Konrad powoli tracił cierpliwość z powodu pyszałkowatości synalka milicjanta. Wyglądało na to, że Stefan nie zamierzał poddać się bez walki. Konrad postanowił przemówić językiem, który syn szpicla zapewne będzie mógł zrozumieć.
- Wiesz co, Stefek – Konrad plasnął się w czoło. - Ty to masz jednak łeb. Przecież to nie są żadne tajemnice! A skoro tak, to twój tato będzie o tym wiedział na bank, mur, beton! On jest milicjant. Przecież jesteś nasz kolega, z nami na śmietnisku byłeś, przecież z nami jesteś. Jak mu powiem to, to przecież powie nam, co i jak! No co, kolegom syna odmówi?
Konrad miał nadzieję, że Stefank chwyci haczyk i zrozumie, jak po cienkim stąpa lodzie. Jeśli tylko ojciec dowiedziałby się, że zadaje się z niesławną ekipą, mogłyby go czekać kłopoty.
To znaczy, taką miał nadzieję Konrad, że blef zadziała. W zanadrzu pozostało mu jeszcze parę pomysłów, wraz z pobiciem Rudego, ale to miał zostawić na sam koniec. Jeśli z Rudym miało się nie udać, zawsze można było zmobilizować Darka i podsłuchać komunikację komisariatu. Wszakże gdzie indziej mogli zabrać ojca Mikołaja, jak nie do centralnej…?
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |