Hubert usnął jak zabity, ocknął się jednak gdy przyszła ich kolej na wartę. Ta przebiegała spokojnie, nowicjusz wpatrywał się w ciemne zachmurzone niebo, przez które co jakiś czas prześwitywały gwiazdy.
-Tak sobie myślę, że rycerz pewnie nie boi się niczego, prawda to? - Młody akolita zapytał rycerza prawie pod koniec ich warty. Wiele go to kosztowało bo Hubert nie należał do zbyt rozmownych.
- Każdy rycerz mojego zakonu szkoli swą silną wolę, by nie okazywać strachu. Tym samym daje innym przykład, że należy walczyć w imię Sigmara i pokładać w jego dłonie swe życie. Czemu pytasz? - odpowiedział Sigmaryta
Hubert milczał przez chwilę.
- Pytałem bo nie miałem w swym życiu okazji by wykazać się męstwem, szczerze to nigdy nie zrobiłem nikomu nic złego i mam nadzieję, że w obliczu zagrożenia będę w stanie walczyć, w imię życia, w imię wiary i poczucia obowiązku. Oby męstwo jakim odznaczacie się wy wojownicy udzielił się nam wszystkim. Bo pewnie już niedługo będzie ku temu okazja. -Przez ciało akolity przebiegły ciarki.
- Twoje pojawienie się na pewno nie było przypadkowe, wszystko ma jakiś cel. Przynajmniej ja wierzę że tak jest - rzekł młodzieniec.
- Masz silną wiarę, bóg na pewno to doceni. Na ile dobrze rozumiem doktryny, Pan Śmierci ceni poświęcenie. Albrecht przerwał grzebanie patykiem w ognisku.
- Taki ogień. Świętość dla każdego sigmaryty. Zdajemy sobie sprawę, że bez niego czeka nas tylko rychła śmierć. Nasi kapłani nauczają, że ogień sam w sobie nie jest święty. Staje się taki, gdy posłuży oczyszczeniu, wypaleniu Chaosu do cna. Mówiąc wprost, gdy użyje się go do niszczenia życia plugawych istot nie z tego świata.
- oby nasza misja zakończyła się powodzeniem. - rzekł Hubert wstając i przeciagajac się - to już chyba czas na zmianę warty. Wypoczywaj i oby nasi Bogowie byli dla nas łaskawi. Dobrej reszty nocy, po czym ponownie ułożył się do snu - a nic mu się nie śniło tej nocy, przynajmniej nic o czym miałby pamiętać.