Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2019, 22:48   #5
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Cholernie było zimno. To poczuł jako pierwsze, wraz z bólem pod czaszką i lodowatymi igiełkami kropel deszczu uderzającymi w powieki. Chyba nawet jęknął. Nie był pewien. Stęknął? Czy tylko krzyczał jeszcze we śnie? Jednak wraz z kolejno docierającymi zapachami ziemi i mchu wdarł się w ociężałe i obolałe zmysły Soroki nieokreślony niepokój. Jakiś ruch?

Ledwo otworzył oczy... i zieleń. Stąd zapach lasu. I... ruch! Na pewno ruch.

Cokolwiek się stało, półprzytomny pod gołym niebem, szaman nie był sam. Na wszelki wypadek leżał więc dalej jak kłoda, wpijając tylko dłonie w twardniejącą zimnem mimo opadu ściółkę i mrużąc oczy od kropel. Dokładniej mówiąc, leżał jak przymarzający zadem do ziemi, całkiem okazały kloc drewna, tylko że z łbem nakurwiającym jak na ciężkim kacu.

Źle. Ale jeśli w pobliżu buszowało zwierzę, nie zaatakuje z marszu nieruchomego człowieka. Trzeba tylko jeszcze trochę wytrzymać diabelne zimno, to albo pójdzie sobie, albo przylezie obwąchać i...
Zaczął rozróżniać ludzkie głosy. Dobrze... Czy źle?
Mamrotanie... Wyraźniejsze narzekania...

Źle! Ale nie bardzo.

Pomyślał, że brakuje oskarżeń. Nie mogło być inaczej, chujnia i patatajnia, patrzyć tylko, kiedy się zacznie. O, już ktoś podnosił ton. Czyżby za głosem duchów przyprowadził ludzi na zadupie i kilka więcej tyłków mróz teraz ściskał do ziemi? Soroka złowił słowo "fucha" i całkiem zamknął powieki, na próżno próbując sobie przypomnieć miniony dzień, zanim usłyszy spodziewane: "gdzie ten dziwak?" Tylko, że w następnej chwili przeszło mu przez łeb, że jak kto mniej zwyczajny dziczy, albo i ciuchy miał gorsze, to już lepiej znieść dodatkowo parę bluzgów niż grób takiemu kopać, zwłaszcza w marznącej ziemi. I ze szczerą determinacją odepchnął się łokciami do pozycji siedzącej.

- Żesz rrrrrwa to na skunksa - wymamrotał chwytając się za głowę. Zmiął w garści mokrą czapkę, ściągając ją z potarganej, rudobrązowej czupryny i rozejrzał się. Najpierw po ludziach. Potem za bronią. Chujnia wyzierała niestety z każdej, drobnej obserwacji. Z pewnością nie napadnięci, za dużo szpeja ciągle mieli przy sobie. Jakim cudem marzli więc pośrodku opuszczonego chyba od wieków, zarośniętego lasem... Cmentarza?

Żesz to! Jak gadał im o duchach, już wystarczy.

Skonsternowany szaman podrapał się po brodzie, próbując jednocześnie wstać i rozciągnąć protestujące kłuciem i skurczami, przemarznięte mięśnie, a kiedy wreszcie udało się przywrócić kończynom krążenie, gestem kierowanym do trójki najprzytomniejszych istot rozłożył ręce. Uniwersalne, pokojowe i przepraszające przesłanie brzmiące bez słów - "ja nic nie wiem".
Bo, cholera, nadal nie miał bladego pojęcia! Nic. Tylko te twarze... Wrażenie, że powinien kojarzyć ludzi, jeszcze gorsze, niż gdyby byli całkiem obcy.

Aby to jedno choć szczątkowo zweryfikować, niezgrabnie jeszcze i sztywno Soroka nachylił się nad najbliższym leżącym delikwentem próbując zmusić pamięć do przyporządkowania gdzieś rysów twarzy. No i sprawdzenia, tak po kolei, czy grobów i duchów na tym miejscu już starczy. Oby nikt nie był zimny na amen!
 
Vadeanaine jest offline