Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2019, 17:22   #96
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Walka dobiegała do szybkiego końca. Dwóch martwych zwiadowców i trzeci uciekający. Lawina była szybka, jednak hobgoblin mógł ją oszukać i uciec. Jace skupił się przywołując iluzję lasu przed uciekinierem. Minimalnie nagiął istniejącą scenerię przesuwając nieco drzewa i gałęzie tam gdzie ich nie było i tworząc ścieżkę tam, gdzie rosło rozłożyste drzewo.
Uśmiechnął się paskudnie słysząc głuchy dźwięk uderzenia gdy hobgoblin potknął się o wystający korzeń i uderzył twarzą w wystającą gałąź, by z hukiem upaść plecami na korzeń.
Jace odwrócił wzrok gdy Lawina dopadła leżącego przeciwnika zaczynając rozrywać go na strzępy. Skupił się na swojej ranie. Dopóki adrenalina buzowała nie czuł bólu, ale drętwiejąca ręka nie dawała mu o sobie zapomnieć. Zamknął oczy skupiając swoją Wolę na swoim ciele. O dziwno rana zasklepiła się momentalnie przestając krwawić. Ręka nadal był odrętwiała, ale przynajmniej nie groziło mu wykrwawienie! Zgiełk bitewny dobiegł końca. Drużyna powoli zbierała się, Jace prostą sztuczką usunął krew znajdującą na zewnątrz jego ciała. Będzie musiał nauczyć się jeszcze zszywać ciuchy.


Kharrick przejrzał pobieżnie co hobgobliny miały przy sobie, ale średnio był tym zainteresowany.
- Wróćmy po niziołka, bo kurde zostawiliśmy samego. Potem możemy iść dalej. - odpowiedział Rufusowi. Spojrzał jeszcze raz na ciała.
- Możemy je ewentualnie ukryć pod warstwą jakiś roślin aby ich od razu nie znaleźli. Nie wiemy jak często patrolują te okolice. - dodał nie poświęcając trupom więcej uwagi. Zamiast tego spojrzał na Jace’a.
- Jak szyja? Potrzebujesz aby ci to sprawdzić?
- Szyja w porządku, bark też już w porządku - uśmiechnął się uchylając rozciętą szatę. Długa cięta rana od obręczy barkowej po koniec barku była czerwona, ale zrośnięta. Wyglądało jakby ciało samo zrosło kawałki skóry i mięśni pozostawiając naturalną bliznę.
- Chyba moja pierwsza wojenna pamiątka. - uśmiechnął się nerwowo. Widać było, że adrenalina jeszcze go trzyma.
- Rzuć fachowym okiem, żadnego zakażenia nie powinno być, ale… - wzruszył ramionami odchylając rozdarcie bardziej.
Złodziej uniósł brew.
- Ekspertem od leczenie nie jestem… wiem tylko jak to życie zabierać - mimo to podszedł. Krytycznym okiem spojrzał na to co poczynił Jace. Rana była zrośnięta co było kolejnym dowodem na to, że miał on jeszcze wiele sztuczek w rękawie.
- Zabijanie i wskrzeszanie to dwie strony tej samej monety -
- Jeśli magicznie to zaleczyłeś to chyba będzie dobrze. Raczej.
- Można to tak nazwać. - powiedział zagadkowo chowając ranę. - A co z tobą? Wyczuwam… coś się zmieniło… Ty się zmieniłeś. - spojrzał na Kharricka przenikliwie.
- Przemykasz po polu jakby cię przeciwnicy nie zauważali.
Twarz Kharrick na moment zdradziła emocje jakie zawładnęły jego sercem.
- A, no… tak. Tak jakoś zauważyłem, że w sumie jak się odpowiednio skoncentruję na kimś to przestaje mnie zauważać. Tak jakoś - olewczy ton i spokojna mina były przykrywką tego co Jace i tak pewnie mógł wyczuć. Podobnie jak przy pytaniu o to skąd zna język Aklo teraz również Kharrick był przestraszony. Robił wszystko aby tylko odwrócić od tego uwagę spoglądających na niego osób.
- To w ten sposób podwędziłem Mikelowi butelkę miodu z puli nagród - powiedział konspiracyjnym tonem nachylając się bliżej.
Jace uśmiechnął się na wspomnienie wspólnej biesiady. Zmrużył lekko oczy przyglądając się zagadkowo. - Wszystko w porządku? - spytał.
- Ano, dlaczego? Coś nie tak?
- Tak tylko pytam. - odpowiedział wymijająco.
Kharrick spojrzał na Jace’a bez zrozumienia.
- O co chodzi?
Chłopak rozejrzał się dookoła, odciągając łotrzyka jeszcze bardziej na bok.
- Wiesz o czym mówię. - odpowiedział cicho. - Twoje zdolności wykraczają poza… to co potrafisz naturalnie. - psionik szukał odpowiednich słów, by wyrazić się precyzyjnie, jednocześnie nie urażając Emi, nie po tym co przeszła.
Kharrick ponownie stracił nad sobą panowanie.
- Hahaha… sam mówiłeś że mam pewne predyspozycje - zaśmiał się nerwowo. - To dało mi do myślenia. N-no i pomyślałem. Khm. Ta-da?
Nawet złodziej wiedział, że to był tylko bełkot. Bardzo niezdarny do tego.
- Wiem... Ja… Nie mogę. Nie ważne, ok?
Serce złodzieja zaczęło walić jak szalone. Bał się co Vox mógłby zrobić. Był inteligentny ale też nie chciał się ujawnić psionikowi. Usta drgnęły złodziejowi kiedy chciał coś powiedzieć. Zaraz zaczął myśleć o innych konsekwencjach tego jeśli się wypapla.
- Przepraszam.
Psionik spojrzał szczerze zdziwiony. Nie był, nie umiał prowadzić takich rozmów. Może gdyby zajrzał do głowy byłoby, tak na pewno byłoby łatwiej, ale było to złe. Obiecał sobie jednak tego nie robić, ufać innym i nie wyciągać więcej niż sami chcą się podzielić.
- Eee… słucham? - wydukał nie wiedząc kompletnie jak interpretować zachowanie Kharricka. Ten zaś stał jeszcze chwilę bez słowa wpatrując się w niego w ogóle nie mrugając. Coś jednak się zmieniło, jakaś nieznana siła popchnęła Kharricka aby wydukać kilka słów.
- Nie do końca jestem sam w swojej głowie - szepnął jak gdyby podniesienie głosu mogło sprowadzić na niego karę niebios.
Jace zrobił zdziwioną minę. Jego oczy wyszłyby z orbit, gdyby było to fizycznie możliwe. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, gdy chłopak opanował mimikę mrużąc oczy jednocześnie podnosząc jedną brew w górę. Co to miało znaczyć? Schizofrenia? Opętanie?
- Jak… jak mogę ci pomóc? - spytał w końcu. Co jak co, ale znał się na umysłach, być może byłby w stanie zrozumieć i wyleczyć Kharricka, albo zdjagnozować? Magię wykluczał - wykryłby ją wcześniej.
- Może to mentalny kontakt z GU? Jakieś upiorne połączenie? - spytał.
Złodziej się skurczył słysząc kolejne pytania.
- Nie wiem, nie… też nie… może… Chodź. Chodź po niziołka.
Tym razem Kharrick pociągnął Jace’a za sobą pospiesznie zabierając go w stronę ich pikniku.
- Vox jest jedynym powodem dla którego żyję - powiedział urywając, czekając na coś. Kiedy nic się nie stało podjął temat. - Tylko, że… boję się go trochę.
- Vox? Ładne imię. mruknął uśmiechając się do Kharricka. - Opowiesz mi o nim?
Złodziej posłał psionikowi niezadowolone spojrzenie.
- Śliczne po prostu. Nie wiem czy byś był taki zadowolony jakby taka istota potrafiła po prostu przejąć twoje ciało kiedykolwiek mu się żywnie podoba i panicznie się bała osoby w której się… hm. No, która ci się podoba.
Jace zatrzymał się. Pytania kłębiły się w głowie. Kiedy miał do czynienia z Kharrickie/Emi, a kiedy z Voxem? Na ile można ufać czemuś, co mieszka w głowie changelinga? Na ile jest to w ogóle prawda?
- Ale to chyba dobrze, że się panicznie boi? To znaczy, że masz spokój… względny przynajmniej? -
- Ostatnio w sumie tak. Ale… czy ja wiem? Czasem nie trzeba abyś był jakoś daleko aby czuł się bezpieczniej. Nie rozumiem go, jej. W sumie tego czegoś. Ma wielką wiedzę, ale nie wie czym jest. Nie wyglądało aby rozumiał zachowań ludzi i nieludzi, ale teraz mu się kurde spodobała Rhyna. - Kharrick westchnął.
- Brzmi poważnie… i dość niebezpiecznie. Szczególnie jeśli jest w stanie całkowicie przejąć kontrolę nad ciałem. - Chcąc nie chcąc, Jace zastanawiał się, które zachowania łotrzyka były „jego”, a które Voxa? Będzie musiał się znacznie ostrożniej przyglądać sytuacji.
- A ten Vox? Nie będzie miał za złe, że o nim rozmawiasz? -
- Jace… jesteś inteligentny. Oczywiście, że się tego boję. Nie wiem co zrobi. - Kharrick skończył i zatrzymał się. Miał zbolałą minę kiedy patrzył na psionika. Nic już jednak nie powiedział, a tylko poszedł po niziołka.
- Chodźmy dalej - pomógł mu się wdrapać na żubra i zaprowadził zwierzę do pozostałych. Cały czas spoglądał na Jace'a, ale nie wspomniał ani nie pomyślał o Voxie.
 
psionik jest offline