Armia kilkuset szkieletów? Słowa czarodzieja zmroziły Dietmara, czekała ich niechybna zguba. Gdy jednak zastanowił się na spokojnie, opis ten zdał mu się mocno przesadzony.
- Uh.. Nie znam się na armiach, ale to nie była armia, a jedna tylko piekielna katapulta. No i w górach chyba nie ma aż tylu grobowców, żeby tak potężne siły na nas wysłać.
Część z krasnoludów kiwała z zadowoleniem głowami, ale cyrulik nie do końca zgadzał się z ich punktem widzenia.
- Zgodzę się jednak z m... – Przypomniało mu się w ostatniej chwili, że Casparowi zależało na dyskrecji. – Moim kompanem. Jest nas za mało, by bronić wioski, i wcale nie potrzeba armii, by nas pokonać. My już jesteśmy zmęczeni i poranieni, a napastnicy nie. Już ledwo nadążam z leczeniem i opatrywaniem. Każdy, kogo stracimy, niedługo dołączy do walki przeciwko nam. I wszyscy wy, dzielni wojowie, nie dacie rady walczyć w nieskończoność. Trza nam ruszyć do La Maisontaal. Może to nie forteca, ale klasztor ma grube mury, a zakonnicy pomogą poszkodowanym.
Widząc zaciskające się szczęki khazadów, dodał szybko.
- To nie ucieczka, to ratowanie żywych. A teraz wybaczcie, muszę do nich wrócić i zadbać o ich zdrowie.