- Widzisz bardzo dużo. - Shateiel, zdumiony, przyglądał się siedzącej naprzeciwko blond postaci. -
Tylko… kto według ciebie jest tym złym? - Pytasz o... niedawnych pracodawców naszej zmarłej bidulki? Czy też może wróciła wam ochota na kawę i ciasto, przy których moglibyśmy podyskutować o ideach Stirnera oraz Nietzschego? - dopytało nagie dziewczę z pobrzmiewającą w głosie (złudną?) nadzieją, że ta druga odpowiedź mogła okazać się prawdziwą. Obserwując jej łaknącą frenezję, siedzący obok Shateiela anioł kuźni przewrócił oczyma, ale nie podjął tematu.
- Pytam o jego pracodawców. - Shateiel pokręcił z niedowierzaniem głową. -
Naprawdę... napiłabym się z tobą kawy, ale na werandzie i gdybyś mi zagwarantowała, że nie będzie tam skrawka jakiegokolwiek ciała. - Z tym... mógłby być drobny problem - przyznała gospodyni z winnym uśmiechem dziecka przyłapanego z dłonią w słoiku na ciastka.
- A jego nowi państwo właściciele... kurczę no, nie mogę sobie teraz przypomnieć ich artystycznych pseudonimów. - Uniosła dłonie w geście udawanej bezsilności przeplatanej czymś, co Nana zakwalifikowała jako bezczelne, wierutne kłamstwo.
- Powiedzmy po prostu, że pierwsza grupa uważała się za chodzące ideały i bardzo chciała narzucić całemu światu swoją ideę prawa i porządku - Uniosła idealnie wyregulowane brwi, zdając się pytać “brzmi znajomo?”.
- Ich przeciwnicy stawiali raczej na chaos, zniszczenie, rozkład - całe to “ble, fuj i och, ach” typowe zwykle dla jednowymiarowych bęcwałów, z którymi nie da się rozmówić.
Zlepek kości obrócił się w jej dłoni na podobieństwo kuli w kręgielni.
- No, to tylko wyobraźcie sobie, jak potwornie naświntuszyć musiała nasza martwa bida, aby ci źli chcieli z nim chociaż porozmawiać! Oj, tak... ten “nieśmiertelny” miał bardzo malowniczą historię. Ha. Czy baliście się kiedyś śmierci tak bardzo, że zabiliście to, w co wierzyliście i kim byliście, aby utrzymać przy życiu swoje ciała? - To ostatnie pytanie, w przeciwieństwie do reszty jej trzpiotowatych kwestii, rezonowało śmiertelną powagą. Na ułamek sekundy pomieszczenie zalała miażdżąca zmysły, egzystencjalna presja, a Złotowłosa zarysowała się jako coś znacznie starszego i groźniejszego, niż sugerowałoby to jej nieletnie, smukłe ciało. Był to jednak zaledwie przebłysk całości, szkic głębszego stanu rzeczy... i umknął on z umysłu byłej zakonnicy jeszcze szybciej niż w nim zawitał.
- Wierzę, że wiesz jakim sposobem możemy tu funkcjonować, i że żadne z nas nie miało takich zapędów. - Shateiel uśmiechnął się nieco gorzko.
- Obawiam się, że wiesz bardzo dużo i większości tego nie chcesz zdradzić... tak jak faktu kim... lub czym jesteś. - Oj, nie przesadzajmy, nie przesadzajmy! Jestem zwykłą panią domową z nadmiarem wolnego czasu! - załgała radośnie. Val parsknął i przeszedł w werbalną kontrę.
- Jak mi tu, kurwa, kaktus wyrośnie - rzucił znanym już Shateielowi grypsem.
- Mieszkasz w cholernej chałupie z Domu tysiąca trupów, a pieprzonymi dekoracjami wymieniasz się z J. Dahmerem, więc nie pierdol mi proszę o “zwyczajności”, dobra? Skoro nie chcesz gadać jak jest, to zbieraj tę łepetynę i dawaj co nasze, bo nie będę czasu marnował na smuty! - wrzasnął gniewnie na siedzącą naprzeciw nastolatkę. Ta tylko odchyliła się pewniej na oparciu, sącząc narastający gniew. Sycąc się nim.
- Twój przyjaciel jest bardzo... niecierpliwy - wyznała.
- No nieważne. Faktycznie, trochę się zagalopowałam z ploteczkami. Ale czy możecie mnie za to winić? Wspominałam, że gości mamy tu tak rzadko... cóż. Gdybyś chciała kiedyś odwiedzić nas sama... - kiwnęła do Nany porozumiewawczo, jak do najlepszej psiapsiółki.
Shateiel westchnął ciężko.
- Starasz się znów go zirytować? - powiedział nieco zrezygnowanym głosem i zerknął na ryżego anioła.
- Widziałeś, co tu było przed chwilą? Uważałabym, bo może ci zafundować jakiegoś kościanego kaktusika. - Ten komentarz trochę utemperował zapędy Valeriusa, choć gospodyni zdawała się nie chować urazy po jego drobnym emocjonalnym wybuchu. Usłuchała jednakże nieskromnej sugestii i przeszła w końcu do ubicia targu. Czaszka zafalowała, przemknęła jej pomiędzy palcami i zniknęła pod taflą podłogi w towarzystwie flegmatycznego pluśnięcia. Lewa dłoń nastolatki zagłębiła się pomiędzy poduszki kanapy, wyławiając z niej kremową kopertę z czerwonym lakiem.
- O, proszę bardzo! Wasze paszporty, broszurka i bilety! - Zawinęła opuszkami, zwolniła uchwyt, zaś papierowy prostokąt, wirując, pomknął z jej ręki wprost na kolana Nany, gdzie zakończył swą podróż. Druga ręka złotowłosej, z palcami ułożonymi w wyczekujący wachlarz, wysunęła się poza oparcie wersalki. Coś pokonało warstwę hebanu udającą stałe podłoże i zostało schwytane przez gospodynię. Była to... głowa. Ludzka głowa o znajomych rysach kości policzkowych i podbródka. Zdobiła ją gładka, młodzieńcza cera z głęboką, czekoladową opalenizną oraz czarne, półdługie włosy o kolorze nocnej czerni.
- A tutaj mamy gotowy, ładnie wykończony podarek. Tak, żebyście nie wyprawiali się z pustymi rękoma! - Łepetynę rzuciła Valeriusowi, nie kryjąc zadowolenia, kiedy ten wzdrygnął się z obrzydzenia odbierając podanie. Nana powstrzymała się od komentarza, zaglądając do koperty. Była ciekawa, gdzie też wysyłał ich Eshat.
-
Jeśli… nie potrzebowałaś czaszki. - Shateiel przesunął wzrokiem po danych w paszportach. -
To... na czym polegał targ? - Mogłam napatrzyć się na was w waszym pełnym... splendorze, prawda? Rozrywka, wiedza, wrażenia, piękne wspomnienia, ach! Wspaniała nagroda. Niezapomniana. - Złota panna uśmiechnęła się po ostatnim słowie, jakby było żarcikiem, którego sens rozumiała tylko ona.
- Ale, kochanie Ty moje, nie otwierałabym tej kopertki tutaj! Bilety, zdradzę szybko, mają charakter... natychmiastowy - ostrzegła nastolatka. No i w samą porę, bo Shateiel właśnie przymierzał się do ich przeglądnięcia. Nie licząc podobizn skrzydlatych wypalonych na pierwszych stronach i... czerwono-brunatnych kropek, które wyglądały jak zaschnięta krew, książeczki były całkowicie puste. Natomiast broszura miała formę prostej ulotki z minimalistyczną szatą graficzną. “Smoliste Diuny i Ty - Jak trafić i jak wrócić zachowawszy skórę” - głosiła, wisielczo małpując prawdziwe świstki tego typu.
- Dosyć... to nietypowe - mruknęła i pokazała Valowi zawartość koperty.
-
I jeszcze raz, co mam z tym zrobić?
Anioł kuźni oszacował nowe fanty wzrokiem.
- To... magia przestrzenna. Na swój sposób zbliżona do tego, co sam odpieprzam z dnia na dzień, ale najbliżej jej do tych cudactw, które odstawiają Neberu. Otwieranie drzwi, patrzenie przez ramię kolesiowi z sąsiedniego stanu, tworzenie, tego... uh, “kolokacji między dwoma punktami w przestrzeni” - zacytował pokracznie, najwidoczniej powołując się na wykład kogoś bardziej obeznanego z nadnaturalnym poletkiem, do którego sam nie miał dostępu.
- Kwestia aktywacji. Może nas wywiać zaraz po dotknięciu, po spojrzeniu, po przeczytaniu, chuj wie. Ta koperta pewnie temu zapobiega... - wybąkał niepewnie swoje spekulacje. Gospodyni przyklasnęła mu z uznaniem.
- Dokładnie, dokładnie! Wystarczy rzucić okiem.- podpowiedziała uczynnie.