Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2019, 20:49   #11
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Było to bardzo ładne. Takie… gnomie. Bo podobne instrumenty były ulubionymi zabawkami gnomów żyjących w Mithrilowej Hali. I melodia ta, była podobna tym, które one wygrywały. Nie tak posępna jak pieśni religijne ku czci Gorma Gulthyna, acz nie tak rubaszna jak melodie pijackich przyśpiewek tak lubianych przez brodaczy.
A gdy artystka skończyła ruszył ku niej pewnym krokiem, co by uprzedzić innych wielbicieli talentu. A gdy doszedł w pobliże Amaranthe rzekł do niej głośno i przyjaźnie.
- Gracko pannica grała. Naprawdę zasłuchałem się. - zdjął hełm i skłonił się lekko pokazując krótko obciętą fryzurę rudawych włosów. - Jestem Olgrim Grimhammer, wędrowny kapłan Dugmarena Jasnego Płaszcza, kronikarz zapomnianych miejsc i wydarzeń. Nie mogłem nie dostrzec egzotyki i w stroju i w samej urodzie. Więc to wzbudziło moją ciekawość, bo na poludniu żyje plemię moich pobratymców o ciemnej skórze. Może zdarzyło się pannie napotkać jakieś złote krasnoludy?

Dziewczyna spojrzała na niego z zainteresowaniem i powitała radosnym uśmiechem. W końcu jedzenie samemu do przyjemności nie należy, a tu proszę bardzo, towarzystwo się trafiło. Zaraz też wskazała mu miejsce naprzeciw siebie, co by nie stał przy stoliku jak jakiś podlotek startujący do panienki.
- Nie miałam takiej przyjemności - przyznała z pewnym żalem. - Amaranthe Shimboris - przedstawiła się, pochylając lekko głowę. - Cieszę się że moja muzyka przypadła do gustu. To zawsze sprawia przyjemność - wyznała szczerze. - Co też sprowadza kapłana Dugmarena w te okolice? Poszukiwanie zaginionych miejsc czy historii? - dopytała, dając upust ciekawości. Jej dłonie zajęły się zabawą z końcem warkocza, jakby nie mogły usiedzieć spokojnie nawet przez kilka minut.
Kapłan więc pospiesznie zajął miejsce przed dziewczyną, a jego bystrym oczom nie umknąl ów taniec palców na włosach Amaranthe.
- I jednego i drugiego panno Shimboris. Wszak z ośmiu wielkich królestw krasnoludzkich na dalekiej północy do naszych czasów przetrwały jeno ich szczątki. A co gorsza, mój lud zapomina o swojej wielkiej historii. Takoż więc ja, skromny kapłan Jasnego Płaszcza przemierzam krainy w poszukiwaniu śladów przeszłości mojego ludu. Zbieram te szczątki, by złożyć z nich prawdę o wielkich dziełach krasnoludzkiej rasy i przekazać ją moim pobratymcom. W pisemnej formie.- tu poklepał po wystającym rogu dużą i okutem metalem księgę. -A z jakich to zakątków Torilu panna pochodzi, jeśli można to wiedzieć ?
- Szlachetne zajęcie - przyznała, kiwając przy tym głową i zerkając ciekawie na wskazaną książkę. Jak nic musiała być zbiorem ciekawych historii i świetnym materiałem na ballady i opowieści.
- Rzec można iż z każdego - odparła na jego pytanie, uśmiechając się i wzruszając ramionami. Jeszcze nie znalazłam zakątka, który mogłabym nazwać swoim i to licząc od pierwszej chwili gdy oczy moje światło ujrzały. -Urodzona w drodze - rozłożyła dłonie w geście bezradności, acz wesołego typu. - I proszę, mów mi Amaranthe, nie ma potrzeby by być oficjalnym, wszak nie na salonach jesteśmy.
- Olgrim. - skinął głową krasnolud szanując jej prywatność. Skoro nie zamierzała zdradzić skąd pochodziła, to nie wypadało jej o to zapytać.- Zmierzasz do Silverymoon? Słyszałem, że tam jest ponoć słynne kolegium bardów uczące przyszłych mistrzów instrumentów. Aczkolwiek, sądząc po twoim występie, z pewnością mogłabyś tam sama byś wiele nauczyć tamtejszych bardów.
- Kierunku dalszej wędrówki jeszcze nie obrałam. Może tam, może w inną stronę - zdradziła, wykazując zupełny brak planu na przyszłość czy też chęci posiadania takowego. - Po co limitować się określając zawczasu cel? Poza tym zdaje mi się iż w tej okolicy zostać mogę dłużej niż planowałam, ciekawe bowiem sprawy przykuły me oko - dodała, palcem wskazując mniej więcej tam, gdzie ogłoszenie wisiało.
- Nie zauważyłem tam żadnego ogłoszenia, które mogłoby… chyba nie myślisz o smoku ?- zadumał się krasnolud kończąc wypowiedź pytaniem.
- Przygoda to przygoda - odparła ze śmiechem. - W najbliższych dniach i tak nic ciekawszego nie znajdę, a siedzenie i nudzenie się nie jest w moim stylu. Świat pełen jest zagadek, opowieści i tajemnic, kryjących się czasem w zaskakujących miejscach. Nie można tak po prostu odrzucić jednej okazji bo wydaje się… - wzruszyła ramionami po czym porzuciła na chwilę końcówkę warkocza by palcami zwinnie przemknąć po strunach pobudzając instrument do życia. Nie zamierzała niczego grać, ot, zabrakło jej muzyki.
- To masz we mnie swojego partnera.- odparł z uśmiechem Olgrim i szybko zaraz dodał. - Partnera w walce ze smokiem. Też się tam wybieram, choć powody mam inne niż chęć zysku, czy nawet sam smok. Wrzosowiska trollo… obecnie zwane wiecznymi, to cmentarzysko zapomnianej elfiej cywilizacji. A i zawiera w sobie trochę grobowców krasnoludzkich wielmoży. Jest więc co badać, aczkolwiek bardziej liczę na same zapiski na ścianach grobowców i mozaiki opowiadające o ich życiu, niż skarby w samych grobowcach. No i zobaczyć ten legendarny obszar…- dodał z uśmiechem kapłan wzruszając.- ... a i zleceniodawca wydaje się być solidny, choć pewnie nagroda mniejsza, a smok większy niźli to piszą w obwieszczeniu.
- Brak dziewicy - dodała Amaranthe i wybuchnęła śmiechem. - Podoba mi się twój zapał, partnerze - wyciągnęła w jego kierunku dłoń. - Poza tym… Zapiski, grobowce, zapomniane cywilizacje. Kto wie, może uda nam się wspólnie zdobyć ciekawy materiał na balladę. Wyprawa na smoka, starożytne tajemnice w tle, niebezpieczeństwo i ów posmak minionych wieków… Tak, jak nic ta współpraca okazać się może nader owocna. - Radość niemal tryskała z dziewczyny, rozjaśniając jej szmaragdowe oczy i poszerzając uśmiech. - Gdzie się zatrzymałeś na noc, Olgrimie? - rzuciła pytaniem.
- W stajni. Nie jest to może miejsce godne dumnego i szlachetnego kapłana. Ale na moje szczęście ja jestem skromny i niewybredny głosicielem mego bóstwa. A w stajni sucho i ciepło, a siano ładnie pachnie.- wyjaśnił z uśmiechem krasnolud głaszcząc się po brodzie.- I rano stajenni karmiący konie mnie obudzą, więc nie zaśpię.
- Widzę że dużych wymagań nie masz - podsumowała. - To dobrze o tobie świadczy. Jakoś nie przepadam za tymi co to nosa zadzierają gdy warunki ich wymagań nie spełniają. Zbyt wiele negatywizmu szkodzi zdrowiu. - Wygłosiwszy ową mądrość pomachała by przywołać kelnerkę i zamówić napitek dla siebie i swego gościa przy stole. - Przybyłeś wraz z ostatnią karawaną czy samotnie szlakiem podróżując? - dopytała, licząc na to, że uda się jej pozyskać jakieś informacje. Co prawda nie zbierała obecnie żadnych konkretnych ale nawyk nawykiem, ciężko było się mu oprzeć.
- Z karawaną. Tą liczną. Tak bezpieczniej. - odpowiedział krasnolud i zaraz zaczął się tłumaczyć. - Nie myśl żem strachliwy. Lubię dobrą bitkę jak każdy inny członek mojego ludu, ale tłuczenie się z bandytami na szlaku szybko się nudzi. Dranie strzelają z łuku, a potem dają drapaka, gdy biegnę ku nim. A bieganie to nie jest rozrywka godna krasnoluda… tak jak ściganie długonogich przeciwników.
Amaranthe parsknęła śmiechem.
- Fakt, ciężko się nie zgodzić, nie dla każdego bieganie - wyrzuciła z siebie, gdy tylko udało się jej opanować atak wesołości. - I nie obrażaj się, nie chciałam cię urazić. Ot, wizja zabawną się wydała i tyle - rozłożyła dłonie przyoblekając swą twarz w maskę niewinności. - Widziałam już nie raz jak twoi bracia walczą i zdecydowanie zgodzić się muszę iż walka z bliskiej odległości wychodzi wam lepiej. Nieraz też zazdrość brała widząc ów kunszt. Sama niestety takowymi umiejętnościami pochwalić się nie mogę. Gdyby jednak z jakiegoś powodu do walki między nami doszło, obiecuję nie uciekać - dodała, przykładając dłoń do ust by powstrzymać kolejny napad wesołości.
- A ja obiecuję stanąć pomiędzy tobą, a wrogiem… no chyba że wygodniej będzie wbić mu kolce mojej broni w plecy. Honorowa walka jest dobra na honorowe pojedynki. Przeciw orkom, gnollom, grimlockom i innym plugastwom, każdy sposób jest dobry.- odparł krasnolud, nachylając się ku Amaranthe, by przyjrzeć się jej postaci.- Nie masz przy sobie chyba oręża, ale zakładam, że… łuk lubisz używać? Ja wolę kuszę.
- Masz dobre oko - pochwaliła. - Łuk, tak ale głównie bicz. Nie uznaję zabijania chyba że jest to absolutnie konieczne i nie da się go uniknąć - wyznała. - Zabijanie sprzeciwia się wszystkiego w co wierzę więc nie zabijam. Z tego też powodu nie używam broni, która takowe ułatwia. Nie jest to może szczególnie rozsądne, ale cóż, jak do tej pory działało .
- Ale smok… jego chce się nasz szlachcic pozbyć.- mruknął speszony krasnolud, gdy jego oczy na dłużej się zatrzymały na krągłościach artystki podkreślanych przez jej strój. - Liczysz że gadzinę przekonasz? A co z trollami? Te nie bywają skłonne do negocjacji.
- Wszak nie pójdziemy tam sami - roześmiała się w odpowiedzi. - Nie zamierzam także żadnego smoka ubijać, a jedynie asystować tym, którzy się tego zadania podejmą. Wszak wiedzieć musisz, że sukces takiej wyprawy nie tylko w samych mieczach jest liczony. Ktoś także musi ową wyprawę uwiecznić w pieśni, jakiż bowiem byłby sens takowej gdyby przeszła bez echa? Ot i tu moja rola. Jeżeli zaś sztuka dyplomacji po drodze okaże się przydatna, jeżeli napotkamy na trudności inne niż te, które tylko ostrzem da się rozwiązać, wtedy… Tu rozłożyła dłonie i pochyliła głowę w lekkim ukłonie. - Oto jestem - roześmiała się po tych słowach wesoło. Ewidentnie nie dostrzegała problemu, który on widział, względnie dostrzegała ale się nim nie kłopotała.
- Dotąd zbierałem historie i informacje… oraz opowieści. Nie byłem dotąd bohaterem żadnej.- odparł po zastanowieniu się kapłan uśmiechając się lekko.- Nie wiem czy to problem w pieśniach… ale lewy profil mam ładniejszy.
- Postaram się nie zapomnieć o tym szczególe - słowom towarzyszyła kolejna salwa śmiechu. - Dużo tych opowieści zdążyłeś zebrać? Może któreś nadałby się na jakąś przyjemną balladę o dawnych czasach i zapomnianych już bohaterach?

- Nie jestem pewien. -zadumał się krasnolud wyciągając z sakwy swoją dużą księgę. Ostrożnie położył ją na stole i przekartkował.- Większość to moje notatki z podróży, spostrzeżenia, szkice… informacje o siedzibach krasnoludzkich i ich społecznościach. Fakty historyczne. Kto po kim rządził, co zrobił. Najciekawszy pewnie jest fragment o Bruenorze… to zresztą całkiem ciekawa opowieść o smoku Shimmergloomie który wypędził krasnoludy zajmując Mithrilową Halę, w tym właśnie Bruenora, gdy pacholęciem. Opowieść o tym jak zaprzysiągł odzyskanie rodzinnego miasta i jak dotrzymał tej przysięgi. Niestety nie mam jej całej tu spisanej. Jedynie suche fakty… a i nie bardzo potrafię opowiedzieć ją tak dobrze, jak winna być opowiedziana.- stwierdził na koniec smutno.- Jestem bardziej historykiem niż gawędziarzem.
Dziewczyna przez chwilę się nad czymś zastanawiała, po czym klasnęła w dłonie.
- Jest sposób na rozwiązanie tego problemu. Dopóki drogi nasze prowadzić będą w tym samym kierunku z chęcią obejrzę te twoje zapiski i zobaczę co się z nimi da zrobić, by przyjazne były szerszej grupie słuchaczy, względnie czytelników. Korzyść w tym będzie obopólna.
Interes ten wydawał się być całkiem niezły. Przede wszystkim zapewniał dawkę informacji ale i sporo dodatkowego materiału, który zapewne nigdzie indziej by nie zdobyła, a już na pewno nie sama.
- No dobra… o ile znasz i rozumiesz dethek. - zadumał się Olgrim, bo też księga była w zapisana runicznym pismem krasnoludzkie mowy. - Gdyż taka historia powinna być w języku przeznaczonym dla mojego ludu… w pierwszej kolejności.
Radość Amaranthe nieco zmalała.
- Niestety, chociaż nie zaszkodziłoby się nauczyć to na chwilę obecną takowej wiedzy nie posiadam. To jednak da się ominąć - rozpromieniła się ponownie. - Wystarczy że przedstawisz mi fakty, a ja ułożę je w zdatną dla publiczności całość, którą następnie sam zapiszesz. Jestem pewna że da się ową przeszkodę obejść - zapewniła, niezdolna do zbyt szybkiego poddania się gdy szansa na zwycięstwo wciąż była w zasięgu wzroku.
- Mogę tłumaczyć. Znam szereg języków.- przyznał się Olgrim kiwając głową. - Jeśli chce ci się po nocach tulić do krasnoluda z książką przy ognisku.
- W większości przypadków i tak nic lepszego nie miałabym do roboty. Dobra opowieść… Cóż, dla niej warto nawet tulenie się do krasnoluda z książką znieść - po czym ponownie się roześmiała. Interes, który właśnie ubiła zdecydowanie dobrze wpłynął na jej humor.
- A wielbiciele? Znając wasze zwyczaje, zawsze wokół ślicznych dziewcząt kręcą się młodzianie którzy potrafią zająć im czas. Choćby płacąc za pyszny posiłek i prawiąc im komplementy.- zastanowił się krasnolud przyglądając obliczu Amaranthe.
- Wielbiciele mnie nie interesują - wyznała otwarcie. Wszak byli teraz partnerami w interesach. - Chętnie zjem jednak taki posiłek i posłucham komplementów, wszak jestem kobietą - puściła do krasnoluda oczko. Co prawda wyglądała bardziej jak nastoletnia panna niż dorosła kobieta, jednak tylko z twarzy i być może w kwestii wzrostu.
- Poza tym bywają przydatni i w innych kwestiach. Nie przewiduję jednak takowych przy okazji najbliższej wyprawy by upolować gadzinę. Jak więc widzisz nie ma powodów do obaw. - Jej palce ponownie zajęły się zabawą z włosami, a spojrzenie na chwilę ześlizgnęło z krasnoluda by oszacować zebranych w izbie klientów.
- Czyżbyś się obawiał że zamiast siedzieć z tobą i układać opowieści, noce w łożu innego spędzać będę? Czy też w namiocie, w posłaniu, na beli siana - tu ponownie parsknęłą śmiechem, wyraźnie całą sprawą ubawiona.
Krasnolud się zaczerwienił i nieco spochmurniał, po czym wyraźnie zawstydzony pogłaskał się nerwowo po brodzie. Spojrzeniem umykał jednak przed wzrokiem dziewczyny, więc nie tyle jej słowa go uraziły, co musiały mu coś nieprzyjemnego przypomnieć z przeszłości. By ten fakt ukryć Olgrim parsknął głośnym śmiechem.- Obawiam się raczej, że mnie mężczyźni różni będą wzrokiem zabijać z zadrości, lub błagać o przekazywanie tobie liścików miłosnych. A co twojego łoża… nie wypada mi wszak wpływać na ciebie w tej materii. Wszak widać że jesteś wolnym duchem, który nie lubi być krępowany. To akurat pasuje do dogmatu mojego bóstwa. Nakazał on memu ludowi na powrót odkrywać powierzchnię.
Zachowanie krasnoluda pobudziło jej ciekawość. Co takiego skrywała jego przeszłość, cóż za tajemnice kryły się za tą pochmurną miną, którą tuszować próbował?
- Wypada czy nie, wybacz ale wątpię by ci się wpłynąć udało - poinformowała, co by wątpliwości w tej kwestii nie powstały. - Życie jest po to by je przeżyć, jeden dzień na raz. Wczoraj było, jutro jeszcze nie nadeszło. Nie ma sensu tracić energii na rozmyślanie o rzeczach które już nie istnieją lub też jeszcze nie zaistniały.
- Jeżeli jednak jakoweś problemy będą wynikać z powodu mej osoby, już ja się sama zajmę ich rozwiązaniem. Jak sam więc widzisz, nie ma nad czym dumać i głowy sobie zawracać. Mam jednak nadzieję, że nie należysz do tych, co to woleliby by kobiety worki pokutne nosiły i najlepiej zasłaniały każdy fragment ciała. Może to i wygodne ze względów praktycznych, bezpieczeństwa i owych morderstw wzrokiem dokonywanych, ze mną jednak się nie sprawdzi. Tak wolę zawczasu uprzedzić co by później jakieś niedomówienia nie zaszkodziły naszej umowie - ostrzegła, bo i z takimi typami miała do czynienia i niezbyt dobrze owe chwile wspominała.
- Wyczuwam pewne problemy z niewiastami związane - szybko zmieniła temat rozmowy, przyglądając się uważnie swemu rozmówcy.
Krasnolud zbył t domysł milczeniem, zawstydzeniem i zmianą tematu. Spojrzał na piersi Amaranthe i zaczął mówić. - Cóóż… ja tam nie narzekam na piękno tak uroczo zapakowane w tkaniny. Wybacz zabrzmiało to…- wpatrywał jakby hipnotyzowany każdym drżeniem tych krągłości wywołanym mimowolnymi ruchami jej ciała.-... trochę dziwnie, ale mnie twój strój się bardzo podoba. Niemniej nie polecam tego stroju, ani w górach ani w zimie. Moda północnych krain nie bez powodu lubuje się futrach. Są bardzo przydatne wszędzie poza Anauroch.- po czym wyrwawszy się w końcu z tej “pułapki” artystki, uderzył dłonią w okutą mithrilem klatkę piersiową. - A co do kłopotów wspólniczko, dzielić się wszak będziemy nie tylko złotem, czasem i chwałą. Możesz liczyć na moją pomoc i skromne uzdrowicielskie dary.
Usta Amaranthe ułożyły się w leniwy uśmieszek kota, który właśnie namierzył mysz pod miotłą.
- Cieszy mnie twoje przyzwolenie - oświadczyła, pochylając się nieco do przodu. Cóż poradzić, ciekawość ją przywodziła do najdziwniejszych zachowań niekiedy.
- Zapewniam także iż posiadam nieco mniej frywolne odzienie. Wszak gdybym tak w drogę się wybrałą z pewnością daleko bym nie dojechała. Teraz jednak, skoro sojusznika w twej postaci mieć będę, garderobę muszę nieco lepiej przemyśleć. Zobaczy się, zobaczy - dodała w zadumie, prześlizgując się wzrokiem po postaci krasnoluda i bawiąc przy tym setnie.
- A propo odzienia… to fascynujące jak się te reguły… zmieniają.- odparł kapłan desperacko szukając bardziej neutralnego tematu, acz jej biust wyraźnie kusił jego spojrzenie. - Na przykład… stroje jak i sama kultura mojego ludu zmieniła się w ciągu ostatnich stuleci. Brody przestały być modne… u kobiet… na przykład. To wpływ tego zapewne, że mój lud ma częstszy kontakt z ludźmi. No i słyszałem, że złote krasnoludy są mniej pruderyjne w strojach, acz ponoć to tylko złośliwe plotki. Więc bardzo liczę, że spotkam kogoś kto bywał w Wielkiej Rozpadlinie… albo przynajmniej miał kontakt z moimi braćmi z Południa.
- O tak, reguły dotyczące strojów lubią się zmieniać. Niedawno mijałam miasteczko w którym kobiety musiały nosić suknie zapinane aż po szyję. Nawet skrawka nagiej skóry pokazać im nie było wolno, a włosy musiały skrywać pod chustami. W innym z kolei strój taki jak ten który mam na sobie był strojem codziennym, a przez niektórych mógł nawet zostać określonym jako pruderyjny - dla podkreślenia swych słów przesunęła dłonią po złoto-szkarłatnych łuskach pokrywających szyję i część dekoldu.
- Nie widzę także powodu by krasnoludzkie kobiety nie miały za takimi zmianami w modzie podążać. I to bez znaczenia skąd pochodzą, oczywiście. Tradycja tradycją, ale życie trzeba przeżywać w pełni. Jeżeli się ma na coś ochotę należy to robić bowiem nie wie się czy kolejnego dnia słońce zajrzy w oczy. Może uda nam się spotkać kogoś kto naocznym świadkiem takich zmian u twych południowych braci był albo i kogoś kto z tamtych stron pochodzi. Sama z chęcią wysłucham takich opowieści.
Krasnolud podążał za tą dłonią wzrokiem, niczym więzień tych palców. Odetchnął głośno i sięgnął po kielich z winem, by wypić całkiem sporą porcję trunku. Podrapał się po głowie i zamyślił. - Pozwolisz, że zgadnę bóstwo, którego to ideały podzielasz… Sharess? Słyszałem o niej, choć… akurat historia Mulhorandu jest mi słabo znana.
Roześmiała się w odpowiedzi.
- Nie zgadłeś, ale dam ci jeszcze jedną szansę. - Jej palce opuściły dekold i powędrowały w stronę leżącego na stole instrumentu. Struny, muśnięte lekko samymi opuszkami, wydały z siebie wesołe nuty, które otuliły siedzącą przy stole parę.
- Sune więc? - próbował zgadnąć krasnolud.
- Nadal nie - pokręciła przecząco głową. Palce przestały bawić się strunami i dołączyły do drugiej dłoni tworząc pomost na którym dziewczyna oparła brodę. - Próbujesz dalej czy się poddajesz?
- Nie jestem tak biegły w religii innych ras, jak mego ludu. Acz… proponuję wymianę. Ty mi zdradzisz ten sekret, a ja opowiem ci kimś o kim pewnie nie spodziewałaś się usłyszeć. Krasnoludzkiej bogini miłości. Takiej romantycznej... - zaproponował krasnolud.
Przez chwilę udawała że się zastanawia nad tą propozycją, przyglądając przy tym swemu rozmówcy, jakby stanowił niezwykle ciekawy obiekt do obserwacji.
- Dobrze, wymiana brzmi niczego sobie - skinęła leciutko głową. - Wyznaję Olidammara, chociaż bardziej poprawnym stwierdzeniem byłoby gdybym rzekła iż podążam za jego naukami. Są to jednak szczegóły w które nie warto się wdawać - puściła do niego oczko i zaczęła bawić się brzegiem kielicha z winem. - Twoja kolej.
- Ach.. tegom się nie spodziewał.- odparł z uśmiechem krasnolud i podrapał się po karku. Po czym nachylił się ku dziewczynie jakby zdradzał jakiś sekret.- Zwie się Sharindlar i jest powszechnie czczona pod tytułem Pani Życia i Miłosierdzia. A choć stare matrony krasnoludzkie wiążą ją tylko z aspektem leczenia, to do niej należy dziedzina tańca i romansu… oraz płodności. Niemniej jej kapłanki i kapłani nie są tacy jak ci w świątyniach ognistowłosej bogini miłości, choć też uczą zasad romansu powiązanych z krasnoludzką etykietą.
- Etykieta romansu? - to ją zainteresowało, chociaż tylko na chwilkę. - Fakt, nie słyszałam jeszcze o niej ale i nie miała zbyt wiele do czynienia z krasnoludzkimi uzdrowicielami. Większość twych braci, których spotkałam na drodze trudniła się wojaczką lub czas swój poświęcała na tworzenie wyśmienitej broni. Raz tylko natrafiłam na takiego, który osiadł na roli i całe dni spędzał pielęgnując zwierzęta i swój ogród z ziołami. Mieszkał sam, na obrzeżach wioski i był nad wyraz… interesującym mężczyzną - dodała po czym zamyśliła się na chwilę, wracając do wspomnień z minionych lat.
- Z tego jednak co mi wiadomo nie wyznawał Sharindlar, chociaż w sumie nie dopytywałam komu modły składa.

- Większość takich krasnoludów straciło kontakt ze swoim ludem z różnych powodów.- stwierdził smutno Olgrim i dodał. - Wiele twierdz zostało zniszczonych przez naszych wrogów, wiele osad przetrzebionych. A niedobitki z nich szukały spokoju i bezpieczeństwa między liczniejszymi od nas ludźmi. Byliśmy dotąd rasą powoli odchodzącą w cień, aż zdarzył się cud. Błogosławieństwo Grzmotu. Wielu wielu krasnoludom narodziły się dzieci… wiele z tych ciąż zakończyła się narodzinami bliźniaków. Znów jesteśmy dość liczni. Ja sam pochodzę z pokolenia Grzmotu… acz jestem jedynakiem.
- Zatem zebrałeś wszystko co dobre i nie musisz się tym dzielić - podsumowała pogodnie. - Życie czasem bywa trudne, jednak dopóki się nie poddamy… Błogosławieństwa czekają - zapewniła, mówiąc poniekąd z własnego doświadczenia, a poniekąd czerpiąc wiedzę od tych, którzy już odeszli. - Dość, nie rozmawiamy o smutnych rzeczach - klasnęła w dłonie by odpędzić ponury nastrój. - To, co należy wyciągnąć z tej historii to to, że zawsze trzeba mieć nadzieję i cieszyć się tym co mamy. Nawet najgorsze sytuacje w pewnym momencie ulegają zmianie. Ból odchodzi, ziemia zaczyna wydawać plon a kelnerki dolewają wina do kielichów. To są wartości na których winniśmy się skupiać. Co było minęło - zakończyła, upiła łyk wina i z hukiem odstawiła kielich na stół.
- Nooo… ja zamierzam się dziś cieszyć zapachem świeżego siana. Bo zapaszek koni akurat nie jest powodem do radowania. - zaśmiał się krasnolud i głaszcząc po brodzie dodał wesoło. - A moja opowieść... nie jest ponura. Mój lud się odradza, a mój kościół zachęca młode krasnoludy do eksploracji powierzchni. Otwieraniem się na świat i naukę nowych dróg i ścieżek. Błogosławieństwo Grzmotu to szczęśliwe zakończenie ponurej karty w historii mego ludu.
- I takie nastawienie mi się podoba - pochwaliła. - Jeżeli zaś woń końska ci przeszkadzać będzie to w moim pokoju zawsze się trochę miejsca znajdzie. Z tym że łóżko jest moje - dorzuciła, szczerząc ząbki w uśmieszku. Co prawda pewnie na upartego by się i razem zmieścili ale tak już miała, że lubiła cieszyć się wygodą gdy miała ku temu okazję.
Krasnolud zamarł z otwartymi oczami i równie otwartymi ustami. Następnie chwycił za kielich wina i wypił duszkiem. - Dyć to być kłopotliwe mogło dla nas oboj… nie mogłabyś się przecie do snu odziać przy mnie w swojej obecności. I co by ludzie pomyśleli?
Chwila minęła nim Amaranthe zdołała opanować wybuch śmiechu. Zanim przemówiła musiała także wspomóc się łykiem wina.
- Mój drogi Olgrimie, czy ja ci wyglądam na osobę która by się przejmowała tym co ludzie mówią? Co zaś się tyczy pruderyjności, to jeżeli widok nagiego ciała przeszkadzać ci będzie możesz oczy zamknąć albo odwrócić spojrzenie i wbić je w ścianę - poradziła, odchylając się nieco od stołu by móc się porządnie przeciągnąć bo od tego siedzenia mięśnie jej nieco zesztywniały.
- Poza tym ma to praktyczną stronę. Ty nie będziesz musiał w stajni spać, a ja nie będę się musiała obawiać ewentualnych, niezapowiedzianych i zdecydowanie niechcianych gości. Nie widzę w tej opcji nic, co mogłoby mieć jakieś minusy. No, może poza jakością podłogi ale w razie czego mogę poprosić o dodatkowe koce i poduszki. Jeżeli jednak propozycja moja nie jest ci w smak, nie czuj się zmuszony do jej przyjęcia. Nie obrażę się gdy odmówisz - zapewniła pogodnie.

Teraz to krasnolud wodził wzrokiem po dziewczynie w sposób jaki się mogła spodziewać po wielu mężczyznach. W wyobraźnie pewnikiem rozbierał ją… dlatego też zaczerwienił się i to bardzo. Zaśmiał nieco nerwowo, acz śmiało przemówił.
- Żaden z Grimhammerów nie bał się gołej niewiasty… takoż i ja nie też nie zamierzam.- znów nalał sobie wina i wychylił duszkiem. Uśmiechnął się zaczepnie.- Acz ja sypiam tylko w przepasce biodrowej toteż… żeby się panna nie wystraszyła.
Po czym pokiwał głową. -Poza tym racja w twych słowach. Nikt nie będzie ci po nocy nachodził wiedząc, że zamiast ślicznotki w drzwiach spotka wkurzonego krasnoluda, któremu sen zakłócił waleniem pięścią w drzwi.
- Zatem jesteśmy umówieni - rozpromieniła się. Jeżeli wzrok krasnoluda jej w jakikolwiek sposób przeszkadzał to nie było tego widać.
- Coś mi się zdaje, że czeka nas owocna współpraca czy to w dzień czy w nocy. A co do przepaski - odpowiedziała mu podobnym wzrokiem do tego, którym ją zmierzył. - Do strachliwych to ja raczej nie należę, nie masz się co obawiać - po czym się roześmiała i upiła kolejny łyk wina.
- Niech się panna nie zdziwi. My krasnoludy nie tylko brody mamy duże.- zażartował rubasznie kapłan. Widać wychylone pospiesznie kielichy wina poszły mu już pod czuprynę.
- Nie mam zamiaru wątpić - tym razem tylko jeden kącik ust uniósł się ku górze. - Doświadczenie mnie przed tym wstrzymuje - dodała, pozwalając by i drugi kącik dołączył.
- Jeżeli chcesz to mogę już teraz wskazać ci który to pokój dzielić będziemy co by później z tym kłopotów nie było. I tak odpocząć chwilę powinnam nim właściwy wieczór się rozpocznie - zaproponowała.
- I poczytać ci mogę do snu.- rzekł z uśmiechem krasnolud klepiąc czule księgę. - Poznasz naturę moich zapisków.
- Jeżeli tylko sprawi ci to przyjemność to z chęcią posłucham - zgodziła się wstając i biorąc instrument w dłonie. - Swoje rzeczy masz…? - zapytała, wzrokiem szukając pakunków krasnoluda chociaż zapewne znajdowały się gdzieś indziej.
- Zawsze przy sobie. Jak ślimak cały dobytek noszę ze sobą. I jak ty… podróżuję bez celu. Więc wspólne wędrowanie może być długie w naszym przypadku wspólniczko.- odparł wesoło brodaty kapłan.
- W takim razie chodźmy - rzuciła, po czym ruszyła przodem.
Jej pokoik znajdował się na samym końcu korytarza. Nie był duży ani przesadnie bogato umeblowany. Ot, jedno łóżko, niewielka szafa i krzesło pod oknem. Na upartego jednak swobodnie miejsca na podłodze starczyć mogło i dla krasnoluda. Szczególnie jeżeli nie był on wielce wybrednym. Amaranthe weszła i od razu zajęła krzesło, kładąc na nim instrument. Następnie usadowiła się wygodnie na łóżku, czekając na swojego towarzysza. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przecież zajęła jedyne krzesło jakie miała do dyspozycji i pospiesznie przełożyła kantele na posłanie obok siebie.
- Nie trzeba było… myślałem co by usiąść koło ciebie. No chyba że zamierzasz się już położyć.- w tym czasie krasnolud zagospodarował swój kącik, zdejmując przy okazji mithrilową kolczugę i kładąc obok niej hełm. Poza dość umięśnioną sylwetką Olgrima dziewczyna dostrzegła na przedramieniu krasnoluda wijący się tatuaż… z pewnością nie robiony przez krasnoluda. Raczej robota kogoś związanego z półświatkiem. Potem wziął księgę tuląc ją niczym dziecko i ruszył ku krzesłu, które zwolniła.
- W takim razie - Amaranthe nie dała mu dojść do krzesła i ponownie zajęła je na potrzeby instrumentu i przesunęła się nieco bardziej by mu zrobić miejsce. - Ciekawy tatuaż - zwróciła uwagę, podkulając nogi pod siebie. - Ma jakieś znaczenie czy to tylko tak dla ozdoby?
- Pozostałość po niezbyt chlubnej przeszłości i po prawdzie… niezbyt ciekawej.- odparł Olgrim wdrapując się na łóżku, usiadł obok dziewczyny i rozłożył księgę… zapisaną kanciastym pismem krasnoludów jedynie w jednej trzeciej. - Włamywałem się kiedyś do domów w pewnym mieście i współpracowałem z paroma osobami o słusznie wątpliwej sytuacji. Stare dzieje…
Przewertował księgę na sam początek.
Amaranthe była nieco zaskoczona, spodziewała się nieco więcej zapisanych stronnic. Jednak nie miała zamiaru ani narzekać ani zwracać na ów fakt uwagi.
- Każdy z nas ma jakąś przeszłość - oświadczyła pogodnie. Sama wszak mogła się poszczycić o wiele gorszymi wybrykami. - Co zatem skłoniło cię do zmiany zawodu i zostania kapłanem?
- To długa historia. I kiedyś ją może opowiem.- odparł pogodnie Olgrim i skupił się na wodzeniu wzrokiem za grubym paluchem wodzącym po literach.
- Ładnych perfum używasz Amaranthe.- mruknął jeszcze cicho, nim zaczął snuć opowieść. To co zapisane było na pierwszych stronach księgi dotyczyło wyprawy z Mithrilowej Hali do pomniejszej osady krasnoludzkiej. I tego co tam znaleźli. Opis w księdze dotyczył zniszczonego i opustoszałego sioła w którym to Olgrim i wynajęci przez kler Dugmarena najemnicy wpierw przepędzili mieszkający tam obecnie klan troglodytów, a następnie zaczęli badać owe ruiny. Opisy dotyczyły kolejnych miejsc i znalezisk i tego co z nich wynikało. Wedle badań na osadę musiały najechać duergary korzystając z nieszczęścia jakie w owych czasach nawiedziło Mithrilową Halę właśnie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline