Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2019, 23:01   #44
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Chłodny poranek

Ostatnia warta: Harald i Róża, obudziła towarzyszy przed świtem. Posiłek i przygotowanie do drogi sprawiły, że na wschodzie zrobiło się jasno. Drużyna ostrożnie lecz bez trwogi rozpoczęła pierwszy etap swej wędrówki: kluczenie po bagnach.

Trzęsawiska przed nimi były urozmaicone nielicznymi drzewami. Z tych niewielka grupa była jeszcze żywa. W krajobrazie dominowały trawy i krępe krzewy – wszystko w odcieniach żółci. Kolory nie były jednak intensywne z powodu wszechobecnych, białych jak mleko oparów zalegających tuż nad ziemią i sięgających niemal pasa dorosłego mężczyzny.
Uwagę wędrowców szybko zwróciła temperatura. Nie dało się ukryć, że choć wysoko nad ich głowami i na stromą skarpę płaskowyżu padał śnieg to nad ich głowami błyskawicznie przeradzał się w deszcz. Kapało na nich tak od południa.

Było już dwie godziny po południu i słońce widocznie kończyło swą drogę po nieboskłonie. Trzęsawisko zdawało się nie mieć końca, choć według brata Marcusa suchy ląd był w ich zasięgu. Jedynie Eryastyr zdawał sobie sprawę z niewystarczającego tempa pochodu. Jego doświadczenie podpowiadało mu, że aby dotrzeć do wypłaszczenia, które zwiastuje zakończenie płaskowyżu płaskim stokiem potrzebowali dodatkowych dwóch godzin marszu.

Zapach gnicia towarzyszył im przez większość dnia, a skoro tak było musiał nieść się z wiatrem wiele kilometrów. Zwiadowcy ostatecznie zlokalizowali przyczynę fetoru. Obrzydliwy stwór wyglądający jak noga odrąbana w stawie kolanowym, do której przyczepił się tuzin węży był rozwleczony w poprzek ich trasy. Każda z pokiereszowanych macek miała prawie metr w obwodzie i długość podobną wysokości zdrowego drzewa w gęstym lesie. Miejsce, w którym macki łączyły się w jedno zostało przekłute a ze środka wydobyła się mazista substancja.

Reszta grupy, wraz z tylną strażą przedzierała się po ich śladach kilkadziesiąt metrów dalej. Ustalone rankiem znaki zaproponowane przez niziołka były pomocne w prowadzeniu „ogona” bezpiecznym szlakiem. Wszyscy, choć konkretnie mokrzy od panującej wilgoci, maszerowali szukając ułożonych z suchych łodyg tataraków strzałek a unikając miejsc, które zwiadowcy oznaczali wyplecionym okręgiem.

Elfowie w swych leśnych ostępach nie mieli okazji poznać tajemniczego gatunku, jakim były żółwie. Idący z nimi Niklas jakieś tam pojęcie miał – jadł kiedyś zupę z żółwia. Wtedy bardzo zaskoczyła go prawda o misie, z której ową zupę spożywał.
Przed nimi, w bagnie, leżała właśnie taka misa, odwrócona dnem do góry. Wyglądała na cztery metry średnicy, wznosiła się stromo a wokół niej parowała błotnista wilgoć.
 
Avitto jest offline