Powrót do wsi okazał się łatwiejszy od wspinania na wzgórze. Nie trzeba się było już spieszyć i można było spokojnie wybierać wygodniejszą drogę. Stojące przy barykadzie krasnoludy, dzięki swojej zdolności widzenia w ciemności, zorientowały się, że to nie wróg zbliża się do mostku i z radością okrzyknęły śmiałków wracających z nocnej wycieczki. Gdy dowiedziały się, że misja zniszczenia machiny miotającej pociski na wieś zakończyła się sukcesem, wzniosły wojownicze okrzyki. Bohaterowie zarobili też kilka pełnych uznania kuksańców.
W wiosce zapanowała radosna atmosfera, ludzie odetchnęli z ulgą, mimo że niebezpieczeństwo nie zostało do końca zażegnane. Ożywieńcy mogli pojawić się w każdej chwili. Po krótkiej dyskusji Hector, Grimbin i Bardak orzekli, że trzeba zwołać naradę wojenną, która miała odbyć się w młynie.
W spotkaniu brali udział Hector i Alain, jako przedstawiciele Farigoule; Grimbin i Bardak ze strony górników z kopalni i jako tako połatany Emmere Vernois oraz Matthieu Cassebrine. Zaproszono też biorących aktywny udział w walkach z szkieletami wysłanników opata.
Hector na stół wystawił butelkę brandy, żeby nieco rozładować napiętą atmosferę. Jego żona przyniosła chleb i ser, po czym wycofała się nie chcąc przeszkadzać w spotkaniu. Wypili po kieliszku alkoholu. Zagryźli. Pierwszy odezwał się Hector.
- Radźmy. Oni nie odpuszczą. Widać, że to jakiś większy plan mający na celu zniszczenie wszystkiego w dolinie…
- To logiczne – przerwał mu mędrzec, już lejąc sobie kolejną porcję brandy. – Systematycznie schodzą w dół. Pierwsza była kopalnia, potem farmy. Teraz wieś. Zaatakują znowu.
- Pytanie jakie muszę zadać brzmi: co robić? – znów odezwał się młynarz. – Z wielu powodów najlepsze, co moglibyśmy uczynić, to opuścić wieś, dopóki mamy szansę i zaniesienie wiadomości do Diuka. On z pewnością zaradzi ej sytuacji lepiej niż my tutaj…
- Czy zdołamy przekonać każdego by porzucił dobytek i uciekł? – zapytał retorycznie Alain. – A co jeśli zaatakują po drodze? Łatwiej im będzie zniszczyć rozciągniętych w pochodzie ludzi, niż przygotowaną, nawet słabo do obrony wieś. Wiem co mówię, widziałem jak kończą uchodźcy…
- Gospodarstwo jest wszystkim co mam… A może miałem… - Vernois potarł obandażowane członki, patrząc litościwie na Cassebrine’a. Matthieu skrył twarz w dłoniach. – Wieś jest też wszystkim dla mieszkańców. Mówię, walczmy o swoje! Wolę dostać w serce, niż w plecy…
- A Wy co myślicie? Gadajcie - Grimbin spojrzał na śmiałków.