Rusanamani spojrzał zbolałym wzrokiem na Torstiga. I nim zdążył odpowiedzieć, Relhad już wiedział jak będą brzmiały słowa rannego mężczyzny.
-
Nie mam nic...przy sobie - przyznał z przykrością. -
Nie należę do szczególnie bogatych. Na przestrzeni wieków mój ród podupadł. Ale, na łaskawość Fahima, oddam Wam wszystko co posiadam, gdy będziecie w Faghin. Tam mieszkam. Jestem Waszym dłużnikiem i przysięgam na światłość Jedynego, że gotów jestem oddać za Was moje życie, jeśli tylko taka będzie Wasza wola. *
Zbierali się z tego przeklętego miejsca, nie znalazłszy nic, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość. Jedyne co zarobili, to potworny ból głowy i rany, w przypadku Cedmona całkiem poważne. Gmanagh siedział na posadzce, zajęty bandażowaniem sobie twarzy. W tym zajęciu pomagała mu Kibria, reszta towarzystwa połaziła chwilę po ruinach, zupełnie ignorując Nurada, a potem wszyscy skierowali się w stronę ścieżki, którą dotarli na płaskowyż.
Przy dobrej pogodzie i w świetle dnia zejście na dół okazało się bardzo proste. Kiedy byli już na dole, stanęli nad ciałem Zahiji, która martwa, z szeroko rozrzuconymi kończynami leżała na nagim, kamienistym gruncie. Nieopodal koczowali przewodnik z Enki, którzy tuż po burzy przyszli zobaczyć co się stało.
Trzeba było podjąć dwie decyzje: co począć z martwą Rusanamanką i gdzie jechać, skoro Saadi ostatecznie pożegnał się ze światem żywych.