Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2019, 13:37   #146
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzięki MTM za odgrywanie...

W świątyni

Po kilkunastu minutach, na plebanii zjawiła się i Bogna. Dziewczę pomaszerowało prosto do niewielkiej przybudówki skąd wyciągnęła wiadro, miotłę, kilka szmat, oraz szczotę. Z kołka na ścianie wzięła fartuch, którym przewiązała się w pasie, a ściągnęła kubraczek, który tam odwiesiła. Podwinęła rękawy koszuli, a kolorową chustą z ramion, obwiązała głowę, by oba warkocze opadały jej na plecy, i nie przeszkadzały w robocie. Była gotowa do sprzątania…
Kiedy Bogna weszła do sali modlitewnej, wielebny znów tam był. Krzątał się przy ołtarzu, ustawiając lichwiarz i inne naczynia oraz przedmioty, którymi posługiwał się podczas nabożeństw.
Widząc wchodzącą sierotę, zatrzymał na niej spojrzenie, taksując ją z góry na dół po czym skinął jej głową.
- Wyglądasz jak prawdziwa gospodyni, córko - rzucił z uprzejmym uśmiechem, na co dziewoja nieco się zmieszała i zarumieniła, ale i po chwili uśmiechnęła.
- Dziękuję - Dygnęła minimalnie, po czym zabrała się za przecieranie ław szmatką…
Eugeniusz szybko dał się z powrotem pochłonąć swojej pracy, najwidoczniej traktując opiekę ołtarza jako jeden z najważniejszych obowiązków. Starł blat, ułożył wszystko na (tylko mu znane) miejsca. Na koniec zostało mu przetarcie kielicha, który wycierał z należytą mu uwagą. W tym czasie Bogna - o trzy wyczyszczone ławy dalej - nagle wymownie odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę.
- Wielebny gadał o gospodyni… a wy tu żadnej nie macie. Nie przydzielają wam jakiej albo co? - Spytała.
Kapłan przerwał wycieranie kielicha i uniósł spojrzenie na Bognę. Przez chwilę milczał w zastanowieniu.
- Cóż… prawda to, do niektórych świątyń przydzielane są kobiety, których zadaniem jest opiekowanie się plebanią ale również świątynią - odezwał się, zamyślony. - Nie są to jednak osoby wybierane przez kościół. Zazwyczaj jest to kwestia przypadku i sposobności na parafii - pokiwał głową. - Do naszej parafii został przydzielony Mieszko na posługę. Chłopak… musi się sprawdzić w tej roli, jeśli wiąże w przyszłości życie z kościołem - dodał Eugeniusz.
Rudowłosa pokiwała głową.
- Ale to tak ciężko dwóm chł… - Zmarszczyła nagle nosek i brewki, chyba gryząc się w język -Ciężko to tak bez gospodyni, co kobieca ręka, to kobieca ręka? - Uśmiechnęła się przelotnie, chyba jakby w przeprosinach - A jak spytać mogę, bo to różnie wszyscy gadają, i nie wiadomo jak to jest… wielebny może mieć...no tą… no własną… babę? - Wypaliła nagle dziewoja.
Kleryk wybałuszył oczy, po czym uśmiechnął się rozbawiony, kręcąc głową.
- Zaskakuje mnie, że ludzie nadal mają co do tego wątpliwości - odparł, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Sługa Stwórcy nie może żyć z kobietą. Przed przyjęciem święceń kapłańskich składa śluby czystości. To oznacza, że nie może wziąć sobie żadnej niewiasty za żonę ani przebywać z żadną cieleśnie - wytłumaczył Eugeniusz, na co Bogna najpierw się przelotnie uśmiechnęła, a potem lekko poczerwieniała.
- Jak za dużo gadam, to mi wielebny powie? - Spojrzała na niego, zatrzymując dłoń ze szmatką w pół ruchu.
- W porządku, dziecko. Po to Pan Bóg obdarzył nas mową, byśmy z niej korzystali - odparł kapłan. - I żebyśmy chwalili Jego imię - dodał z mrugnięciem, po czym wrócił do wycierania kielicha, a Bogna do dalszego wycierania ław…

- No dobrze - westchnął kleryk, odkładając kielich. - Wracam na plebanię. Dziękuję ci dziecko, że nam pomagasz - zagaił Eugeniusz, schodząc z ołtarza. - Uważaj na siebie i z Bogiem - dodał, kierując się z powrotem na zachrystię.
- Z Bogiem - Odpowiedziała rudowłosa.

~

Bogna przez jakiś czas pozostała sama, w spokoju sprzątając świątynię. Po dwóch kwadransach drzwi zachrystii otworzyły się a w progu pojawił się Mieszko.
Chłopak nosił brązowe, lekko kręcone włosy do ramion. Ogolona twarz, wyraźne kości policzkowe. Jak na chłopa (z tego, co było powszechnie wiadome) miał iście urodę arystokraty. Zamienić tylko tę lnianą, prostą koszulę na bawełnianą z kołnierzami, spodnie na coś z ozdobami i piękne trzewiki a z pewnością wtopiłby się w tłum wysoko-urodzonych.
Życie na wsi pozbawiło go jednak delikatności synów szlachty zastępując gładkie ręce szorstkimi dłońmi.

Chłopak trzymał pod pachą słój z jakimś ciemnym smarem, w drugiej ręce dzierżąc wysłużony pędzel. Przez bark przerzuconą miał poplamioną szmatkę.
Zauważywszy kobietę klęczącą na posadzce świątyni, zatrzymał się za progiem. Niewiasta szorowała podłogę, a ponieważ była do niego odwrócona tyłem, sługa nie rozpoznał jej w pierwszej chwili.
Zamiast tego mógł przyjrzeć się jej wypiętemu tyłkowi, który podrygiwał w rytm szczotki. A sam tyłek był niczego sobie, kształtny, jędrny, a więc i młody… a jakby tego mało, koszula na grzbiecie szorującej i minimalnie się podwinęła, dając wgląd na kilka centymetrów nagiej skóry pleców.
Mieszko momentalnie poczerwieniał na twarzy, jednocześnie nie mogąc oderwać spojrzenia od pośladków. Poczucie winy musiało go w końcu przytłoczyć, bowiem odchrząknął i postąpił kilka kroków naprzód, próbując zwrócić na siebie uwagę, co też poskutkowało. Bogna przestała szorować podłogę szczotą, po czym odwróciła głowę w stronę młodziana.

- Pochwalony - zagaił zakłopotany chłopak. - Słyszałem, że zaoferowałaś pomoc w sprzątaniu, ale nie wiedziałem, że jeszcze tutaj jesteś - dodał przepraszająco.
- Pochwalony - Odpowiedziała dziewoja, po czym w końcu ze wszystkich czterech kończyn, przeszła do przysiadu na własnych nogach, jednocześnie okręcając się przodem do rozmówcy. A koszula była nie tylko rozchłestana z tyłu ciała, no i ten brakujący guzik…
- Dużo roboty dla jednej pary rąk - Odparła Bogna, odkładając szczotę, a dłonie położyła na swoich kolanach.
- Umm… tak - bąknął, próbując ze wszystkich sił nie gapić się w dekolt sieroty. - Nie jest to największa świątynia, ale wystarczająco duża dla jednej osoby - odparł, nawiązując do tematu.
- Właśnie miałem zamiar naoliwić zawiasy - dodał, wskazując na słój ze smarem a następnie kiwając głową w stronę dużych drzwi wejściowych.
- Droga wolna… tylko mi podłogi nie zapaskudź! - Bogna pogroziła chłopakowi paluszkiem, ale i z uśmiechem na ustach…
- Postaram się! - odparł żwawo Mieszko, po czym ruszył pod boczną ścianą, stawiając ostrożnie kroki.

Kiedy dotarł do wrót, odstawił trzymany słój oraz pędzel. Otarł ręce i przyjrzał się zawiasom. Jasnym było, że sługa nie dosięgnie z pędzlem do górnych zawiasów. Bez słowa wyszedł ze świątyni, by wrócić po dwóch minutach z drabiną pod pachą.
Trafniejszym określeniem była raczej drabinka. Miała zaledwie sześć szczebli, ale z pewnością było to wystarczająco.
Chłopak oparł drabinę o wrota, po czym otworzył słój, zamoczył w smarze pędzel i uklęknął, by zacząć konserwować pierwszy dolny zawias.
- Jak żyje się z młynarzem? - zagaił dziewczynę w czasie pracy, mimowolnie na nią spoglądając, i mało pędzla nie upuścił. Bogna wróciła do szorowania podłogi, znów na czworaka, obiema dłońmi trzymając swoje narzędzie pracy...a Mieszko miał tym razem widok na nią od przodu, i na mocno rozchłestaną koszulę, i to co skrywało się pod nią, a będące w… ruchu.
- Było lepiej - Powiedziała "znajda", nie przerywając roboty, nawet na niego nie spoglądając.
- Ach, tak… Przepraszam - rzucił przepraszająco, spuszczając wzrok. Musiał sobie uświadomić, że niechcący poruszył temat Nawoi.
Przez chwilę pracował w milczeniu, smarując dokładnie pierwszy zawias. Kiedy skończył, przesunął się do drugiego.
- Ale chyba, wiesz… po tym wszystkim, co cię spotkało, Stwórca w końcu obdarzył cię miejscem na ziemi - pociągnął niezręcznie, zerkając ponownie na Bognę i jej kształty.
- Tak myślisz? - Rudowłosa przestała szorować, przysiadła ponownie tyłkiem na swych nogach, po czym wyprostowana, przetarła czoło nadgarstkiem. Głośno odetchnęła.
- Bo ja myślę, że trochę za dużo Płomienia Stwórcy było tu i tam, wypalając tych co kochałam - Zrobiła markotną minę.
- Och - westchnął Mieszko, drapiąc się po głowie i zostawiając przy tym ślad po smarze. - Wielebny Niemysł zawsze mi powtarza, żeby powierzyć się woli Stwórcy. On dla nas wszystkich ma plan, musimy tylko w niego uwierzyć - wzruszył ramionami.
- Brak wiary w Stwórcę, albo jego plan, to bluźnierstwo… ale co, jeśli się wierzy w Niego, ale nie w plan? - Uśmiechnęła się kwaśno dziewoja -Noszę zadrę w sercu - Dodała szeptem, wskazując palcem na… na wpół odsłonięte piersi koszulą.
- W takim razie… chyba wszystko się ułoży, nawet jeśli tego się nie spodziewasz - odpowiedział pocieszającym tonem, wędrując spojrzeniem za jej palcem.


Kiedy w końcu oderwał wzrok, podniósł się z kolan i wyprostował kręgosłup, przeciągając się. Podsunął słój z powrotem do pierwszych wrót, o które stała oparta drabinka i spojrzał z zamyśleniem na zawias.
- Ja też mam wątpliwości, Bogno. Zawsze wierzyłem, że moje przeznaczenie jest inne, ale… jestem, gdzie jestem i chyba tylko to się liczy.
- Masz rację, zobaczymy co to będzie… - Powiedziała Bogna, po czym dodała już raźniejszym tonem -Mam przytrzymać drabinę? Bo jeszcze mi się tu zwalisz… - Palnęła, po czym parsknęła śmiechem.
Mieszko zachichotał i wyszczerzył się w uśmiechu, kręcąc głową.
- Będę wdzięczny, jeśli mi potrzymasz. Drabinę - mrugnął, po czym zamoczył ponownie pędzel i postawił stopę na pierwszym stopniu, oczekując Bogny. Ta zaś wstała, przetarła dłonie w fartuch, po czym po kilku krokach znalazła się przy nim.
- To co mam robić? - Spytała.
- Złap mocno i nie trzęś za bardzo, bo jeszcze będzie wypadek - mruknął rozbawiony, po czym wspiął się po kilku szczeblach i zaczął smarować zawias.
- No ale jak mam trzymać - Mruknęła sierota, nie bardzo wiedząc co zrobić, obie jednak dłonie położyła na płozach drabiny, efektem czego… gdzieś na wysokości jej twarzy był zadek Mieszka.
- Idzie ci świetnie! - zawołał z góry, z uśmiechem wymachując pędzlem. - No więc… jak myślisz, kto wygra pojedynek?
- Znaczy się my, czy drabina? - Zachichotała Bogna i jak na złość, coś się przesunęło, a ona pisnęła. Wiedziona zdrowym rozsądkiem(albo i czym innym), rudowłosa zaklinowała własnym trzewikiem dół drabiny, by ta nie ujechała. Prawa dłoń wciąż trzymała jedną płozę, lewa jednak… znalazła się na nodze Mieszka. Dziewoja objęła młodziana za udo, i to z dłonią znajdującą się na jego wewnętrznej stronie.
Mieszko zadygotał lekko na drabinie, kiedy dłoń dziewczyny wsunęła mu się na udo. Zerknął pod siebie i poruszył delikatnie nogą, ocierając się o jej rękę, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
- Heniek czy Jeremi - wyjaśnił chłopak. - Heniek jako stary alkoholik może okazać się słabszy, jednak z drugiej strony od dawna nie pił - dorzucił swoje przemyślenia.
- A bo ja wiem? Nie znam ich, ale oba wyglądają na rosłe chłopy… - Powiedziała Bogna, a jej dłoń powolutku zaczęła przesuwać się po udzie młodziana, w wiadomym kierunku.
Młody sługa zadygotał jeszcze bardziej, jakby dotyk Bogny go łaskotał. Przestał już machać pędzlem, tylko zerkał to na zawias to na rękę sunącą po jego udzie.
- To będzie… ciekawe widowisko - zagaił, próbując ciągnąc temat.
- O tak… - Szepnęła dziewoja ze wzrokiem skupionym na biodrze młodziana, a jej dłoń znalazła się w końcu na kroczu Mieszka, gdzie zaczęła pocierać paluszkami przez materiał spodni.
Wychowanek wielebnego stęknął cicho i mimowolnie odsunął delikatnie nogę.
- Skończyłem już z tym zawiasem... - odchrząknął, łapiąc oddech. Kiedy zwrócił do niej twarz, mogła zobaczyć dwa rumieńce.
- To czym byś się zajął teraz? - Spytała słodko rudowłosa, spoglądając w jego twarz z uśmiechem. A ponieważ on był wyżej od niej, znowu miał doskonały widok w poły jej koszuli. Dłoń z kolei wciąż pocierała wrażliwe miejsce…
Bogna szybko mogła poczuć rosnący w spodniach opór. Schowane w spodniach przyrodzenie napierało na dłoń dziewczyny jak po dotknięciu czarodziejską różdżką.
- Muszę… Muszę nasmarować jeszcze jeden zawias - wystękał słabszym głosem.
- A ja do końca wyszorować podłogę, i? - Sierota zaczęła wodzić paluszkami po całej długości przebijającego spodnie kształtu. Lekko przygryzła swoje usteczka, spoglądając młodzianowi głęboko w oczy - Robota nie zając, nie ucieknie…
Chłopak omal się nie zapowietrzył, czując jak masuje jego członka. Lekko zmrużył oczy, przez chwilę poddając się rozkoszy.
- Jesteśmy… jesteśmy w świątyni - potrząsnął głową i przytrzymał jej dłoń.
- To gdzie pójdziemy? - Spytała milutko się do niego uśmiechając, sama już mając spore rumieńce.
Mieszko rzucił przestraszone spojrzenie w stronę drzwi zachrystii, jakby spodziewał się tam coś zobaczyć. Przez chwilę wydawał bić się ze swoimi myślami. W końcu złapał pewniej dłoń Bogny i odsunął ją od swojego krocza.
- Nie powinniśmy. Służę teraz w kościele - odpowiedział przepraszająco. - Jeśli nie sprawdzę się w swojej roli, to… - nie dokończył tylko zszedł po drabince i stanął twarzą w twarz z dziewczyną, która… najpierw wybałuszyła oczy, a potem roześmiała się trochę za głośno, jak na miejsce w jakim się znajdowała.
- Taaaa, jasne. I też już złożyłeś te przysięgi czystości jak Wielebny? - Wydusiła z siebie w końcu, spojrzała raz na Mieszka, z góry do dołu, i pokręciła głową.
- Ech… - Machnęła dłonią na niego, coś jakby gestem rezygnacji, po czym oddaliła się od chłopaka, wracając do szorowania podłogi. Od czasu do czasu jeszcze podnosiła głowę, spoglądając za nim, potrząsając nią, i dalej sobie chichotała pod nosem, dokańczając swoją robotę.
Mieszko spojrzał za odchodzącą Bogną, speszony. W końcu pokiwał do siebie głową i odwrócił się, by przełożyć drabinę do ostatniego zawiasu. Starał się już nie patrzeć w stronę dziewczyny.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline