Gert się roześmiał. Tak, Malcolm doskonale ujął w słowa jego myśli. Nic dodać nic ująć. Chwycił chusteczkę ze stołu i rozłożył na swojej dłoni. Wyciągając ją w stronę Ghartha.
- Słyszałeś człowieka, towarzyszu. - powiedział do niego - Lepiej bym tego nie ujął. Idę się spotkać z Sekretarzem naszego dobrodzieja, kamień będzie u niego bezpieczny. Tak jak i my... jeśli możesz?
Zerknął na dzikuskę i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Satharo? - zapytał - Dzisiejszy wieczór mam zamiar spędzić na piciu w ciszy mojego pokoju. Moglibyśmy na spokojnie porozmawiać. Pewnie masz wiele pytań. Jak myślisz?
W końcu towarzystwo zaczęło się przerzedzać, a nikt o kobiecie nie pomyślał. To było smutne. Nawet dla Gerta, a że był miłym człowiekiem, dlaczego by nie zaoferować pomocnej dłoni? W końcu, była częścią ich drużyny... w pewnym sensie, a wolałby wiedzieć, z kim dzieli broń. No, i fakt, że jakoś nie miał zamiaru spędzać nocy sam. Kto wie? Jeśli kobieta by odmówiła to plan ze służką wracał na porządek obrad rzecz jasna...