Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2019, 13:29   #6
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Motory goniących rzeczywiście robiły mnóstwo hałasu. Kiedy umilkły ich własne, najemnicy doskonale słyszeli szybko zbliżający się warkot, który pozwolił im w ostatniej chwili wskoczyć w zarośla. Van jeszcze się toczył, przebijając się przez krzaki i z trudem omijając drzewa, aby zejść z pola bezpośredniego widzenia od strony ulicy. Nie obeszło się bez zadrapań, ale Alker uniknął kolizji, zatrzymując wreszcie duży pojazd. Mniej więcej w tym samym czasie trzy smugi światła mignęły im przed oczami. Już mieli nadzieję, że nie zostali zauważeni, gdy jeden z nich zaczął zwalniać, aby ostatecznie zatrzymać się mniej więcej sto metrów od miejsca ich kryjówki. Widzieli go dobrze, bowiem nie zgasił świateł - wyglądał jakby coś mówił, patrząc w stronę ukrytych uciekinierów. Dwóch jego kumpli szybko się oddalało.
Scrap niemal od razu zobaczyła do kogo mógł mówić, gdy Frugo leciał obrzeżami Snohomish. Od strony stadionu jechało ulicami co najmniej dwadzieścia-trzydzieści motorów, kierując się mniej więcej w ich stronę.
- Jadą do nas, na razie około trzydziestu - zakomunikowała Scrap, szybko podchodząc do tyłu swojego motoru i zaczynając wypakowywać Boba. Zamierzała go szybko złożyć, trzymając ciągle głowę w dole, a swoje nieduże ciało osłonięte od strony drogi.
Shade włączyła kamuflaż i ruszyła w kierunku stojącego na drodze motocyklisty.
Kane zaklął w duchu słysząc Bailey. Zsunął plecak i zaczął wyciągać z niego górną część pancerza.
- Nie przyjechaliśmy tu robić czystkę. Jak coś widział, a nie tylko czeka na swoich, to wyjdę z nimi rozmawiać. Będziecie mnie osłaniać.
- I o czym chcesz gadać? - spytał retorycznie Fox. - To nie gliny, tylko gang. Nie znają nas, a my właśnie próbowaliśmy przekraść się przez ich teren. Ten tu został sam jeden. Jak nie odjedzie, to bierzmy go i spadajmy w naszym kierunku, zanim zbierze się tu cały rój - Anglik wypowiedział te słowa z pełnym przekonaniem w głosie, ewidentnie nie chcąc znaleźć się w sytuacji, w której to gang będzie dyktował warunki.
- Kurwa, Fox, jedzie tu trzydziestu następnych, a on im właśnie powiedział gdzie - warknął wyraźnie wkurzony Kane. - Jak zatrzymają się to lepiej gadać niż toczyć wojnę.
- Mówiłem spierdalać, dopóki tamci są daleko, a nie wojować - odparł Felix. - Dobra, jak taka decyzja, to znajdę sobie pozycję, by Cię osłaniać - dodał zaraz potem. Było jasne, że czekanie na przyjazd reszty nieznanego gangu na ich terenie i gadkę z nimi snajper uważa za błąd, za czym przemawiały dotychczasowe jego kontakty z takimi grupami, ale nie zamierzał tracić czasu na dyskusje, jeśli dowódca decyzji nie zmieni. Że nikt go nie wybierał, nie było znaczenia. Fox wiedział, że w tym składzie to Kane dowodzi. Rozglądając się ostrożnie, Anglik oceniał, które miejsce zapewni mu najlepsze pole widzenia i może jakąś osłonę, gdyby Irlandczyk miał wyjść przyjezdnym na spotkanie, skupiając się zwłaszcza na ścianach i balustradach rozwalającego się domku. Szybko kalkulował też, ile mu zajmie wyciągnięcie walizeczki z kufra przy motorze i złożenie snajperki. Odległości nie były takie straszne, ale jeśli miał osłaniać, to wolałby ze swoim najlepszym sprzętem.
Stojący samotnie motor, pracując na niskich obrotach, nie zagłuszał tego co się zbliżało. Niczym bzyczenie roju szerszeni, wraz z poruszającą się łuną światła, jechały harleye tutejszego gangu. Scrap widziała jak część z nich przecina główną drogą i wjeżdża od razu na lokalne uliczki, szybko zbliżając się w stronę ukrytych najemników. Dron szybko ich policzył i pokazał liczbę: 10. Policzył też czas: minuta. Inni wybrali trasę na północ, dłuższą, ale z możliwością odcięcia drogi gdzieś dalej, ten co się zatrzymał nie miał w końcu pewności, czy ktoś tu się kryje. Shade błyskawicznie podeszła do samotnego "jeźdźca", który zszedł z motocykla i wyjął zza paska pistolet.
- Nie wiem czy coś się rusza, widziałem ślady! - usłyszała jak niezbyt cicho mówi do holo. Mogli go unieszkodliwić, ale nie było szans, aby Valerie zdążyła wrócić do swojego motoru albo żeby Alker wyjechał vanem, nie mówiąc już o ucieczce. Zwiadowczyni nie wychylała się, pozostając w bezpiecznej odległości od rozmawiającego przez holo gangstera. Postanowiła czekać na rozwój sytuacji.
Dawn z zapałem składała drona, co chwilę zerkając na obraz z kamer Frugo.
- Minuta. W pierwszej partii jedzie do nas dziesięciu - informowała na bieżąco, nie odrywając się od swojej pracy.
Raver podniósł szturmówkę i zarzucił ją na plecy, po czym podszedł do motoru. Zabrał walizkę ze snajperką, przykucnął w upatrzonym wcześniej miejscu, za jedną z na wpół zawalonych ścianek domku, i błyskawicznie zaczął składać swoją broń. Przykręcając tłumik, patrzył już wprost na drogę przed podjazdem do zrujnowanej posesji.
Minuta to było dość, aby założyć i zapiąć pancerz. Irlandczyk plecak zostawił w zaroślach, gotowy do obwieszczenia się głośno i wyjścia do tutejszych jak tylko tamci zaczną zabierać się do przeszukiwania. Zakładając, że po obwieszczeniu nie zacznie się strzelanina, bo wtedy będą musieli załatwić to bardziej po Foxowemu.
Swoją wybraną broń każde z nich potrafiło złożyć błyskawicznie, z zamkniętymi oczami. Nieważne, czy był to karabin snajperski, czy dron. Kane ubrał pancerz, w którym nie wyglądał już jak zwykły motocyklista, a warkot dziesięciu maszyn przybierał na sile. Pojawiły się światła, a potem minęły ich jedna po drugiej, hamując przy samotnym kumplu. Wszyscy byli uzbrojeni - strzelby, pistolety, także te maszynowe. Jeden miał nawet karabin z lunetą. Schodzili z motorów, zapalali latarki posiadane przez część z nich. Shade była bezpieczna, nie wszyscy jednak wyłączyli silniki i większość wypowiadanych między nimi słów nie docierała do uszu najemniczki, szczególnie, że ci co dotarli wcale nie zamierzali krzyczeć.
- … nie mylił!
- Widziałem… i … nie było …
- … dziemy
- ...na ...sieli ...stawić.
Bystrooki wskazał kierunek. Zaczęli się rozciągać, ruszając w tę stronę. Jak tylko O'Hara krzyknął głośno, obwieszczając swoją obecność, broń wszystkich uniosła się. Jeden z nich, wąsaty facet pod sześćdziesiątkę, odkrzyknął.
- Wyłazić z łapami nad głową!
- Spokojnie, zaszło drobne nieporozumienie - Kane odkrzyknął, nie wychodząc. - Jesteśmy nowi w okolicy, nie znaliśmy zwyczajów. Gliny nas trzepały, gadając coś o ciałach porozrzucanych po rowach. Nie chcieliśmy przez strefę wojny jechać zbyt otwarcie, ale wygląda na to, że nas oszukali, aye? Opuścicie gnaty to wyjdę.
- Uwierzyliście sukom, pojebało was?! - facet aż splunął. Dał jednak swoim znać i lufy poszły w dół, choć ma się rozumieć nie było co na razie liczyć na więcej. - Wyłaź i weź kumpli. Oni chcieliby nas wszystkich wytłuc, tylko dlatego, że tu mamy wolność. Nie są z nas takie dzikie bestie, na jakie nas malują - tym słowom zawtórował rechot jego kumpli. Nie było wśród nich żadnej kobiety. Shade zauważyła, że jeden z nich został z tyłu i cicho mówił do holo.
Wycofała się na tyle by nie mógł jej usłyszeć i powiedziała równie cicho przez komunikator:
- Jeden z nich prawdopodobnie zwołuje resztę kumpli.
O'Hara wstał i ruszył do tamtych. Nie podniósł rąk w górę, wręcz trzymał strzelbę w rękach, opuszczoną tak samo jak robili to motocykliści.
- Byli przekonujący, jak się tak was cykają to muszę pogratulować. Nie daliście się, to się chwali. Zwiemy się Upadłymi Feniksami, przybywamy z południa, z Arizony. Na teraz staliśmy się nomadami bez domu - wyszedł na światło latarek, umożliwiając lokalsom przyjrzenie się mu. - Wracamy z przegranej wojny, nie dziwcie się więc naszej ostrożności. Wcześniej nie byliśmy upadli, ale teraz zostaliśmy tylko my. Człowiek kurewsko szybko uczy się walczyć. Przetrwaliśmy i zgubiliśmy pościg. Nikt w okolicy nie jest naszym wrogiem. Jeszcze. Dlatego też na was poczekaliśmy.
Latarki oślepiły go, ale pozostali najemnicy widzieli jak drgnęły tamtym ręce po zobaczeniu jak ubrany i wyposażony jest Kane. Ich szef, a przynajmniej ten co gadał, zmarszczył krzaczaste brwi, poprawiając spory kałdun.
- Kurwa gościu, naprawdę wyglądasz jakbyś na wojnę szedł. I brzmisz jak ktoś do wynajęcia. Ilu was jest? Wszyscy jesteście tak wyposażeni? Czego tu szukacie?
Trzech motocyklistów zaczęło zataczać szersze koło wokół Irlandczyka. Z oddali zaczął narastać warkot następnych silników, ale Scrap widziała, że nie wszystkich. Kolejnych dziesięciu jechało, żeby do nich dołączyć, inni jeszcze przeczesywali okoliczne ulice.
- Jesteśmy na wojnie. Z tymi skurwielami, którzy zaatakowali w nocy resztę naszych i wycięli ich w pień - O'Hara warknął. - Szukamy nowego domu. Lub drogi donikąd, jak ten pierwszy się nie znajdzie. Nie da się nas wynająć, ale można przygarnąć - wyszczerzył się. - Teraz jechaliśmy zwyczajnie poszukać nocnej kwatery, nie uśmiechało nam się nocować tam gdzie co pierdnięcie stał radiowóz. Słyszeliśmy, że jest tu dużo takich jak my, z ust glin brzmieliście jednak niczym krwiożercze bestie. Jest nas piątka, każde umie walczyć. Na swój sposób. Nie ukrywam, że słyszeliśmy też o jakiejś republice. No i podoba nam się, że rząd nie wtyka tu swojego nosa. I korpo jakby mniej. A kiedy nadejdzie czas, zemścimy się i odbierzemy co nasze. Albo zostaniemy gdzieś tu, w nowym domu.
Światła następnych motorów stały się już widoczne.
- My jesteśmy Jeźdźcy Apokalipsy - stary odezwał się po chwili milczenia. - Snohomish to umowna granica, ale słyszę, że niewiele wiecie o okolicy. Możemy was przenocować, a rano się rozmówimy. Kto wie, może nam do siebie po drodze? - splunął i pociągnął się za długiego wąsa. - Jak się nie okażecie kurwami szpiegami, ma się rozumieć. Słyszę twój akcent, nie dziwię się, że tereny czerwonych omijałeś przez rządowe - zarechotał, kilku innych mu zawtórowało. Włożył pistolet za pasek i zbliżył się, wyciągając dłoń do uścisku. - Mów mi Zick. Z Arizony kawał drogi.
Dziesięć kolejnych motorów zatrzymało się z drugiej strony O'Hary, nie wyłączając silników. Tym razem było wśród nich także kilka ubranych w skóry kobiet.
- Mnie zwą Irishman - Kane uścisnął mocno podaną dłoń. Odwrócił się mniej więcej w stronę motorów. - Co myślicie, przyjmujemy gościnę? - zapytał głośno. Nie musiał odstawiać tej szopki, była jednak lepsza od zdradzania niewielkich sekretów. - Shade, pokażesz naszym nowym znajomym jakich atrakcji powinni się spodziewać od swoich rządowych sąsiadów?
Valerie dyskretnie wycofała się na podjazd opuszczonego domu i dopiero tam wyłączyła swój kamuflaż. Nie wszystkie tajemnice trzeba było ujawniać, a jej możliwości do takich właśnie należały. Wyjęła motor z krzaków, w których go schowała i podprowadziła do Kane'a i gangsterów:
- Przykleili nam nadajnik gps na motorze. Nie widać go, ale można wyczuć pod palcami. O tutaj. - Powiedziała przejeżdżając dłonią po miejscu gdzie można było wyczuć niewielką nierówność na karoserii. - Myśleli, że nie zauważymy, ale obserwowałam ich dokładnie.
- I co, to teraz nadaje? - zapytał podejrzliwie Zick, a jeden z nich nawet uniósł broń. Inni raczej patrzyli ciekawie na kobietę w obcisłym stroju. Któryś nawet zagwizdał.
- Wygląda to jedynie na lokalizator. Dlatego na razie go nie zdjęliśmy. Zwisa nam że wiedzą gdzie jedziemy. Przynajmniej przez jakiś czas. - Najemniczka wzruszyła ramionami, nie przejmując się zupełnie spojrzeniami mężczyzn.
- Za to jak ktoś z was był w mieście, albo ma sprzęt stamtąd, to sugeruję dokładnie przeskanować - głos Dawn był wesoły, gdy wyszła z krzaków. Dron buczał unosząc się obok. - Jestem Scrap, a to Bob. I potrzebuję pomocy silnego mężczyzny do wyciągnięcia mojej maszyny z zarośli - uśmiechnęła się swobodnie.
Znalazł się od razu. Nawet dwóch, którzy wyszczerzyli się jeszcze szerzej widząc drugą atrakcyjną kobietę i polecieli w krzaki. Może i pozowali na twardzieli, no ale dla pewnych spraw robiło się wyjątki. Reszta też częściowo uspokoiła się, częściowo wręcz przeciwnie po przyniesionych wieściach. Zick podszedł do maszyny Valerie i zaczął obmacywać. I pokręcił głową, nie mogąc nic wyczuć. Dopiero jak naprowadziła jego palec.
- Ale to kurestwo małe. I niby jak mamy nasze motory posprawdzać?
- To jedna z rzeczy, w których możemy pomóc - odezwał się Alker, również wchodząc w zasięg latarek. - Van jest z wypożyczalni, potrzebowaliśmy czegoś na szybko. Może tu zostać na noc, wypożyczalnie śledzą swoje wozy.
Fox początkowo śledził rozmowę przez lunetę w snajperce, ale gdy już wszyscy opuścili swoje spluwy, a reszta zaczęła się ujawniać, Anglik wykorzystał okazję, by z powrotem rozłożyć karabin snajperski i powkładać jego części do walizki. Ta zaraz po tym wylądowała z powrotem w kufrze przy motorze. Do gangu Fox wyszedł tak, by tamci mogli go dobrze widzieć. Pod światłem latarek symbol feniksa na prawym ramieniu skóry Ravera był wyraźnie widoczny. Wciąż miał szturmówkę zarzuconą na plecy, natomiast w rękach nie dzierżył już żadnej broni i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów.
- Ja jestem tym piątym Feniksem - uprzedził pytania. - Zwą mnie Fox i robię za Angola w tym towarzystwie - dodał, nawiązując do swojego akcentu, trudnym do pomylenia z jakimkolwiek innym.
- Zostawcie to tu, a jeszcze lepiej zniszczcie - zdecydował Zick, a dwóch facetów wyprowadziło z krzaków trójkołowca Dawn. Na takie postawienie sprawy Shade wzruszyła ramionami, zdarła urządzenie z maski i rzuciła w krzaki. Zniszczone czy nie, mogło co najwyżej lokalizować kawałek gruntu. Potem najemniczka siadła na motor i ruszyła za przewodnikiem. Z tyłu umiejscowił się tam Timothy i cała grupa ruszyła, nie wdając się w dalsze dyskusje na środku drogi. Jeźdźcy Apokalipsy zarówno otwierali, jak i zamykali kolumnę, przemierzając w ten hałaśliwy sposób całe miasteczko, dokładnie przez jego środek. Gdyby ktoś tam spał, to właśnie się obudził. Z drugiej strony, w tych okolicach ludzie już dawno musieli przywyknąć do tego warkotu, inaczej się nie dało.
 
Sekal jest offline