Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2019, 00:56   #135
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 53 - 2037.IV.15; śr; popołudnie

Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:00
Miejsce: Old St.Louis, Old Jamestown; okolice zakładu metalowego
Warunki: otwarty, podmokły teren, nieprzyjemnie, jasno, słonecznie, lekka mgła przy rzece





Przez dwa dni drużyna jaka miała rozpoznać bezludną i podmokłą okolicę tego zakładu z obrabiarkami. Wyjazd z bazy i objazd do celu zachodnimi peryferiami dawnego St. Louis przeszedł bez większych kłopotów. Nie napatoczyli się na żaden nadgorliwy patrol sił rządowych. W takim wypadku posiadane uzbrojenie jakie by przy ekipie znaleziono napytałoby im tylko biedy. No i cała trójka na wszelki wypadek znów musiała wziąć nowe tożsamości uszczuplając przygotowany przez skanerów zapas do kilku sztuk.

Dopiero przy północnych sektorach dawnej metropolii, tam gdzie swoje piętno odznaczyła rozregulowana rzeka zrobiło się trudno. Furgonetka musiała jechać coraz wolniej i coraz głębiej brodziła w wodzie. Najpierw coś co wyglądało jak niekończąca się kałuża, potem głęboka kałuża jaką pojazd rozchlapywał na boki a w końcu z mozołem przedzierał się powoli do przodu gdy woda sięgała już do osi i zderzaka. A nikt z całej wytypowanej do tego zadania trójki nie był kierowcą z prawdziwego zdarzenia. W końcu więc gdy furgonetka zderzyła się z jakąś podwodną przeszkodą rzucając mocno całym swoim wnętrzem cała trójka zgodnie uznała, że nie ma co dalej forsować pojazdu i własnego szczęścia.

- No to wysiadka. - odezwał się Jarl od produkcyjnych który miał robić za eksperta od stanu generatora. Zatrzymał pojazd i zgasił silnik.

- Jak daleko mamy do przejścia? - Dunkierka zapytała z tylnego siedzenia rozglądając się przez przednie, tylne i boczne okna pojazdu po tej podtopionej okolicy. Chyba była gorzej podtopiona niż okolice browaru Lempa który też sąsiadował z okolicą tego typu no ale jednak się nie moczył w niej bezustannie jak tutejsze domy i ulice.

- No jak na przełaj to jakiś kilometr. Mniej więcej cały czas tą drogą. - Junior machnął ręką przed siebie wskazując na raczej prostą drogę przed nimi ale patrząc na mały ekran lokalizatora. Właściwie to, że nadal są na drodze widać było po znakach i drzewach na poboczach bo samej drogi widać spod wody nie było. A do tego dalszą okolicę przesłaniała mgła. Dość rzadka ale jednak mimo środka dnia nadal się tutaj unosiła.

- No to pakować wędki i wysiadka. - zakomenderowała strzelec wyborowa która miała z całej trójki najwyższą szarżę. A wędki dlatego, że mimo wszystko ktoś niepowołany mógłby ich dostrzec i gdyby ujrzał wojskową broń w rękach mógłby zareagować dosyć nerwowo. Albo co gorsza zawiadomić władze. Szansa na to była chyba niezbyt duża bo okolica wyglądała na słabo zaludnioną a ludzie mieszkający z dala od centrum nowoczesnych miast mieli swoje powody by nie mieszkać w tych centrach i poglądy zbliżone do Alvareza i jego ludzi. No ale jednak jakiś przypadkowy dron, patrol czy fan władz mógł jednak podnieść larum. Dlatego wojskowi zapakowali swoją broń w pokrowce co coprawda spowalniało jej natychmiastowe użycie no ale też broń nie była z miejsca widoczna. Podobnie pancerze ukryto pod luźnymi płaszczami przeciwdeszczowymi w sam raz na taką okolicę. Jarl nie miał takich problemów bo ani pancerza ani broni długiej nie miał a pistolet mógł ukryć gdziekolwiek. Zaś toporek jaki znów sobie zmajstrował nawet pasował do przedzierania się przez taką okolicę.

Podróż na piechotę była już bardziej męcząca niż samochodem. Spod wody nie było widać wszystkich przeszkód więc zdarzały się potknięcia o te przeszkody. No i zimna woda stawała tępy opór przy każdym kroku. Ale dla wysportowanego technowikinga i dwójki zawodowych wojskowych była to raczej niedogodność niż prawdziwa przeszkoda. Gdyby nagle trzeba było zwiewać do samochodu byłoby jednak gorzej.

- Kiedyś musiało być tu całkiem ładnie. - mruknął Junior gdy przeszli gdzieś z połowę drogi, może nawet więcej i wkroczyli na teren osiedla. Rzeczywiście przypominało ono dawne, amerykańskie przedmieścia. Ale domy i posesje były duże. Kiedyś pewnie biedni ludzie tutaj nie mieszkali. Teraz panował tutaj permanentny stan powodziowy więc okolica wyglądała smętnie, smutno i na opuszczoną. A owa fabryczka znajdowała się prawie na samym końcu tego osiedla.

- Jakbym wiedział, że tu tyle wody to bym zorganizował jakąś łodkę. Ponton. Cokolwiek. - Jarl też chyba nie był zachwycony tym przedzieraniem się przez zimną wodę. Rzeczywiście woda sięgała mniej więcej do kolan, czasem do połowy ud więc coś w stylu łódki jaką można by zabrać furgonetką miałoby już po czym pływać.

- Czy mi się wydaje czy ta mgła robi się coraz gęstsza. - Dunkierka zwróciła uwagę na inną rzecz. Mgła co prawda nadal dawała wgląd na kilka budynków dookoła ale faktycznie wydawała się gęstsza niż tam gdzie wysiedli z samochodu.

- Pewnie dlatego, że zbliżamy się do rzeki. - brodaty zwiadowca pozwolił sobie na luźną uwagę na ten temat. Mogło tak być bo wilgotny zapach kojarzący się z rzeką czy jeziorem rzeczywiście był tutaj wyczuwalny. Przeszli przez ten niekończący się bród aż na koniec tego Old Jamestown, kierowani przez elektroniczną zabawkę Juniora i w końcu stanęli na rogu z jakiego już widać było dawny warsztat z precyzyjnymi obrabiarkami i oby, generatorem.

- No to jesteśmy. - oznajmił Junior wskazując zapraszającym gestem na widoczny budynek. Z przodu była chyba mieszkalna posesja, od ulicy, bo budynek od frontu przypominał podobne okazałe rezydencje jak te które dominowału po sąsiedzku. Dopiero nico w głębi widać było płaski budynek który kojarzył się z jakimś magazynem czy zakładem.

- Chodźcie do tego domu. Rozejrzymy się. - Dunkierka wyjęła lornetkę i przez chwilę rozglądała się po okolicy. No ale przez lornetkę i z już dość bliska nadal cała okolica wyglądała na opuszczoną i zatopioną. Ale wolała się upewnić więc razem weszli do sąsiedniego budynku a potem na zaniedbane i porzucone piętro noszące ślady rozpadu, upływu czasu, wpływu pogody i dewastacji. Ale z piętra też panował bezruch, powódź a w dalszej perspektywie mgła.




Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:00
Miejsce: Old St.Louis, Overland; sklep Chena
Warunki: jasno, sucho, ciepło, wnętrze sklepu, na zewnątrz nieprzyjemnie i słonecznie


- Świetny dzień na zakupy. - Lena wydawała się w świetnym humorze od samego rana. Zresztą Ruben też coś zbytnio nie narzekał. W końcu dzięki temu, że był głównym kontaktem całej bazy ze światem zewnętrznym i wydawał się ulepiony z podobnej gliny jak ludzie z siatki Alvareza mówił z nimi tym samym językiem. No i dzięki tej zakupowej misji ominęła go wyprawa na jakieś zalane powodzią pogranicze albo ślęczenie przed monitorem jak reszta skanerów czy po prostu nudzenie się. No i mógł sobie w miłym towarzystwie zwiedzić nową miejscówkę. A było co zwiedzać.





Koloryt St. Ann wydawał się być rodem wycięty z dawnych Chinatown. Azjatyckie typu urody wśród przechodniów i w lokalach wydawały się dominujące. Może jeszcze Latynosi i inni kolorowi. Właściwie najmniej było białych. Przynajmniej takie było pierwsze wrażenie. A do tego azjatycka kuchnia z dominującą rolą ryb i ryżu co oznajmiały krzykliwe, kolorowe neony z “krzaczkowymi” napisami i takież zapachy. Do tego mnóstwo restauracji, fryzjerów, klubów masażu, kin, kawiarni i wszystko to jak nie w azjatyckim to latynoskim kolorycie.

Samo znalezienie konkretnego sklepu nie było takie proste. Po pierwsze mieli tylko adres ulicy ale we współczesnej nazwie co nijak nie wpisywała się w geografię dawnego miasta jakie xcomowcy mieli na swoich mapach. Więc zwyczajnie trzeba było trochę pojeździć, poszukać i popytać o ten “Sklep Chena”. No ale po jakiejś godzinie błądzenia po tym St. Ann wreszcie trafili na tą ulicę co trzeba a następnie już po dość krótkim błądzeniu odnaleźli właściwy sklep.

Sam sklep wyglądał jak jakaś klasyczna rupieciarnia. Rzeczy stare i nowe. Trochę zalatywało dziwnym zapachem kojarzącym się z jakimiś kadzidełkami czy ziołami. Na półkach stały jakieś słoje w których unosiły się jakieś dziwne stworzenia i organy zupełnie jak w gabinecie jakichś dziwów albo w jakiejś aptece. Nowoczesne neony na zewnątrz, holoekrany z reklamami czy na ladzie kontrastowały z klasycznym wnętrzem tradycyjnego sklepu.

Niczego sobie była też pani ekspedientka. Młoda Azjatka z cyber ramieniem i sporą ilością tatuaży i piercingu. Poza tym, że odpowiedziała na przywitanie nie przeszkadzała klientom w oglądaniu sama coś dłubała na holoekranie po swojej części lady.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline