Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2019, 17:54   #7
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację

Część ich eskorty porozjeżdżała się na boki i kiedy zatrzymali się przy zapuszczonym motelu Snohomish Inn, w południowo-wschodniej części miejscowości, pozostało przy nich jedynie dziesięciu. Zatrzymali się i zsiedli. Poczekali aż najemnicy wyłączą swoje maszyny, wtedy znów odezwał się "stary".
- Dobra, tu możecie przenocować. Mówicie, że możecie pomoc z lokalizatorami. Jak?
- Ej, może któraś z was chciałaby lepsze warunki do spania? - zagadnął do kobiet jeden z pozostałych, uśmiechając się. Nie tyle obleśnie, co z pewnością siebie.
- Ile razy mam ci powtarzać Kenneth, że tak nie poderwiesz żadnej porządnej laski - parsknął damski głos. Z jednych drzwi wyszła wysoka blondynka w średnim wieku, zarzucając na siebie skórzany płaszcz. Pod spodem miała najwyraźniej nocną koszulę. - To te zbłąkane owieczki co chcą u Angeli nocować?
- Cisza, najpierw kilka pytań - warknął Zick, czekając na odpowiedź.
- Jak dacie mi czysty holofon i kilka części, stworzę wam podręczny skaner elektroniki. Mały zasięg, mała moc, idealny do tego, aby przeczesać nim z wierzchu każdą maszynę - Scrap zeskoczyła z siodła, odpowiadając na pytanie wąsacza. - Wciąż będzie nim trzeba mozolnie skanować wszystko po kolei, ale hej, to działa! - uśmiechnęła się i puściła oko do tego proponującego osobną kwaterę. Bob leciał nad nimi całą drogę, teraz obniżył lot i zatrzymał się przy kobiecie, która pogładziła go niczym ulubionego pieska.
- Dobra, daj mi tę listę - podkręcił wąsa, spisując wszystko i następnie machnął na swoich, odpalając ponownie maszynę. - Tylko bez kolejnych głupich numerów - ostrzegł jeszcze najemników i ruszył. Kilku innych pojechało za nim, zostało czterech i kobieta. W tym ten zainteresowany zabraniem Dawn i Valerie do innej kwatery.
O'Hara zaparkował motor tuż przy budynku, zsiadając i rozglądając się uważnie, oceniając i licząc wszystkie zagrożenia. Bystre oczy jednego z nich bardzo wydłużały całą misję i uniemożliwiały trzymanie się pierwotnego planu, co najemnika odrobinę wyprowadziło z równowagi. Dlatego milczał zanim większość Jeźdźców nie odjechała i dopiero wtedy zbliżył się do kobiety, szczerząc zęby.
- Zbłąkane owieczki wzięłyby coś na ruszt przy okazji. Zwą mnie Irishman, po tym co słyszeliśmy, działający motel? Brzmi dobrze, aye? - spytał reszty towarzyszy. - Pozostaje pytanie ile się tu za niego liczy.
- Pewnie, że dobrze - zawtórował Irlandczykowi Fox, robiąc dobrą minę do złej gry. Zmieniał się harmonogram misji, ale Raver miał złe przeczucie, że nie tylko. Skoro “zaoferowano” gościnę z “eskortą”, to może przyjść jeszcze za to zapłacić bynajmniej nie gotówką, lecz kolejnymi przysługami. No i miejsce, do którego grupę zaprowadzono, nie było przecież przypadkowe. Dla każdego węszącego gliniarza i każdego konfidenta glin było już zapewne jasne, że “Feniksy” kumają się z “Jeźdźcami”, co później może spowodować dodatkowe problemy. W końcu do Seattle będzie trzeba kiedyś wrócić. - A jeżeli dobrze też tu karmią, to i napiwku nie pożałuję - dodał z uśmiechem.
Dawn odprowadziła wzrokiem wąsacza. Kiedy Apokalipsa sobie odjechała, kobieta odwróciła się do Irlandczyka.
- Znacznie lepiej niż jakaś rudera albo spanie pod chmurką jak ostatnio - uśmiechnęła się szeroko i swobodnie, zbliżając do Jeźdźca oferującego kwaterę. Poklepała go po torsie. - Może jak się lepiej poznamy, przystojniaku. Najlepiej zaproś nas za dnia do swojego ulubionego baru.
- Gdzie możemy postawić motory? - Zapytała Shade kobietę przyglądając jej się z ciekawością.
- Pod ścianą, nikt ich nie weźmie. Jak nie macie swoich, to podrzucę wam zapasowe pokrowce - odpowiedział jej zdecydowany głos. - Jestem Angela, i to moje miejsce. Będziecie rozrabiać, ukręcę łeb. Ciebie też to dotyczy Kenneth - warknęła na faceta, który właśnie klepnął Dawn w tyłek.
- Jasne, tylko chciałem powiedzieć tym pięknym babeczkom, że są zaproszone. Zostanę tu na noc, więc nawet z samego rana - wyszczerzył się, pewny siebie. Choć jego kumple skomentowali to śmiechem.
On był w średnim wieku, podobnie jak jeszcze jeden z czterech. Dwóch pozostałych liczyło sobie może po dwadzieścia kilka lat, choć obaj zdążyli wyhodować już całkiem pokaźne brody. Każdy miał broń, ale ich czujność nie wydawała się stać na najwyższym poziomie. Co innego u Angeli, której oczy przewiercały na wylot.
- O tej porze żreć im się zachciało. Spanie jest na koszt firmy, whisky i zakąska płatne. No już, złazić mi z tego deszczu - poprowadziła w stronę jednych drzwi, za którymi otwierała przestrzeń mogąca ogólnie uchodzić za recepcję, chociaż stał tu chociażby stół bilardowy i unosił się zapach tytoniowego dymu. Zdjęła trzy kluczyki ze ściany i rzuciła im. Czterej Jeźdźcy Apokalipsy wkroczyli do pomieszczenia za najemnikami.
Valerie, która szła zaraz za kobietą i pluła sobie w brodę, że nie pomyśleli o czymś tak istotnym jak pokrowce, odruchowo złapała klucze i wyszczerzyła się w uśmiechu:
- Trzy? Ciekawe jak nas podzieliłaś. - Powiedziała wyraźnie rozbawiona - Chętnie skorzystam z okrywy. W tym stanie pogoda jest znacznie bardziej nieprzewidywalna niż w Arizonie.
- Nie dzieliłam, pokoje są dwuosobowe - wzruszyła ramionami w odpowiedzi i przeszła przez drzwi za ladą, skąd wyciągnęła kilka niedbale złożonych pokrowców, wrzucając je do jednego worka i podając Shade. - Gorącokrwiści. Jeszcze się nauczycie.
- Po prostu uwzględnione zostało, że możesz chcieć skorzystać z zaproszenia - Fox uśmiechnął się pod nosem. - No, Shade, to teraz nas zaprowadź - Anglik wskazał na kluczyki, które szybko przejęła zwiadowczyni.
Kane rozejrzał się ciekawie, poświęcając uwagę zarówno wystrojowi, jak drzwiom i oknom oraz zachowaniu Jeźdźców. Zagadnął Angelę tonem swobodnej pogawędki.
- Wszystkich obcych witacie tu tak gościnnie, pomimo środka nocy?
- A co Fox, zazdrościsz, że tylko nas zapraszają? - klepnęła go w tyłek tak jak wcześniej jej zrobił to Kenneth. Nie miała nic przeciwko, co pewnie od razu odczuł. Bob był wystarczającym straszakiem, przy nim niewielu posuwało się dalej bez wyraźnego zaproszenia. - To jak Valerie, mamy pokój wspólnie czy raczej się kimś dzielimy? - mrugnęła wesoło do drugiej kobiety. - Na picie jest trochę za późno, zwłaszcza, że jesteśmy zaproszone na drinka z samego rana - odwróciła się do Jeźdźców i posłała im uśmiech równych ząbków.
- Nie, nie - odparł swobodnie Raver, cały czas z uśmiechem. Do klepnięć po tyłku jako znaku rozpoznawczego Dawn w zasadzie się już przyzwyczaił. - Toż widzę, że trafił swój na swego - mruknął jeszcze po chwili. Te gadki nie zmieniały faktu, że Fox z uwagą czekał na odpowiedź tutejszej gospodyni na pytanie Kane’a, mimo iż nie spodziewał się usłyszeć niczego więcej niż jakieś ogólniki.
- Tylko ważnych, rokujących albo niebezpiecznych - Angela odpowiedziała O'Harze, posyłając mu długie spojrzenie. Jeźdźcy nie zaczepiali, skupiając się na zdobyciu kilku butelek z barku i rozpoczynali już partię bilarda. Widać było, że mają obcykane postępowanie z "przybłędami" i konkretne polecenia z tym związane. O’Hara w odpowiedzi tylko skinął jej głową w podziękowaniu.

Pokoje były bardzo standardowe. Z wejściem od zewnątrz, dwoma oknami, dwoma pojedynczymi łóżkami i małą łazienką. Wszystko w niskim standardzie, sprzątane raczej dawno temu, ale funkcjonalne. Działało nawet ogrzewanie, co się chwaliło przy spadającej temperaturze.
- To jak? Ciągniemy zapałki kto dostaje pokój dla siebie? - Nadal trzymająca wszystkie klucze Shade zapytała towarzyszy wymachując nimi przed ich nosami.
- To zbyt mało skomplikowane, ja bym wolał pokój z kobietą - zaśmiał się Alker, który w towarzystwie Jeźdźców na wszelki wypadek starał się milczeć i nie rzucać w oczy. Trzeba było przyznać, że był w tym dobry.
Dawn słysząc to przekomarzanie, uruchomiła holofon, wyklikała kilka rzeczy i puściła. Niewielki kwadracik wyleciał na środek, nad każdym pojawił się pseudonim - dla Alkera miała przewidziane “Doc” - i holograficzne koło z trzema numerami pokoi, każdym powtarzającym się dwa razy.
- Kto kręci pierwszy?
Tym pierwszym był Fox. Zawahał się tylko przez moment, z udawanym zaniepokojeniem na twarzy.
- Ale to nie jest ustawione? - mrugnął do Scrap. I zakręcił.
Pokoje miały numery 6, 7 i 8. Foxowi wypadła szóstka.
Kane wyglądał jakby miał coś powiedzieć. Jego głowa nie ruszała się bardzo, za to oczy szukały monitoringu. Zakręcił holo-kołem.
- To bez różnicy, po tylu godzinach jazdy popadamy od razu - skomentował.
Tym razem na kole wypadło "7". Timothy westchnął i także to zrobił. I jemu trafiła się ósemka.
- Wygląda na to, że losujemy sobie facetów - Dawn mrugnęła wesoło do Shade i także zakręciła.
Ona także wylosowała ósemkę. Ostatniej w tym kręceniu Valerie wypadła siódemka, więc to Fox stał się szczęśliwym posiadaczem pokoju tylko dla siebie. O ile oczywiście chcieli w ogóle w nich zostać, a to wszystko co się działo nie było szopką na pokaz.
Irlandczyk wziął od Rusht klucz i otworzył drzwi, gestem zapraszając ją do środka. Jak tylko zamknęły się za nimi, wszedł do łazienki i odkręcił wodę, cicho szepcząc przez komunikator.
- Scrap, sprawdź pokój.
Kobieta najpierw w miarę dyskretnie rozejrzała się za kamerami, włączając zagłuszanie, co odcięło komunikatory. Potem włączyła skaner elektroniki i zaczęła przeszukiwać dokładnie pokój, zachęcając gestem Alkera do pomocy.
Shade mrugnęła do Kane'a ocierając się o niego w przejściu, a potem rzuciła swoją torbę na jedno ze znajdujących się w pomieszczeniu łóżek.
- Zejdę na dół, zobaczę co z jedzeniem i może rozegram jakąś partyjkę bilarda. - Powiedziała do Irlandczyka na chwilę zaglądając do łazienki. Jej poważny ton, sugerował że wyprawa ma na celu wysondowanie sytuacji. Przy kobiecie podpici mężczyźni mogli być bardziej chętni do rozmowy.
Dawn miała w tym wprawę. Nie znalazła żadnej widocznej gołym okiem kamery. Skan całego pokoju wymagał znacznie większej ilości czasu, Timothy pomagał jak mógł, przy okazji prowadząc z Bailey niezobowiązującą pogawędkę, skupiając się na żartowaniu z zaproszenia Kennetha. Efektem tego był podsłuch znaleziony w najbardziej klasycznym miejscu: lampce nocnej. Tutejsi mieli mało polotu. Kamer nie zarejestrowali. Scrap nie kombinowała. Wyszła z pokoju z zamiarem sprawdzenia dwóch pozostałych, póki co nie robiąc nic z pluskwą. W każdym z pokoi podsłuch znajdował się w tym samym miejscu. Pokazała to pozostałym, wyjmując zagłuszacz i wzrokiem pytając co z tym zrobić.
O’Hara włączył pudełeczko. Na chwilę nie zaszkodzi tej szopce.
- Pilnować jęzorów i odwalamy szopkę - szepnął. - Chciałem stąd pryskać, ale nie wydają się wrogo nastawieni, pewnie potrzebują ludzi. Spróbujemy sprawdzić, czy mogą się do czegoś przydać, sojusznik na teren którego można wrócić nie jest zły. Jak nie to za dnia jedziemy do Republiki.
- Dobra, przekażę Shade - Dawn uśmiechnęła się i zostawiając im urządzenie wyszła z pokoju i poszła szukać drugiej najemniczki.
- Darmowe spanko w zaprzyjaźnionym motelu, pod eskortą… - mruknął Fox. - Coś będą chcieli, zwłaszcza jak się upewnią, że nie jesteśmy szpiclami glin i innymi takimi. Tak czy siak, nie gnijmy tu. I tak będzie podejrzane, jak puścimy babki same, a sami pójdziemy grzecznie lulu w pokoikach. Chodźmy się czegoś napić, Kane. Kto nie pije, ten kapuje.
- Ja będę dalej robił za starego dziada - stwierdził Alker. - I popilnuję sprzętu.

Valerie w tym czasie zdążyła się odświeżyć i zejść ponownie do baru i recepcji w jednym. Jeźdźcy pili, palili i grali. Angeli nie było widać.
- Oho, czyżby jednak kto chciał przyjąć zaproszenie? - zapytał z szerokim uśmiechem jeden z tych młodszych.
- Angela kazała się częstować z lodówki na zapleczu, ciepłego żarcia teraz nie będzie, a zapłacicie rano - dodał drugi.
- Znajdę sobie coś do jedzenia i chętnie z wami zagram. Jeśli nie macie nic przeciwko. - Odpowiedziała z uśmiechem najemniczka i ruszyła we wskazanym kierunku. Lodówka była całkiem dobrze zaopatrzona. Shade wybrała kilka plastrów zimnej wołowiny i położyła je na talerzu obok bekonu i kawałków sera. Wyjęła także piwo i wróciła do mężczyzn.
- Ktoś mi to otworzy? - zapytała unosząc butelkę.
Kenneth był błyskawiczny w takich chwilach. Chwycił butelkę i jednym ruchem zerwał kapsel.
- Voila - uśmiechnął się "po swojemu", krzywo. - Cieszymy się, że do nas dołączasz - bile ustawiano już na nowo, a Shade szybko poznała imiona pozostałych. Najstarszy kazał do siebie mówić po prostu Bill, a młodsi Volt oraz Ringo.
Zwiadowczyni oparła się biodrem o bandę wzięła w palce plasterek mięsa, wsunęła wolno pomiędzy wargi i oblizała, nie spuszczając z oczu rozgrywającego gracza:
- Kto wygrywa?
- Graliśmy starzy na młodych, ale teraz to chyba przydałby się inny podział? - zapytał Kenneth, stawiając obok Valerie kij.
- I tak z nią przegrasz - prychnął Volt, chyba najmłodszy z nich, choć broda sporo ukrywała. Był też wyjątkowo dobrze zbudowany, co było widać jak zdjął skórzaną kurtkę.
- Cicho, młody - warknął, chyba nie lubiący konkurencji "lovelas" na miarę Jeźdźców Apokalipsy.
- A jaka stawka? - Kobieta uśmiechnęła się wesoło.
- Jak wygram to nocujesz u mnie - wypalił bez zastanowienia Kenneth.
- A jak ja wygram? - Valerie roześmiała się na tę propozycję.
- Wypowiedz życzenie - odpowiedział równie wesoło.
Kobieta uderzyła palcem kilka razy w wargę udając, że się zastanawia:
- Jak ja wygram, to też przenocuje u ciebie, ale ty będziesz spał w moim pokoju tu w motelu. - Odpowiedziała w końcu.
- Ha, zgoda - wyglądał jakby mógł zgodzić się na wszystko, gdy jego oczy wędrowały po ciele kobiety. - Na moim szerokim łóżku będzie nam wygodnie.
Zwiadowczyni odstawiła talerz wzięła kij do ręki wycelowała i uderzyła precyzyjnie prosto w środek białej kuli.
Byli mniej więcej w połowie partii, gdy na dół zeszła najpierw Scrap, a potem Fox z Irlandczykiem. Piwa szybko się znalazły i cała trójka zaskakująco dobrze została przyjęta przez tutejszych, przedstawiających się po kolei i podsuwających browary. Aż podejrzanie dobrze.
- Niezłe macie wyposażenie. Skąd takie zabawki? - zapytał Ringo, pytanie kierując głównie do Bailey. - U nas to ledwo na zwykłe gnaty starcza.
Tymczasem wyrównana partia bilarda przechylała się na korzyść Kennetha, który wbił trzy bile pod rząd.
- To co, może podbicie stawki? - wyszczerzył się do Shade.
- Gra się jeszcze nie skończyła - Powiedziała niby przypadkiem ocierając się o niego, gdy składał się do kolejnego strzału. Skoro szczęście jej nie sprzyjało musiała mu dopomóc, najlepiej stosując typowo kobiece sztuczki mogące rozproszyć koncentracje grającego.
- I właśnie dlatego podbijanie w trakcie jest najbardziej ekscytujące - czwartej pod rząd nie trafił, ale nie wyglądał na zmartwionego.
Shade postanowiła bardziej przyłożyć się do kolejnego uderzenia, nie dlatego, że miała problem z konsekwencjami przegranej, po prostu lubiła wygrywać.
- Wszystko złożyłam sama, kwestia dostania części - pochwaliła się z uśmiechem Scrap, biorąc łyk piwa. - W Arizonie handlowaliśmy trochę tego typu rzeczami. A jak wszystko się posypało, zgarnęliśmy co się dało i w nogi.
- Taka młoda, ładna i jeszcze utalentowana?! - Volt pokręcił głową z niedowierzaniem, zaplatając umięśnione ramiona na piersi.
- Czasem się trafiają, tylko trzeba być do takich pierwszym - Ringo parsknął śmiechem, na swoją uwagę. - Albo są wtedy niedostępne dla zwykłych szczeniaków jak ty.
- Oj zamknij się - uderzył kumpla w ramię, nie za mocno.
Trwałoby to może jeszcze chwilę, gdyby nie znacznie mniej gadatliwy Bill, który przestał gładzić długą brodę i zamiast tego wyciągnął paczkę fajek, częstując każdego po kolei.
- Dlaczego tu, z Arizony? - wieść skąd i kim są rozeszła się pewnie lotem błyskawicy. - Zimno, pada, zadupie zupełne i świry nieopodal. Miałem styczność z jednymi takimi od was, Green Knights. Mieli świra na punkcie broni i militarystyki. Trochę mi do nich pasujecie.
Tymczasem Shade wcale nie szło lepiej. Spudłowała, a Kenneth trafił kolejną i została mu jedynie czarna.
- Uhuhu, chyba dziś śpimy razem - wyraźnie mu się podobał taki stan rzeczy.
- Trudne czasy zmuszają do przystosowania się - niezbyt dokładnie odpowiedział na pytania Billa Irlandczyk, częstując się papierosem. - Jesteście tu odgrodzeni, żyjecie w wolnym świecie. Tak mówiono. Po drodze rząd albo czerwoni. Trudno tu będzie nas znaleźć, taka nasza nadzieja. Część z nas należała wcześniej do jakiejś armii, państwowej lub nie, to prawda. Od glin słyszeliśmy, że to miejsce to niemal strefa wojny. A wygląda spokojnie - odbił piłeczkę, odpalając szluga i zaciągając się. Pracy domowej nie odrobili bardzo dokładnie, jak pojawi się chwila przerwy to trzeba będzie zgłębić wiedzę na temat gangów Arizony. Odpowiedź dał wymijającą, nie miał kurwa pojęcia czy jacyś wariaci spod szyldu Zielonych Rycerzyków w ogóle kiedyś istnieli, a tym bardziej teraz.
- Ah, komplementy, komplementy, spływajcie do mnie! - Scrap zaczęła się wachlować dłonią. Starała się nie podejmować żadnych ważnych tematów, bawiąc się zainteresowaniem młodszych panów. - Jestem ciekawa. Jak myślicie ile mam lat? - roześmiała się cicho. Za papierosa podziękowała. - Jak się dogadamy i zadomowimy, to o waszych zabawkach też możemy pogadać. Tu część, tam część i wszystko można zbudować.
Zwiadowczyni posłała mężczyźnie rozbawiony uśmiech i oparła się biodrami o bandę dokładnie na wprost miejsca gdzie składał się do strzału
- Jesteś marzycielem, co Kenneth?
Bila odbiła się od bandy, ale wcale nie tak daleko od docelowej kieszeni.
- To nie marzenia, gdy są tak blisko - odpowiedział nie w pełni poważnym tonem.
- Ehe, zawsze na wyciągnięcie ręki - zadrwił Volt, który jednym uchem i okiem łowił tę "rozgrywkę". - A co do ciebie…
- Może z dwadzieścia trzy - wszedł mu w słowo Ringo, patrząc na Dawn. - My tu nie mamy doktorków co nam buźki odmładzają. Techników też… - urwał nagle, orientując się może, że trochę za dużo gada. Albo chodziło o spojrzenie Billa, który na moment oderwał swoje od O'Hary, aby zgromić młodszego kolegę. Wrócił do Irlandczyka, zaciągając się papierosem.
- Wiesz jak to jest. Pilnujemy swoich terenów i jak interesy na siebie nie nachodzą, to bywa tu bezpieczniej niż u mamusi. - Gra półsłówek mówiąca tyle samo, co odpowiedzi O'Hary. - To opowiedzcie co tam w Arizonie, chętnie posłucham - popatrzył po całej trójce najemników zgromadzonych przy stole.
- Nie przyjechaliśmy tu bezpośrednio z Arizony. - Powiedziała Shade składając się do uderzenia. Teraz miała swoją szansę, trzeba ją było wykorzystać. - Włóczymy się już po kraju od jakiegoś czasu. Pewnie wiele się tam zmieniło od czasu naszego wyjazdu. Jednak nazwa Green Knights nic mi nie mówi. Z jakiego byli miasta? - Jeszcze raz dokładnie przyjrzała się torowi białej bili i uderzyła.
- Jeśli byliby po prostu z innego miasta, to bym o nich słyszał - takie odniesienie się do tematu zmusiło Irlandczyka do powrotu do tej kwestii, z czego nie był zadowolony. To cuchnęło wręcz pułapką, w którą wpadali teraz już bez możliwości ominięcia. - Nie sądzę też, żeby tak szybko powstała nowa grupa. Oddzielili się od kogoś, zmienili nazwę - wzruszył ramionami, jak gdyby go to nie do końca interesowało. - Tyle w Arizonie, że staliśmy się Upadłymi Feniksami. Słyszeliście o Sons of Fear? I o tym co się z nimi jakiś czas temu stało? No to widzicie teraz ich resztkę. Potem jakoś interesowało nas głównie, czy ktoś nas nie rozpoznał i nie próbuje dorwać.
- Wszystko co widzicie to moja naturalna osoba - Dawn uśmiechnęła się słodko do młodszych motocyklistów i wstała, odstawiając na stolik opróżnioną butelkę piwa. - Dziękuję, za takie wspaniałe odmłodzenie. I nie, nie mam tyle. Cała nasza czwórka tu jest w podobnym wieku. Jest tu łazienka, czy trzeba wrócić do pokojów?
Green Knights ją intrygowali na tyle mocno, że musiała tę nazwę sprawdzić natychmiast. Nieważne co sobie Bill pomyśli.

Shade ta partia bilarda wyraźnie nie szła. Na jej szczęście Kenneth nie mógł ciągle dobić tej ostatniej bili. Scrap wskazano na widoczne drzwi, gdzie mogła szybko dobrać się do zawartości sieci. Wyniki przyszły szybko. Green Knights Chapter 28, taka była pełna nazwa utworzonego w pierwszej dekadzie wieku klubu motocyklowego. Szybko ewoluował, źródła nie były jednoznaczne, ale jego przemiana na pewno zaczęła się w trakcie wirusa X. Urósł w siłę, stał się stricte militarystyczny, aby przemienić się w gang, kiedy wróciła kontrola rządowa i panika się zmniejszyła. Nie chcieli oddać tego co zdobyli w trakcie. Wzmianki o nim pojawiały się co i raz, aż do 2045. Ogólne źródła nie podawały co się wydarzyło, wyglądało na to, że rozpadł się na mniejsze gangi lub przestał istnieć, a jego członkowie rozeszli się w różne strony. Nawet pomimo tego, Green Knights byli historią Arizony. Wyglądało na to, że nomada z tego stanu powinien znać chociaż nazwę.
- Swojego czasu byli tam wszędzie - westchnął Bill, potwierdzając niejako to co znalazła. - Jeszcze kilka lat temu. Widać nie jesteście długo wśród naszych.
Trudno coś było wyczytać z flegmatycznego tonu tego faceta, którego zachowanie nijak się nie zmieniło. Zaciągnął się znowu. Nie skomentował ostatnich zdań O'Hary, ale ten zauważył lekkie skinienie głowy w swoją stronę. Przyjął do wiadomości.
- W ostatnich latach robi się podobno coraz gorzej - Kenneth powiedział zaskakująco poważnie, po raz pierwszy odkąd go poznali. - Nie tylko tu na północy.
- Kontrola glin słabnie, rząd jest w coraz większym gównie - wyszczerzył się Volt. - Co silniejsi to wyczuwają i atakują. Też powinniśmy, takie moje zdanie.
Valerie zaśmiała się w duchu z samej siebie przy kolejnej nieudanej próbie wbicia. Nie poddawała się jednak. Jak długo kula czarna była na stole miała szansę by wygrać!
Scrap skrótowo i cicho przedstawiła przez komunikator czego się dowiedziała, korzystając przy tym z toalety. Umyła ręce i wyszła dołączając do wszystkich, nie przekraczając przy tym czasu jaki zwykle daje się kobiecie na wizytę w łazience.
Fox siedział przy barze i przysłuchiwał się rozmowom oraz grze Valerie, popijając przy tym browara i skubiąc paluszki. Od czasu do czasu wydawał z siebie odgłosy chrupania, ale w opowiastki o historii przybycia grupy z Arizony się nie wpieprzał, uznając, że im mniej szczegółów, tym lepiej. Nie zamierzał teraz też wracać do kwestii Green Knights, na to nieco za późno.
- Shade, jeżeli będziemy się o coś zakładać, przypomnij mi, bym grał z tobą w bilarda - zasalutował piwem towarzyszce, biorąc kolejnego łyka. Następnie zwrócił się do Jeźdźców, nawiązując do ich ostatnich słów, które były ciekawsze niż zmyślone historie z Arizony:
- Może i wszędzie robi się gorzej, ale gliny próbują przedstawić to tak, że poza Seattle jest właśnie najgorzej. Straszyli nas “anarchią”, jak to nazwali, i obrabowanymi ciałami leżącymi przy drogach. Na słabych jednak mi nie wyglądali.
- Zawsze starasz się umniejszyć swojego wroga, stawiając go w jak najgorszym świetle - Kane wzruszył ramionami, dopijając browar. - Niby kontrola słabnie, a wyglądają jakby szykowali jakąś operację. I nasze gadanie do niczego nie prowadzi, bawimy się w zgadywanki. Chyba, że wiecie coś więcej, my tylko przejeżdżaliśmy przez Seattle.
O’Hara siedział tu już tylko po to, żeby zobaczyć wynik partii, która Shade zupełnie nie szła. Prawie jakby robiła to specjalnie.
Partia nie trwała już długo. Shade znów spudłowała, a Kenneth wbił czarną z okrzykiem tryumfu.
- Ha! Pojedziemy moją maszyną, mała? - wyszczerzył się.
Bill mówił dalej niewiele, a młodzi wyraźnie nie wiedzieli więcej. Późna pora i kilka piw sprawiła, że tutejsi sprawiali wrażenie zmęczonych. Najemnicy nie, w końcu niedawno wstali. Największy problem miała z tym Valerie, której przegrany zakład zakładał, że miała spać u jednego z Jeźdźców.
Zwiadowczyni wzruszyła ramionami gdy partia ostatecznie zakończyła się jej przegraną. Najwyraźniej tego wieczoru musiała pogodzić się z porażką. Może za to będzie okazja dowiedzieć się o tutejszym świecie, bo bez obecności starszego najemnika Kenneth okaże się bardziej ochoczy do rozmowy?
- Wezmę tylko kilka rzeczy ze swojego pokoju. - Powiedziała do zwycięzcy, a przechodząc koło Kane'a mrugnęła do niego żartobliwie:
- Wygląda na to, że ty też będziesz miał tej nocy jedynkę.
W pokoju przede wszystkim zdjęła z siebie kombinezon i założyła wygodną, bawełniana bieliznę, a na nią normalne ubranie. Wyjęła ze swojego plecaka niewielką sakwę z przyborami toaletowymi i weszła do łazienki. Spuściła wodę w toalecie, a następnie odkręciła kran:
- Może uda się z kochasia coś wyciągnąć o tutejszych, gdyby coś się działo dajcie znać, będę miała komunikator cały czas włączony. - odezwała się do reszty.
- Na mnie też czas - Scrap po powrocie z łazienki nawet nie usiadła. Posłała uśmiech mężczyznom i skierowała się do wyjścia. - Mam ochotę wyciągnąć się na łóżku, ale jakby któryś z was chłopaki jutro miał dla mnie wygodną kwaterę, to możemy ponegocjować - mrugnęła i wyszła. Kiedy była przy barze z jej ramienia wystartował Bzzt i umiejscowił się na wysokiej półce.
- Komar posłucha co gadają, zwłaszcza ten stary - szepnęła w drodze do pokoju. - Prześpisz się z nim? - nie mogła nie dodać pytania do Shade i się nie zaśmiać.
- Zależy jak będzie przekonujący. - Odpowiedziała jej żartobliwie druga najemniczka.
- Tyle testosteronu, aż mi mokro - śmiała się dalej Dawn, mówiąc to głośno. Zwyczajnej rozmowy nie warto było ukrywać.
- Na mnie też czas - O'Hara zostawił pustą butelkę, zgasił niedopałek i wstał. - Z Angelą rozliczymy się rano - dodał na wszelki. Pożegnał się i wyszedł, jeszcze zastając Valerie w pokoju.
- Będę zazdrosny - wyszczerzył się.
Kobieta podeszła do niego, przytuliła się i pocałowała go mocno w usta, a potem odsunęła pomachała mu ręką i bez komentarza wyszła z pokoju.
Felix wypił duszkiem resztę browara i dodał swoją butelkę do zwiększającej się kolekcji przy barze.
- Moje gratulacje - rzucił na odchodne do Kennetha. - Bawcie się dobrze.
Raver wrócił do pokoju, umył ręce i przemył się w łazience, po czym podszedł do okien i sprawdził czy widać stąd motory. Do rana i spodziewanego powrotu szefa Jeźdźców nie zostało aż tak wiele czasu. Pewnie zatem szybko okaże się, czy tutejsi mogą się do czegoś przydać i czego sami mogą oczekiwać od “Upadłych Feniksów”.
 
Eleanor jest offline