawna myślała, że cała antyczna rasa wyginęła i która mało nie zemdlała, widząc dalekie sylwetki przebiegających w lesie, myśląc sobie wtedy “Chcę urodzić im córkę”, w kobiecie z pustyni... wybuchła prawdziwa burza piaskowa.
Drobne ziarenka kwarcu i piaskowca hulały w wielkiej chmurze, parząc i przysypując wszystko na swojej drodze.
“OOO RAAANYYY!!! ELF! ELF! PRAWDZIWY EELF!” Deewani darła się, jak głuszec, na całe gardło, szarpiąc swoje warkocze i mało ich nie wyrywając razem ze skalpem. “CHCE MIEĆ TAKIEGO NA CHOWAŃCA!”
“Och, och, och… patrzcie jakie ma bary i te długie skołtunione włosy, ach!!! Prawdziwy mężczyznaaaa” jęczała tęsknie Umrao.
“Na moje oko…” Ada z fascynacją szalonego naukowca, oceniała stan nowego obiektu badań. “wygląda mi na jakąś podrasę elfa… Hmmm… może to jakaś krzyżówka?”
~ Na moje oko zdziczał. To już nie te elfy co kiedyś ~ zagderał Starzec niczym stara baba. ~ Nie mają już sług, które by im dbały o paznokietki. Od magii się odwrócili, więc muszą wszystko sami robić siłą mięśni… jak niewolnicy, których traktowali jak domowe zwierzątka.

Nimfetka tymczasem zaprzestała płaczu i dołączyła do sióstr, by z bojaźnią przyglądać się istocie, która była jakaś taka… troszkę straszna… i w ogóle… groźna. Jodha już planowała rozród na nową członkinię Pawiego Tarasu, a Seesha wzdychała rozmarzona do własnych myśli, gdzie w pięknej czerwonej sukni biegała po łące pod ramię z elfem w równie pięknej tunice, dookoła były kwiatki i motyle i aż mdliło od taniego romantyzmu głupiej arystokratki.
“Zjadłabym coś słodkiego…” Kismis, która nie mogła spać, bo była zbyt zaciekawiona osobnikiem innej rasy, zaczynała odczuwać cukrowy głód. Zupełnie jakby ta maska zaprogramowana była tylko na dwa tryby: sen - słodycze. Udipti zaś przebiła się ze swoją nienawiścią, która równoważyła fascynację wszystkich sióstr razem wziętych.
Ale co to… Udipti nie była sama, ktoś był razem z nią… ktoś o lodowatym i wyniosłym spojrzeniu Laboni. Chaaya… kolejna maska. Była nieco smutna i tak jakby zmęczona, przy jednocześnie dostojnej posturze o wyrachowanej, acz o wiele przyjemniejszej od Laboni aurze. Ile ich tam jeszcze było? Ile razy Kamala musiała wyzbyć się cząstki siebie by powołać kobietę ze snów swojego klienta? Z pewnością było ich od groma, niektóre dopiero teraz przebudzały się z letargu, zaciekawione widowiskiem. Tłum coraz bardziej się zagęstniał, wypełniając głowę uczuciami i śpiewnymi głosami.

Cokolwiek skrywała w sobie Sundari, na zewnątrz nie miało swojego odbicia. Złotoskóra była profesjonalistką i wszelkie emocje zachowała tylko dla siebie. Skłoniwszy się swoim zwyczajem, przywitała się tradycyjnym “Pokój z tobą bracie, oby ścieżka szczęśliwego i długiego życia była zawsze pod twoimi stopami”, po czym grzecznie odczekała chwilę, by druid mógł przetłumaczyć ze wspólnego na elfi. W tym czasie przybrała rozluźnioną pozycję ciała, przybierając na twarzy przyjemny dla oka i zachęcający do rozmowy, gościnny uśmiech, prawie, że przyjaciółki. Zdawało się jednak, że stawiała siebie niżej w hierarchii od dzikiego mieszkańca lasu. Jakby była gościem, który odpowiada na wezwanie gospodarza.
- Pokój i tobie kobieto z obcego ludu. Jestem Tharivol z rodu Yrinjakis, gałęzi Ilmarinena - odparł elf dostojnym głosem, we wspólnym. Skłonił się przed nimi i zwrócił do druida, który dodał wyjaśniając. - Jemu nie wypada wprost słuchać wypowiedzi ludzi, więc… muszę tłumaczyć, ale on sam rozumie. To ich taki zwyczaj związany z wierzeniami. Czystość ducha poprzez czystość skupienia.
- Liczę na to, że opuścicie to miejsce jak najszybciej. Zbliża się krwawy księżyc… i nie powinno was być wtedy tutaj - dodał druid głośno, by nie tylko Chaaya… ale też i pomocnicy. Głośno i donośnie i z ukrytą groźbą w tonie głosu. Wyraźnie chciał ich nastraszyć. Po bardce nie było widać, ani speszenia, ani zdziwienia, ani strachu. Pozwoliła by “groźba” zdążyła ulotnić się z powietrza i zaczęła badać teren.
- Czy moglibyśmy porozmawiać gdzieś w odosobnieniu? Rozmowa na trudne tematy, może zbytnio obciążyć nienawykłe umysły.
Elfi druid zaczekał na tłumaczenie i dodał. - Ciągle te wymówki, ciągle zwlekacie z odpowiedzią. Najpierw ten planokrwisty, teraz ty… czemu mielibyśmy wybrać inne miejsce? I jakie proponujesz?
~ A co do wymówek… on chyba coś też kręci ~ wtrącił czarownik przysłuchując się z boku.
- To nie wymówka szanowny Tharivolu z rodu Yrinjakis, gałęzi Ilmarinena, a jedynie prośba - stwierdziła tawaif i wskazała prawą dłonią na bibliotekę. - Możemy porozmawiać w czytelni, gdzie nikt nie będzie nas niepokoić czy to wścibskim okiem, czy uchem. Możemy także zostać tu gdzie jesteśmy. - Kończąc swoją wypowiedź dziewczyna spojrzała wymownie na Fealsenora, by dać mu do zrozumienia, że rozmowa może potoczyć się po niefortunnej ścieżce. Obie strony konfliktu powinny mieć na względzie swoje dobre imię i sekrety.
Na dźwięk słowa czytelnia… elf odruchowo się wzdrygnął i dodał uprzejmie.
- Biblioteka jest taboo. Nie możemy wejść do tego przeklętego miejsca.
- Najmocniej przepraszam… nie wiedziałam… - Tancerka lekko się zmieszała, ale tylko na zewnątrz. Odwróciła się do gawiedzi i popatrzyła na nich wyraźnie czegoś oczekując.
- Nikt wam nie płaci za stanie i gapienie się, koniec tego cyrku, proszę się rozejść.
Długouchy przystojniak zaś wtrącił po tym jak skończyła. - Planokrwisty powiedział, że przyszliście po wiedzę. To wasza stała wymówka. Zawsze przychodzicie po wiedzę… nigdy nie bierzecie pod uwagę powodów dla których została zapomniana.
Pewnie tak samo gadał Axamanderowi i pewnie mógłby wtedy stanowczo zażądać opuszczenia tego miejsca. Tak po prostu, bez dalszych pogaduszek. A jednak stał tu przed Chaayą i… rozmawiał. Grał na czas? Może… ale czy potrzebował? Jego elfy już tu były, a jeśli potrzebował więcej czasu na ich zebranie, to przecież mógł się nie ujawniać tak wcześnie. Gdyby chcieli zaatakować, to po co ta cała szopka… po co przedłużające się negocjacje… po co wrażenie, że… jest jakieś taboo. Nie tylko biblioteka. Taboo o którym chciałby powiedzieć, a nie może.
- Planokrwisty… och… to idiota, ale szczery i z dobrymi zamiarami. Skoro powiedział, że przyszliśmy tu po wiedzę, to tak właśnie było… i jest - odparła z uśmiechem Dholianka. - Jarvisie, czy mógłbyś przynieść księgi z pierwszego pokoju po lewej? Tam gdzie studiowałam? - Poprosiła oglądając się przez ramię na ukochanego, puszczając mu figlarnie oczko. Następnie wróciła do rozmowy z elfem.
- Proszę mi pozwolić wytłumaczyć nasze stanowisko… otóż my ludzie, żyjemy krótko i intensywnie. Dla nas lata to przekleństwo, ponieważ zanim wyrośniemy ze szczeniackiej buty i dostrzeżemy prawdę natury tego świata, zaraz o wszystkim zapominamy przez starczy uwiąd. Ty Tharivolu z rodu Yrinjakis, gałęzi Ilmarinena, twoi pobratymcy, jak i wasi przodkowie, traktujecie pory roku jak dni lub tygodnie. Zdecydowanie macie więcej czasu na dorosłość, naukę i przemyślenia. Księgi twego ludu są dla nas jako słabej rasy, bardzo przydatne, a biblioteka ta… jest zapomniana, nie dlatego, że kryje w sobie zło i degenerację, ale dlatego, że nikt o niej nie wie poza garstką żywych istot, które stronią od towarzystwa tak przyziemnych ludzi jak my. Nie można was za to winić, gdybym mogła również odcięłabym się od połowy społeczeństwa. Niemniej… Mówiłeś do mnie “wy” jakbyś nie odnosił się do mnie, a do wszystkich poszukiwaczy przygód. Nie uważasz, że mierzenie wszystkich jedną miarą jest krzywdzące? Powiedz mi, czy innych też wypędzałeś mówiąc o zaćmieniu księżyca. Dobrze wiesz, że to nie jest codziennie widowisko.
Znów musiała czekać długo na tłumaczenie Faelsanora, któremu tak długie przemówienie nie przechodziło gładko. I elf podobnie jak sama tawaif pewnie wolałby uniknąć tego całego procesu. Ale tradycja to… tradycja. Trzeba ją uszanować.
- Wy… szukacie tej wiedzy, wiedząc że sprowadziła na nas zgubę. I na was może też. Pozwalamy wam mieszkać w naszej kolebce, przeszukiwać nasze ziemie, zbierać przeklęte skarby. Pozwalamy bo czasami potraficie być pomocni w ciężkich czasach - mówił druid ignorując fakt, że taka generalizacja uraziłaby kurtyzanę Co więcej podkreślił te słowa. - A krwawy księżyc… to nie zaćmienie, to coś gorszego tutaj.
Niemniej mimo tego chłodnego potraktowania lice bardki rozjaśnił mimowolny uśmiech. Bo zrozumiała o to w tym wszystkim chodziło. Do czego próbował dążyć ów druid. On chciał, żeby tutejsza drużyna tutejsza pomogła mu w tych ciężkich czasach, ale taboo… zabraniało mu prosić o pomoc.
- Oczywiście, że jej szukamy. Wiemy, że elfy wyginęły, ale nie wiemy dokładnie jak i dlaczego. Krążą jedynie plotki powtarzane z pokolenia na pokolenie… a… cóż… MY ludzie nie żyjemy długo. Plotki się przeinaczają i urastają do bzdurnych bajek, które nas nie chronią, ani przed złem tego świata, ani przed popełnieniem tego samego błędu jaki popełnili wasi przodkowie. By się przed czymś bronić, trzeba najpierw wiedzieć jak to wygląda, prawda? - Tancerka nie wydawała się być urażona oschłością przedmówcy. Prowokacja spłynęła po niej jak woda po otłuszczonych piórach kaczki. Szybko obrała nową taktykę rozmowy.
- Niemniej… z całą pewnością mogę przyrzec i potwierdzić, że nie znaleźliśmy nic, prócz traktatów filozoficznych, opisów sfer, wpływów wygasłych gwiazd i konstelacji na magię, czy udyktów królewskich na temat normalizowania praw odnośnie tresury niewolników. Są to dzieła czysto teoretyczne, które rzucają nowe światło na naukę i prowokują do żywej dyskusji. Jednakże… jeśli bardzo chcecie, możemy spakować się i odejść. Prosiłabym jednak, byście pozwolili nam zostać jeszcze kilka dni. Rozumiem, że sprawa Krwawego Księżyca sprawia wam wiele zmartwień, tym bardziej, że zjechała wam się tu gromada ludzi. Nie musicie się jednak o nas martwić, poradzimy sobie z niebezpieczeństwami czyhającymi w lesie, czy poza nim. Jeśli będzie trzeba, będziemy walczyć, a jeśli umrzemy to tylko przez własną głupotę i pazerność. Nie chciałabym, byście czuli się zobligowani do ochrony nas, acz… jeśli bogowie dadzą i połączą nasze losy w jedno wspólne. Będziemy odpierać przeciwności ramię w ramię. Dzięki waszemu ostrzeżeniu możemy się przygotować.
Znowu było długie czekanie, bo choć Faelsanor znał elfi, to wyrafinowana wypowiedź tawaif przerastała nieco możliwości jego jako tłumacza. Jarvis wracał z księgami i zwojami, a druid pokręcił głową przerywając biedakowi dukanie.
- Mój lud nie umie już czytać. Wyrzekliśmy się tej umiejętności, by uniknąć pokusy zgłębiania porzuconej wiedzy.
Faelsanor złapawszy oddech kontynuował tłumaczenie, a gdy skończył długouchy negocjator rzekł. - Krwawy księżyc będzie waszą zgubą... wtedy to zło wychodzi z budynku. A mój lud od pokoleń ma zaszczyt tłumić ten atak w zarodku.
Kamala zamyśliła się na chwilę, wykorzystując czas na szybką naradę z ukochanym.
~ A więc… elfy boją się budynku, wiemy, że w budynku jest portal, okazuje się, że portal jest czynny i raz na jakiś czas wypluwa coś z czym muszą walczyć tutejsi mieszkańcy, którzy przez taboo nie mogą nam powiedzieć o co dokładnie chodzi, ani nawet poprosić nas o pomoc… Jamun… ty przywołujesz potwory, więc musisz się znać na portalach prawda? Czy gdyby Sharima pokazała ci miejsce, umiałbyś określić do czego ono prowadzi? A może słyszałeś o przejściach… które aktywują się tylko w określonym czasie i warunkach?
~ Zważywszy na sytuację łatwo określić dokąd ów portal może prowadzić. Na Niższe Plany. A to oznacza, albo demony, albo diabły, albo daemony, albo qlippothy. Pewnie elfy walczyły z nimi, gdy już opuściły bibliotekę. Bo w środku nie było śladów walki ~ wyjaśnił zbliżający się do niej kochanek. ~ Można zasłonić portal ciężka półką. Pierwsze parę potworków się o nią rozkwasi… o ile będą słabe. Najlepiej by było zapieczętować portal całkowicie… ale to wymaga potężnego czarodzieja i z tego powodu jest kosztowne.
Dużo było tego albo, a złotoskóra nie bardzo się znała na tych wszystkich arkanach, kręgach i tak dalej.
~ Ssstarcze? Podzielisz się na ten temat swoją mądrością? Portale mają chyba jakieś glify… a jakbyśmy je zniszczyli?
- Kiedy dokładnie będzie Krwawy Księżyc? - spytała elfich potomków, wyrywając się z zamyślenia.
~ Trzeba by było zobaczyć ów portal, żeby ocenić. ~ Zamyślił się smok. ~ Jeśli to elfi portal, który uległ wypaczeniu, zawsze możemy go zburzyć.
- Dziś w nocy - odparł Tharivol, gdy tylko kolega po fachu przetłumaczył jej słowa.
~ Bardzo im zależało, abyśmy nie zdążyli się wystarczająco oddalić ~ odparł ironicznie Jarvis.
~ Mogli w ogóle nic nie mówić… na to samo by wyszło ~ mruknęła obojętnie Chaaya i odezwała się na głos.
- Bardzo dziękuję za ostrzeżenie i szczerość. - Skłoniła się tak jak przy powitaniu. - Dużo przygotowań nas czeka dlatego chciałabym zająć się obozem. Czy o czymś jeszcze powinniśmy porozmawiać?
~ Uważają się za szlachetne i dobre istoty. A takie nie poświęcają życia innych dla własnej wygody ~ odparł czarownik, a elf skłonił się i dodał. - A więc wbrew mym zaleceniom postanowiliście zostać? Cóż… nie powstrzymamy was. Sami musimy się przygotować otaczając wyjście z jaskini zła i niszcząc wroga z łuków. My też... musimy się przygotować.
Po tych słowach skłonił się jeszcze raz, głęboko i z wdzięcznością. Po czym statecznym krokiem zaczął się oddalać.
~ Daj pokój kochany. Nie naprawisz całego świata. Chodź… musimy obejrzeć portal.
Dholianka ukłoniła się jeszcze raz do odchodzącego wysłannika, po czym popatrzyła na pólelfa.
- Gdzie ta rogata niemota?
- Pogonił za sponsorem wyprawy - wyjaśnił druid, a Sharima stwierdziła. - Pędził jakby mu się gacie paliły. A nie możemy przecież go zgubić, prawda?
- Ależ owszem… możemy, zresztą nie ważne… obaj są siebie warci - prychnęła Kamala, przeciągając się. - Sharimo, czy mogłabyś zaprowadzić mnie i mojego towarzysza do miejsca o którym mi opowiadałaś?
- Jasne… - Złodziejka ruszyła przodem zwinnie jak łania. - Za mną.

Nie pozostało nic innego jak podążył za nią. Przemierzyli korytarz mijając kilka pomieszczeń, aż dotarli do komnaty, która była lekko sfatygowana, a zwoje na półkach, w większości uszkodzone.
Piratka wprowadziła całą trójkę (bo i druid podążył wraz z nimi) do tej komnaty, po czym wskazała na długie pęknięcie w ścianie. Gdy się mu przyglądało dłużej, można było zauważyć słabo pulsującą poświatę. Przywoływacz podszedł bliżej i poprawiwszy okulary przyjrzał się jej.
- Na cycki wiedźmy błotnej - zaklął pod nosem. - Wdepnęliśmy w niezłe gówno. To nie portal, to szczelina planarna.
- Eee a to się czymś różni? - spytała niepewnie Sundari, podchodząc ostrożnie do ściany. Zachowywała się trochę jak fretka, niby chciała dotknąć, zajrzeć, poznać… ale i uciec z piskiem.
- Detalami… ale za to ważnymi. Portal jest tworem magii. Jest przez nią ukształtowany i stabilizowany. Szczeliny są naturalnym wytworem, pęknięciem w osnowie rzeczywistości… cóż, naturalnym w okolicy La Rasquelle przynajmniej. Zwykle takie szczeliny się same zasklepiają z czasem, ale nie te, które powstały w czasach upadku elfów - opowiadał Jarvis przyglądając się pęknięciu. - Takie pęknięcia są stałe… co gorsza nie da się zniszczyć, ani permanentnie zapieczętować… chyba, że z pomocą epickiej magii. O ile jest w mieście mag, który potrafiłby po taką sięgnąć. Fizycznie szczeliny nie da się zniszczyć, bo nie istnieje ona tylko w tym wymiarze, ale jednocześnie w kilku na raz.
- Alee… skoro to pęknięcie to dlaczego jest aktywne tylko podczas Krwawego Księżyca? - Tawaif przysunęła twarz i wpatrzyła się w zafascynowaniu w mieniącą się powłoczkę między kamieniami. - Co to w ogóle jest ten Krwawy Księżyc? Co wywołuje, że przejście się otwiera? Może pozbądźmy się tej przyczyny, to nic z tego nie wyjdzie?
- Krwawy Księżyc to zjawisko astronomiczne, które bywa… - zaczął czarownik zerkając w górę na jasne niebo nad nimi, widoczne przez świetlik. - …można by było zobaczyć w La Rasquelle, gdyby nie chmury nad miastem. Księżyc nabiera barwy krwi i wtedy rośnie moc tych magów, których magię mają we krwi. Tak słyszałem przynajmniej. Przypuszczam, że ten przypływ mocy pozwala szczelinie…. pozwala przebyć ją bezpiecznie. Bo myślę że teraz też można w nią wejść i wyjść z drugiej strony jako krwawa miazga. Szczeliny planarne nie są stabilizowane przez zaklęcie więc… takie przeniesienie się przez nie bywa zabójcze dla ciała.
- Wiem co to zaćmienie księżyca - burknęła bardka odsuwając się od przejścia w ścianie. Jakoś wzmianka o mielonym ciele, ochłodziła jej ciekawość co do tego fenomenu.
- A zresztą… to głupie. Ty masz magię we krwi… i ja mam… i nasz Stary przyjaciel także… jakoś nie zauważyłam, by stawała się potężniejsza.
- Cóż… przekonamy się w nocy - odparł żartobliwie Jarvis uśmiechając się do swojej narzeczonej, po czym dodał. - Nie jest to każde zaćmienie srebrnego globu… Krwawy Księżyc zdarza się raz na… nie wiem dokładnie, ale chyba kilka albo kilkanaście lat.
Chaaya zwęziła oczy, mrucząc ostrzegawczo, że jeszcze chwila a ugryzie.
- Nic to… w takim razie, albo bierzemy nogi za pas, albo przygotowujemy się do walki. Jeśli zdecydujemy się na to drugie to trzeba przenieść obóz, byśmy mieli dostatecznie dużo miejsca.
- Axamander wolałby walczyć. Na razie niewiele tomów zebraliśmy. Tych wartościowych - wtrąciła Sharima. - A i pewnie nasz sponsor uprze się by nas zatrzymać. Coś mu strasznie zależy na przeszukaniu całej tej biblioteki. Jakby wiedział coś, czego my nie wiemy.
- Nie możemy pozwolić na to, by cokolwiek co wyjdzie z tego miejsca mogło się rozprzestrzenić po lesie - dodał stanowczo druid.
Tancerka popatrzyła na magika i potrząsnęła charakterystycznie głową. Chyba nie bardzo obawiała się walki, a może traktowała ją jako “prawdziwą przygodę poszukiwacza przygód, który co wyprawę zmaga się z diabelską hordą napadającą w nocy na obóz”?
- To… chyba czas powiadomić resztę.
- To prawda i… możemy przygotować jakieś pułapki na cokolwiek co stąd wyjdzie. Co ty na to Sharimo? Skoro my możemy wchodzić do biblioteki, to warto by to wykorzystać? - zaproponował Jarvis, a złodziejka zamyśliła się drapiąc po karku. - Lepsza jestem w ich rozbrajaniu niż stawianiu.
- Ale ja się znam na inżynierii. Poradzimy sobie. - Przywoływacz nie ustępował, a Faelsanor westchnął. - A ja będę chyba musiał poprosić Lucynkę o pomoc. Żeby tylko wszystkich nie przestraszyła.
Tymczasem Dholianka stanęła za plecami kochanka i wpatrując się w złodziejkę z prawdziwym mordem w oczach, poruszyła dłonią pod swoją szyją, dając jasny znak, co z nią zrobi, jeśli się zgodzi. Piratka nieznacznie kiwnęła głową i westchnęła. - Niesteety nie mogę. Poradzisz sobie sam misiaczku, jestem pewna. Poszukam Axamandera, bo potrzebujemy naszego dzielnego przywódcy.
Kurtyzana nastroszyła się jak harpia i wwierciła się spojrzeniem, rozpalonym z zazdrości, w plecy magika. Niech no tylko zostaną sami… rozsmaruje go po podłodze jak hummus na placku!
I co gorsza dla jej kochanka, na to się właśnie zapowiadało. Bo łotrzyca wyszła z komnaty, a wraz z nią półelf. Czarownik skupił się na samych drzwiach planując pułapkę, nieświadom zagrożenia czającego się za plecami.
Minuty mijały, a bardka jak stała, tak się nie poruszyła… no prawie, bo cicho i ostrożnie odsunęła poły sukni i wysunęła wachlarz ze skórzanej przepaski. Wystarczyło się teraz zbliżyć do ofiary… zamachnąć się, tylko ciii, żaden szelest materiału ni ruch powietrza nie mógł jej zdradzić iii…
- Ej… misiaczku? - spytała słodkim, jak plaster miodu, głosem.
- O co cho… - spytał czarownik i odwracając się… oberwał ciosem tawaif padając oszołomiony na ziemię z rozciętym łukiem brwiowym i krwawiącą obficie twarzą.

“Trafiony! Zatopiony!” Zaskandowała Deewani, owijając swoje warkocze wokół chudej szyjki i ciągnąć się za ich końcówki w pełni świadomie się przyduszała. “Nigdy nie zadzieraj z tawaif! HAHAHA!!! JA POTĘŻNA CZERWONA SMOCZYCA, WNUCZKA NADOBNEJ LABOOONII POKAZAŁAM TEMU ROZPUSTNEMU PĘDRAKOWI GDZIE JEST JEGO…”
“Niech ktoś ją przymknie, bo spać nie mogę…” Kismis mruknęła poirytowana nadaktywnością najstarszej z masek.
“Wydaje mi się, że od ciągłego przebywania w towarzystwie Starca… oszalała już do szczętu…” wydała swój wyrok Ada, zbierając pomruki zgody innych panien. Delikatne Nimfiątko zaniosło się tragicznym i rozdzierającym serce płaczem, jakby akompaniowała swojej siostrze w feministycznej tyradzie, gdzie każdy samiec powinien być krótko trzymany na uwięzi.

- Ja… - Złotoskóra pobladła nieco, wypuszczając z dłoni narzędzie zbrodni. Wydawała się być zaskoczona i nieco przerażona skutecznością podstępnego ataku. Niemniej zagryzła mocniej szczęki, ścisnęła piąstki i tupnęła butnie jak kózka szykująca się do ataku. Powinna w tym momencie wypowiedzieć jakieś górnolotne słowa naznaczone pustynnym jadem i podszyte zazdrością oraz urażoną dumą, ale jedyne co przyszło jej do głowy to. - Znaj moją łaskę. - Po czym jak gdyby nigdy nic postanowiła wymaszerować z pomieszczenia.
- Tak łatwo się nie wymigasz pannico - wycharczał wściekle czarownik trzymając się lewą ręką za ranę, a prawą chwytając za sukienkę kochanki. - Najpierw uderzasz bez powodu, a teraz uciekasz bez wyjaśnienia.

“RUN-DA DRUGA! RUN-DA DRUGA!! IIIAAAHAHAHA!” Chłopczyca poczęła skakać i piszczeć i kopać i wywijać koziołki koło smoka, jakby jutra miało nie być.
“Baaabciuaaa-uahaha-haaaa” skomlała to wtóru delikatna dziewczynka wpadając w coraz większy popłoch. “Nieee-heee-heeech o-o-o-o…oooooni przeee-estaną!”
Laboni pomasowała się po skroni, uparcie milcząc.

- Tyyy… już powinieneś dobrze znać powód, a jeśli nadal nic ci nie przychodzi do głowy, to należy ci się dodatkowy kopniak! - Huknęła agresywnie kurtyzana, szarpiąc za spódnicę i kopiąc stopą w męską rękę, by wyrwać się z pułapki
- Oświeć swojego sługę - odparł wściekle czarownik nie dość, że nie puszczając to jeszcze za nią ciągnął, by wytrącić tawaif z równowagi.
- Słuuugę?!! - Zapiała panna, ściągając torbę z ramienia by okładać nią winnego, lub nie, delikwenta. - JA CI DAM SŁUGĘ! NIE JESTEŚ GODNY BY MI SŁUŻYĆ!!!
Ta chwila wystarczyła by Jarvis mógł ją wykorzystać, rzucając się na tancerkę. Przewrócił, przygniótł ciałem do zimnej podłogi i zaczął się z nią szarpać, próbując obezwładnić dziką żmijkę. Głośne echo uderzenia, na wpół pełnego garnca, potoczyło się po okolicy. To Kamala… przydzwoniła głową o gładki marmur, aż usłyszała dzwony kościelne na cześć młodej pary. Co… było dziwne, bo na pustyni, nigdy tak nie świętowano ślubów. Torba dość szybko więc przeszła z rąk do rąk, lecz gdy pierwsze oszołomienie minęło, wolne pazurki wystrzeliły w kierunku głowy narzeczonego, by drapać i szarpać za włosy, jak w prawdziwej bójce przystało.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline