- Nie zgodzę się z Wami – odezwał się Grimbin. Przez chwilę coś mamrotał pod nosem i liczył na palcach. – Nie sądzę, żeby było ich tak dużo. Do tej pory atakowały niewielkie grupki. Nie sądzę, żeby podczas ataku na Farigoule było ich znacznie więcej.
- A co do katapult i innych machin, odnośnie tego co mówi Pan Caspar to się też nie zgodzę – zagrzmiał Bardak. Wychylił kolejny kieliszek. Oczy mu się błyszczały, a nos już czerwieniał. – Błysnęło i gotowe. Nic nie budują. To magia, drodzy państwo. Magia zła i wszeteczna. My krasnoludy się taką nie paramy… Zawierzamy sile topora i Woli Przodków, która może się objawić w runach co najwyżej…
Grimbin przerwał tyradę, kładąc dłoń na ramieniu mędrca. – Dobrze prawi. A podawać tyły to mało honorowe. Zgodziliśmy się opuścić kopalnię, żeby wspomóc Was tutaj w obronie. We wspólnym interesie i gdy przyjdzie pora wrócić do naszych chodników i sztolni. My optujemy za obroną wsi!