Morr rozpoczął swe rządy przez swego namiestnika Jacka. Wybrańca, który wraz z swą świętą rodziną mieszka w Gluckwunschen. Podzielił się Święty z bliskimi swą tajemnicą i zdradził co trzeba robić by moc trzymała się Dydusa, a tym samym moc całej familii nie znikła. Liczył iż wspólny interes i bogactwo zapewnią lepsze zabezpieczanie, niż próba likwidacji każdego kto mu zagraża.
Pamiętał jednak o swej armii i czempionach, którzy gdzieś tam poszli w świat. Zbierał datki i zbierał zapasy na rzecz świętej armii. Rekrutów też by zbierał jakby jacyś byli, a tak to zabijał czas standardowymi rozrywkami swymi, lecz zaczął też bardziej się skupiać na posłudze kapłańskiej. Liczył, iż cudy jakie to się wydarzyły umożliwią mu zdobycie pozycji Arcykapłana i co za tym idzie zdobędzie jeszcze więcej hajsu.
Niepokoiły go tylko dwie rzeczy. Pierwsza to gdzie te trupy w ogóle polazły jak z Gluckwuschen odeszły. Druga to co to był za głos, który do niego gadał zanim Morr się objawił. Była też i trzecia rzecz... chyba? Nie pamiętał jednak co to by mogło być.
Z innych rzeczy. Oferta usług oferowanych przez wybrańca uległa rozszerzeniu o przepowiadanie przyszłości z bełkotu starca. Procedura jest prosta, Dziad coś bełkocze Jacek interpretuje i przekazuje wróżbę. Wszystko za odpowiedni datek na świątynie i św. armię. By wszystko było legalne, a Dydus bezpieczny Staruch zatrudniony sługą świątynnym został na prawie cywilnym. Bez święceń. ot takie zabezpieczenie. Pozwala to też trzyma go bezpiecznie blisko siebie jakby przyszło mu coś w końcu z sensem powiedzieć.