Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2019, 20:41   #49
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Obudziłaś się gwałtownie, od razu poczułaś, że masz skrępowane nogi w kostkach i ręce w nadgarstkach. Byłaś naga i leżałaś na klepisku w jakimś dużym skórzanym namiocie.
Ogarnęła mnie paraliżująca panika. Bałam się straszliwie i nawet głos uwiązł mi w gardle.

Po chwili do namiotu weszła jakaś leśna elfka ubrana w płócienną tunikę. Kobieta miała zawiązaną pętlę na szyi co sugerowała, że najprawdopodobniej była niewolnicą. Uklękła przy tobie.

– Przyniosłam wodę – Powiedziała. – To dobrze, że już nie śpisz.

Skuliłam się starając zasłonić się przed kobietą. W milczeniu patrzyłam na nią, gdy we mnie gotował się gniew przemieszany ze strachem. Błagałam w myślach Toriela by był to tylko koszmar, z którego zaraz się przebudzę.

– Napij się – Powiedziała podsuwając bukłak. Uśmiechnęła się łagodnie. – Jestem niewolnicą jak ty.

Nie miałam zamiaru brać od niej niczego. Z nerwów zaczęła znów okropnie boleć mnie głowa.

– Nie bój się… wódz zdecydował, że nikt nie ma ci robić krzywdy więc nie zostaniesz zjedzona – Powiedziała znów łagodnie się uśmiechając – Poza tym plemię ostatnio zatrzymało karawanę goblinów, więc nie zabiją cię tak prędko. – Napij się… po jadzie z korzenia uke, zawsze wysycha gardło.

Byłam zbyt zajęta strachem i bólem głowy by odczuwać cokolwiek innego, więc nie dałam się namówić na wypicie wody.

– Jak wolisz. – Powiedziała drobna kobieta i usiadła obok ciebie. Mimochodem zauważyłaś jak niesamowicie chuda ona była. Wyglądała jakby od dawna ją głodzono.

Na język przychodziło mi pytanie o to gdzie jestem, ale przecież odpowiedź na nie niczego nie zmieni. Zostałam porwana i mogłam liczyć tylko na pomoc ...
W miarę jak bardzo powoli oswajałam się że swoją beznadziejną sytuacja, próbowałam jakoś uwolnić się z więzów, starając się palcami wybadać czy uda mi się rozplątać sznur.

– I tak nie masz gdzie uciec – Powiedziała elfka widząc twoje starania. – Jesteś w samym centrum osady… jak dasz radę jakoś uciec łowcom, dopadną cię włócznicy. Przykro mi. Mogę rozwiązać twoje więzy, jeśli obiecasz, że nie zrobisz nic głupiego, bo wtedy obie stracimy dziś życie.

Słowa, że nie ma szans na ucieczkę sprawiły, że zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Mogłam się miotać, ale niczego tym nie wskóram, więc zdecydowałam się na ugodę.
- Nie ucieknę - powiedziałam. - Gdzie są moje szaty? - syknęłam.

Dziewczyna rozwiązała ci ręce.
– Nie wiem… pewnie wziął wojownik, który cię schwytał. Łupy zawsze należą do łowcy, który schwytał niewolnika… – Wyjaśniła. – Gdyby nie to, że wódz zażyczył sobie ludzkiej kobiety, pewnie łowca by cię zarżnął i ucztował na tobie razem z żoną i dziećmi.

Usiadłam skulona i zaczęłam sobie rozcierać otarcia od sznura. Ponuro pomyślałam, że skoro dopiero teraz odzyskałam przytomność to nawet bym się nie zauważyła przed śmiercią tego wszystkiego o czym powiedziała.
- Dasz mi cokolwiek do okrycia? - zapytałam.

– Nie mogę bez pozwolenia swojego właściciela – Powiedziała rozwiązując ci sznur na kostkach. – W sumie powinnaś się przyzwyczajać do chodzenia nago, jeśli cię nie zabiją, tak właśnie teraz będziesz chodzić… mi dali ubrania bo jestem elfem, jak oni.

Posłałam jej gniewne spojrzenie.
- Kto ma moje rzeczy? - powiedziałam.

Dziewczyna aż odskoczyła.
– Nie wiem… sprowadzili cię w nocy. Ja tylko dostałam rozkaz aby dać ci wody i zdjąć więzy – Wyjaśniła.

Skrzyżowałam ręce przed sobą by zakryć swoje piersi. Czułam się straszliwie upokorzona własną nagością. Przesunęłam się w najdalsza od wejścia część namiotu i zaczęłam rozglądać się za czymkolwiek co mogliśmy użyć do okrycia się.

W namiocie nic jednak nie było, zaś skóry, które stanowiły tropik, były dokładnie pozszywane. Elfka ukucnęła i patrzyła na to co robisz bez wyrazu.

Wbiłam spojrzenie w szczyt namiotu. Czy naprawdę mogłam liczyć na ratunek? Czy ktokolwiek mnie tu znajdzie? Dlaczego tak się stało? Byłam tak blisko, żeby się uratować...Zacisnęłam dłonie w pięści i gniewnie zazgrzytałam zębami.

– Czemu się tak martwisz brakiem ubrania? Masz przecież ładne ciało… nie to co ja… – Dodała smutno.

Na jej komentarz tylko bardziej się wściekłam. Lewą ręką przeczesałam włosy, które rozplecione sięgały mi do połowy pleców i wtedy zauważyłam, że nie mam opatrunku, a zamiast niego jest duży strup sklejajacy włosy, a pod nim był krwiak. W tym tempie umrę na zakażenie. Ułożyłam włosy tak by zakryć piersi. Przyjrzałam się konstrukcji namiotu, zastanawiając się jak mogłabym zrobić z niego broń.

– Co robisz? – Zapytała dziewczyna bawiąc się bukłakiem.

Namiot był bardzo solidnie skonstruowany. Jego stelaż stanowiły długie, grube paliki związane u szczytu, ponad trzy metry nad ziemią.

- Nic - rzuciłam od niechcenia i skuliłam się, chowając głowę we własnych ramionach.

– Nie załamuj się… będziesz posłuszna, to nie stanie ci się krzywda. – Powiedziała dziewczyna próbując cię pocieszyć.

Prychnęłam z pogardą.

Nagle do namiotu weszła dzika elfka. Kobieta miała na sobie skórzane spodnie, a przy pasie kościany nóż. Miała też krótką włócznię w dłoniach.

Leśna elfka natychmiast wstała i pochyliła głowę, nie powstrzymało to jednak wojowniczki od uderzenia jej w tył głowy.

Powiedziała coś w nieznanym ci języku.

– Ona mówi, że masz z nią iść – Powiedziała niewolnica nie podnosząc głowy.

Na pojawienie się nowej osoby zareagowałam podniesieniem głowy i nerwowym spięciem się, szykując się do odparcia ataku.
- Nie ruszę się stąd póki nie dostanę ubrania - warknęłam. Jeśli ktokolwiek spróbuje mnie tknąć…

Elfka z drżącym głosem przetłumaczyła twoje słowa. Na twarz dzikuski wpełzł grymas wściekłości. Podeszła do ciebie i spróbował chwycić cię za włosy.

Jej reakcja wyzwoliła we mnie cały pokład gniewu i żalu jaki we mnie kipił. Byłam niczym dzikie zwierze zagonione pod ścianę, które zrobi wszystko by nie dać się pojmać żywcem. Przechyliłam się w bok cofając głowę w chwili, gdy jej dłoń była blisko mnie i ręką, którą do tej pory zasłaniałam piersi, wystrzeliłam do nadgarstka dzikiej elfki z zamiarem wykręcenia jej ręki, którą chciała mnie złapać. Jednocześnie nogą kopnęłam od boku w jej kolano. Czujnie pilnowałam tego co robiła przeciwniczka z drugą ręką, w której trzymała broń.

Twoja nagła reakcja zaskoczyła wojowniczkę. Udało ci się chwycić i wykręcić jej rękę, a ona w odpowiedzi odrzuciła włócznię i wyszarpnęła zza pasa kościany nóż, a potem próbowała cię nim ugodzić.

Trzymałam jej rękę w żelaznym uścisku osoby walczącej o życie. Wygięłam jej mocniej rękę by przestała się szarpać i przymusić ją do pochylenia się. Zaszłam ją od tyłu i kopnęłam ją w zgięcie kolana, żeby ją powalić na ziemię. Jednocześnie wolną ręką asekurowałam się, żeby sprobować złapać rękę z nożem, którą wymachiwała na oślep.

Kobieta próbowała się siłować ale z marnym efektem, chwyciłaś jej drugą rękę i zmusiłaś by wypuściła nóż. Element zaskoczenia i trening w klasztorze dały ci przewagę, którą wykorzystałaś bezwzględnie, twoja przeciwniczka natomiast zaczęła z wściekłością wykrzykiwać jakieś obelgi w swoim języku. Co ciekawe jednak, byłaś prawie pewna, że nie wzywała pomocy.

Z jakiegoś powodu… być może na skutek działania pierwotnego instynktu, nagle poczułaś się bardzo, bardzo dobrze. Stałaś nago, miażdżąc znacznie silniejszą przeciwniczkę i czułaś się zwyczajnie dobrze… jak zwycięzca walki o przetrwanie. Jak lepszy gatunek… Było to uczucie tak naturalne, tak zwierzęce i jednocześnie… tak bezbożne. Czułaś, że przykładając odrobinę więcej siły, mogłabyś z łatwością połamać jej ręce i zmusić do czołgania się pod twoimi stopami.

Jakiś głos wewnętrzny głos namawiał cię abyś to zrobiła.

Zauważyłaś kątem oka co robi leśna elfka. Kobieta stała przy wyjściu z namiotu z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Patrzyła na to co zrobiłaś i drżała.

Byłam bliska by pozwolić sobie wyżyć się na obezwładnionej elfce, którą dodatkowo przydusiłam do ziemi kolanem. Z satysfakcją patrzyłam jak wije się z bólu jaki czuła teraz w rękach i barkach. Wystarczyło, że mocniej przyduszę... Potrząsnęłam głową i wzięłam głęboki oddech. Musiałam się stąd wydostać. To było najważniejsze.
- Bierz sznury i zwiąż ją - warknęłam do niewolnicy.

– Zabiją mnie… – Powiedziała w desperacji. – Nie pomogę ci… – powiedziała, gotowa by wybiec z namiotu. W tym czasie dzika elfka, próbowała się szarpać.

Mocniej wygięłam rękę obezwładnionej za karę, że się ruszała i w przestrodze, że jak się nie uspokoi to zaraz jej się bark wygnie w nienaturalny sposób.
- Albo ją zwiążesz, albo ja ją zabiję - rzuciłam do niewolnicy licząc, że przestraszy się, że przez to jeszcze gorsze konsekwencje ją dotkną.

Dziewczyna pokręciła głową nerwowo i wybiegła z namiotu. Elfka pod twoim kolanem, mimo bólu nie zaczęła wołać o pomoc do swoich pobratymców. Miałaś wrażenie, że wojowniczka albo wciąż się ciebie nie boii, albo jest zbyt pyszna by wołać o pomoc… albo zwyczajnie, przegrać z tobą byłoby dla niej zbyt wielką hańbą, by mogła sobie pozwolić na to by ktoś ją zobaczył w tej sytuacji.

Jej zachowanie dawało mi do myślenia, ale nie byłam w dobrej pozycji do spokojnych dywagacji. Rozejrzałam się za swoim sznurem.

Leżał na środku namiotu, mogłabyś go sięgnąć, ale kosztem rozluźnienia chwytu na rękach wojowniczki.

Rozluźnienie uchwytu na rękach elfki byłoby w tej sytuacji dla mnie śmiercionośnie. Nie namyślając się, spróbowałam sięgnąć po linę stopą, którą skoro byłam naga, mogłam pochwycić sznur, ale ostrożnie, by nie stracić równowagi.

Udało ci się zahaczyć o linę palcami, ale w tym momencie elfka bardziej się szarpnęła i rzuciła coś pod nosem. Musiałaś zatem znów ustabilizować pozycję by cię nie zrzuciła.

Priorytetem było nie pozwolenie jej się wyrwać, więc kiedy się szarpnęła to odruchowo pociągnęłam jej ręce tak by mocno ją zabolało.
- Jeszcze raz a wyrwę ci je ze stawów - syknęłam jej do ucha, nie przejmując się tym, że może mnie nie rozumieć. W sumie to chciałam, żeby dała mi pretekst by to zrobić. Jeszcze raz spróbowałam sięgnąć po linę w ten sam sposób co wcześniej. W głowie ułożyłam sobie zapasowy plan na okoliczność, gdyby zaraz miałby się ktoś pojawić w namiocie, a w nim zamierzałam jedną rękę puścić i chwycić kościany nóż, który leżał przy mnie, po czym przystawiając do szyi leżącej elfki grożąc zabiciem jej.

Kobieta wierzgnęła nogami, próbując cię strącić z siebie, co znów sprawiło, że nie udało ci się przyciągnąć liny w zasięg twojej ręki.

- Sama tego chciałaś... - to był właśnie koniec mojej cierpliwości jak i resztek tego co można by uznać za dobre intencje. Stanęłam na plecach elfki i pociągnęłam jej ręce w tył, chcąc wyrwać je z barków, tym samym jej górne kończyny nieużytecznymi, przynajmniej póki sprawny medyk jej nie “naprawi”.

Kobieta nie dała rady powstrzymać stłumionego krzyku. Usłyszałaś głośne satysfakcjonujące chrupnięcie. Twoja przeciwniczka była teraz całkowicie bezbronna. Oddychała z trudem, powstrzymując łzy bólu.

Teraz byłam prawie pewna, że ktoś zaraz wskoczy do namiotu, no chyba że pomyślą, że to moje krzyki. Wykorzystałam to, że elfka była sparaliżowana bólem i doskoczyłam do liny. Kiedy miała ją w dłoniach to wróciłam do obezwładnionej i zaczęłam wiązać jej ręce z tyłu pleców. Tak "zapakowaną" mogłam wykorzystać na dwa sposoby: czekać aż ktoś tu do nas przyjdzie albo z nożem przy jej syi, wyjść i wykorzystać tą jedyną szansę na opuszczenie tego koszmarnego miejsca. Wzięłam nóż w dłoń i ustawiłam się przodem do wejścia do namiotu. Przyjrzałam się jej ubiorowi w ocenie czy coś z tego nadawałoby się dla mnie na okrycie.

Kobieta miała na sobie tylko spodnie ze skóry i przepaskę, związaną rzemieniem. Elfka widząc co robisz, z bólem wyrzekła dwa słowa, które zrozumiałaś.

– Zabij mnie… – Powiedziała przez zęby.

- Chciałabyś - prychnęłam i włożyłam sobie rękojeść kościanego noża w zęby. Zaczęłam ją rozbierać, by mieć dla siebie ubranie.

– Zabij mnie! Ja… Ja krzyczeć! – Powiedziała niemal ze łzami. – Zawołać… zawołać… inni… zabij mnie… prosić… ja… – Powiedziała jakieś słowo, którego nie zrozumiałaś. Zauważyłaś, że zaczęła płakać, gdy uwolniłaś ją z jej odzienia. Przy okazji zauważyłaś również coś jeszcze… kobieta była obrzezana. W miejscu jej części intymnych była blizna od noża.

- Krzycz. Tylko głośno, żeby cię słyszeli - warknęłam ubierając na siebie jej ubranie. To że niewolnica uciekła mocno mi pokrzyżowało plany, bo nie rozumiałam mowy tych dzikusów. Ale jej sprawa. Ja w przeciwieństwie do niej wolałam zginąć w walce próbując się wydostać, niż dać się upodlić jak ona.

– Zabij! Ja… Zabij mnie… – Kobieta zalała się łzami.

- Wstawaj. Wyprowadzisz mnie stąd - nakazałam ostrym tonem. - Zaprowadzisz mnie do moich.

– Nie… nie… inni nie puścić… ja… już nie żyć… zabij… – Powiedziała nie zmieniając pozycji.

– Wie co mówi… – Powiedział elf stojący w wejściu do namiotu. Nawet nie usłyszałaś jego kroków, a musiał pojawić się w czasie, gdy ty zajęta byłaś ubieraniem się. – Jest pohańbiona i do tego nie może walczyć… – Powiedział. – Jest teraz mniej ważna niż niewolnica. Jeśli jej nie zabijesz, zostanie wyrzucona z wioski i umrze z głodu na stepie. – Powiedział mężczyzna. Zauważyłaś, że nie ma przy sobie broni. Był ubrany w skórzane spodnie, ale na szyji miał naszyjnik z piór i kości a na głowie pióropusz.

Jak tylko się odezwał to znów cała spięłam się w sobie, gotując się do kolejnej walki o życie. Nóż natychmiast znalazł się w mojej dłoni, w gotowości do obrony. Pomiędzy mną a nim była tylko leżąca na klepisku elfka.
- Uzdrowiciel, od którego mnie porwaliście, uleczy jej ręce - powiedziałam do mężczyzny. Sama co prawda też posiadałam umiejętności by to zrobić, ale w tym momencie nie zamierzałam odkrywać swoich kart. - Odprowadzi mnie do druidki i sprawie, że nie zostanie zjedzona przez jej zwierzęta, tylko wyleczona.

– Dała się ci pokonać… rany na jej honorze nic nie wyleczy. – Stwierdził krzyżując ręce na piersi. – Sama jej zapytaj. A jeśli chodzi o tą półkrwistą czarownicę… niedługo zrobimy z nią porządek. – Powiedział z uśmiechem. – Co do ciebie natomiast… zabicie tej… – Spojrzał na elfkę. – Jest jedyną szansą na wyjście stąd żywą… bo tylko z wojownikiem będę gotów negocjować.

Zawahałam się, bo jeśli zabiję ją to stracę możliwość szantażowania, ale patrząc na postawę tego, który wydawał się być tu szefem oraz zachowanie pokonanej to zaczynałam rozumieć jakie tu panują zasady.

- Jeśli tak stawiasz warunki - mruknęłam i pochyliłam się nad elfką. Patrząc w oczy widzowi, jednym wprawnym ruchem wyrobionym na zajęciach sekcji martwych ciał, przeciągnęłam ostrzem kościanego noża, zatapiając je głęboko w szyję elfki.

Poczułaś jak ciepła posoka trysnęła ci na dłonie. Zabiłaś drugi raz… i tym razem było inaczej. Nie była to zwykła obrona własna, lecz świadome odebranie życia bezbronnej osobie. Czułaś jak ciepła, lepka krew spływa po twoich palcach. Czułaś jak jej ciało przez chwilę drży, a potem uspokaja się, gdy uchodzi z niego życie.

Wiedziałaś jedno… właśnie złamałaś jedną z najważniejszych reguł swojego zakonu.

– Jesteś wojowniczką. – Powiedział elf. – Bezbronna, byłaś w stanie pokonać i zabić uzbrojoną przeciwniczkę. Winszuję, zgodnie z naszym prawem, oddałaś jej krew ziemi, z której powstała i ocaliłaś ją przed hańbą.

Powoli wyprostowałam się, mając spojrzenie cały czas wbite w wodza dzikusów. Kątem oka tylko na krótko zerknęłam na przeciwniczkę. Kałuża krwi pode mną rozrastała się niczym zaraza w zaludnionym mieście. Cofnęłam się by szkarłat nie sięgnął moich stóp. Jeden mógłby w tym widzieć odrazę do krwi, ktoś inny niechęć e zamoczyć stopy w śliskiej mazi co utrudniałoby utrzymanie równowagi.

- Czemu nie zabito mnie, gdy byłam nieprzytomna? - zapytałam. - Po co mnie porwaliście?

– Doskonałe pytanie. – Uśmiechnął się. – Wysłałem grupę wojowników, wraz z grupą nowicjuszy. Ich zdaniem było zrobić porządek z czarownicą. Mieli zabić jej niedźwiedzia a ją spalić wraz z tą chatą żywcem. – Powiedział podchodząc i chwytając umarłą za krwawiące gardło. – W grupie nowicjuszy była moja córka. – Wstał i obejrzał pokrytą krwią dłoń. – Jak wyjaśnili moi wojownicy, młodzież miała tylko zrobić zwiad. a w nocy miała rozpocząć się akcja… jednak zwiad nie powrócił, więc wojownicy w nocy wyruszyli zobaczyć co się stało… i znaleźli rzeź. Część młodzieży została rozszarpana przez niedźwiedzia, część zadźgano nożami, części połamano karki… ale mojej córce rozbito głowę. – Uśmiechnął się. – Kiedy moi łowcy zobaczyli cię przed chatą uznali, że jesteś przybyszem, który szukał pomocy u wiedźmy, i że możesz wiedzieć co stało się z naszą młodzieżą, więc zrezygnowali z wykonania zadania i sprowadzili cię tutaj. Żyjesz, bo mam do ciebie kilka pytań… Pierwsze brzmi… czy moja córka umarła jak wojownik, czy jak tchórz?

Moje usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Zaczynałam myśleć, że jestem w jakiś sposób przeklęta, że ściągam te rzeczy na siebie. Uniosłam wyżej głowę, w dumnym wyrazie.

- Co będę miała z odpowiadania na te pytania? - zadałam własne, zanim mógł liczyć na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony.

– Odważne słowa… godne wojownika. – Podszedł do ciebie, wcale nie bojąc się noże, który masz w dłoni. – Gdy chciałem cię pytać dziś rano, odpowiadając na moje pytania, otrzymałabyś życie… nie zabilibyśmy cię, ale mogłabyś zostać moją niewolnicą… teraz jednak, gdy dowiodłaś ducha wojownika, nie zamierzam czynić cię niewolnicą. Jednak… jeśli odpowiesz na moje pytania pozwolę ci żyć, jeśli odmówisz, będziesz musiała stoczyć honorowy pojedynek z każdym, kto sobie tego zażyczy, a w plemieniu mam znacznie więcej umiejętnych wojowników, którym Elire, którą zabiłaś nie dorównałaby przez całe życie.

Prychnęłam. Skrzywiłam się z odrazą, gdy mówił o zrobieniu ze mnie niewolnicy. W tej całej beznadziei mojej sytuacji paradoksalnie ucieszyła mnie opcja, że mogę bez większego proszenia się zginąć w walce. Wolałam to, niż "łaskę" stania się niewolnikiem. Może i byłam małym dzieckiem kiedy oddano mnie do zakonu, ale dumę osoby szlachetnie urodzonej miałam wrodzoną i nauki Torielitów nie były w stanie jej zgasić.

- Odpowiem i puścicie mnie wolno? - rozwinęłam jego wypowiedź, która była dla mnie niesatysfakcjonująca.

– Odpowiesz i będziesz żywa i wolna… – Odpowiedział.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline