Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2019, 19:19   #166
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
"To będzie długa noc" pomyślał Niers wsiadając na konia.
Początkowo, nic nie wskazywało, aby rzezimieszek miał w ogóle na niego wsiadać, i ruszać choćby palcem. Wyszło jak zwykle i Niers, w najlepszym stroju jaki znalazł w jukach, odpicowany jak na własny ślub, z błyszczącą, wyczyszczoną na połysk bronią i podkręconym wąsem.
"Jak jebany w dupę Hans Wasser..." porównanie do legendarnego wręcz rycerza pantery nieco nie trzymało poziomu, ale skoro Oswald śmiał porównać swoje wsiowe dupsko do zadków gwardii reiku i nie dostał od wszechmocnego jakimś pioruńskim pierdem, rzezimieszek uznał, że wszystko w tym zapomnianym miejscu jest na miejscu.

Początkowo, wkurwiony niemożebnie zamierzał dorwać Oswalda i po prostu wytłuc z niego jego butę za pomocą pięści. A, że na taką sprawę szło się odpowiednio wyglądając, Niers postanowił się nieco ogarnąć. Najdłużej zeszło mu na butach, które wydawało się przyciągać tutejsze błocko niczym miód niedźwiedzia.

W międzyczasie jednak ochłonął. Kmiot mógł poczekać, więc postanowił nieco odpocząć, przetrząsając piwniczkę chłopka, którego tak bezceremonialnie wywalił z chaty, a którą to wzgardziła reszta jego towarzyszy. Znalazł resztki całkiem niezłego piwa, które najwyraźniej zapodziało się chłopkowi. Niers usiadł przy oknie, zarzucając nogi na parapet, i obserwując ze znudzeniem otoczenie.

Potem zobaczył Katarinę, wariatów Morra i całą resztę. Zabawna zbieranina nieszczęśników, którzy jeszcze przed chwilą zarzekali się, że trupy i cała z nimi heca to robota dla Lautermann, a po pewnym czasie Niers widział ich, jak raźno idą w kierunku murów i bramy, w otoczeniu wieśniaków.

Rzezimieszek miał pewne zasady, których święcie przestrzegał, niczym litanii do wszechmogącego Sigmara. Pierwszą, było nie bluźnij. Drugie zaś brzmiało: Nie ładuj się w śmiertelną drakę za cudzą sprawę za psi huj. Pomny jednak umowy, postanowił kilka spraw przemyśleć, i wyszło mu, że niespecjalnie musi siekać truposzy, aby umowa została wykonana.

"O ile ta ametystowa pizda nie wkurwiła do reszty wszystkich upiorów w okolicy" pomyślał słysząc zawodzenia strachu i rozpaczy, słyszalne przez otwarte okna.
Zebrał więc broń, osiodłał spokojnie wierzchowca, dopił resztkę piwa i ruszył w stronę bramy. Nie dlatego, że miał jakikolwiek plan na tą potyczkę. Nie miał. Ale koniem na obwarowania wjechać nie mógł, na przedpole wyjeżdżać nie zamierzał, a z pod bramy był najlepszy widok.

Horda trupów wychynęła niczym czarna fala wezbranej rzeki. Karlowi momentalnie skojarzyła się z Reikiem, który wylewając, niszczył drewniane tamy dzielnic biedoty, niszcząc ich mizerny dobytek i sprowadzając smród i utrapienie na całą okolicę. Smród i wygląd był podobny, i rzezimieszkowi wydawało się to nawet zabawne. Podkręcił wąsa i rozejrzał się, sprawdzając jak radzi sobie "Gwardia Reiku". Nie radziła sobie, wnioskując po bladych jak papier twarzach, zaciśniętych ze strachu zębach i otwartych z przerażenia oczach.
"Faktycznie...sporo ich" pomyślał obliczając drogę do czarownicy, bramy, taksując urządzenie do opuszczania brony, kaplicy Sigmara i ewentualnej drogi ucieczki. Tej ostatniej nie było póki co widać, co spowodowało, że jedynie krzywo się uśmiechnął.

Znów spojrzał na Oswalda i jego wieśniacze wojsko, na ich prowizoryczną broń którą dzierżyli niczym Stoosiemnasty Altdorfski.
Rzezimieszek, nieco rozbawiony, beknął głośno i zaczął śpiewać. Głos miał donośny, ale ciężko było zachować rytm a capella.

Dokąd maszerujecie, ludzie z Reiklandu,
Po co wam te halabardy i miecze?
Idziemy na wojnę naszego cesarza,
W imię Sigmara, co ma nad nami pieczę.
Jutro znów na wojnę idziemy,
hordzie chaosu stawić czoło
Pojutrze, w zimnym grobie,
zlegniemy z innymi pospołu
A kiedy wojny już wygramy
I kiedy noc słońce przysłoni nocy mara
Usłysz modlitwę i ocal mą duszę
Zabierz mnie do światła Sigmara...


Karl skończył śpiewać i spojrzał na najbliższego kmiotka, przerażonego i opartego o swoje widły. Rzezimieszek powoli, nonszalancko wyciągnął pałasz.
-No co tak patrzysz świnko? Trzeba ich zajebać! - puścił do niego oko i wyszczerzył się w uśmiechu.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline