Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2019, 22:49   #126
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 32 - 2519.VIII.12; ranek

Miejsce: Ostland; Las Cieni; zajazd “Pod cepem i widłami”
Czas: 2519.VIII.11 Wellentag (1/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz umiarkowanie i pogodnie



Karl i Tladin



Pogoda i dobrzy bogowie zdawali się sprzyjać podróżnym. Karlowi udało się złapać plotkę o karawanie zmierzającej do Lenkster. Co prawda plotka okazała się niezbyt precyzyjna. W Wellentag o poranku okazało się, że owa karawana to jeden, obładowany beczkami wóz z niziołkową załogą która zmierzała do Lenkster z ładunkiem wina. Niziołków było trzech więc było im nawet na rękę aby ktoś do nich dołączył. Trudno było powiedzieć który z nich jest najważniejszy bo wesoła gromadka na przemian mówiła do siebie i o sobie, że są kuzynami. Trudno było zgadnąć czy rzeczywiście łączy ich jakieś pokrewieństwo czy jest to jakaś niziołkowa tredycja. W każdym razie Tido wydawał się najważniejszy bo był najbardziej wygadany. Malo wydawał się najważniejszy bo był głównym woźnicą. A Barlo wydawał się najważniejszy bo był kucharzem. Razem więc wyruszyli w całkiem pogodny poranek pierwszego dnia tygodnia.

Niziołki zgodziły się na współpracę no ale nie tak za darmo. Chcieli drobną przysługę. Skoro i tak razem mieli jechać do Lenkster a na dwóch dwukółkach było miejsca no to prosili by współtowarzysze też zabrali na swoje wozy po tej beczce czy dwóch. W zamian niziołkowa spółka zapraszała na swoje posiłki na czas wspólnej podróży a w Lenkster zabraliby swoje beczki z wozów towarzyszy.

Droga okazała się kiepska. Typowa dla Ostlandu. O ile jeszcze trakt prowadzący do stolicy przypominał właśnie trakt to droga do Lenkster wyglądała koszmarnie. Wydawało się, że po prostu jakiś wąski pas puszczy został wykarczowany a potem rozjeżdżony licznymi wozami, pieszymi i konnymi. Ledwo kawałek przy Ristedt spełniał warunki traktu a reszta była już w typowym dla Ostlandu standardzie. W związku z czym jechało się kiepsko. Co chwila trafić można było na doły a wóz kolebał się na przemian wyjeżdżając lub zjeżdżając z jakiejś koleiny. Jechało się więc kiepsko. W siodle pewnie byłoby wygodniej. Może nawet pieszo póki błota nie było. Chociaż pieszo byłoby pewnie wolniej i trzeba by dźwigać całe brzemię własnego bagażu. Więc podróż na wozie i tak wydawało się, że jest przyzwoitym kompromisem pod względem prędkości i wygody w podróży. Dobrze, że deszczu nie było bo wówczas te stwardniałe koleiny zmieniłyby się w gęstą, mokrą i zimną masę wciągającą koła, buty i kopyta. No ale na razie pogoda była całkiem ładna. Było nawet ciepło i pogodnie. Chociaż o spiekotach z czasu żniw można było zapomnieć.

Ale Las Cieni nie na darmo nosił swoją nazwę. Tą leśną przesieką do Lenkster jechało się jak w jakimś leśnym tunelu. Ponad głowami błyszczał błękit pogodnego nieba ale wszędzie wokół, na tym ziemskim, leśnym padole panowała kraina cieni. Puszcza wydawała się złowroga i nie zapraszała do zgłębienia swoich trzewi i tajemnic. Nie dało się ukryć, że schemat zasadzki mógł się powtórzyć na każdej kolejnej prostej i zakręcie. Zza każdego drzewa mogła nadlecieć strzała czy ciśnięta włócznia. Nawet odgłosy puszczy, te ptasie, zwierzęce, roślinne, wydawały się jakieś obce dla kogoś nie obeznanego z takim światem jaki rozciągał się na większą połać Imperium. W końcu podobno aż od samych gór na zachodzie można było przejść lasami aż na wschodnie kresy Imperium i kislevskie stepy nie wychodząc z jakiegoś lasu ani na chwilę.

Podróż w towarzystwie niziołków okazała się całkiem przyjemna. Co prawda podczas samej podróże trudno było się porozumiewać bo trzeba by wrzeszczeć aby ktoś z jednego wozu usłyszał kogoś na sąsiednim. Ale na postojach można było już poznać się lepiej. A postoje niziołki robiły na każdy posiłek. A miały chyba ich jak ludzie czyli śniadanie, obiad i kolacje. Tylko ze trzy razy częściej. Więc tempo podróży nie oszałamiało. Ani kiepska, ostlandzka droga, ani częste postoje, ani przeładowany wóz niziołków nie miały tendencji na błyskawiczną podróż.

A jednak dojechali pod wieczór do jakiegoś przydrożnego zajazdu. Wyglądało na to, że dla trójki niziołków to stała trasa więc z ich strony zaskoczenia nie było. Ich zdaniem jakby dobrzy bogowie pozwolili to może na drugi dzień powinni zajechać do Lenkster. Oby tylko nie padało przez ten czas.

Pierwszy wieczór po opuszczeniu Ristedt spędzili w przydrożynym zajeździe. Szczerze mówiąc gdyby nie niziołki to pewnie nic by nie zapowiadało tego okrucha cywilizacji. Nie było tu żadnej wsi czy osady ale po prostu samo, pojedynczy zajazd przez co wyglądał jak ludzka stanica w tym leśnym, mrocznym i nieprzyjaznym gąszczu. Ogrodzone obejście obejmowało kilka budynków, w tym dwa główne czyli samą karczmę i stodołę. Wewnątrz można było spocząć, zjeść wieczorną strawę i wynająć wspólny pokój. Pokoje były obszerne ale policzone na 6 łóżek. No chyba, że ktoś miał list żelazny z wolfenburskiego ratusza no to wówczas nie płacić za wikt, paszę i opierunek nie musiał. Widząc to sprytne niziołki podbiły do Karla i Tladina z prośbą by ich też włączyli pod ten list żelazny. Mogliby trochę zaoszczędzić po drodze na te noclegi i pasze jakby po karczmach uważali wóz z baryłkami za część wolfenburskiej wyprawy.

Podróżnych trochę w karczmie było ale i tak może jeden na trzy stoły gościły kogoś przy sobie. Trójka niziołków z miejsca przysiadła się do innej trójki innych niziołków zapraszając do siebie swoich współpodróżnych. Znów okazało się, że trójka dla Karla i Tladina nowych niziołków to jacyś znajomi i kuzyni. A przynajmniej takie można było odnieść wrażenie. Sercem drugiej trójki była Hilda która ponoć była jakąś kuzynką Milo. Też skończyli swój trakt na dzisiaj właśnie w tej gospodzie i chociaż jechali w przeciwną stronę no to jednak ten wieczór i noc mogli spędzić wspólnie, na wspólnej biesiadzie.

Wśród gości wyróżniało się może ze dwie osoby. Pierwszą była jakaś kobieta ubrana w strój podróżny. Była już nie pierwszej młodości ale nadal przykuwała oko sprawną sylwetką. Pewnie dlatego co jakiś czas zerkały na nią różne męskie spojrzenia z innych stołów. Ale kobieta wydawała się być pochłonięta rozmową ze swoim towarzyszem. Drugim był chyba jakiś mężczyzna który chyba był kimś z leśnej głuszy sądząc po futrzanym obiciu swojego ubrania. Kaszlał często ale szukał kogoś do gry w kości albo w karty.





Całkiem sympatyczną mieli też tutaj obsługę. Zza lady do gości wychodziła całkiem niczego sobie kelnerka o rudoblond włosach. Sprawiała bardzo wesołe i pogodne wrażenie, takie, że aż nie chciało się aby znów odchodziła za bar albo innych stołów. Na imię miała Gretchen i dość wyraźnie dała znać, że za niewielką opłatą może uprzyjemnić gościom kąpiel, wieczór albo i noc jeśli by mieli na to ochotę oczywiście.




Miejsce: Ostland; Las Cieni; zajazd “Pod cepem i widłami”
Czas: 2519.VIII.12 Aubentag (2/8); ranek
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz umiarkowanie i pogodnie



Karl i Tladin



Kolejny poranek znów okazał się słoneczny i pogodny. Ekipa trzech wozów zmierzających do Lenkster zaczęła się z wolna budzić i schodzić przy wspólnym śniadaniu. Przy stole zdecydowanie dominowali niziołki z dwóch ekip. Z tym, że to było ich ostatnie wspólne śniadanie bo się po śniadaniu mieli rozjechać w przeciwne strony. Ale na razie jeszcze byli wszyscy razem i w tej radosnej i hałaśliwej gromadce śniadali sobie wszyscy razem. Potem razem zaczęli się zbierać do wozów aby je zaprząc i przygotować do drogi. Ekipa pod wodzą Hildy uporała się z tym zadaniem nieco prędzej niż załoga trzech wozów. Po części dlatego, że Milo zgodził się przepuścić kuzynkę przed resztą aby jeden wóz nie czekał aż się trzy inne przygotują do drogi. Za co dostał ciepłego przytulasa od Hildy i osobiście przez nią upieczone pierniki co kompletnie rozkleiło trzy niziołki. Zresztą Milo nie był egoistą i podzielił się nie tylko ze swoimi pobratymcami tym podarkiem ale i z obsadą pozostałych dwóch wozów. No i rzeczywiście, co niziołkowy wypiek to niziołkowy wypiek.

Dlatego gdy trzy wozy były tego pogodnego poranka gotowe do drogi u wyjeżdżały przez bramę napatoczyły się na trzech jeźdźców ubranych po wojskowemu. Jechali całkiem szybko i konie mieli nieźle zziajane jakby jechali z daleka albo bardzo szybko a przecież był nadal poranek. Jeden wyglądał na oficera a dwóch na jego przybocznych. Wszyscy mieli na sobie hełmy, kolczugi a przy siodle łuki i broń ręczną więc wyglądali na jakichś pancernych w ostlandzkich barwach bieli i czerni.

- Pochwalony! - zawołał jeden z nich zatrzymując się tuż przed bramą i objechali trzy wozy po bokach uważnie lustrując ich zawartość i załogi. - Porucznik Cranz! W imieniu generała Kempfa rekwirujemy te wozy! Opróżnijcie je natychmiast i pojedziecie z nami! - oficer przedstawił się i obwieścił swoją wolę względem załogi trzech gotowych do drogi wozów. Wyglądał, zachowywał się i rozkazywał jak zawodowy szlachcic i oficer. Wygląd całej trójki też wskazywał, że sprawa jest na tyle pilna, że są pewnie w drodze skoro świt. I cała trójka nie sprawiała wrażenia by była skora na jakieś negocjacje. Trójka niziołków próbowała protestować tłumacząc, że zmierzają z ładunkiem wina do zamku Lenkster no ale porucznik był kompletnie nieczuły na te argumenty. Rozładowanie niziołkowego wozu wydawało się zadaniem na dobrą godzinę ciężkiej pracy z przetaczaniem tych wszystkich beczek. Ale dwie dwukółki były o wiele mniej załadowane więc roboty tutaj zapowiadało się o niebo mniej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline