Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2019, 22:14   #148
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Józef

Wieczór zbliżał się nieuchronnie, ale Słońce nie zdążyło jeszcze zniknąć za horyzontem. Józef doglądał pszczół po raz ostatni, powoli myśląc o spoczynku. Dziadunio czuł znajome trzeszczenie w kolanach. Zawsze tak miał, kiedy następnego dnia miał lać deszcz. Zapowiadał się paskudny dzień...
Głośne rżenie wierzchowca wyrwało Józefa z zamyślenia. Stępem zbliżał się rosły jeździec, dosiadający ogromnego ogiera. Starzec znał tę twarz. Podgolona czupryna, kwadratowa szczęka i ciepłe, łagodne spojrzenie. Zbliżał się Harald - brat Ottona.
- Z pozdrowieniem, zacny gospodarzu! - rycerz uniósł prawą dłoń w geście pozdrowienia, po czym zręcznie zeskoczył z konia. - Mam nadzieję, że nie nachodzę... W noc taką jak ta ciężko mi się będzie spało. Zdaje mi się, że dzisiaj czeka nas pełnia. Pomyślałem, że chętnie obejrzę waszą pasiekę, jeśli pozwolicie.




Luther, Horst, Arnika, Jeremi

Dotarcie do rodzinnej chaty ze Światożarem okazało się znacznie trudniejsze, niż Luther mógł się spodziewać. Kiedy znalazł się na skraju lasu wraz z młynarczykiem, dostrzegł na horyzoncie zbrojnego. Zachowanie żołnierza podpowiedziało młodemu Grolschowi, że lepiej się przyczaić. Jeździec patrolował wioskę, rozglądając się czujnie na wszystkie strony. Od czasu do czasu sprawdzał czy miecz dobrze chodzi w pochwie. Nie wiadomo czy z nudów, czy też szykował oręż do użycia...
- O nie, ja nie idę... - szepnął Światko, chowając się za jednym z drzew. - Czekamy aż się ściemni.

Dopiero gdy zapadła noc, Luther był w stanie zniknąć z oczu konnym patrolom Ottona i przedostać się do chaty pani matki i pana ojca. Mógł sobie wyobrażać jakie będą mieli miny, kiedy zobaczą "syna marnotrawnego".




Marysia

Ostatnie dni były dla Marysi dość ciężkie. Co tu dużo mówić - brakowało dorosłego, krzepkiego chłopa na gospodarstwie. Niezależnie od tego ile dzielności i pracowitości miało w sobie dziewczę, były czynności na roli, przy których ciężko było się obyć bez chłopa. Ot, brakowało choćby męskich ramion, aby umiejętnie powodować pługiem. Patryk starał się jak mógł, aby pomóc siostrze, ale był zaledwie wyrostkiem. W dodatku ze złamaną ręką!

Było już po zmroku, kiedy Marysia dokładała drewna do paleniska. Zima już się co prawda skończyła, ale nocą nadal potrafiło nieźle przymrozić tyłek. Patryk siedział markotny na swoim sienniku, niezadowolony że przez ciemności nie może grać dłużej w zarzucanie obręczy na kołek. Drzewce powoli zasypiały.

Marysia usłyszała nagłe poruszenie w kurniku. Ptaki poczęły głośno gdakać i machać gwałtownie skrzydłami. Ostatnio gdy słyszała takie poruszenie, lis podusił jej połowę drobiu...




Bogna

Bogna sama nie wiedziała jak szybko czas zleciał. Nie spieszyła się z powrotem do młyna, a roboty na plebanii było całe mnóstwo. Tak jak w gospodarstwie Marysi brakowało męskiej ręki, tak w świątyni i przybudówce wręcz przeciwnie. Brakowało kobiecej! Słońce zaszło, gdy sierota zamknęła za sobą drzwi plebanii. Ręce urobiła sobie po same pachy, a w dodatku nie zaznała bliskości, której tak bardzo pragnęła. Pozostawał powrót do młyna, gdzie czekały pełne wyrzutów spojrzenia Racimira oraz Żyrosława...
- Bogna... Bogna... - usłyszała zawodzenie od strony lasu. A może tylko jej się tak wydawało? Kiedy przystanęła i wsłuchała się uważnie, do uszu docierało tylko cykanie świerszczy oraz szum wiatru. Ruszyła dalej.
- Bogna... Bogna... - ponownie rozbrzmiał dziewczęcy głos, który wydał się znajomy. W ciemnościach nie mogła jednak nikogo dostrzec.



Maryna

Dzieciaki wyjątkowo opornie dawały się dzisiaj zagonić do spania. Symek bardzo prosił, aby matka pozwoliła mu podłubać w drewnie nieco dłużej tego wieczora. Dzieciak z zapamiętaniem rzeźbił coś, co chyba miało przypominać rycerza z mieczem. Z wyglądu coraz bardziej upodabniał się do ojca i tym bardziej ciężko było się oprzeć naleganiom małego artysty-stolarza. Olgierd też miał w sobie coś ze sztukmistrza. Potrafił zagrać na lutni, przypochlebić się, odśpiewać romantyczną pieśń... Nic dziwnego, że za młodu Maryna nie potrafiła mu się oprzeć. Był zupełnie innym mężczyzną niż...

W izbie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Maryna otwieraj! - usłyszała ochrypły głos Racimira. Jeśli nie chciała, aby Sławcia obudziła się z płaczem, musiała reagować szybko.




Eugeniusz Niemysł

Wielebny musiał przyznać, że pomoc Bogny okazała się nieoceniona. Zarówno domostwo, jak i świątynia wyglądały teraz o niebo lepiej, niż przed wizytą dziewuchy. Jeśli Diabeł rzucił na nią jakiś urok, to najwyraźniej wyjątkowo pożyteczny. Oby wszyscy opętani tak zawzięcie szorowali podłogi!
Żarty żartami, ale pewne podejrzenia budziły intensywne rumieńce na policzkach Mieszka, objawiające się przy każdym wspomnieniu o Bognie. Być może zamiłowanie do czystości rzeczy materialnych nie szły u sieroty w parze z czystością duchową? Ani cielesną... Jednakże dzisiaj nie było co tego roztrząsać. Późno już, ciemno wszędzie, głucho wszędzie. A Eugeniusz jak to stary człowiek, pewnie otworzy oczy na długo przed świtem i już nie będzie mógł spać. Lepiej korzystać, póki oczy się do snu kleją.

Nerwowe pukanie do drzwi zaalarmowało Wielebnego oraz Mieszka. Sługa zrobił zaskoczoną minę i zaraz ruszył w kierunku wejścia, by sprawdzić co się dzieje. Niedługo potem wrócił zaaferowany.
- Ojcze Wielebny - szepnął konspiratorsko. - Przyszła ta Konstancja, żona tego Fulka. Mówi, że potrzebuje spowiedzi...
Choć trudno było uwierzyć, aby żona rycerza szlajała się sama po zmroku, okazało się że Mieszko wcale nie żartuje. Starzec ujrzał damę czekającą w przedsionku.


Kobieta odsunęła kaptur, odsłaniając piękne, jasne włosy. Dygnęła z gracją przed Wielebnym, unosząc nieznacznie poły brązowej sukni.
- Wybaczcie najście, ojcze... Czuję, że muszę z ojcem porozmawiać. Muszę, bo inaczej nie zasnę...
Młoda dama utkwiła w Eugeniuszu błagalne spojrzenie, jakby to właśnie w nim upatrywała jedyny ratunek.
 
Bardiel jest offline