Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2019, 15:38   #16
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Piwnica była dość duża. Składało się na nią kilka pomieszczeń. Do jednego drzwi były uchylone. Żenia stanęła na moment w progu. Oparła się ramieniem o framugę oglądając pomieszczenie i przypatrując się szamanowi.

Pomieszczenie było kompletnie opróżnione z mebli. Na środku siedział czarny. Miał jakaś przepaskę na biodrach a poza tym był nagi. Siedział plecami do drzwi. Wokół niego symetrycznie stały trzy lustra. Stojące i eleganckie. Pasujące do pałacu. Jedno miało kompletnie matową czarną powierzchnię.

Na podłodze był szereg koncentrycznych kręgów. To one świeciły się złotawym światłem. Między kolejnymi kręgami były wycięte jakieś dziwne runy. Jakaś część Żenii nie chciała ich rozpoznawać. Inna zaś była ich ciekawa.

“Rytuał na rytuale. Składa bariery i tworzy wyrwy w Rękawicy”

Coś w Żenii chciało odpowiedzieć ‘przecież wiem…”

- Dobrze, że jesteś. Bałem się o ciebie.- Czarny powiedział to nie odwracając się.

- A ja o was. Widzę, że wyjątkowo zsynchronizowaliśmy myślenie. Chyba, że rozmawiałeś z Iwanem?

Natomiast na plecach szamana srebrzystym światłem rozświetliły się podobne runy.

- Możesz podejść bliżej. Te kręgi nie powinny zrobić żadnej z was krzywdy.

“No… weź potrzymaj ten granat. Nie powinien wybuchnąć”
Powiedziała z przekąsem Zmora.

"Zrobisz bańkę jakby co?"

- Byłam u Smoka - Żenia postąpiła dwa stopnie w dół - Zasugerował alternatywę do uwalniania Żmija.

- Zabawne. Metys przybył w towarzystwie Marka na Wiec. Poparli mój plan - powiedział nadal nie odwracając się w jej stronę.
- Ale powiedz, cóż wymyślił Smok.

- Nie wątpiłam, że poprą Twój plan. - Żenia uniosła brwi w lekkim zdziwieniu. Jego plan?

Żenia zeszła do podstawy schodów i usiadła na ostatnim z nich.
- Iwan zbierze armię duchów. Pomoże w walce z Maszyną. Potrzebuje szamana po drugiej stronie do kominikowania się. Mogą zająć się pająkami wzorca.

Wrona urwała na chwilę wpatrując się w kręgi.
- Chcesz tutaj rozerwać Zasłonę?

- Nie dam rady. To tutaj to węzeł komunikacyjny. W całym parku w promieniu kilometra od hotelu nie ma żadnego telefonu komórkowego ani komputera. Zaginam sygnał sieci, blokuję widok z satelitów - mówił spokojnie, a jego prawa ręka kreśliła w powietrzu symbol. Znak nagle zapłonął złotym światłem i pofrunął na jeden z zewnętrznych kręgów, gdzie znalazł swoje miejsce.

- Hatim i jego ludzie wyruszyli do krainy umarłych. Przodkowie nie są duchami, tak jak inne istoty z którymi wchodziłaś w interakcje. Przodkowie są zakuci żelaznymi łańcuchami śmierci, która odebrała im swobodę działania. Mógł obiecać pomoc. Może nawet spróbować wypełnić obietnicę. Ale bez naszej ingerencji w krainie umarłych jego pomoc jest dla nas tym samym czym mary na wietrze. Może dawać nadzieję, ale może przynieść wielkie rozczarowanie, gdy będziemy chcieć jej dotknąć.

Srebrny symbol na plecach Czarnego zapłonął mocniej. Jeden konkretny z wielu. Raróg. Symbol jednego z totemów. Czarny drgnął nieco.

- Nadal nie powiedziałaś cóż wymyślił Smok.

- Nie chcę wybić Cię z rytmu. Słyszałam, że wiele się podziało. U mnie też. - Żenia mówiła łagodnie.
- Czuję wibrujący w tobie chaos. Naznaczył cię Dzikun. Wcześniej, czy później?
Z dłoni Czarnego wzleciał kolejny symbol. Nie świecił na złoto, ani na srebrno… był blado biały. Nie powstał dla rytuału… był czymś w rodzaju maźnięcia pędzlem po nosie dziecku, które przeszkadza ojcu w remoncie. Symbol oznaczał Minotaura.

- Jakieś pięć dni później albo 15 lat. Nie wiem kiedy dokładnie - Żenia położyła nacisk na słowo związane z czasem. - Na pewno wtedy gdy urodziłam synka.
Głos dziewczyny cichł coraz bardziej.
- Urodziłaś? - kręgi przesunely sie wzgledem siebie. Przeciwlegle. Obracając się koncentrycznie wokół szamana.

- Tak. Nie. Nie wiem. Nie wiem gdzie on jest. Piasek Czasu… - dziewczyna westchnęła ciężko i zamilkła. Zbierała się w sobie dłuższą chwilę.

- W każdym razie, mogę spróbować udać się do Otchłani i pomówić z Kronosem. Bkhto zna drogę. Już wiem czym jest.

- To z pewnością nie pomaga - podsumował szaman. Kilka znaków wyrwało się ze swoich kręgów i pofrunęło układając dwa kręgi w powietrzu. Obracały się, a Czarny wstał. Odwrócił się wreszcie twarzą do dziewczyny. Jego klatka piersiowa była poznaczona srebrzystymi symbolami runicznymi. Rozłożył ręce na boki, a każdy z wirujących w powietrzu kręgów symboli przebił się przez tafle luster. Te zafalowały niczym woda w jeziorze po rzuceniu kamieni.

- Myślisz, że to właściwe? A może Smok widzi w tobie zagrożenie? Chce się pozbyć? Niektórzy mówią, że Piasek Czasu i Kronos to jeden i ten sam byt. Nie zaślepia cię wizja poszukiwania syna? On zaś, jeśli mówisz prawdę może mieć teraz piętnaście lat. Przechodzić przemianę.

Twarz szamana była jednak pogodna. Coś podpowiadało dziewczynie, że to jej widok doprowadził do tego.

- U Smoka byłam zanim Bkhto upgradowała.
Brwi dziewczyny powędrowały do góry:
- Jaki miałabym cel w nie mówieniu prawdy? Wiem, że jest bezpieczny. Tylko tyle. Nie wiem gdzie ani kiedy. Właściwe? A właściwym jest uwalnianie Żmija? To raczej nie czas na rozważania etyczne, Czarny.

- Masz rację - jego oczy uciekły od jej spojrzenia. - Ale nie mogę obarczać cię ciężarem odpowiedzialności za wszystkie wilkołaki i cały świat. To nie ty powinnaś przekonywać Kronosa. To powinno spaść na mnie.

- A dasz radę się rozdwoić? - Żenia podniosła się ze schodka i podeszła do szamana by go objąć w uścisku. Delikatnie. Przypomniała sobie kuksańca Gutka On odwzajemnił uścisk. Choć był w zimnej piwnicy prawie bez ubrań to jego ciało było przyjemnie ciepłe.. - Bo ja tak. Mam wsparcie Żmija i Dzikuna. Mam celestiala z własną domeną. I mam je - odsunęła się od Czarnego by pokazać karwasze ojca.- I przestań w końcu z tym zagrywkami psychologicznymi. Myślisz, że nie rozpoznaję Myszy?
Żeńka pokazała szamanowi język choć głowę wciąż miała lekko pochyloną w uznaniu alfostwa Antoniego Ogórka.

- Może. Choć jeśli ruszysz w przeszłość, to fakt co zostanie tutaj nie będzie mieć znaczenia. Chcesz porozmawiać z naszym kontaktem z Maszyną? Jest trochę zepsuty, ale może ci się spodobać. - Alfa zmienił temat, a symbole delikatnie przygasły. Sesja komunikacyjna została zakończona, a on rozesłał rozkazy w świat.

"To o to chodzi"
Żenia zorientowała się w czym rzecz. Czarny nie chciał zapomnienia.
- Powiedział coś ciekawego? - spytała Żeńka krzywiąc się lekko.
Żadna z nadchodzących rozmów nie była na liście 'fun things to do'.
- Na początku. Próbował nami manipulować. Sprawił spory problem zwłaszcza przepełnionym gniewem wojownikom. Przedstawiał swoją wersję historii, w której wilkołakom ze strony Tkaczki nic nie grozi. Próbował przekonać nas do dołączenia. Jak ich generał. Raiden. Podobno wilkołak z Chin, który dowodzi teraz ich ofensywą. A teraz? Teraz to mamy wrak, który zdawał się oszaleć po odcięciu od Pieśni Jedności.
Znaki zgasły, a Czarny zapalił lampy pod sufitem. Stali w zupełnie zwykłym pomieszczeniu z trzema lustrami. On miał szereg czerwonych śladów na ciele. Jakby wydrapanych, choć nie do krwi.
- Ta Pieśń Jedności działa tak, jakby mieli jeden umysł. Dlatego ich komandosi sobie tak dobrze radzili. Bo myślą jak jedna osoba w kilku ciałach. Mogą koordynować ataki z zabójczą perfekcją. Na to teraz szukam sposobu.*

"My też tak potrafimy?"
Myśli Żeni poleciały do Bkhto.

„Chyba nie… przy rozłączeniu jesteśmy oddzielnymi bytami. Nie wiem”
"Mhm. Musimy to sprawdzić"

- Wirus? - rzuciła Żenia na głos.
- Tak. Mają go. Zabójczy dla wilkołaków. Pierwsze objawy po kilkunastu sekundach od zarażenia. Śmierć po kilku godzinach. Próbowali go w Australii i Ameryce południowej. Ale jest niedopracowany. Zabija nosiciela i nie ma jak przenieść sie dalej. Użyli go w bezpośrednim starciu. Pomysł byłby skuteczny, gdyby wirus żył długo. Przenosił się między nami i dopiero po kilku dniach dawał objawy. A tak? Jest droższą wersją srebrnych kul.

-Nie mówię o Pentexowym wiruse. Mówię o zainfekowaniu wirusem cyfrowym. Skoro mają mentalność roju z powodu cybernetyki, to jest to ich słaby punkt. Zainfekować wirusem sieć. Albo wbić się do centrum dowodzenia i wrzucić go bezpośrednio tam. Dane zapewne wydostać można z wraka Adama. Podobno masz geniusza na stanie, może opracować coś takiego.

- Tak. Podobną tezę przedstawili Tubylcy Sieci. Kablogłowy wyciąga informacje z Adama. - Czarny dotknął powierzchni matowego lustra. Wokół ramy rozpaliły się runy, a samo lustro zaczęło pokazywać obraz.

Sterylna sala w której pod sufitem był podwieszony człowiek. Choć to nie było dobre określenie. Mężczyzna był pozbawiony rąk i nóg. Wisiał bezwładnie, a z kikutów sterczały kable i siłowniki. Z kilku miejsc sączyły się jakieś płyny, które możnaby przyrównać do krwi.

Dziewczyna rozpoznała bezbłędnie człowieka, który ostatnio nosił płaszcz zdobiony złotym Smokiem. Z jego potylicy sterczał kabel. Długi i gruby. Prowadził on do solidnie zbudowanego czarnego mężczyzny. Kabel wchodził między dredy murzyna. On sam zaś siedział z szerokim uśmiechem i skrzyżowanymi nogami na biurku. Na kolanach miał laptopa.

- Nie widzą nas. Ale zdaje się, że z Shinzou i tak nie pogadałabyś w tej chwili.

- Nie interesuje mnie Shinzou. Interesuje mnie Maszyna.
Sonia próbowała ukryć błysk w oku. Bo przez myśl przeszło jej co by się stało gdyby Bkhto zżarła i Maszynę?
- Jest jeszcze opcja negocjacji… lub szantażu. Chociaż ten ostatni wiązałby się z ludobójstwem.

Sonia palnęła. Zupełnie beznamiętnie przyglądając się drugiej stronie lustra. Miała wrażenie deja vu.

- Choroby wszak istnieją. Nie tak dawno był AIDS, wcześniej dżuma lub czarna ospa wykasowała połowę ludności w Europie. Ludzi to wybrańcy tkaczki itd… Może warto rozpatrzyć i tę opcję?

Ani żmijowe ani dzikunowe dziedzictwo w niej nie zaprotestowało.

Czarny uniósł brwi w zdziwieniu.
- Naprawdę? Pomijając kwestie moralne tego o czym mówisz, jak chciałabyś zabić miliardy ludzi?
Szaman najwyraźniej podszedł do tej propozycji jak do kolejnego dowcipu Ragabasha.

- Wirusy, może jakieś kataklizmy. To nawet nie musi być rzeczywiste zagrożenie. Ale na tyle realne, by przekonać Tkaczkę. A jaki jest plan ze Żmijem?
- Bez zmian. Ruszamy do Malfeasu i spróbujemy odprawić rytuał poświęcenia. Żmij powinien mieć dość siły, żeby samemu zerwać więzy. Jurij też tak uważa - powiedział spokojnie. Tak, jakby Żenia wiedziała kim jest Jurij. Ona domyślała się, że może chodzić o Perfekcyjnego Metysa.

- Mówisz o Metysie czy duchu mojego ojca? - uściśliła dla pewności - Żmij obecnie nie ma zbyt wiele sił. Dlatego rozważam osłabienie tkaczki. Do Minotaura przychodziły głównie grupki krewniaków Czarnych Spiral. - rzuciła na zakończenie.
- Wiem - powiedział Antek - Jurij, czyli ten Perfekcyjny Metys jest przywódcą Czarnych Spiral.
Czarny sięgnął po t-shirta i bluzę. Zaczął się ubierać.
- Ci krewniacy też są po tej samej stronie barykady co my. Ale są w podobnym stanie jak twoja wataha. Rozchwiani. Mogą się zacząć rzucać na siebie. Potrzebują nieco ukojenia.

Przy słowach ”Perfekcyjny Metys” w głosie Czarnego było coś jakby nutka drwiny.
- Co z nim nie tak? - Żeńka podchwyciła szyderstwo w głosie Antka.
- Rogi - powiedział zapinając bluzę. - W Crinosie jest ponad czterometrową bestią… z rogami. Jak jakiś pieprzony demon. Rogi to jest domena roślinożerców. Żaden drapieżnik nie ma rogów. Dupa nie perfekcja.
Ta wypowiedź tak bardzo nie pasowała do opanowanego szamana, że Żenii nie było się trudno domyślić, że Antek nie był zadowolony z obecności akurat tego Alfy.

- Hmm to zależy do jakich norm go porównujesz. Może na standardy Malfeasu jest idealny? Nie trzeba koniecznie używać ziemskich norm. - Żenia uśmiechnęła się lekko. - Zabawne. Zabawne, że i ja i Marek zajmujemy podobne role. Niemal lustrzane…
- Możliwe. A co do ciebie i Marka… cóż, może przeznaczenie waszej rodziny takie już jest? Zjesz coś? Chyba czas na śniadanie - mówiąc to zakładał zegarek.

- Mysle, że nasz ojciec polemizowałby z tym stwierdzeniem. Nie. Pójdę do Maxa. A potem spróbuję dowiedzieć się czegoś o Otchłani. Marek i Spirale odeszły?

- Obaj są w hotelu. I trzej inni tancerze. Reszta się przegrupowała. Większość działa w ekipach z naszymi ludźmi. Atakujemy na różnych polach.

- I mam się nie wtrącać. - Żeńka pokiwała głową. - Chcesz żebym coś zrobiła czy mam się nie plątać pod nogami?

- A co? Chcesz ruszyć na front? - powiedział. - Myślę, że masz swoje problemy. Maksima nie ma w hotelu. Jest w Toruniu z Michałem. Nie chcę ryzykować ze wszystkimi jego kablami tutaj. Mówiłem ci, że nie mamy tu nawet telefonów komórkowych? Tę sugestię z wirusem chciałbym pociągnąć z kimś, kto się na tym zna. - Potarł się po twarzy. Miał dwudniowy zarost.
Pokręcił głową w zadumie i objął dziewczynę przyciskając ją mocno.
- Dość już zrobiłaś dla wilkołaków. Za dużo poświęciłaś. Chciałbym, żebyś pojechala do Torunia. Maksim powinien się dowiedzieć co z waszym dzieckiem. Mam tutaj też szamana, który ma udowodnić lojalność wobec nas. Pojedzie z wami. Weź Kosibę. Nie chce siedzieć w bezpiecznym hotelu. Od dwóch dni sypia na dworcu osiem kilometrów stąd. Weź jego, Maksima i szamana, o którym mówiłem. Znajdź dziecko.


- Wojtek jest specyficzny - Żenia pokiwała głową, wtulając się w szamana. Przymknęła oczy - Chcę porozmawiać z bratem, Rychem i Tancerzami Skór. A potem pojadę wytłumaczyć Draganowi, że zgubiłam nasze dziecko. Nie sądzę by przyjąl to dobrze. Nie wiem, czy nie zechce odejść. - Żeni załamał się głos i żeby odeprzeć falę smutku i obawy skręcającą ją zmieniła temat - A ty kiedy ostatni raz spałeś? Znowu wyglądasz jakbyś miał za chwilę zasnąć na stojąco. *

- Przetrwacie to. Zobaczysz. Znajdziecie młodego. A ja? Spałem. Wczoraj. Albo przedwczoraj. Nie pamiętam. Teraz chcę się przespać. Ale jeszcze trochę. Słońca jeszcze nie widać - powiedział nieco zawile, niczym szaman z prawdziwego zdarzenia.

- Przed chwilą mówiłeś, że pora na śniadanie. - Żeńka odsunęła się - Znowu mam cię załadować do wyrka?

- Ty nie masz zamiaru jeść, więc co mi zostaje? Ale fakt, niedługo zaczną krążyć plotki, że jesteś moją prywatną niańką, która mnie usypia.
Czarny zaczął grzebać w kieszeni. Po chwili wyciągnął coś co wyglądało jak papierośnica, ale było nieco mniejsze.
- Trzymaj. I nie zgub.
- Tak. Tylko ja mam magiczny dotyk usypiający Alfę Alf! - Żenia zażartowała przyjmując przedmiot - Co to?
Przedmiot faktycznie był nieco mniejszy od papierośnicy. Kwadrat z owalnym wykończeniem. Na powierzchni miał wycięty znak runiczny. Wewnątrz było lusterko.
- Lusterko. Możesz używać do regulowania brwi, wskakiwania do umbry, albo jeśli się skupisz, to możesz się skontaktować z jednym z dwóch luster na dole. Czyli w teorii ze mną. Taki trochę telefon, ale bez użycia zabawek Tkaczki - dopiero teraz odsunął się nieco od dziewczyny pozwalając jej spokojnie obejrzeć przedmiot.
- Mam być pierwszą powiadomioną osobą o tym, że znaleźliście małego.
Żeńka obróciła papierośnicę i przytuliła Czarnego na powrót cmokając go w policzek.
- Tak jest, Alfo. A teraz chodź do łóżka.
- Zahaczmy o kuchnię. Wciągnę kanapkę w drodze do łóżka. Powiedz mi Żeńka … Sonia… - poprawił się wahając lekko - co myślisz o wampirach?
- Czemu pytasz? Masz jakiegoś co kucharzy w hotelu? - Żenia prowadziła Czarnego za rękę po schodach. - Oprócz dwóch na liście do odstrzelenia, to nie mam za wiele do. Powiedzenia. Czerwona zdawała się być bardziej ogarnięta od tej suki co uprowadziła… jego.
Gdy szli dość szybko do kuchni Czarny zdawał się myśleć o tym co powiedziała Żenia. Przed samymi drzwiami do części restauracyjnej na moment szaman zatrzymał się.
- Zawarłem z nimi sojusz na czas tej wojny. Jutro… znaczy dziś, gdy wstanę, to będę musiał powiedzieć innym wilkołakom o nowym “sojuszniku”. Desperackie środki, na podłe czasy. - Pchnął drzwi ruszając przez ciemną restaurację wprost do kuchni w której zapalił wielkie jarzeniówki.
-Hmmm. Myślisz, że to łykną? dość sporo nowości. A co z innymi zmiennokształtnymi? Udało się zebrać kogoś oprócz Michaiła?
- Tak. Wszystkich poza pajęczarkami. Nie nawiązaliśmy z nimi w ogóle kontaktu. No i poza Szmaragdowym Dworem - szaman zagryzł zęby. Żenia bez pudła rozpoznała, że wiązała się z tym jakaś osobista strata. Dawno zawarte przyjaźnie? Czarny musiał mieć niesamowicie ciekawą historię.

Westchnęła ciężko.
- Powiedz… Gdyby udało się odnaleźć i pogadać z Kronosem. Do kiedy wrócić? Smok mówił o czasach gdy ludzkość była słaba. Ale ja myślałam do chwili gdy triada była w równowadze. - Żenia zmieniła temat.

Czarny z jednej strony słuchał z uwagą. Z drugiej rozłożył przed sobą kilka sztuk bułek. Zaczął je kroić.
- Co chciałabyś osiągnąć w czasie równowagi? Tkaczka zyskując świadomość postanowiła uwięzić Żmija. To zachwiało równowagą. Ona działała zgodnie ze swoją naturą. On też. Cóż może zmienić naturę człowieka? A ducha? Cóż da ci cofnięcie się do czasu równowagi?

- Opowiem im o konsekwencjach. Może uda się też pogadać z Gają? - Żenia pomogła w smarowaniu bulek masłem.

- Żeniu… triada nie jest ludźmi. Nie myśl o nich w tych kategoriach. Spróbuj pomówić z grawitacją i opowiedzieć jej o konsekwencjach upadku samolotu z pasażerami. A potem obserwuj jej reakcję.
Czarny podszedł do jednej z trzech wielkich lodówek i na moment chował tam głowę.
-Wiem, że nie jest. Ale ma swoje wcielenia. Nie wiem poszukam pierwszego koła oraz pierwszej trującej sadzawki. W teorii powinno się dać z nimi jakoś porozumieć. No ale ok. Jakaś kontrsugestia?

Z lodówki wyłonił się Czarny z serem, wędliną, warzywami i jakimiś pastami.
- Zastanów się co doprowadziło do tego stanu rzeczy. Może to co planujesz nie jest głupie. Początki Shinzou. Może początki komputerów w ogóle? Albo początek epoki wiktoriańskiej? Myślę, że gdybyś spowalniła rozwój ludzkości, to odsunęlibyśmy to wszystko. Tyle w zakresie ludzi.

Zaczął z dużą wprawą przygotowywać kanapki układając różne rzeczy na różnych bułkach.
- Pokrój pomidora i ogórka - zakomenderował.
-Tak, Alfo. No ale to niczego nie zmieni w kwestii Żmija. Nadal pozostanie uwięziony a Tkaczka będzie szalona. - rzuciła dziewczgna szatkujac warzywa.
- Masz rację. Jest to zagranie na czas. Bo prędzej czy później znajdziemy się w punkcie wyjścia. Ale pomyśl co innego możnaby zmienić. Może czas Wojny Gniewu? Zupełnie niepotrzebnie rzuciliśmy się sobie do gardeł. I dopiero teraz… gdy życie wszystkich wisi na włosku jesteśmy w stanie współpracować. A i to nie bez oporów. Nie zazdroszczę ci zadania. Dużo można też zepsuć eksperymentując z czasem.
- Ale co da zapobieżenie Wojnie Gniewu? To nadal nie rozwiązuje zasadniczego problemu - Żenia posmutniała. - Najlogiczniejszym rozwiązaniem wydaje mi się porozmawianie z inkarnami triady. A może wprowadzenie jakichś zmian do samych ludzi? Tak aby zapobiec ich nadmiernemu rozwojowi i rozmnażaniu?

Czarny zamilkł. Złożył jedną z kanapek i wziął wielkiego kęsa. Żuł intensywnie.
- Hmm mmm mhm mmm yhm mym - zaczął nie przerywając jedzenia. Po chwili, po kilku ruchach szczęki dodał:
- Szurołaki? Oni są specami od chorób. Mhhhmm pogadąć? - patrzył pytająco na dziewczynę jakby co najmniej zrozumiała całą jego wypowiedź.
- No mogę. Ale wracamy do kwestii dżum i innych. Tyle że to może uderzyć w wilkołaki. Jeśli krewniacy zachorują na przykład.
- Dlatego myślę, że powinnaś wywalczyć dwie rzeczy. Po pierwsze spowolnić rozwój technologii. Maszyna stała się Inkarną przez zyskanie samoświadomości jakiejś SI w Japonii. Ona ma fizyczną manifestację w naszym świecie. Mało tego, ta manifestacja spina nasz świat ze światem danych. Jednocześnie odcina wszystko inne. A po drugie trzeba zjednoczyć wszystkie dzieci Gai. To, że wilkołaki w swej dumie próbowały wyrżnąć innych było największym błędem w historii. Gdybyśmy współpracowali, tak jak chciała Gaja, to łatwiej byłoby dojrzeć nam rosnącą w siłę Tkaczkę. I do tego nie trzeba by było żadnych chorób, czy wirusów.
Czarny spakował jedną z kanapek w dłoń i rzucił dziewczynie:
- Reszta twoja.
Na blacie było w sumie jeszcze dziesięć bułek.

-Oszalałeś? Nie zjem tego wszystkiego. Zaniosę…
“ Jedz, nie wymyślaj!”

"Co?! Przecież ty i tak nie jesz tego… 10 bułek?"

Żenia ugryzła kawałek jednej, resztę układając na talerzach.
-...Gutkowi i młodym.

Żując bułkę podniosła talerz.
- Ja idę spać. Od ciebie zależy czy skorzystasz z moich rad czy z niej. Widzisz, ten celestial… Duchy lubią realizować własne cele. Nie zapominaj o tym.

Córka Ognistej Wrony poczuła mentalny wyciągany język w stronę Czarnego.

- I skontaktuj się z nami jeszcze przed wyjściem do Otchłani.

- Dobrze, Alfo. Aaaa nie miałeś pewnie czasu na kulę?
- Nie. Nie miałem czasu. Chodź. Jest w mojej sypialni.

***

Czarny otworzył drzwi swojego pokoju. Uderzył w nich zimny powiew. Alfa zostawił otwarte okno. Widocznie był pewien zabezpieczeń i ekipy Gustawa. Szybko pogrzebał w szafie i wyjął małe pudełko. Bliźniaczo podobne do pudełek na biżuterię. Nawet gest jego przekazania niepokojąco przypominał oświadczyny.
- Kaliber 9mm. Najpopularniejsza amunicja pistoletowa.
W opakowaniu rzeczywiście nie było pierścionka. Za to gdy tylko dziewczyna otworzyła pudełko usłyszała syknięcie Zmory.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-12-2019 o 20:07.
corax jest offline