Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2019, 21:29   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Muzyka płynęła wypełniając niewielką przestrzeń izby karczemnej. Spokojne nuty działały na rozpalone łby klienteli zachęcając by darowali sobie z łaski swojej psucie wieczoru niezainteresowanym bijatyką i posadzili swoje tyłki na stołkach. Właścicielka instrumentu oraz zręcznych dłoni których palce ową melodię wygrywały, zdecydowanie należała do tych nieszczególnie chętnych do przyglądania się jak rozochoceni alkoholem mieszkańcy dziury, w której chwilowo przebywała, rozwalają sobie wzajemnie łby. Nie, ona miała ochotę na spokojny wieczór, coś nadającego się do jedzenia, a później na przespaną noc. Szczególnie to ostatnie z pragnień było naglące. Od paru dni brakowało jej porządnego snu. Zadanie, które miała do wykonania zabierało więcej czasu i energii niż te, które zwykle dostawała. Było także znacznie bardziej opłacalne, więc w sumie nie powinna narzekać.

W końcu zapanował spokój. Klienci zasiedli z powrotem za stołami, a przygrywająca im kobieta mogła spokojnie wyjść z cienia kominka. Każdy, kto chociaż raz brał udział w takiej bijatyce wiedział, że gdy się nie chciało oberwać przypadkowo rzuconym stołkiem, kuflem czy inną częścią wystroju wnętrza, dobrze było pozostać w cieniu.
Jadło okazało się nie byle czego, chociaż wolała nie wnikać w to, z jakiego mięsa przygotowano gulasz, który właśnie skonsumowała. Także pokój był w porządku, a łóżko wygodniejsze niż te, w których spędzała owe krótkie chwile między najczerniejszą godziną nocy, a porankiem. Kolejną zaletą było także to, że nie musiała go z nikim dzielić. Wszystko zatem wskazywało na to, że tej nocy będzie mogła rozkoszować się luksusem w postaci kilkugodzinnego snu.

Niestety, los chciał inaczej. Być może z powodu zmęczenia albo i chwilowej utraty zmysłów, zapomniała o tej gość istotnej kwestii jaką było porządne zaryglowanie drzwi. Ledwie udało się jej złożyć głowę na poduszce, gdy te stanęły otworem, wpuszczając do środka bynajmniej nie zaproszonego przez nią gościa. Facet mógł mieć lat trzydzieści, lub coś koło tego. Jego sylwetka widoczna w blasku księżyca, który wpadał do środka przez okno, wskazywała iż sporo czasu spędzać musiał albo na wojaczce albo też na roli. Obstawiała to pierwsze. Dedukcja nie kosztowała jej wiele wysiłku. Szrama biegnąca przez lewą stronę twarzy pochodziła od cięcia mieczem. Podobnie jak rana, która sprawiałą że nieco utykał na lewą nogę. Ubiór jego także nie krzyczał wszem i wobec iż ma się z człekiem na roli pracującym. Był on dobrze skrojony, acz nie rzucający się w oczy. Czerń dominowała w jego kolorystyce nie licząc koszuli, która sprawiała wrażenie jakby zanurzono ją w balii z krwią. Nie był przesadnie uzbrojony, wręcz rzec by można iż przybył niemalże bezbronny. Miecz, który obijał się o jego udo był jedynym ostrzem, które było widoczne.

- Powinnaś bardziej dbać o bezpieczeństwo - przywitał się uprzejmie. - W przeciwnym razie może cię spotkać jakaś nieprzyjemność, a tego przecież byśmy nie chcieli, prawda Amaranthe?
Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy w jednej chwili przeobraził go z szarego przeciętniaka w naprawdę przystojnego mężczyznę. Nawet blizna nie była w stanie zepsuć tego efektu, a wręcz przeciwnie, dodawała mu swoistego, niebezpiecznego uroku.

- Gdybym wiedziała, że się zjawisz, wynajęłabym straż by stała pod moimi drzwiami i trzy razy sprawdziła wszystkie zamki i rygle - zapewniła go, siadając z westchnieniem. Oczywiście znała go. Wiedziała że nie ma trzydziestu lat tylko niemal czterdzieści. Wiedziała, że rana która widniała na jego twarzy była pamiątką po jednym z jego najzacieklejszych wrogów. Wiedziała także że poza mieczem ma jeszcze co najmniej cztery sztylety i mniej więcej była w stanie powiedzieć gdzie je skrywał. Z pewnością miał także inne bronie, te bardziej i mniej standardowe. Luis Mereen miał już bowiem ten zwyczaj, że pokazywał ludziom jedynie czubek góry lodowej skłaniając ich do uwierzenia iż to cała góra.

- Tyle myśli poświęconych mojej skromnej osobie? Czuję się zaszczycony, moja droga - pochylił nieco głowę, po czym wszedł do wnętrza pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Z pewnością któryś z jego ludzi ustawiał się właśnie w korytarzu, a kolejny na schodach. Można było być pewnym, że nikt w owej wizycie nie przeszkodzi. Zapewne nawet gdyby zaczęła krzykiem wzywać pomocy to i tak by nic nie dało. Nie żeby miała na to ochotę.Nie, gdy w grę wchodził Mereen…


Nigdy nie lubiła zbyt długo przebywać w jednym miejscu. Jej duch pragnął przygody, a ona z ochotą spełniała owe pragnienie. Podróżowanie z miejsca do miejsca, poznawanie nowych ludzi, wysłuchiwanie ich historii, tego co mieli do powiedzenia. Nie liczyło się zbytnio to czy mówili z własnej inicjatywy czy też należało ich do tego nieco przekonać. Opowieści były dla niej niczym narkotyk. Potrzebowałą ich do tego by czuć się szczęśliwa. Zapewne dlatego nigdy nie zdobyła się na porzucenie spuścizny swojej matki. Ograniczenie działalności było tylko złem koniecznym by nie skończyć tak jak ona. Oznaczało to jednak, że od czasu do czasu brak zadania sprawi, że w jej życie sączyć się zacznie nuda. Kości były jednym ze sposobów na jej rozwianie, jednak prowadziły także do kłopotów, z których nie zawsze istniało dobre wyjście. Nie mówiąc już o tym, że kiepskim były materiałem na ballady. Z tego też powodu z ogromną radością powitała przypięte ogłoszenie. Lokal, w którym zatrzymała się dwa dni wcześniej i w którym nadal rezydowała, zaczynał ją powoli nużyć. Dowiedziała się już tego i owego, a każda kolejna plotka tylko podkreślała, że życie w Brodzie sztyletu nie należało do szczególnie ciekawych. Trochę zdrad, kilka podejrzanych zniknięć, które zapewne miały co nieco wspólnego z opowieściami o owych zdradach i grze w karty. Na ulicach było w miarę bezpiecznie, poza nimi także. Co prawda tu i ówdzie zdarzył się napad ale prawdę mówiąc szło usnąć z nudów. Zamierzała pozostać w mieścinie jeszcze jedną noc i ruszyć dalej, ale teraz…

Nastroiła instrument, wczuwając się w międzyczasie w nastroje jakie panowały w sali. Nowa karawana, która zawitała do miasteczka, przegoniła nieco senność i wtłoczyła nowe życie. To z kolei oznaczało, że w czasie kolacji można było liczyć na nieco lepszą klientelę niż do tej pory. Napiwki także powinny być lepsze, chociaż akurat na tym nie zależało jej aż tak bardzo. Będąc świeżo po wykonaniu zadania i uregulowaniu należności z Luisem nie musiała się martwić przyziemnymi sprawami przez najbliższy czas.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W8SQR7rKVAo[/MEDIA]



Poprawiła się na stołku, szarpnęła strunę palcami i pozwoliła by nastrój sam nimi pokierował. Nie planowała długiego występu, na to bowiem było zdecydowanie za wcześnie. Teraz jedynie smak miał zagościć w uszach słuchających. Smak ów miał wzbudzić pragnienie, a ono z kolei było kluczem do sukcesu. Gdyby już teraz wykonała pełny pokaz… Cóż, jakaż by w tym była zabawa?

Kilka osób opuściło izbę, skłaniając do myślenia iż nie są szczególnie przyjaźnie nastawieni do sztuki. Nic na to poradzić nie mogła, a raczej nie chciała. Ponoć wolna wola była prawem każdego, a ona nie miała potrzeby by owe prawo łamać. Ich strata wszak to była, nie jej.
Zakończyła grać, odłożyła instrument na stół i gestem dłoni przywołała kelnerkę. Złożywszy zamówienie usiadła wygodniej i nawet się przeciągnęła uwydatniając to, co tylko częściowo skrywał gorset i podkreślając idealne linie brzucha. Gdyby nie potrzeby drogi z chęcią na co dzień nosiłaby się tak, jak do występów. Była dumna ze swego ciała, nad którym pracowała odkąd sięgałą pamięcią, doprowadzając je do perfekcji. Było może i drobne ale za to zwinne, giętkie i pełne powabu. Było niczym broń, która wyszła spod ręki mistrza. Takie zaś twory winny być wystawiane na widok publiczny, a nie skrywane przed oczami widzów. Niestety, owe pragnienia niosły ze sobą pewne problemy dlatego też musiała się zadowalać pewnym kompromisem. Przynajmniej włosów nikt jej nie kazał skrywać pod ubraniem. Długie, czarne i gęste, były kolejnym elementem jej wyglądu który przykuwał oczy. Długi warkocz spływający jej na plecy był niż żywa istota, niczym wąż który wił się w rytm jej kroków.

Od dziecka uczyła się jak wpływać na widownię, jak przykuwać ich uwagę, jak wykorzystywać to, co ofiarowała jej natura. Podobnie jak kantele, było ono jej instrumentem. Było jej bronią, chociaż o dwóch ostrzach. Z tego też powodu wymagało od niej by osiągnęła mistrzostwo w jego władaniu aby przypadkiem sama się nie naciąć. Sztuka, którą wciąż doskonaliła.

Czekając na jadło przyglądała się nowym twarzom. Jej uwagę przykuła para, która zniknąwszy na chwilę, ponownie zawitała wśród ciżby. Na jej ustach zaigrał domyślny uśmieszek. Życiem należało się cieszyć w pełni, smakować je i z niego korzystać. Coś czuła, że w repertuarze tego wieczoru pojawi się jedna lub nawet i dwie miłosne ballady.
Kolejną osobą był ten, który wymknął się jeszcze przed jej krótkim występem. Zastanawiała się gdzie zniknął, jednak nie była tego ciekawa na tyle by zrezygnować z jedzenia i ruszyć na poszukiwania. Cały dzień wszak spędziła wędrując po miasteczku i jak nic należał się jej odpoczynek. Może wróci, może nie. Może po drodze spotka go coś, co sprawi, że już nigdy nie ujrzy światła kolejnego dnia. Przypadek, los, szczęście… Kaprysy tych, którzy władali światem nie zawsze dobrze wpływały na tych, którzy go zamieszkiwali. Nie znaczyło to jednak, że należało zaszyć się w domu i nosa z niego nie wyściubiać. O nie! Życie należało przeżyć i tej dewizy winien się trzymać tek, kto jego iskrę w sobie nosił. Marnym jednak było, gdy żołądek świecił pustkami, a gardło na wiór wyschło. Z tą też myślą zabrała się za konsumowanie tego, co jej przyniesione zostało, czerpiąc radość ze smaków jakie wypełniały jej usta. O tak, życie doprawdy piękne było.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline