Przekonywanie kupca do współpracy nie szło wam najlepiej pomimo najszczerszych chęci. Próba dogadania się z nim przypominała próbę dogadania się z tonącym i przekonania go, że właśnie w tej sekundzie powinien zakupić od was płaszcz z gronostajów albowiem jest modny w tym sezonie i jest promocja [Cień spogląda na MG, MG popija spokojnie melisę i stawia kropkę za nawiasem]. Nie ustało pochlipywanie, nie ustało stukanie młotkiem. Po chwili jednak koleś zza drzwi gdzieś pobiegł i cisza jaka zapadła nie wróżyła niczego dobrego. Była to raczej cisza, jakiej doświadczają rodzice, gdy na moment spuszczą swoje pociechy z oczu i niby się cieszą, że jest spokój, ale w głębi duszy wiedzą, że kłopoty uderzą lada moment ze zdwojoną siłą…
Na szczęście nie musieliście dłużej stać i gapić się na drzwi, bo nadszedł ponownie błysk teleportacji. Standardowo pojawił się błysk po zakończeniu całej sceny, ale tym razem, zamiast samej kartki papieru i pisma, zobaczyliście cień. Cień z piórem gęsim w „dłoni”, który po chwili zaczął pisać na lewitującej przed nim kartce papieru, znanym wam charakterem pisma: „Musiałem to zrobić. Nie mogłem pozwolić mu odejść. Nigdy stąd nie odejdzie. Nabiera mocy i może działać w świecie żywych tylko wtedy, kiedy jest w ciele jakiegoś dziecka. Nie chciałem pozwolić mu odejść z tego domu, dlatego teraz ja nie pozwolę odejść nikomu z tej bariery i z tego miejsca, dopóki mnie nie wypuścicie. Można go zgładzić w świecie żywych tylko wówczas, gdy jest w ciele jakiegoś dziecka. I trzeba zgładzić żywiciela razem z nim, zanim ucieknie. Nie wiem jak zdołał uciec, ale najwyraźniej zdołał i ponieważ nie mógł opuścić domu, próbował zostać ze mną. Zostałem zatem w tym domu razem z nim. Gdy już było po wszystkim, podpaliłem dom i zauważyłem jak to czarne piekliszcze chodzi po podłodze i ścianach. Gonił mnie po domu i uciekałem w dym i płomienie, byle od niego, ale dopadł mnie. Nie czułem poparzeń, zgubiłem się w dymie. Ale nie zginął razem ze mną, ponownie musiał opuścić moje ciało, kiedy zorientował się że nie opuszczę tego domu i zginę w pożarze jak wszyscy inni. Ostatecznie zwyciężyłem, ale on również. Znam tylko jeden sposób by go zgładzić w świecie żywych i to musi działać, skoro nie odszedł z tego domu. Nie wiem co uczyniłem, nie wiem jak to naprawić. Przepraszam. Przepraszam was wszystkich. Módlcie się za mnie i te dzieci. Nie pozwoliłem mu odejść więc on nie pozwoli odejść nikomu.” Aby wprowadzić odpowiedni klimat dla tych o mocnych nerwach proponuje się w tym miejscu obejrzeć opuszczony dom kanibala z Rotenburga Urbexa z utuba.
* *
Po wizji znaleźliście się w tym samym domu, ale tym razem w bardziej aktualnej i znajomej wersji. Syf, ślady pożaru, kurz, zarwane schody i kawałek piętra na parterze, co się tu stanęło… Macie wrażenie, że otoczenie jest „inne” niż wszystkie poprzednie. Inna temperatura, inne oświetlenie, inne zapachy, wszystko „inne”. Illiamdrill podniósł z podłogi przewrócone krzesło i powoli, w zamyśleniu, odstawił je na miejsce. Czekaliście i nasłuchiwaliście, ale tym razem nie pojawiła się żadna „scenka”, ani znajomy wam kupiec.
– Podsumowując… - mruknął Illiamdrill. – Cień stworzył nad tym miejscem barierę i nie chce nikogo stąd wypuścić, dopóki ktoś nie uwolni jego. Dajmy mu to, czego chce.
Podniósł z podłogi drewnianą łyżkę, z braku innych przedmiotów w najbliższej okolicy, i od niechcenia rzucił nią w Diritha. Łyżka przeniknęła przez „ciało” Diritha, jak przez mgłę.
– Wspaniale… - mruknął. – Wygląda na to, że cień nie zamierza dać nam tak po prostu odejść. Dajmy mu to czego chce. Nie wyglądał znowu aż tak groźnie, skoro zwykły moczymorda sobie z nim poradził…
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |