Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2019, 03:29   #46
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Gdy zbudzono go z rana, jak zwykle ponarzekał pod nosem na wszystko co tylko wpadło mu do głowy. Kiedy ból w plecach ponownie dał o sobie znać do wiązanki dołączyły plugawsze słowa, wypowiadane w języku niziołków. Dopiero po chwili zastąpiła je cicha modlitwa do Shallyi o uśmierzenie bólu.
Kiedy reszta zbierała ekwipunek, on wziął się za resztki z wcześniejszej kolacji. Dorzucił pozostałe kawałki próchna, chcąc na chwilę chociaż podgrzać sagan i zrobić cieniutką polewkę. Nie obraził by się gdyby do końca wyprawy pełnił wyłącznie role kuchty, ale nie liczył na taką łaskę. Zlewka, pomimo jego szczerych chęci, nie była niczym więcej niż tylko smakową wodą. Przemyślał zużyte zapasy, które poszły do kotła i do misek wczorajszego wieczora. Trochę warzyw z kosza, pół gomułki wędzonego sera, dwa bochenki chleba i pół butelki wina do popijania. Kręcą warząchwią w gotującym się wywarze przeklinał odpowiedzialnego za zakup tych składników. Odrobina mięsa dodała by wszystkiemu nie tylko smaku ale i substancji. A tak nie mógł poradzić ani na jedno ani na drugie, bo nie spodziewał się żadnych przypraw na tym trzęsawisku. Nie wiedział na jak długo mogą starczyć im te zapasy ale lepiej żeby ktoś się wziął za polowanie bo nie przetrwają tygodnia.

***

Wędrówka z elfami na czole pochodu szybko wyrobiła swój własny podział obowiązków. Oni sprawdzali stabilność podłoża, on oznaczał drzewa dla reszty wyprawy. Starał się to robić nie po kryjomu, ale też nie ostentacyjnie. Znane mu były opowieści o chorobliwej wręcz miłości elfów do pni drzew i innych roślin.
Początkowo starał sobie dodać animuszu pogwizdując z cicha niedwuznaczną pioseneczkę o pięknej damie, co wolała skoczyć z mostu i się utopić niż wyjść za reiklandczyka. Szybko jednak strach wysuszył mu usta, co uniemożliwiało dokończenie utworu. Próby zagadania długouchych też kończyły się niepowodzeniem, pozostało zatem podążanie za nimi. W ciszy, przebijanej wyłącznie taplaniem mokrego podłoża pod nogami. Z trudem nadążał za chyżymi elfami. Nie wyrażali jednak głośno swoich uwag dotyczących tempa marszu, więc wziął to za dobrą monetę. Pomimo wszystkiego trzymał procę pod ręką, gotową do szybkiego wyciągnięcia.
Pierwsze znalezisko skwitował tylko ciekawym „O” i strzepnięciem wody z kapelusza. Truchło musiało gnić od dawna, ale nie tylko zapach nie zachęcał do bliższego przyglądania. Nic w okolicy właściwie nie zachęcało do niczego poza jak najszybszym opuszczeniem bagna. Na szczęście wstrętne komarzyska wytępiła chłodna pogoda. Zbliżał się już powoli wieczór, kiedy natrafili na coś dziwnego.
- Gdybym był hazardzistą, a nie jestem, to powiedział bym, że przed nami jest coś co zabiło opatową ośmiornicę – powiedział Niklas opierając się o drzewo. – Wygląda w sumie jak zagrzebany w mule żółw. Tylko w pizdu wielki, pierwszy raz takiego widzę. A nie wygląda jakby można było go obejść.
Na wszystkich bogów ale by sobie teraz zapalił. Albo napił się dobrej herbaty. Na samą myśl, że musiał zostawić dobrej jakości imbryczek w mieście humor mu kwaśniał.
- Wracamy do reszty, żeby przenocować czy ryzykujemy zapasy w błocie
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline